Blisko ludziProfesor Bogdan Chazan: Aborcja jest zbrodnią

Profesor Bogdan Chazan: Aborcja jest zbrodnią

Profesor Bogdan Chazan: Aborcja jest zbrodnią
Źródło zdjęć: © Forum | Rafal Siderski/Tygodnik Powszechny
13.10.2016 10:18, aktualizacja: 13.10.2016 12:32

Posiada jasno sprecyzowane poglądy na aborcję, antykoncepcję, in vitro i klauzulę sumienia wśród lekarzy. Bezkompromisowo walczy o życie nienarodzone, choć nie ukrywa, że nie zawsze tak było. Przeciwnicy go nie znoszą, sojusznicy stoją za nim murem. Rozmowa z profesorem Bogdanem Chazanem, lekarzem ginekologiem i położnikiem, wokół którego od lat trwa w mediach szum informacyjny.

Śledził pan wydarzenia związane ze zorganizowanym przez kobiety "czarnym protestem"?
Bogdan Chazan: Nie było mnie w tym czasie w kraju, zajmowałem się szpitalem MarerCare International w Kenii. Starałem się jednak być z polskimi tematami na bieżąco. Z dystansu lepiej widać. Zaskoczyło mnie, że demonstracja 30 tysięcy kobiet w obronie aborcji zrobiła takie wrażenie. Porównajmy tę grupę z półmilionową armią Polaków, która poparła projekt "Stop Aborcji".

Według pana ten protest był potrzebny?
Kobiety, które zorganizowały "czarny protest" i wzięły w nim udział, doszły widocznie do wniosku, że trzeba zaprotestować przeciwko projektowi ustawy, która chroni życie od momentu poczęcia i nie pozwala na zabicie dziecka przed jego urodzeniem. Jednak zachowanie się niektórych uczestniczek protestu, obelżywe, nienawistne hasła i plakaty, niektóre z ginekologicznymi treściami, świadczą o ich intelektualnej bezradności, zrozumiałych skądinąd trudnościach w uzasadnianiu swoich proaborcyjnych poglądów.

Karanie kobiet dokonujących aborcji jest słuszne?
Pozbawianie życia nienarodzonego dziecka jest zbrodnią. Opinia, według której matka, która dokonuje aborcji, jest już ukarana przez własne sumienie, czasami jest prawdziwa, ale nie zawsze. Właśnie zachowanie się niektórych uczestniczek "czarnego protestu" pokazuje, że część kobiet nie jest zdolna do takich refleksji. Rację ma Joanna Szczepkowska pisząc, że:

Nie zawsze kobieta po aborcji jest ofiarą. Są też kobiety cyniczne, bezlitosne i wyuzdane
Joanna Szczepkowska

Dodałbym jeszcze - niemądre. Myślę, że takie kobiety nie będą miały oporów przed zabiciem swojego dziecka, a jedyną metodą, która może je przed tym powstrzymać, jest perspektywa kary. Szczególnie, jeśli kobieta robi to świadomie, z premedytacją i osobiście, jak ma to miejsce w przypadku aborcji farmakologicznej. Zastanawiam się, skąd bierze się taka zawziętość i pragnienie, aby mieć możliwość zabicia własnego dziecka wówczas, gdy komplikuje ono w jakiś sposób plany życiowe lub nie jest całkowicie zdrowe. Na szczęście tym paniom nie przychodzi jeszcze do głowy, by zabijać noworodki, które przyszły na świat z różnymi wadami wrodzonymi , tak jak to się dzieje w Belgii i w Holandii. Jednak kto wie, czy przedmiotem dalszych protestów w przyszłości nie będzie to, by zabijane były również dzieci już urodzone.

Obraz
© Forum | Rafal Siderski/Tygodnik Powszechny

Dlaczego tak pan myśli?
Charakterystyczne dla środowisk lewicowych i libertyńskich jest eskalowanie kolejnych żądań. Wśród nich mówi się, że aborcji podlega nie dziecko a zygota, embrion. A przecież zygota to według nich nie dziecko. Po pierwsze jednak, według polskiego prawa, dzieckiem jest istota ludzka od momentu poczęcia. Po drugie, 95 proc. aborcji w Polsce wykonywanych jest z powodów eugenicznych, ze względu na to, że dziecko jest chore. Badania prenatalne trwają zwykle długo, do procedury aborcji przystępuje się w 22 - 24. tygodniu ciąży. 10 proc. tych dzieci rodzi się żywych w następstwie aborcji, pomimo zadanego im gwałtu przedwczesnego urodzenia. Po wywołanym na siłę urodzeniu płaczą zanim nie umrą. Taka sytuacja miała miejsce kilka miesięcy temu w szpitalu Św. Rodziny, gdy w procedurze aborcji wywołano przedwczesny poród dziecka, które żyło przez 22 minuty. Trudno mówić, aby ten chłopczyk był zygotą. Poza tym nie słyszałem nigdy, by pacjentka pytała lekarza, jakiej płci jest jej zygota, lub czy jest zdrowa. Argumentacja o zygocie czy zarodku poddawanym aborcji jest zwyczajnym kłamstwem, stworzonym na potrzeby aborcyjnej propagandy.

W myśl ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach przerywania ciąży, aborcję można przeprowadzić między innymi, gdy jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Za takie upośledzenie najczęściej uważa się zespół Downa. Tymczasem w ubiegłym roku podczas konkursu piosenki Eurowizji Finlandię reprezentowała grupa chłopaków właśnie z zespołem Downa. Znam dziewczynę z zespołem Turnera, która jest lekarzem i inną kobietę z tą samą chorobą, która niedługo urodzi dziecko. Obserwując tych ludzi zastanawiam się wciąż, dlaczego z góry uważa się ich za skazanych na niską jakość życia, za takich, którzy z wdzięcznością przyjmą fakt, iż je zamordujemy.

Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży weszła w życie w 1993 roku. Czy brał pan udział w pracach nad nią?
Uczestniczyłem w naradach w Sejmie jako obserwator z ramienia Ministerstwa Zdrowia. Mówi się teraz, że ustawa ta stanowiła kompromis. Szczerze mówiąc, nie widziałem żadnych układających się stron i nie sądzę, aby osoby będące za całkowitą ochroną życia od momentu kiedy się ono zaczyna, podpisywały jakikolwiek kompromis, który skazywałby część nieurodzonych jeszcze dzieci na śmierć. Za pozytyw uznać można fakt, iż w tym czasie wyeliminowano aborcję na życzenie.

Aborcję na życzenie, czyli ze względu na trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej, wprowadzono w Polsce w 1956 roku. Dostęp do zabiegów przerywania ciąży ograniczyła ustawa z 1993 roku. To długi okres.
Tak, ustawa z 1993 roku też obowiązuje za długo. To co teraz obserwujemy, również "czarny protest", są pokłosiem poststalinowskiego sposobu myślenia. Powszechny dostęp do aborcji przed laty sprawił, że z pokolenia na pokolenie przechodziło przekonanie, że aborcja dotyczy nie dziecka, ale jakiegoś bezkształtnego zarodka. Dopiero z czasem, kiedy pojawiło się USG, przekonaliśmy się, że mamy do czynienia z dzieckiem, a nie bezkształtną masą. Rozwój medycyny pozwolił nam obserwować to dziecko na wszystkich etapach życia przed urodzeniem.

Dawniej i dziś, choć w innych warunkach, to lekarze dokonują aborcji.
Nie wiem, dlaczego właśnie lekarzy wyznacza się do wykonywania aborcji. Nie takie jest ich powołanie.Ta sytuacja sprawiła, że wielu z nich ma pokiereszowane sumienia. Wykonywanie aborcji jest sprzeczne z przysięgą Hipokratesa i z etosem lekarskim. Jeżeli z jakiegoś powodu w Polsce mają być nadal wykonywane aborcje, trzeba przygotować grupę tanatologów, zawodowych katów, i skierować ich do tego rzemiosła. Na pewno aborcji nie powinni wykonywać lekarze powołani do ratowania życia, a nie do zabijania.

Obraz
© Forum

Pan nie ukrywa, że wiele lat temu sam dokonywał aborcji. W mediach pojawia się czasem dyskusja, jak to możliwe, że tak diametralnie zmienił pan zdanie na ten temat.
Nie jestem pierwszą osobą na świecie, która zmieniła zdanie na jakiś temat. Wiemy co robił św. Paweł przed Damaszkiem... Moje przejście na drugą stronę, jeśli tak to nazywamy, nie było w żadnej mierze moją zasługą, ale Bożego miłosierdzia. Nie było jakiegoś jednorazowego olśnienia, a raczej rozłożony w czasie proces. Dawniej kwestie bioetyki nie były przedmiotem powszechnego zainteresowania, jak obecnie. Teraz o ochronie życia mówi się dużo więcej. Wielka w tym zasługa św. Jana Pawła II. Również rozwój nauki sprawił, że środowisko medyczne i całe społeczeństwo zaczęło inaczej patrzeć na kwestię godności życia człowieka, zanim się urodzi. Przyznając się publicznie do tego co było kiedyś, chciałbym zachęcić innych lekarzy by postąpili podobnie, by zaniechali dalszego wykonywania aborcji. Znam takich, którzy brną w tym i nie bardzo wiedzą, jak z tej sprawy wyjść z twarzą. Nie wiem, dlaczego części społeczeństwa zależy na tym, aby lekarze, którzy powołani są do leczenia, do sprawiania ulgi w cierpieniu, kierowani byli do wykonywania aborcji, często wbrew ich woli i wbrew ich sumieniu.

*Zna pan lekarzy, którzy nie chcieliby wykonywać aborcji, a wykonują ją? *
Wielu lekarzy rozmawia ze mną na ten temat. Niedawno zadzwonił do mnie młody lekarz ze Śląska z pytaniem, czy znam szpital, w którym mógłby robić specjalizację z ginekologii i położnictwa, ale taki, w którym nie musiałby wykonywać aborcji.Odpowiedziałem, że kiedyś takim szpitalem był Szpital Św. Rodziny.

Czyli rozmawiamy o sumieniu?
Owszem. Przecież lekarz jest człowiekiem i ma sumienie, jak każdy. Jak każdym, kieruje nim system wartości. Nie jest, nie powinien być, ślepym narzędziem, które bez refleksji zrobi wszystko, co mu się narzuca - wyprodukuje człowieka czy go zabije. Klauzula sumienia służy właśnie temu, by sumienie lekarza chronić przed wykonywaniem tych procedur, które są sprzeczne z jej czy jego systemem wartości. Problemem jest, że wielu z nich boi się nawet o to zapytać przełożonych. Mój nagłośniony w mediach przypadek wyrzucenia z pracy za odmowę aborcji przyczynił się do skuteczniejszego "zarządzania lękiem" lekarzy i położnych.

Tej argumentacji nie przyjmuje wiele kobiet. Zarzucają politykom, a nawet lekarzom, że rodząc dziecko z jakimikolwiek wadami, w rezultacie pozostawione są samym sobie, bez wsparcia i pomocy.
Czasami tak bywa i to jest smutne. Gdyby kobiety dostały odpowiednie wsparcie, zwłaszcza ze strony lekarzy i najbliższego otoczenia, postępowałyby inaczej. Powinny otrzymać pomoc ze strony państwa, zwłaszcza w przejęciu obowiązków nad ciężko chorymi dziećmi. Powinny też liczyć, że państwo wspomoże finansowo rodzinę wychowującą niepełnosprawne dziecko. Odpowiednie wsparcie moralne i materialne sprawiłyby, że mniej matek podejmowałoby decyzję zabicia dziecka przed urodzeniem.

Jak według pana powinny postępować kobiety, często w chcianej i wyczekanej ciąży, u których rozpoznano wady rozwojowe dziecka?
Niestety, wmawia się tym kobietom, że noszenie w sobie chorego dziecka stwarza im niewyobrażalny ból i stres i że czym prędzej powinny zrobić z tym "porządek". Im szybciej, tym lepiej. Tymczasem nauczyłem się od swoich pacjentek, że wiele z nich myśli inaczej. Decydują się na aborcję ze względu na nacisk otoczenia, lekarza, męża. Znam przypadek pacjentki, której dziecko miało nieprawidłowości rozwojowe, i którą lekarka skierowała na aborcję. Kiedy pani pojawiła się na wizycie po miesiącu, ciągle w ciąży, lekarka była bardzo niezadowolona, stwierdzając, że w takiej sytuacji, ona nie będzie prowadzić ciąży. Naciski z każdej strony powodują, że kobiety tracą ducha, poddają się. Wielokrotnie widziałem, że kobiety pragnęły urodzić żywe dziecko, nawet jeśli było bardzo ciężko chore. Wspólnie z rodziną chciały dziecko pożegnać przed śmiercią, ochrzcić. Chciały zachować się po prostu po ludzku.

*Dlaczego lekarze nie wspierają kobiet? *
Część lekarzy, którzy podejmują znaczące decyzje, kierują klinikami, bądź szpitalami to specjaliści wychowani w czasach słusznie minionych. Z podejścia do spraw etycznych medycyny stosowanej w czasach komunistycznych, w bardzo prosty sposób przeszli do bardzo podobnych zasad etycznych medycyny sterowanych przez liberalne prądy Zachodu. Ani jedne, ani drugie trendy nie sprzyjały refleksji moralnej czy widzeniu w nienarodzonym dziecku człowieka. Sprawy bioetyczne są rzadko omawiane na sympozjach ginekologicznych. Zwykle chodzi o to, by nie drażnić środowiska, a zwłaszcza sponsorów wydawnictw medycznych czy konferencji naukowych, którymi są przede wszystkim producenci środków antykoncepcyjnych. Lepiej obejść tę sprawę, pominąć milczeniem, machnąć ręką. Czas biegnie i duża część środowiska medycznego nie rozumie lub nie chce rozumieć oczekiwań większości pacjentów stojących po stronie cywilizacji życia.

Obraz
© Forum | Rafal Siderski/Tygodnik Powszechny

*Mówi pan o starszych lekarzach, pamiętających dawne czasy, a co z młodymi lekarzami? Jakie jest ich zdanie na ten temat? *
Na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie organizowane są corocznie, zwykle w grudniu, sympozja dotyczące zdrowia prokreacyjnego, na które przychodzą tłumy studentek i studentów medycyny i położnictwa. Oni, podobnie jak młodzi lekarze, właściwie widzą swój zawód i powołanie. Niektórzy z nich marzą o tym, by zająć się w przyszłości ginekologią i położnictwem. Pytają mnie, czy mają szanse na to, by w przyszłości zgodnie z sumieniem pracować w tej specjalności. Odpowiadam, że zależy to często od ordynatora oddziału. Tymczasem już w pracy czasem są zmuszani do wykonywania procedur sprzecznych z ich sumieniem. Kiedy stawiają opór, spotykają się z agresją ze strony przełożonych, są wyśmiewani, stawiani wobec wyboru pracy w wymarzonej specjalności albo sprzedawania marchewek. Część kierowników klinik czy ordynatorów oddziałów nawet słuchać nie chce młodych lekarzy, którzy chcieliby korzystać z klauzuli sumienia, więc w rezultacie ci zaczynają się godzić z zastaną sytuacją, z niszczeniem ich sumień. Czy naprawdę chcemy, by lekarze, pod których opiekę się oddajemy, byli bezwolnymi automatami, bezrefleksyjnymi dostarczycielami zdrowotnych usług?

*Pan się temu sprzeciwia, w związku z czym napotyka wielu przeciwników. Jak odbiera personalne ataki na swoją osobę? Ostatnio głośno było o sprawie Anki Grzybowskiej, która opisywała w sieci spotkanie z panem sprzed dwunastu lat. Sugerowała, że odmówił pan między innymi wykonania cesarskiego cięcia. *
To wydumana historia, w sprawie której wszczęte jest już prawne postępowanie. Opowieść tej wirtualnej pacjentki jest od początku do końca zmyślona. Kiedy byłem dyrektorem Szpitala Św. Rodziny w Warszawie, prawie cały swój czas poświęcałem czynnościom administracyjnym, nad czym zresztą bolałem. Nie podejmowałem decyzji dotyczących sposobu przeprowadzenia porodu na sali porodowej, chyba że w drodze wyjątku, kiedy ciąża była skomplikowana. Nie prowadziłem obchodów w oddziałach. Jeden z podawanych przykładów dotyczy roku 2003, wtedy jeszcze w tym szpitalu nie pracowałem. Akcje tego typu wywoływane są celowo, by mnie zdyskredytować i poniżyć. Muszę jednak powiedzieć, że znoszę to dobrze. Jestem nawet zadowolony, bowiem chroni mnie to przed pychą. Poza tym istotne jest, iż częstość zgonów noworodków w Szpitalu Św. Rodziny była i jest nadal o połowę mniejsza niż średnia w całym kraju. Świadczy to o dobrym poziomie opieki położniczej i neonatologicznej w tym szpitalu.

Poza historią, którą w sieci opisywała pana rzekoma pacjentka, zwracał uwagę fakt, iż był tam pan wyjątkowo opryskliwy.
Nie mówię zwykle o sobie dobrze, bo to zwyczajnie niezręczne, ale tym razem to zrobię. Przez całe prawie 50 lat wykonywania zawodu lekarza, które mam za sobą starałem się zachowywać wobec pacjentów w sposób właściwy. I to mi się udawało, bez wielkiego wysiłku. Tego typu oskarżenia to wyraz frustracji przeciwników. Nie mają rzeczowych argumentów więc pozostają inwektywy i mowa nienawiści. Zupełnie jak podczas "czarnego protestu".

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1192)
Zobacz także