#WszechmocnePrzemoc ekonomiczna. "Każda kobieta powinna myśleć o sobie"

Przemoc ekonomiczna. "Każda kobieta powinna myśleć o sobie"

Alicja po nocach wykonywała zlecenia dla swojego ex partnera.
Alicja po nocach wykonywała zlecenia dla swojego ex partnera.
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aneta Malinowska
02.03.2021 15:49

Alicja Bańkowska przez kilka lat pracowała w firmie partnera bez zatrudnienia. Prowadziła mu księgowość, przygotowywała prezentacje i budżety projektów. Po rozstaniu została bez wiary w siebie, bez pracy, bez miłości. Z depresją i z niczym.

Instytut Spraw Publicznych przeprowadził badanie, z którego wynika, że prawie 1/3 Polaków akceptuje wydzielanie pieniędzy współmałżonkowi. W większości przypadków sprawcami przemocy ekonomicznej są mężczyźni i ma to ścisły związek z tradycyjnym modelem rodziny, jaki w naszym kraju nadal funkcjonuje.

Na początku była miłość

Alicja Bańkowska 8 lat temu weszła w związek, jak sądziła, z mężczyzną swojego życia. Facet był kilka lat starszy od niej, miał stabilną pozycję zawodową. Wydawał się być odpowiednim kandydatem na życiowego partnera. Połączyła ich praca i tzw. "chemia". Mniej więcej po 1,5 roku spotkań i życia na odległość, zamieszkali ze sobą. Wtedy Alicja przeprowadziła się dla niego z Gdańska do Warszawy.

- Zapakowałam się w samochód i zamieszkałam z nim. Kilka miesięcy wcześniej zarejestrowałam własną małą firmę. Jednak szybko zaszłam w ciążę, a ponieważ przez 9 miesięcy musiałam oszczędzać, to mniej więcej od 5 miesiąca przestałam pracować. Zawiesiłam działalność. I to był początek końca dobrych czasów w naszym związku – wspomina Alicja.

Dziewczyna miała trochę swoich oszczędności i na początku z tego żyła, wspierali ją również rodzice. Planowała wrócić do pracy kilka tygodni po porodzie. Chciała też poszerzyć swoje kompetencje. Życie miało trochę inne plany.

- Gdy urodziła się córka, przepadłam. Julka przeszła poważną infekcję w pierwszym miesiącu i moje priorytety bardzo się wtedy zmieniły. Plany zawodowe przesunęłam na później. Po tej infekcji nie umiałam sobie wyobrazić, że puszczam maleństwo do żłobka. Czułam, że muszę posiedzieć z nią w domu dłużej, niż początkowo planowałam – powiedziała w rozmowie z WP Kobieta.

Dopóki Alicja żyła za swoje pieniądze, było dobrze. Oszczędności szybko się kończyły, coraz częściej potrzebowała pożyczać pieniądze od partnera. I tu pojawiały się schody.

- Jak jechaliśmy na zakupy, był bardzo niezadowolony, że kupuję coś dla siebie. W końcu, zamiast wybierać np. kosmetyki czy ciuchy dobrej jakości, kupowałam najtańsze, w dyskontach, których nie znoszę. On szedł i kupował sobie najlepsze, na jakie miał ochotę, ja nie pracowałam zawodowo, więc miałam poczucie, że mnie się nic nie należy i niestety godziłam się z tym – wspomina kobieta.

"Pytałam o pieniądze, mówił - przecież razem mieszkamy"

Alicja chciała wrócić do pracy, ale nie bardzo wiedziała, jak to zrobić. W Warszawie była zdana sama na siebie. Nie miała zbyt wielu znajomych, nie miała rodziny. Siedziała całymi dniami z dzieckiem w domu. Partner pracował, wychodził z samego rana, wracał późno wieczorami.

- Coraz częściej zajmowałam się jego zleceniami. Oczywiście bez oficjalnej umowy i bez pensji. Robiłam mu prostą księgowość, opisywałam projekty i przygotowywałam prezentacje, które potrzebował mieć na już. Często siedziałam po nocach, gdyż zazwyczaj wszystko było potrzebne "na wczoraj". Ogarniałam też jego grafik. Niemalże jak asystentka czy sekretarka, tylko bez wynagrodzenia. Mieliśmy razem działać, zawsze. Gdy pytałam nieśmiało o pieniądze – słyszałam, że przecież wspólnie mieszkamy, to mamy wspólny budżet. Z tym że z tego budżetu mnie się nic nie należało - mówi Alicja.

Partner Alicji założył oddzielne konto, na które przelewał pieniądze na zakupy.

- Przelewał pieniądze, jak miał ochotę i czas. Zazwyczaj nie więcej jak 1000 zł na miesiąc, co musiało mi wystarczyć na ogarnięcie dziecka, życia domowego i siebie. Chciałabym tylko zaznaczyć, że tysiąc złotych mój były partner zarabiał dziennie. Miał wówczas bardzo dobre dochody - wspomina Alicja.

Gdy kobieta potrzebowała zrobić całodzienne zakupy, a wiedziała, że na koncie nic nie ma, partner potrafił rzucić jej z rana 10 czy 20 zł na stół i powiedzieć, że więcej nie ma. Takie sytuacje u nich w domu zdarzały się wielokrotnie.

- Wstyd mi o tym mówić, ale wtedy najczęściej dzwoniłam do matki, która zarabia dużo mniej niż mój były partner i to ona robiła mi przelewy, żebym miała cokolwiek własnego. Nie mówiłam wtedy nikomu o sytuacji, w jakiej byłam – wspomina Alicja.

Kobieta przyznaje, że tamten czas był dla niej upadlający i upokarzający.

- Zupełnie straciłam wiarę w siebie. On od pewnego momentu na każdym kroku podkreślał, że nie jestem w stanie bez niego funkcjonować. Że jestem nikim. Mimo że mam skończone 2 fakultety i 6 lat wcześniej pracowałam w branży e-commerce - mówi ze smutkiem Alicja.

"Kobiety często same sobie robią krzywdę"

- Poświęcanie się dzieciom czy partnerowi nie jest dla kobiet dobre. Nigdy. Oczywiście przy maleńkim dziecku – trzeba, ale gdy dziecko ma już kilka lat, czy chodzi do przedszkola, każda kobieta powinna pomyśleć o sobie i własnej przyszłości! Kobiety muszą pamiętać, ze jeśli same o siebie nie zadbają, to nikt o nie nie zadba - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta mgr Justyna Trojanowska-Juras, psycholog i psychoterapeuta z Kliniki PsychoMedic.pl.

- Jeśli mężczyzna nie docenia pracy kobiety w domu, pomocy w swojej pracy i nie pozwala kobiecie korzystać ze swoich pieniędzy, to wtedy jak najszybciej kobieta powinna zadbać sama o siebie. Absolutnie nie czekać na kiedyś. Bo jeśli nie jest dobrze w pierwszych kilku latach związku, to nie można się oszukiwać, że kiedyś później to się zmieni na korzyść - dodaje ekspertka.

- Nie wszystkie kobiety są przedsiębiorcze, silne psychiczne, pewne siebie czy zaradne i wtedy problem rośnie w siłę. Wiele kobiet przy małych dzieciach wie, że nie da rady pracować u kogoś. Wtedy kobiety często rezygnują z siebie. Przekładają moment powrotu do pracy na przyszły rok albo na kolejny, albo jak dziecko pójdzie do przedszkola czy szkoły, a im więcej czasu mija, tym trudniej jest wrócić do działań zawodowych – mówi psycholog Justyna Trojanowska-Juras.

"Przelała się czara goryczy"

Związek Alicji i jej partnera rozpadł się po 3 latach od wspólnego zamieszkania. Zaważyły na tym nie tylko kwestie finansowe, choć miały one ogromne znaczenie przy decyzji, jaką kobieta podjęła.

- Przyszedł dzień, że przelała się czara goryczy. Zapakowałam córkę i wróciłam do Gdańska. Zamieszkałam u matki. Partner najpierw myślał, że to tak na chwilę. Gdy powiedziałam, że nie wracam, w jednym momencie zblokował mi dostęp do wszystkiego, co mieliśmy wspólne – wspomina Alicja.

Kobieta nie miała z partnerem ślubu, więc po rozstaniu nic się jej nie należało, a o alimenty dla dziecka musiała walczyć w sądzie.

- Mój ex partner był na tyle złośliwy, że na swoje dziecko przelewał przez pół roku po 200 złotych miesięcznie. Dopiero w sądzie wywalczyłam odpowiednią stawkę. Na szczęście prowadziłam mu księgowość, miałam wszystkie faktury, byłam w stanie udowodnić, ile zarabia, bo dokumenty, które przyniósł na rozprawę, wskazywały zupełnie coś innego – opowiedziała nam Alicja.

Po powrocie do rodzinnego Gdańska Alicja zamieszkała u matki i popadła w depresję. Dopiero po 2 latach, gdy jej córka poszła do przedszkola, kobieta była w stanie pozałatwiać własne sprawy zawodowe. Dziś apeluje do kobiet w podobnych sytuacjach, aby zawsze myślały o sobie.

- Ja już wiem, że życie to nie bajka. Miłość to fajna sprawa, ale los bywa przewrotny. Gdyby ktoś mi kilkanaście lat temu powiedział, że wyląduję w takiej sytuacji, że nie będę kilka lat pracować i zarabiać, nie uwierzyłabym. Każdej kobiecie polecam nie zapominać o sobie - podsumowuje Alicja.

- Kobiety muszą sobie zdawać sprawę, że nie są w stanie przewidzieć przyszłości, a życie układa się przeróżnie i nie zawsze tak jakby chciały. Wszystkie zakładamy, że mężowie nas nie zostawią, że nigdy się nie rozstaniemy, jednak często zdarza się inaczej. Trzeba mieć tego świadomość i dlatego tak bardzo ważne jest, aby każda kobieta miała swoją pracę - mówi specjalistka.

Psycholog dodaje, że z takich sytuacji należy wychodzić małymi krokami. Zacząć choćby od przygotowania i wysłania CV. Zrobić jakiś kurs, który pomoże podnieść kompetencje i ułatwi powrót na rynek pracy.

- Może pierwsza praca po przerwie nie będzie pracą marzeń, ale za rok łatwiej będzie znaleźć lepszą. Kobiety w takich sytuacjach muszą pamiętać, że zrobienie jednego kroku jest dużo ważniejsze niż stanie w miejscu – zauważa Justyna Trojanowska-Juras.

Źródło artykułu:WP Kobieta