Shirley Chisholm - pierwsza kobieta i Afroamerykanka, która chciała zostać prezydentem USA
Shirley Chisholm to pierwsza kobieta i Afroamerykanka, która chciała zostać prezydentem USA. Pojawiła się na scenie politycznej na długo przed Barackiem Obamą i Hillary Clinton, ale to ona utorowała im drogę do kariery. - Częściej spotykałam się z dyskryminacją dlatego, że byłam kobietą, a nie dlatego, że byłam czarna - mówiła
03.11.2016 16:19
Gdy pytano ją, jak chce zostać zapamiętana, odpowiadała: jako osoba, która miała jaja. Shirley na pewno nie można tego odmówić. 44 lata temu ta była nauczycielka w szkole pielęgniarskiej, która zasiadała w Kongresie, ogłosiła chęć do wystartowania w wyścigu o Biały Dom. - Zdecydowałam się na ten krok, ponieważ większość ludzi myślała, że Ameryka nie jest gotowa na czarnoskórego prezydenta i na dodatek kobietę w tej roli – mówiła. Miała świadomość, że nie wygra, ale pragnęła, by jej kandydatura utorowała drogę innym czarnoskórym politykom w przyszłości.
Ameryka nie była jeszcze przygotowana na czarną kobietę, która miałaby stanąć na jej czele. W trakcie kampanii Shirley przekonała się o tym dobitnie. Wielokrotnie grożono jej śmiercią. Nie złamało jej to.
- Trzeba zakończyć wojnę w Wietnamie i sprowadzić naszych chłopców do domu – mówiła stacji BBC o swoich priorytetach. – Nasz rząd powinien być reprezentowany przez wszystkie grupy społeczne. Powinny się w nim znaleźć kobiety, ludzie czarnoskórzy - dodała. Już w latach 70. domagała się równych płac dla kobiet i mężczyzn. – Płeć nie powinna mieć tu znaczenia – komentowała.
W walce o nominację prezydencką Partii Demokratycznej w 1972 roku zdobyła 151 głosów na konwencji wyborczej, co nie wystarczyło do uzyskania nominacji. Już wtedy była uznaną kongresmenką, która często doświadczała dyskryminacji.
W 1968 roku stanęła do wyborów do Izby Reprezentantów w okręgu nowojorskim i jako pierwsza czarnoskóra kobieta zasiadła w Kongresie. W tym samym roku Martin Luther King, charyzmatyczny działacz na rzecz równouprawnienia Amerykanów, został zamordowany.
- Możecie sobie wyobrazić bycie czarnoskórą kobietą w Kongresie? Wielu białych polityków nie szanowało jej – przyznaje Barbara Lee, która jest jedną z 35 Afroamerykanek zasiadających w Kongresie. Była też jedną z wolontariuszek, które pracowały podczas kampanii wyborczej Shirley Chisholm.
Chisholm była rzeczniczką zwiększenia wydatków na cele społeczne, opiekę zdrowotną, edukację, sprzeciwiając się jednocześnie zwiększaniu sum przeznaczanych na wojsko. Walczyła o prawa imigrantów. Dzięki niej wiele dzieci z ubogich rodzin otrzymało darmowe kupony na obiady w szkołach.
- Utorowała drogę do polityki wielu Afroamerykanom - mówi 22-letnia Kimaya Davis, która dzięki programowi praktyk ufundowanemu przez Chisholm, pracuje w jednej z komisji Kongresu. Dla wielu osób, takich jak Kimaya Davis, Shirley Chisholm jest ikoną. Była znana w latach 60. i 70, ale później została zapomniana.
Urodziła się w 1924 roku na Brooklynie w Nowym Jorku w rodzinie imigrantów z Karaibów, ale dzieciństwo spędziła z babką na Barbadosie. - Babcia dała mi siłę, godność i miłość - napisała lata później w swojej autobiografii. Wróciła do Nowego Jorku, by skończyć edukację.
Gdy dorastała, segregacja rasowa w jej kraju trwała w najlepsze. Gdy miała 31 lat, głośnym echem odbiła się sprawa Rosy Parks, Afroamerykanki, która w autobusie odmówiła ustąpienia miejsca siedzącego białemu mężczyźnie.
Za ten przejaw buntu wobec obowiązujących zasad Parks została aresztowana, co wywołało falę protestów. Stała się symbolem walki z segregacją rasową. Shirley temat walki z rasizmem spędzał sen z powiek, to wtedy zainteresowała się polityką.
Chisholm słynęła z wielu powiedzeń na ten temat. - Jeśli nie ma dla ciebie miejsca przy stole, przynieś swoje składane krzesło - mawiała. Pracowała wówczas jako nauczycielka w szkole pielęgniarskiej.
Gdy przestała zasiadać w Kongresie, wróciła do nauczania pielęgniarstwa, kierowała Centrum Opieki Pediatrycznej Hamilton-Madison w Nowym Jorku. Zmarła w 2005 roku w wieku 80 lat.
W 2015 roku prezydent Barack Obama odznaczył ją pośmiertnie Medalem Wolności – najwyższym odznaczeniem cywilnym Stanów Zjednoczonych. – W historii naszego kraju są ludzie, którzy nie oglądali się na prawo czy lewo. Oni patrzyli do przodu i walczyli – mówił do zgromadzonych podczas uroczystości.