Steczkowska nie ma czasu na zły nastrój

Dum­na z męża i dwóch sy­nów, Ju­sty­na Stecz­kow­ska czu­je się speł­nio­ną ko­bie­tą. Wy­ci­szo­na, wy­ro­zu­mia­ła dla in­nych i sa­mej sie­bie, lu­bi swo­ją me­lan­cho­lię.

Obraz
Źródło zdjęć: © Iza Grzybowska

ZWIERZENIA NIEKONTROLOWANE

"Nie mam czasu na zły nastrój"

Na trzy­dzie­ste uro­dzi­ny wł­oży­ła uko­cha­ną su­kien­kę, szczę­śli­wa, że przed nią naj­lep­sze la­ta ży­cia. Dum­na z męża i dwóch sy­nów, Ju­sty­na Stecz­kow­ska czu­je się speł­nio­ną ko­bie­tą. Wy­ci­szo­na, wy­ro­zu­mia­ła dla in­nych i sa­mej sie­bie, lu­bi swo­ją me­lan­cho­lię. Wtedy patrzy na swoje życie z lotu ptaka.

Obraz
© (fot. Iza Grzybowska)

Jest pa­ni je­sien­ną dziew­czy­ną?

Mo­je pierw­sze wspo­mnie­nia mi­ło­sne ko­ja­rzą mi się z je­sie­nią. Ta po­ra ro­ku ma spe­cy­ficz­ny za­pach: tro­chę mokry, tro­chę jabł­ko­wy, tro­chę melan­cho­lij­ny. Ale je­sień bar­dzo pach­nie, tak sa­mo, jak wiosna… Je­sień przy­po­mi­na mi tro­chę mnie sa­mą głę­bo­ko w środ­ku.

Na swo­jej no­wej pły­cie „Daj mi chwi­lę” jest pa­ni reflek­syj­na. Dojrzalsza?

Tak… bo dla ko­bie­ty 30. uro­dzi­ny są ma­gicz­ne, zmie­ni­łam się, sta­łam się bar­dziej wy­ci­szo­na, po­kor­na, wy­ro­zu­mia­ła dla in­nych i samej sie­bie.

Prze­szła pa­ni kry­zys trzy­dziest­ki? Bo­la­ło?

Nie… Cze­ka­łam na ten dzień i obie­ca­łam so­bie, że bę­dzie wyjątkowy. No i uda­ło się! By­ło pięk­nie, świe­ci­ło ja­sne słoń­ce, ubrałam się w swo­ją uko­cha­ną su­kien­kę, spa­ce­ro­wa­łam po mie­ście i czułam się na­praw­dę szczę­śli­wa. Mia­łam du­żo do­brych my­śli w gło­wie i czu­łam, że przede mną naj­lep­sze la­ta ży­cia.

Jest pa­ni speł­nio­na ja­ko ko­bie­ta?

Tak, mam dwóch sy­nów, siedmiolet­nie­go Le­ona i dwuipółletniego Sta­sia, któ­ry jest po­dob­­ny do mnie i mo­je­go ta­ty, na­to­miast star­szy syn to kopia mę­ża. Obo­je z Mać­kiem je­ste­śmy z nich dum­ni. Da­li­śmy coś pięknego so­bie i świa­tu.

Obraz
© (fot. Iza Grzybowska)

Chy­ba jest pa­ni do­brą mat­ką. Po­dob­no nie przy­szła pa­ni na­wet kie­dyś na pró­bę pro­gra­mu „Ta­niec z gwiaz­da­mi”.

Tak, to praw­da. Ale nie wi­dzę w tym nic nad­zwy­czaj­ne­go. Pro­gram jest tyl­ko na chwi­lę, dzie­ci na za­wsze.

Mó­wi pa­ni wręcz, że to ob­ciach być gwiaz­dą.

Kie­dyś bra­ko­wa­ło mi po­ko­ry. By­łam but­ną, mło­dą dziew­czy­ną. Wy­da­wa­ło mi się, że od ży­cia tak wie­le mi się na­le­ży.

Ja też by­łam oso­bą wa­lecz­ną i my­ślą­cą tyl­ko o lau­rach.

I do­brze, na tym po­le­ga mło­dość… Ale też, z dru­giej stro­ny, zawsze lu­bi­łam lu­dzi, je­stem spod zna­ku Lwa. I jak więk­szość Lwów, mam wiel­kie ser­ce, je­stem otwar­ta, ser­decz­na… A te­raz jesz­cze czu­ję wdzięcz­ność za każ­dą szczę­śli­wą chwi­lę. Dzi­siaj też wiem, że cza­sem do­brze jest przyj­rzeć się so­bie z bo­ku. Po­pa­trzeć na swo­je życie z lo­tu pta­ka. Je­stem ca­ły czas w dro­dze, i ta dro­ga po­zwa­la mi się zmie­niać. Ja na przy­kład nie chcia­ła­bym mieć zno­wu 25 lat. To już by­ło. Zda­rzy­ło się wszyst­ko, co mia­ło się stać. Dro­ga do koń­ca jest jesz­cze dłu­ga. A zmia­ny nie­unik­nio­ne.

Co to zna­czy?

Wszyst­ko i nic… Sta­ram się ogar­nąć rze­czy­wi­stość z róż­nych stron. Głę­biej zro­zu­mieć ra­cje dru­gie­go czło­wie­ka.

In­ny punkt wi­dze­nia?

Do­kład­nie.

To wiel­ka sztu­ka.

Wiel­ka… Uczy­my się jej przez ca­łe ży­cie.

Wiem, że za­chwy­ci­ła pa­nią lek­tu­ra „Al­che­mi­ka”. Co szcze­gól­nie?

De­fi­ni­cja mi­ło­ści. Brzmi na­stę­pu­ją­co: „Mu­sisz wie­dzieć, że miłość ni­gdy nie sta­je na prze­­szko­dzie te­mu, kto pra­gnie żyć wła­sną le­gen­dą. Je­że­li tak się dzie­je, zna­czy to, że to nie by­ła mi­łość prawdzi­wa. Mi­łość, któ­ra prze­ma­wia ję­zy­kiem wszech­świa­ta”.
Ko­cha­my się z mę­żem, trosz­czy­my o sie­bie, ale jed­no­cze­śnie da­je­my sobie wie­le wol­no­ści, na swo­je oso­bi­ste świa­ty i ce­le. Mo­że dla­te­go obo­je je­ste­śmy szczę­śli­wi.

Któ­ra pio­sen­ka z ostat­niej pły­ty jest pa­ni naj­bliż­sza?

Są dwie. Te, do któ­rych sa­ma na­pi­sa­łam tekst, „To nie miłość” oraz „Tu i tu”. Pierw­sza wy­pły­nę­ła z mo­ich prze­żyć… A zda­rzy­ło się to już wie­le lat te­mu.

Obraz
© (fot. Iza Grzybowska)

Wie­dzia­łam, że to ja­kaś nie­do­koń­czo­na hi­sto­ria mi­ło­sna…

To nie­za­mknię­te spra­wy emo­cjo­nal­ne. Do­brze jest mieć szan­sę wy­rzu­cić je z sie­bie. Po­słać w świat. W ten spo­sób po­ma­gam so­bie i in­nym. Z jed­nej stro­ny, sta­ję się bliż­sza tym, któ­rzy prze­szli to sa­mo, a z dru­giej – nie je­stem osa­mot­nio­na w tym, co czu­ję…

Roz­mo­wa za­wsze oczysz­cza. A śpie­wa­jąc, roz­ma­wia pa­ni prze­cież ze swoimi słu­cha­cza­mi, a oni z pa­nią…

Tak, to pięk­na wy­mia­na do­brej ener­gii z obu stron. Ja da­ję im z siebie wszyst­ko, co głę­bo­ko czu­ję i po­tra­fię… Oni od­da­ją mi swoje wzru­sze­nia, uśmiech, do­bre sło­wo, ni­cze­go nie tra­cąc. Po do­brym kon­cer­cie obie stro­ny tyl­ko zy­sku­ją. Po na­gra­niu pły­ty „Daj mi chwi­lę” naj­wię­cej e­-ma­ili do­ty­czy­ło pio­se­nek „To nie miłość” i „Wra­cam do do­mu”. Lu­dzie opi­sy­wa­li mi swoje hi­sto­rie mi­ło­sne, dzię­ku­jąc za ten utwór. My­ślę, że wie­lu z nich wy­pła­ka­ło łzy do koń­ca… Po­czu­li ulgę i spoj­rze­li na swo­ją mi­łość raz jesz­cze…

Nie­któ­rzy stwier­dzi­li, że to jed­nak nie by­ła mi­łość, a tyl­ko kochanie… Za­wsze przy­kro jest się prze­ko­nać, że to, co uznawaliśmy za wiel­kie uczu­cie, wca­le nim nie jest…

Sa­ma przez to kie­dyś prze­szłam. Te­raz opo­wie­dzia­łam to w tek­ście piosen­ki, naj­le­piej, jak po­tra­fi­łam. Cho­ciaż by­ło to bar­dzo daw­no temu i nie ma już we mnie tych emo­cji, któ­re mną tar­ga­ły…

Eee, chy­ba coś zo­sta­ło…

Mo­że… Ale to ra­czej ja­kieś reszt­ki uczuć, któ­re ukry­ły się w zakąt­kach mo­jej du­szy… Tym bar­dziej trze­ba je by­ło wy­rzu­cić z sie­bie, aby się do koń­ca oczy­ścić. Zro­bi­łam to po­przez mu­zy­kę.

Ale mam też ta­kie wra­że­nie, jakby przez ca­łą pły­tę prze­wi­jał się nastrój nie­speł­nio­nej mi­ło­ści. Czy tak?

Nie…

A więc to przy­pa­dek, że w ten spo­sób uło­ży­ły się pio­sen­ki.

Tak. Mnie się zda­rzy­ła tyl­ko raz nie­speł­nio­na mi­łość. To by­ło w czasach li­ceum. Mi­łość, jak to w tym wie­ku, nie­zwy­kle emo­cjo­nal­na. Mia­łam wte­dy 16 lat i wy­da­wa­ło mi się, że ko­cham go nad ży­cie. (śmiech) Ca­ły­mi dnia­mi sta­łam przy oknie, gra­łam na skrzyp­cach i patrzy­łam, czy wra­ca ze szko­ły. A jak wi­dzia­łam, że idzie, to za­raz bie­głam po coś do skle­pu, że­by ni­by przy­pad­kiem spo­tkać się z nim na do­le. (śmiech) Za­pi­sa­łam się na­wet z nim na nie­miec­ki. Ale nie­wie­le uda­ło mi się na­uczyć, bo głów­ną atrak­cją lek­cji był on. (śmiech)

Obraz
© (fot. Iza Grzybowska)

Trud­no, aby mo­gło być ina­czej… Ja też nie mia­ła­bym gło­wy.

By­li­śmy kum­pla­mi, tak je­mu się wy­da­wa­ło. Bo ja nie mia­łam mu od­wa­gi po­wie­dzieć, że go ko­cham. Kie­dy pew­ne­go dnia po­wie­dział mi, że umó­wił się z dziew­czy­ną do ki­na, ru­nął mój ca­ły świat. My­śla­łam, że te­go nie prze­ży­ję.

Jak pa­ni od­zy­ska­ła spo­kój du­cha?

No cóż… Tak, jak wie­le ra­zy w mo­im ży­ciu, po­mo­gła mi muzyka…

Ale to nie był ko­niec zna­jo­mo­ści?

Kil­ka lat póź­niej do­wie­dzia­łam się od je­go ma­my, że się że­ni. Zapropono­wa­łam, że mu za­śpie­wam na ślu­bie, i za­śpie­wa­łam: „Ave Ma­ria”… By­ło pięk­nie i w ogó­le bar­dzo mi­ło. A ja nie mogłam opa­no­wać łez… La­ły się stru­mie­nia­mi.

Mo­że go jesz­cze pa­ni ko­cha­ła…?

Już nie! Wte­dy by­łam peł­na szczę­ścia z mo­ją pierw­szą praw­dzi­wą spełnio­ną mi­ło­ścią. Ale prze­szłość nie umie­ra w nas tak ła­two i… szyb­ko, jak by­śmy so­bie cza­sem te­go ży­czy­li. My­ślę, że tak jest ze wszyst­ki­mi uczu­cia­mi w nas, któ­rych al­bo kie­dyś nie rozpoznali­śmy, al­bo nie zo­sta­ły prze­ży­te do koń­ca. Po pro­stu któ­re­goś dnia wra­ca­ją ze zdwo­jo­ną si­łą. I mu­sisz so­bie z tym po­ra­dzić. Prze­lać na pa­pier, wy­cza­ro­wać nu­ty, pio­sen­ki, ob­ra­zy. Coś, co po­mo­że ci oczyścić ser­ce. To jest tak, jak ze wszyst­ki­mi niedo­ga­da­ny­mi spra­wa­mi mię­dzy ludź­mi. Je­śli się ich nie wy­ja­śni, a przy­kry­je co­dzien­no­ścią, to w nie­ocze­ki­wa­nym mo­men­cie z ma­łych nie­waż­nych rze­czy na­gle wy­bu­cha wiel­ka kłót­nia, któ­ra w ogó­le nie do­ty­czy tej drob­nost­ki, tyl­ko jest ukry­wa­nym przez la­ta stru­mie­niem ża­lu.
Po mo­im ostat­nim kon­cer­cie bli­ska ko­le­żan­ka po­wie­dzia­ła mi, że kie­dy usły­sza­ła pio­sen­kę „Wra­cam do do­mu”, to nie mo­gła opanować łez… I mó­wi do mnie: „Wiesz dla­cze­go? Dla­te­go, że od sze­ściu lat, a ty­le mi­nę­ło od śmier­ci mo­je­go oj­ca, ani ra­zu się nie roz­pła­ka­łam. Mu­sia­łam być sil­na, kie­dy cho­ro­wał, a po­tem dziel­na, kie­dy go za­bra­kło… Dzi­siaj, dzię­ki mu­zy­ce, wszyst­ko mi pu­ści­ło, to tak, jak­bym za­czę­ła żyć na no­wo…”.

Mnie też ta pio­sen­ka ogrom­nie wzru­szy­ła. Przypomniałam sobie swojego ukochanego, z którym musiałam się rozstać, bo rozdzieliła nas jego śmierć. Cho­ciaż to by­ło daw­no te­mu i dzi­siaj, tak jak pa­ni, ko­cham i je­stem szczę­śli­wa… To jed­nak wy­pły­nął ze mnie ja­kiś nie­utu­lo­ny żal… Ale też, kie­dy po­słu­cha­łam jej po­now­nie, to poczu­łam, że ma jesz­cze in­ne zna­cze­nie.

Pro­szę po­wie­dzieć, ja­kie?

Mi­stycz­ne, oso­bi­ste.

Dla mnie też.

A jak po­wsta­ła ta pieśń?

W ogó­le na­pi­sał ją fa­cet. Łu­kasz Rut­kow­ski.

Na­praw­dę?

Jest praw­ni­kiem. Za­śpie­wał mi ją, gra­jąc na gi­ta­rze, Tak po pro­stu, tak, jak umiał… Ale bar­dzo mnie po­ru­szył. Po­tem dłu­go nie mogłam jej na­grać, wzbu­dza­ła we mnie ty­le emo­cji… Więc kie­dy zna­la­złam się w So­po­cie, gdzie miesz­kał, to po­pro­si­łam, aby opowiedział mi hi­sto­rię po­wsta­nia tej pio­sen­ki.

Obraz
© (fot. Iza Grzybowska)

Wte­dy on przed­sta­wił mi swo­ją żo­nę i rzekł: „Wiesz, ta pio­sen­ka po­wsta­ła dzię­ki niej. W ten spo­sób do­sta­li­śmy dru­gą szan­sę na by­cie we dwo­je”. Wcze­śniej ona by­ła je­go dziew­czy­ną, z któ­rą się roz­stał, po­tem on cier­piał bar­dzo, aż przy­szedł mu do gło­wy ten tekst. Pio­sen­ka uratowała ten zwią­zek, dziś są szczę­śli­wym mał­żeń­stwem.

Pięk­na hi­sto­ria.

Bar­dzo ro­man­tycz­na.

W tro­chę in­ny na­strój wpro­wa­dza pio­sen­ka „Tu i tu”. Jest pa­ni tym ra­zem we­so­ła, roz­sz­cze­bio­ta­na, słod­ka. Zresz­tą sam tekst jest uro­czy, ko­bie­cy, śpie­wa pa­ni „tu i tu, i tam, ca­łuj mnie, do­ty­kaj mnie”.

Mam szczę­śli­we ży­cie. Wła­sną ro­dzi­nę, któ­rą ko­cham… Po pro­stu do­bry czas. No i uwiel­biam się ca­ło­wać!!! (śmiech)

Z ko­lei utwór „Choć wie­je, pa­da, grzmi” prze­no­si nas w kli­mat je­sie­ni. Bar­dzo na­stro­jo­wa pieśń. Jed­no­cze­śnie pod­no­szą­ca na du­chu wszyst­kich smu­ta­sów. Nie tyl­ko śpie­wa pa­ni, że przej­dą sza­re dni, ale też „I choć li­sto­pad zły, zło­śli­wie desz­czem dżdży, ty ka­wa­łek słoń­ca daj mi we śnie”.

Śpie­wam ją z Bo­ry­sem Szy­cem, któ­ry do­po­wia­­da, że „choć li­sto­pad zły, przy­śni­łaś mi się ty”.

Czy­li na je­sien­ne smut­ki naj­lep­sza jest mi­łość… A jak pa­ni sa­ma zno­si li­sto­pa­do­we sza­ro­ści?

Jak więk­szość lu­dzi, go­rzej się czu­ję w je­sien­no­-zi­mo­we mie­sią­ce. Chyba że jest słoń­ce. Wte­dy nie prze­szka­dza mi ani wiatr, ani ziąb. Z dru­giej stro­ny, nie mam cza­su po­pa­dać w złe na­stro­je, upa­jać się nimi. Mam dwój­kę dzie­ci, któ­re za­wsze mnie usta­wia­ją do pio­nu… Nie mam cza­su uża­lać się nad so­bą. (śmiech)

Nie wpa­da pa­ni w czar­ną dziu­rę, to do­brze… A me­lan­cho­lia jest słod­ka?

To spa­da­ją­ce li­ście z drzew i tę­sk­no­ta. Stan du­cha rów­nież po­trzeb­ny. Jak szczę­ście, wios­na i pach­ną­ce kwia­ty na łą­ce.

Nie uni­kaj me­lan­cho­lii.

Tak. Po­za tym to stan bar­dzo przy­jem­ny. Je­ste­śmy spo­koj­ni, wy­ci­sze­ni, mo­że­my za­sta­no­wić się nad wie­lo­ma rze­cza­mi. Lu­bię mo­ją me­lan­cho­lię.

A ja­ką by­ła pa­ni dziew­czyn­ką? Lu­bi­ła, jak deszcz dzwo­nił o szy­by je­sien­nie?

By­łam we­so­ła, ro­dzi­ce nie mar­twi­li się o mnie. By­łam dziec­kiem ży­wym, kon­tak­to­wym, by­wa­­łam prze­wod­ni­czą­cą kla­sy. Ale też do dziś część moich zna­jo­mych twier­dzi, że mam swój wła­sny świat. I to praw­da, czasa­mi się wy­łą­czam. Je­stem, je­stem… i na­gle, nie wiem kie­dy, prze­cho­dzę w świat dźwię­ków. Po czym trze­ba mnie ja­koś zła­pać, że­bym wró­ci­ła z po­wro­tem.

Te uciecz­ki w in­ny świat pa­ni nie mę­czą?

Nie. To jest przy­jem­ne i po­trzeb­ne… Do­brze mieć swój świat, w któ­rym moż­na się schro­nić i od­zy­skać si­ły.

Obraz
© (fot. Iza Grzybowska)

O ile się w nim nie za­my­ka­my na dłu­żej, nie izo­lu­je­my od ludzi.

Tak. To jest coś ta­kie­go, jak in­ni lu­dzie ma­ją swo­je książ­ki, fil­my, któ­re od­ry­wa­ją ich od rze­czy­wi­sto­ści, da­ją wy­tchnie­nie.

Skąd się wzię­ły in­ne utwo­ry na tej pły­cie?

Pi­sa­li je róż­ni lu­dzie. Ra­zem z Paw­łem Jóź­wic­kim szu­ka­li­śmy cie­ka­wych tek­stów i mu­zy­ki po ca­łej Pol­sce. To jest za­wsze dłu­gi pro­ces. Pły­ta po­wsta­wa­ła przez 2 la­ta. Wie­le pra­cy w nią wło­żył pro­du­cent mu­zycz­ny pły­ty „Daj mi chwi­lę”, Bog­dan Kon­drac­ki, prze­cud­ny człowiek.

„Daj mi chwi­lę” jest pły­tą re­flek­syj­ną, z na­ci­skiem na „być” w tym świe­cie. Ale za­raz, śpie­wa pa­ni ta­kie mą­dre pio­sen­ki, a z dru­giej stro­ny – re­kla­mu­je bie­li­znę… Co jest waż­niej­sze: „być” czy „mieć”?

Dla mnie nie ma ta­kie­go roz­róż­nie­nia. Dla mnie „mieć” z re­klam zna­czy „być” w mu­zy­ce.

Czu­je się pa­ni bar­dziej jak kom­po­zy­tor­ka, pio­sen­kar­ka czy mo­że tekściar­ka, ostat­nio pi­sze pa­ni pio­sen­ki?

Naj­bar­dziej je­stem mu­zy­kiem, kom­po­zy­to­rem. Wszyst­kie mo­je utwo­ry, oprócz tych na pły­cie „Daj mi chwi­lę” zo­sta­ły skomponowane prze­ze mnie. Skom­po­no­wa­łam też mu­zy­kę do dwóch fil­mów.

Jak to się ro­bi? Czy to trze­ba być w szcze­gól­­nym miej­scu lub sta­nie du­cha?

Mu­zy­ka jest pa­nią dla sa­mej sie­bie. Każ­dy chciał­by się z nią zaprzyjaź­nić. Ale ona przy­cho­dzi, od­cho­dzi, kie­dy chce. Jest jak kot. Za nic ma przy­jaź­nie i obo­wiąz­ki… Jest wol­na i pięk­na, jak wiatr.

Wydanie Internetowe

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
"Cztery stracone ciąże". Pokazała wzruszające wiadomości
"Cztery stracone ciąże". Pokazała wzruszające wiadomości
Tęskni za życiem singielki. "Inaczej układałam sobie dzień"
Tęskni za życiem singielki. "Inaczej układałam sobie dzień"
Walczą z krostami na pośladkach. Dermatolog mówi, skąd się biorą
Walczą z krostami na pośladkach. Dermatolog mówi, skąd się biorą
Włóż do lodówki. Świeży zapach gwarantowany
Włóż do lodówki. Świeży zapach gwarantowany
Odsuń od grzejnika. Rachunki spadną w oczach
Odsuń od grzejnika. Rachunki spadną w oczach
Poszła w pokazie Victoria's Secret. Jest jedyną taką modelką
Poszła w pokazie Victoria's Secret. Jest jedyną taką modelką
Znicze będą się paliły tydzień. Ten trik zna niewiele osób
Znicze będą się paliły tydzień. Ten trik zna niewiele osób
Warnke uwielbia ten fason. Ta koszula to kwintesencja elegancji
Warnke uwielbia ten fason. Ta koszula to kwintesencja elegancji
Jak towarzyszyć nastolatkom w dorastaniu? Ekspertka rozwiewa wątpliwości
Jak towarzyszyć nastolatkom w dorastaniu? Ekspertka rozwiewa wątpliwości
"Gwałt na człowieku". Mówi, co słyszała na planie
"Gwałt na człowieku". Mówi, co słyszała na planie
Widzisz na ziemi? Od razu zniszcz. Wiosną sobie podziękujesz
Widzisz na ziemi? Od razu zniszcz. Wiosną sobie podziękujesz
Jak uratować storczyka? Wlej do doniczki tę miksturę. Roślina odżyje i wypuści nowe kwiaty
Jak uratować storczyka? Wlej do doniczki tę miksturę. Roślina odżyje i wypuści nowe kwiaty