Blisko ludziTam chłopcy nie wejdą już do damskiej łazienki. Ale "toaletowy problem" dotyczy też Polaków

Tam chłopcy nie wejdą już do damskiej łazienki. Ale "toaletowy problem" dotyczy też Polaków

Tam chłopcy nie wejdą już do damskiej łazienki. Ale "toaletowy problem" dotyczy też Polaków
Źródło zdjęć: © 123RF
26.07.2017 13:27, aktualizacja: 26.07.2017 16:23

Koniec z tą nieprzyzwoitością, zdecydował senat w Teksasie i wydał decyzję o likwidacji toalet koedukacyjnych w całym stanie. Słynący z konserwatywnych przekonań teksańscy senatorowie drżeli na myśl o gorszących scenach, do których musiało dochodzić w zaciszu kabin. A jak na kwestię mieszanego towarzystwa w toaletach patrzą Polacy?

Okazuje się, że odpowiedź na pytanie, kto do jakich toalet wchodzić może, nie jest taka prosta. Senatorowie z Teksasu postanowili tę kwestię uregulować – przegłosowali właśnie prawo, zgodnie z którym chłopcy mają zakaz wchodzenia do tych samych łazienek i szatni co dziewczynki. Głosowanie poprzedziła 8-godzinna, burzliwa debata.

Jedną z najważniejszych poruszanych aspektów tej sprawy było prawo osób do korzystania z toalety niezgodnie ze swoją płcią biologiczną, ale z tą, z jaką się identyfikują. W razie wątpliwości wiążąca ma być płeć, do której jej przypisana dana osoba w dokumencie tożsamości lub akcie urodzenia. Nie jest zaskoczeniem, że konserwatywny Teksas po prostu zlekceważył potrzeby osób transseksualnych.

A co z ojcami, którzy prowadzą do damskiej toalety córkę, albo z matkami, które wchodzą tam z synami? Senatorowie z Teksasu nie wzięli pod uwagę dylematu, z którym mierzyć muszą się codziennie bardzo wiele osób.

– Moja córka ma 4 lata, kiedy musi do toalety, zabieram ją do męskiej – opowiada mężczyzna na jednym z forów internetowych.

– Nie wyobrażam sobie, że wchodzę z synkiem do męskiej łazienki. Jest mały, po prostu biorę go do damskiej – opowiada forumowiczka.

– O czym wy mówicie, jak można brać dziewczynkę do męskiej łazienki? Tam są pisuary, dziecko może wszystko zobaczyć – emocjonuje się kolejna osoba.

– Jeśli to dziewczynka idzie skorzystać, to oczywiste, że idzie do damskiej – odpowiada jej ktoś.

– Czułabym się niekomfortowo, gdyby jakiś facet wszedł z dzieckiem do damskiej łazienki – komentuje jedna z pań.

Skoro sprawa budzi tyle emocji, może więc lepsze będą toalety koedukacyjne? Okazuje się, że i takie nie budzą sympatii.

– Wybrałem się pewnego dnia ze znajomymi nad morze, po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że pomyliliśmy pociągi. Wysiedliśmy gdzieś niemalże w szczerym polu. Postanowiłem skorzystać z toalety. Wchodzę do jedynej na stacyjce, w okienku siedzi pani pobierająca opłatę, wyciąga rękę po pieniążek. "Długo czy krótko?" - pyta pani. Patrzę, nie rozumiem. Ona też nie rozumie, dlaczego nie rozumiem ja. Zerkam na cennik. "Cena jest taka sama" - zauważam ostrożnie. Pani wyciąga rolkę papieru toaletowego. Muszę się określić, jak inaczej ma odmierzyć kawałek, który mi wydzieli? – słyszę zaskakującą odpowiedź na pytanie, czy łazienka koedukacyjna to problem. A jak wyglądała sama łazienka? – Paskudnie, brudno, ale to było kilka lat temu.

– Ja nie cierpię koedukacyjnych. Byłam raz, konkretnie - w Giżycku. Były kabiny i pisuar, śmierdziało potwornie – mówi wprost dziewczyna, Magda z Warszawy. Podobny stosunek do publicznych łazienek mają wszyscy, których pytam o korzystanie z nich w pociągu. Koszmar, to jedno z łagodniejszych określeń, jakie słyszę.

Być może problemem jest po prostu sam dyskomfort związany z korzystaniem z publicznej toalety, abstrahując od tego, czy jest koedukacyjna, czy też nie. Według szacunków z 2011 roku co drugi Polak i co czwarta Polka po skorzystaniu z toalety nie myją rąk, rozsiewając wokół siebie zarazki. Biorąc pod uwagę to, że 90 proc. zakażeń jest spowodowanych niewłaściwą higieną rąk, trudno czuć się całkowicie bezpiecznie i komfortowo w jakiejkolwiek publicznej toalecie, koedukacyjnej czy nie.