Blisko ludzi"Usunęłam ciążę" - dramatyczne listy Polek do Anki Grzybowskiej

"Usunęłam ciążę" - dramatyczne listy Polek do Anki Grzybowskiej

"Usunęłam ciążę" - dramatyczne listy Polek do Anki Grzybowskiej
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
13.10.2016 09:44, aktualizacja: 13.10.2016 10:07

Od kilkunastu dni Polska żyje protestami kobiet, walczących o swoje prawa. Przez kraj przeszły czarne marsze, ale najważniejszy w tym jest nie sam protest, tylko to, że kobiety przez lata krzywdzone i wykorzystywane, traktowane przedmiotowo, odważyły się końcu mówić. Historie, które mi opowiadają są makabryczne.

W środę prezes PiS Jarosław Kaczyński wrócił do sprawy aborcji, zapowiadając dalsze prace nad ustawą. Tym razem PiS mówi otwarcie: "Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię. To może dotyczyć także ciąż, które są wynikiem przestępstwa, ale oczywiście i tutaj przymusu zastosować nie można, można zastosować perswazję i to delikatną, bez presji."

Zofia ma ponad 60 lat, jest drobniutka i strasznie zmęczona: „Urodziłam Stanisława już 36 lat temu. Młodziutka byłam, przede mną było całe życie. Nie tak je sobie wyobrażałam. Wtedy jeszcze nikt nie robił badań prenatalnych, jak się dziecko urodziło, to dopiero wtedy było wiadomo, czy chłopak, czy dziewczynka i czy jest zdrowe. Ja miałam pecha, Staszek ma Downa. Ja wiem, że nie powinnam tego mówić, bo bardzo syna kocham, ale moje życie się skończyło 17 kwietnia tamtego roku. Mojego życia już nie miałam, wszystko poświęciłam dla syna. Mąż odszedł, jak Staszek miał 5 lat. I tak długo wytrzymał. Nie powiem, płaci na dziecko i to już tyle lat! Teraz ma inną rodzinę, Staszka nie widział ze 20 lat. Ja wiem, że są ludzie, którzy wychowują takie dzieci jak ja i mówią, że są szczęśliwi. Oni nie mówią prawdy, ja też tak mówiłam, a potem wyłam w poduszkę. Tak po prostu wypada mówić, robić dobrą minę do złej gry. Jakbym wiedziała, jaki będzie Staszek, usunęłabym ciążę. Ja do tego nie namawiam, pewnie jestem złą matką, ale czasami mam wrażenie, że Staszka nienawidzę, że nienawidzę tych wszystkich straconych lat. Nigdzie nie chodzę, nigdzie nie wyjeżdżam, bo nie mam z kim Staszka zostawić, nawet jak po zakupy idę, to muszę go brać, bo sam w domu nie zostanie. Nie mam już siły, jestem coraz starsza, a on jest bardzo silny. Najbardziej boję się tego, co z nim będzie, jak ja umrę. Dokąd pójdzie, co się z nim stanie? Właśnie dlatego walczę teraz razem z innymi kobietami, bo chcę, żeby one miały wybór, bo nie chodzi tylko o dziecko, ale o zniszczone życie matki i rozbite rodziny. Takich jest bardzo dużo. Niech ktoś pomyśli o matkach wychowujących takie dzieci, które zostają z nimi same do końca życia. Niech ktoś pomyśli o nas, bo my już jesteśmy na świecie, a ten świat jest przed nami zamknięty. Niech mnie pani nie ocenia źle.”

„Usunęłam ciążę - pisze Aneta - Pierwsze dziecko przyszło na świat z dystrofią mięśniową, szansa, że drugie będzie miało to samo była 50 proc. Z Michałem przeszliśmy koszmar, kiedy okazało się, że drugie dziecko ma to samo, nie wahaliśmy się. Michał wie, że długo nie pożyje, my też to wiemy. Sama świadomosć tego, że będziemy patrzeć na cierpienie i powolne umieranie drugiego dziecka, które wie, co się za chwilę może stać, była paraliżująca. W Polsce nie chciano wykonać zabiegu, twierdzono, że jest szansa na to, że dziecko będzie zdrowe mimo badań, które mówiły co innego. Skorzystałam z „turystyki aborcyjnej”. Ciążę usunęłam na Słowacji. Nie mam wyrzutów sumienia, poczułam ulgę.”

„Moja córka miała 16 lat, została zgwałcona przez konkubenta mojej siostry w ich mieszkaniu. Zaszła w ciążę – opowiada Jolanta - Skorzystałyśmy z możliwości usuniecia ciąży powstałej w wyniku czynu zabronionego. Nam się udało, ale nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby Justyna musiała urodzić. Niech mi pani wierzy, że ona nienawidziła tego dziecka w brzuchu. Ja też byłam przerażona - nie zarabiam dużo, pracuję na poczcie. Justyna przecież jeszcze nie pracowała, a ten gwałciciel nie dałby ani złotówki. Wychowanie i utrzymanie dziecka spadłoby na mnie, a ja już ledwo na nas dwie wyrabiam. To było koszmarne, jak dziecko tłumaczyło, że ją wziął siłą, a policjant dopytywał, czy aby sama nie chciała. Nie mam siły nawet o tym pisać. Córka płakała, tłumaczyła, że ją trzymał za ręce tak nad glową i za gardło, opisywała to, co się stało, ja tego słuchałam i mi łzy płynęly jak grochy. I potem, jak przed tą skrobanką jej pilnowałam, żeby sobie czegoś ne zrobiła. Wysyłam pani akta sądowe, niech pani sama zobaczy. Miałam wrażenie, że te sędzia to porozumiewawczo patrzyła na tego bydlaka. Nie chciałam iść na ten marsz, bo mi się wszystko przypomnialo, ale córka mi mówi: <>. Poszłam z nią i teraz piszę do pani, może się pani przyda moja historia.”

"Zostałam zgwałcona. To był gwałt zbiorowy ze szczególnym okrucieństwem" - mówi Lidka Wrońska-Bęben, która jako jedyna pod imieniem i nazwiskiem wystąpiła na moim profilu w internecie. Opowiada o koszmarze, gwałcie z użyciem potłuczonej butelki. Przez lata czuła się winna - była piękna, młoda, dobrze ubrana. Miała cały czas poczucie tego, że w jakimś sensie swoim wyglądem zachęciła gwałcicieli. Dopiero publiczne opowiedzenie na moim profilu na Facebooku o tym, co się stało przed laty, przywróciło jej wiarę w siebie, okupioną wieloma bezsennymi nocami. Dzisiaj jest bohaterką dla setek zgwałconych kobiet, które piszą, dzwonią, dzielą się swoimi historiami. Lidka usunęła ciążę. Jak sama mówi - poczuła nieprawdopodobną ulgę, jakby pozbyła się z brzucha narośli, czegoś wstrętnego. Spowiedź Lidki dała tysiącom kobiet odwagę, pozwoliła im chodzić z podniesioną glową. Lidka przywrociła im godność. Zrobiła to potwornym kosztem, ale było warto.

Czarny marsz, to nie tylko protest – to krzyk Anety, Zosii, Justyny. To odwaga Lidki. Tego, co się stało w miniony poniedziałek nie da się już zatrzymać. Nasze ciała, nasze przeżycia przestały być tematem tabu. Mówienie o tym nie jest już przywilejem „warstw wyższych”. Otworzyły się kobiety, które do tej pory o tym nie mówiły i które nawet nie przypuszczały, że mogą o tym opowiedzieć. „Czarny poniedziałek” pokazał niesamowitą solidarność kobiet, które wspierają się nawzajem, pomagają, udzielają porad. Te listy setek kobiet, opisujących mi swoje przezycia zaczynają się często od „usunęłam ciążę”. Żadna z nich nie zrobiła tego ot tak, dla zabawy. Każda z nich miała bardzo ważny powód. Teraz prezes Kaczyński chce nam odebrać godność, wolną wolę i możliwość decydowania o naszym życiu. Bo pamiętajmy, że sprawa nie dotyczy tylko płodu - dotyczy kobiety, często zostającej ze swoim problemem sama i całych rodzin. Takie kobiety jak zgwałcona, niesłychanie odważna Lidka, Justyna, Zofia czy Aneta, będą musiały urodzić, bo będą podlegały prawu kościelnemu, nie świeckiemu. Ja, jako niewierząca, pytam pana Kaczyńskiego - Czy ja tez musiałabym donosić kaleki płód, który umrze tuż po narodzinach, żeby można go było ochrzcić? Pytam serio - czy chrzest w Polsce będzie obowiązkowy?

Nie zgadzam się na coś takiego, a wraz ze mną setki kobiet które mi zaufały i opowiedziały swoją historię. Kobiet bitych, gwałconych przez własnych mężów, zamkniętych w domach do końca życia z kalekim dzieckiem, zmagajacych się z traumą ciąży z gwałtu. Mam wrazenie, że pan Kaczynski nie wie, o czym mówi - nie wiemy, jaki jest odsetek ciąży z gwałtu czy ciąży kalekich, bo pan Kaczyński nie zdaje sobie sprawy z tego, że w Polsce kwitnie turystyka i podziemie aborcyjne. Nikt nie wie, ile kobiet wyjeżdża do Niemiec, na Słowację czy Ukrainę i przerywa ciążę. Nikt nie wie, ile robi to w prywtanych, nieoznaczonych gabinetach, jak chociazby ten najsławniejszy, najlepszego ponoć ginekologa w Polsce na Mokotowskiej w Warszawie.

Pan Kaczyński w tej chwili usiłuje ratować swoj własny, sypiący się elektorat i robi to naszym kosztem. Sprzeda nas za poparcie Terlikowskiego i ludzi z Ordo Iuduis. To jest świństwo - kupczy pan naszymi ciałami, panie Kaczyński w imię słupków i przyszłej kadencji. Dosłownie - idzie pan po trupach do celu, tylko w swoim parciu na władzę nie wziął pan pod uwagę naszej siły. A ta jest straszna - było nas około 300 tysięcy w poniedziałek, teraz wyjdzie nas milion. Wyjdziemy na ulicę w imię Justyny, Karoliny, Igi, której oddano martwe dziecko w kubełku na mocz, Zofii, Haliny i naszej szalenie odważnej Lidki i pokażemy panu, co to znaczy zadrzeć z kobietami. Wyjdziemy w imieniu setek tysiecy i będziemy walczyć o nasze prawa. Bez względu na wszystko. Nie damy cofnąć naszego własnego kraju do XVIII wieku. Żyjemy w Europie i nadal mamy zamiar w niej żyć na takich samych prawach, jak nasze koleżanki z innych krajów. One też nas poprą, bo w odróżnieniu od pana, my to czujemy każdym milimetrem naszego ciała. Pańska kadencja wsławi się buntem kobiet w całej Europie i my to panu zagwarantujemy.

Dziewczyny, łączmy się i pokażmy, na co nas stać. Parasolki w garść - wychodzimy na ulice.
Anka Grzybowska

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (240)
Zobacz także