W Polsce nielegalne suplementy można kupić łatwiej od legalnych?
Marzysz o wielkim biuście? Nie każdą osobę stać na to, żeby przeprowadzić kosztowny i bolesny zabieg powiększania piersi u chirurga plastycznego.
20.11.2012 | aktual.: 23.04.2013 15:47
Marzysz o wielkim biuście? Nie każdą osobę stać na to, żeby poddać się kosztownemu i bolesnemu zabiegowi powiększania piersi u chirurga plastycznego. Takim kobietom spieszą na pomoc „specjaliści” z internetu. Ostatnio coraz większą popularność zdobywają suplementy diety mające rzekomo spowodować przyrost tkanki piersiowej. „To tabletka stworzona bardzo starannie w oparciu o specjalną formułę powiększającą, która stymuluje naturalne zdolności organizmu” – czytamy na stronach www. Okazuje się jednak, że te środki bardzo często są sprzedawane bezprawnie, bez kontroli odpowiednich organów państwowych. Czarny rynek handlu suplementami diety w internecie ma się w Polsce bardzo dobrze.
Jedyną pewną metodą powiększania piersi jest wszczepienie implantów. Taki zabieg nie jest jednak tani. Kosztuje od 8 do nawet 15 tysięcy złotych. Niewiele tańszą alternatywą jest wstrzyknięcie kwasu hialuronowego. W tym wypadku trzeba liczyć się z kosztem od 500 do nawet 2 tysięcy złotych. Jeżeli jednak chciałoby się utrzymać efekt, zabieg należy powtarzać co ok. 12 miesięcy. Warto też wspomnieć, że we Francji zakazano używania kwasu hialuronowego w celu powiększenia piersi. Uznano bowiem, że po zabiegu trudno jest zdiagnozować u pacjentki zmiany nowotworowe i w porę podjąć leczenie.
W obliczu tych faktów zdesperowane kobiety szukają rozwiązania na własną rękę, często w internecie. Sieć jest pełna „złotych porad”, jak powiększyć piersi. Nie tylko na forach internetowych, ale też w wielu serwisach kobiecych można znaleźć absurdalne wskazówki mające pomóc powiększyć miseczkę nawet o parę rozmiarów. Czytamy np. o metodzie wywoływania laktacji poprzez pocieranie i ssanie sutków, najlepiej przez partnera. Niektóre tzw. „metody” stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia osób, które je stosują. Kilka tygodni temu do jednego ze szpitali w Lublinie trafiła kobieta, która wstrzyknęła sobie w piersi olej spożywczy. Najprawdopodobniej o takim sposobie powiększania biustu przeczytała w internecie.
Jeśli ktoś nie wierzy w domowe metody i chciałby mimo wszystko zaufać „nauce”, zapewne szybko natrafi w internecie na informacje o suplementach diety zawierających fitoestrogeny. Są to związki organiczne zawarte w roślinach, które działają w organizmie na podobieństwo ludzkich estrogenów. Niektórzy naukowcy są zdania, że spożywane w odpowiednich ilościach wydłużają cykl miesiączkowy, łagodzą objawy przekwitania czy też zmniejszają ryzyko rozwinięcia się nowotworu sutka. Zdaniem sprzedawców tabletek – sprawiają, że piersi mogą urosnąć nawet o parę rozmiarów. Wszystko za cenę od 50 do nawet kilkuset złotych za miesiąc kuracji.
Cudowny produkt
Szukając odpowiedniego specyfiku w internecie, szybko trafiamy na stronę dostawcy preparatu PushUp2 (powiekszbiust.pl). Gdyby wziąć za pewnik wszystkie informacje na stronie, aż trudno uwierzyć, że wciąż istnieją kobiety z małymi piersiami. Twórcy oferty zachwalają swój produkt w bardzo sugestywny sposób. Możemy obejrzeć zdjęcia „przed” i „po”, które rzekomo dowodzą skuteczności terapii. Wszystkie bez twarzy lub choćby całości sylwetki. Co więcej, potencjalna klientka jest wciąż przekonywana, że bez dużego biustu nigdy nie zwróci na siebie uwagi mężczyzn.
Po szybkim zapoznaniu się z ofertą okazuje się, że mamy wyjątkowe szczęście i za 30-dniową kurację zapłacimy jedyne 87 złotych. Efekty mogą być widoczne po tym czasie, jednak wcale nie muszą. Jeśli jednak nie zauważymy żadnej różnicy w rozmiarze miseczki, możemy odesłać towar, wraz z pudełkiem i etykietkami, do producenta. Sprzedawca (oferent) gwarantuje zwrot nawet 110 procent wpłaconej kwoty, odliczając koszt przesyłki.
Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Przyjrzyjmy się bliżej temu produktowi.
Czym są suplementy diety?
Oferowane w internecie tabletki na powiększenie piersi nigdy nie są nazywane lekami. Producenci zawsze zaznaczają, że są to suplementy diety. Tymczasem, wbrew obiegowej opinii, suplementy nie są tym samym co lekarstwa. Nie posiadają żadnej specjalnej „mocy uzdrawiającej”. To po prostu skondensowane substancje, które równie dobrze można przyjąć do organizmu wraz z pożywieniem.
Specjalne tabletki, kapsułki czy proszki dostarczają organizmowi witaminy czy mikroelementy, których brak w codziennej diecie. Ma to sens, jeżeli faktycznie brakuje nam jakiegoś pierwiastka, np. magnezu, którego niedobór doskwiera coraz większej liczbie osób – choć i w tym przypadku farmaceuci zalecają sięgniecie po przetestowany klinicznie lek. Przyjmowanie suplementów jest też do pewnego stopnia uzasadnione u sportowców. Osobie intensywnie trenującej czasem łatwiej jest przyjąć odpowiednią odżywkę, niż np. zjeść kilka kilogramów ziemniaków.
Znając te fakty, trudno nadal wierzyć w to, że kupno produktów w cenie od 49 do nawet 300 złotych, które rzekomo mają powiększyć piersi, ma jakikolwiek sens. Szczególnie, że w ich skład, jak czytamy na stronach internetowych, wchodzą przeważnie: kozieradka – do kupienia nawet za 1,60 zł za 50 g; koper włoski – 1 zł za 55 g; drapacz lekarski – 1,50 zł za 50 g; mniszek lekarski – 2,10 zł za 50 g; soja – 1,10 zł za 100 g; dzięgiel chiński – najdroższy – 4,90 zł za 20 nasion.
Być może jednak suplementy mające powiększyć piersi posiadają substancje dobrane specjalnie w taki sposób, żeby ich skuteczność była jak najwyższa? Tego nie wiemy, a producent wcale nie musi tego udowadniać. Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, zaznacza: „Przedsiębiorca, który zamierza wprowadzić do obrotu suplementy diety, nie ma obowiązku przeprowadzania badań klinicznych, jak w przypadku produktów leczniczych”.
To jednak dopiero początek kontrowersji wokół tych produktów.
Niezgodne z prawem?
Fakt, że suplementy diety nie muszą przechodzić testów klinicznych, nie oznacza, iż państwo nie ma nad nimi żadnej kontroli. „Zgodnie z art. 29 ust. 1 ustawy z dnia 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia (tj. Dz. U. z 2010 r. Nr 136, poz. 914 z późn. zm.) w celu monitorowania produktów wprowadzanych do obrotu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, podmiot działający na rynku spożywczym, który wprowadza lub ma zamiar wprowadzić po raz pierwszy do obrotu określone środki spożywcze, jest obowiązany powiadomić o tym Głównego Inspektora Sanitarnego” podaje Jan Bondar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Zaznacza, że tymi produktami są także suplementy diety.
Pełna lista produktów dopuszczonych do użytku przez Głównego Inspektora Sanitarnego znajduje się na stronie www.gis.gov.pl . Co ciekawe, jeżeli zaczniemy przeglądać środki na powiększenie piersi dostępne w internecie, będziemy mieli sporo trudności ze znalezieniem takich, które na tej liście figurują. Znaczna część ofert zawiera bowiem suplementy diety, które albo nie przeszły weryfikacji przez GIS, albo nigdy nie były do niego zgłoszone.
W takim razie na jakiej podstawie w ogóle sprzedaje się te produkty? Spójrzmy na regulamin znajdujący się na stronie internetowej oferującej PushUp2. Dowiadujemy się, że właściwie nie mamy do czynienia z ofertą handlową, a jedynie… zaproszeniem do składania ofert przez konsumentów. Warto wiedzieć, że w tym przypadku konsument „składa ofertę” firmie A.S.F. Ltd. z siedzibą w Mutsamundu, miastem znajdującym się na wyspie Anjouan. Gdzie leży Anjouan? To jedna z wysp należących do Związku Komorów, wyspiarskiego kraju leżącego pomiędzy północną częścią Madagaskaru a północno-wschodnią częścią Mozambiku.
Oferent zaznacza dodatkowo, iż jego produkt spełnia wszystkie wymagania prawne w miejscu sprzedaży, tj. Anjouan. Dodaje też, że osoba zainteresowana powinna we własnym zakresie zorientować się w lokalnym prawie dotyczącym zakupu, przechowywania i używania produktów oferowanych na stronie. Jeżeli ktoś chciałby oskarżyć o coś firmę, rozprawa odbędzie się w sądzie właściwym dla siedziby oferenta – więc zapewne gdzieś na terenie Związku Komorów.
Jednak zasady zastrzeżone przez firmę w regulaminie nie są zgodne z polskim prawem. To, że firma rozprowadzająca suplementy diety znajduje się za granicą, nie oznacza, że nie podlega ewidencji Państwowego Inspektoratu Sanitarnego. Jak zaznacza Jan Bondar: „Obowiązek dotyczy zarówno przedsiębiorców prowadzących działalność na terenie kraju, jak i zagranicą. (…) Nadzór bieżący nad zakładanymi działaniami na rynku spożywczym (również prowadzących sprzedaż „na odległość”, w tym sprzedaż internetową) sprawuje właściwy ze względu na siedzibę zakładu lub miejsce prowadzenia przez zakład działalności państwowy powiatowy inspektor sanitarny”.
Niestety, firma oferująca suplement diety PushUp2 nie jest na polskim rynku wyjątkiem. Wystarczy wspomnieć chociażby o środku BreastActives. Zasada działania jest bardzo podobna. Tym razem mamy do czynienia ze spółką Natural Labs LLC z siedzibą w Wilmington w Stanach Zjednoczonych. Tu również dowiadujemy się, że nie mamy do czynienia z ofertą handlową, tylko ze składaniem ofert przez konsumentów. Jedyny możliwy kontakt z firmą to e-mail (lub – oczywiście – list do siedziby w Wilmington). Do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi na naszą wiadomość z pytaniem, dlaczego produkt, który nie został zgłoszony do GIS, jest rozprowadzany w Polsce.
Pamiętajmy jednak, że te dwie spółki to tylko wierzchołek góry lodowej, a firm funkcjonujących na podobnych zasadach jest mnóstwo.
Poważne niebezpieczeństwo
Nie wiadomo, dlaczego tego typu suplementy nie są rejestrowane w Państwowym Inspektoracie Sanitarnym. Warto bowiem zaznaczyć, że raczej nie rozprowadzają ich indywidualni przedsiębiorcy czy malutkie jednoosobowe firmy. Witryny internetowe są bardzo dobrze pozycjonowane w Google i po wpisaniu odpowiedniego hasła pojawiają się na jednym z pierwszych miejsc. Dzwoniąc pod podany numer telefonu odzywa się centrala, potem łączymy się z konsultantem.
Jednak na pytanie, dlaczego firmy działają w taki sposób, trudno uzyskać odpowiedź. Konsultantka firmy PushUp2 stwierdziła, że szef (którego nazwiska i numeru telefonu nie chciała podać) sam się do nas odezwie. Do tej pory tego nie zrobił. Tymczasem na wielu witrynach tego typu nie ma prawie żadnych danych kontaktowych, a żeby zadać sprzedającemu (czy też oferentowi) pytanie, należy wypełnić formularz na stronie. Niestety, na nasze pytanie o zasadność rozprowadzania suplementów na rynku polskim nikt nie odpowiada.
Tymczasem figurowanie produktu w rejestrze Państwowej Inspekcji Sanitarnej jest gwarantem tego, że przyjmowany przez nas suplement diety jest bezpieczny. Jak informuje Jan Bondar: „W ramach planu działania Państwowej Inspekcji Sanitarnej prowadzone są badania środków spożywczych, w tym suplementów diety, w kierunku zanieczyszczeń chemicznych (ołów, kadm, arsen, rtęć, cyna), dodatków do żywności (barwniki, których zawartość w żywności jest limitowana, substancje słodzące, których zawartość jest limitowana, substancje konserwujące), napromieniania, mikrobiologii (Salmonella, Listeria monocytogenes), prawidłowości znakowania. Badania doraźne obejmują ponadto analizę w zakresie zgodności produktów z deklaracją producenta oraz badania w kierunku zawartości substancji niedozwolonych do stosowania w środkach spożywczych (niedozwolone substancje farmakologicznie czynne)”.
Jeśli więc kupujemy suplement diety, który nie figuruje w rejestrze, nie wiemy, co może się w nim znajdować. Mało kto ma dostęp do norm dopuszczania produktów do sprzedaży obowiązujących w innych krajach. Tymczasem suplementy diety, szczególnie te zawierające fitoestrogeny, powinny być odpowiednio dawkowane. Należy pamiętać chociażby o tym, że dieta przeciętnego Polaka dostarcza ok. 1 mg fitoestrogenów (izoflawonów) dziennie, a dieta azjatycka nawet 50 do 100 mg. Dawkowanie tych substancji powinno więc być poddane szczegółowej kontroli.
Poza tym niektórzy eksperci są zdania, że nie wszystkie kobiety powinny spożywać fitoestrogeny. Mogą być szczególnie niebezpieczne dla pań po przebytym raku piersi lub trzonu macicy lub dla nosicielek genów onkogennych BRCA. Na stronach producenta przeważnie widnieje tylko informacja, że suplementy tego typu odradza się kobietom w ciąży i karmiącym piersią.
Co więcej, prezentowane na stronach internetowych ulotki często są w języku angielskim. W pewnych wypadkach wyklucza to więc weryfikację składu produktu chociażby pod kątem ewentualnej alergii.
Bezpieczeństwo
Na rynku jest możliwość kupienia zdrowych i sprawdzonych suplementów diety na powiększenie piersi. Wydaje się jednak, że są one w mniejszości, szczególnie jeżeli chodzi o rozprowadzanie towarów przez internet. Pamiętajmy też, że suplementy diety nie są magicznymi środkami. To po prostu substancje, które możemy zażywać, jeżeli brakuje ich w naszej diecie. Dotychczas nie udowodniono, że przyjmowanie fitoestrogenów rzeczywiście może powiększyć piersi.
Jeśli ktoś mimo wszystko chce spróbować, ważne jest, żeby upewnił się, że kupuje produkt zdrowy i bezpieczny. Każdy taki towar powinien figurować w ewidencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Najlepiej kupić produkt w aptece, także tej internetowej. Wtedy mamy pewność, że produkt jest sprzedawany legalnie.
Tekst: Sylwia Rost
(sr/ags)