Wielki powrót kompotu
Królestwem kompotu przez dziesiątki lat były: bar mleczny i stołówka szkolna. Kompotowi nic tam nie mogło zagrozić. Ani woda sodowa, ani oranżada w butelce, ani kefir w kubku. W czasach przed coca-colą kompot stanowił obowiązkowy dodatek do głównego dania. Nigdy też nie ustawały narzekania na kompot. Na ogół był zbyt wodnisty, lub za mało słodki. Teraz kompot powraca. I to nie tylko podczas niedzielnych, domowych obiadków.
Królestwem kompotu przez dziesiątki lat były: bar mleczny i stołówka szkolna. Kompotowi nic tam nie mogło zagrozić. Ani woda sodowa, ani oranżada w butelce, ani kefir w kubku. W czasach przed coca-colą kompot stanowił obowiązkowy dodatek do głównego dania. Nigdy też nie ustawały narzekania na kompot. Na ogół był zbyt wodnisty lub za mało słodki. Teraz kompot powraca. I to nie tylko podczas niedzielnych, domowych obiadków.
Eleganckie kompoty pysznią się w wielu hipsterskich knajpach, jak Polska długa i szeroka. Podają je w wielkich dzbankach z całą gamą rozmaitych, nawet egzotycznych owoców. Można je dostać w wysokich ciężkich szklankach podczas „lunchu”. W eleganckich restauracjach kompot podawany jest w specjalnych kompotierkach, a w zwykłych barach w plastikowych kubkach.
Prawdziwy kompot nie ma nic wspólnego z cienkim napojem o smaku landrynek czy gęstym sokiem z kartonika. Kompot powinien być dobrze zrównoważonym napojem z dużą ilością owoców i wody. Ma orzeźwiać i gasić pragnienie. Nie powinien być zbyt zimny, bo owoce tracą wtedy swój smak. Nie może być także ciepły jak zupa owocowa. Najlepiej naczynie z kompotem trzymać w kruszonym lodzie, tak by kompot jedynie delikatnie się schłodził. W wersji wykwintnej do klasycznego kompotu owocowego można dodać kawałki cytryn, pomarańczy lub listki mięty. Specjaliści odradzają wrzucanie do kompotu kostek lodu. Najważniejsze są w nim bowiem owoce i ich oryginalny smak.
Pierwszy kompot podobno pojawił się gdzieś na terenach Imperium Osmańskiego ponad 700 lat temu. Do Europy Wschodniej i Centralnej wkroczył w XV wieku. Jednocześnie zasmakowali w kompocie mieszkańcy Bałkanów i Rosji. W naszym klimacie, gdzie świeżymi owocami cieszyć się możemy jedynie przez kilka miesięcy w roku, kompot miał za zadanie zachować smaki i słodycz lata. Owoce gotowano więc w osłodzonej wodzie, a następnie przechowywano w rozmaitych szczelnych naczyniach w chłodnym i ciemnym pomieszczeniu.
Najlepiej do przyrządzania kompotu nadawały się jabłka, gruszki, wiśnie, śliwki, porzeczki i agrest. Następnie truskawki, morele, brzoskwinie i czereśnie. Te ostatnie są szczególnie przydatne, ponieważ podczas gotowania kompotu prawie nie tracą koloru i soczystości. Najbardziej niewdzięczne są natomiast truskawki. Kompot z nich jest doskonały, ale zmarszczone i szare owoce wyglądają raczej mało apetycznie.
W naszych czasach kompoty przygotowuje się w słoikach. Nie należy ich gotować dłużej niż pół godziny, bo owoce tracą witaminy i kolor. Takie kompoty to rodzaj napoju, po który chętnie sięgamy w zimie, by przypomnieć sobie smak i zapach lata. Trzeba jednak pamiętać, że przez wiele lat w polskich książkach kucharskich określenia „kompot” używano w jego francuskim znaczeniu. Chodziło o rodzaj owocowego, bardzo słodkiego deseru z dużej ilości owoców i gęstego syropu. Najbardziej luksusową wersję kompotu nazywano „macedoine”. Taki deser mógł się składać ze sporej ilości poziomek, malin, moreli, śliwek bez pestek i melonów. Owoce należało posypać grubym cukrem, postawić na kilka godzin w piwnicy a następnie polać sokiem wiśniowym lub malinowym, albo likierem waniliowym lub maraskinowym.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa zaleca natomiast na lato kompot agrestowy. Przypomina jednak, że na taki „kompot letni używa się agrestu na wpół dojrzałego, gdyż z niedojrzałego wychodzi nieładny i niesmaczny”.
(mk/mtr), kobieta.wp.pl