Zakupoholizm to choroba. Ona już to wie
32. urodziny, kameralna kolacja dla przyjaciół. Wtedy, po otwarciu prezentów, Marlena pomyślała pierwszy raz, że jest z nią coś nie tak. Dziś chodzi do psychoterapeuty i leczy się na coś, co dla wielu postronnych nie jest żadną chorobą, tylko fiu-bździu, efektem nudy i tego, że „ma za dobrze”. Jednak dla niej zakupoholizm to choroba, której chce się pozbyć raz na zawsze.
20.08.2015 | aktual.: 20.08.2015 12:18
- urodziny, kameralna kolacja dla przyjaciół. Wtedy, po otwarciu prezentów, Marlena pomyślała pierwszy raz, że jest z nią coś nie tak. Dziś chodzi do psychoterapeuty i leczy się na coś, co dla wielu postronnych nie jest żadną chorobą, tylko fiu-bździu, efektem nudy i tego, że „ma za dobrze”. Jednak dla niej zakupoholizm to choroba, której chce się pozbyć raz na zawsze.
Uzależnienie od kupowania (po polsku - na wzór alkoholizmu - nazywane zakupoholizmem) po raz pierwszy opisał niemiecki psychiatra Emil Kraepelin już w 1915 r. We współczesnym rozumieniu termin ten funkcjonuje od 2001 roku, kiedy to uzależnienie od zakupów zaliczono do zaburzeń kompulsywno-obsesyjnych, jak kleptomanię i bulimię.
Z badań wynika, że w Stanach Zjednoczonych zakupoholikami jest 6 do 10 procent dorosłych. W Polsce nie mamy statystyk, tylko szacunki – uzależnionych od zakupów może być 200 tys. Polaków. Albo znacznie więcej, bo zakupoholizm ma to do siebie, że długo jest lekceważony. Bo co złego może być w sprawianiu sobie drobnych przyjemności…?
- To pułapka, z której pomóc wyjść może tylko specjalista – mówi Marlena, która dziś może przyznać, że jest zakupoholiczką.
Żadnych pasji poza zakupami
Impuls do przyjrzenia się własnemu życiu Marlena dostała od przyjaciół, którzy zupełnie nieświadomie wskazali jej problem, którego wcześniej ona sama nie chciała widzieć. - Na urodziny nie dostałam żadnego „normalnego” prezentu, tylko same karty upominkowe – wspomina Marlena. - Wszyscy tłumaczyli, że nie wiedzieli, co mi kupić, bo wszystko mam i że największą przyjemnością będą dla mnie samodzielne zakupy. W zasadzie mieli rację, ale Marlena po raz pierwszy spojrzała na siebie krytycznie. Ona, która w liceum i na studiach miała mnóstwo pasji (decopauge, jazda konna, siatkówka), teraz nie miała żadnego hobby poza zakupami. Sama, na miejscu znajomych, nie wiedziałaby, co sobie kupić. Gdy wieczorem podzieliła się swoimi przemyśleniami z mężem, on odetchnął i powiedział: „Wreszcie przejrzałaś na oczy!”. Następnego dnia zabrał ją do psychoterapeuty. Nie protestowała.
Niegroźna fanaberia
Wydawanie pieniędzy na swoje zachcianki to dla wielu luksus, na który nie mogą sobie pozwolić, a dla innych, np. dla celebrytek pozujących na ściankach z butami, wręcz niezbędny sposób, by być zauważaną i nie wypaść z biznesu. Stąd tak trudno o zdiagnozowanie zakupoholizmu.
„Barbara Kurdej-Szatan bez ograniczeń kupuje etui na telefon i iPada. Ma ich kilkanaście i niemal codziennie zamawia nowe”. „Monika Olejnik ma 400 par butów”. "Monika Brodka przyznała, że jest zakupoholiczką i "szperaczką".
Te cytaty świadczą o tym, że coś, co może zostać uznane za uzależnienie od zakupów, w mediach funkcjonuje jako niegroźna fanaberia. Być może dlatego Marlena przez kilka lat nie widziała żadnego problemu w tym, że niemal całość swojej marnej („na szczęście!”) pensji wydawała na ciuchy, buty i torebki. Mąż zarabia dużo, jest szefem prężnie działającej agencji reklamowej - to dla niego przeprowadzili się z rodzinnego Białegostoku do Warszawy i to dla niego Marlena zrezygnowała z pracy w teatrze, która dawała jej satysfakcję. Żeby całymi dniami nie siedzieć samotnie w domu, poszła na pół etatu do nudnej pracy w biurze.
- Paweł, widząc, ile dla niego poświęciłam, zgodził się, żebym swoją pensję przeznaczała na swoje wydatki. Chyba nie wiedział, co robi! – śmieje się Marlena.
Bo wtedy się zaczęło. Nie miała jeszcze żadnych znajomych, a praca na pół etatu dawała jej dużo czasu na – jak sama mówi – „szlajanie się po sklepach”. Na początku zdarzało się, że wracała z pustymi rękami. Pamiętała jeszcze czasy, gdy rodzice nie mogli dać jej kieszonkowego, bo nie byłoby już na prezent urodzinowy dla brata, albo gdy w Białymstoku z Pawłem ledwo wiązali koniec z końcem. Ale teraz pensja męża starczała nie tylko na spokojne utrzymanie, ale i na zagraniczne wycieczki, kolacje w restauracjach i inne atrakcje. Zakupami Marlena zaczęła „odbijać sobie” lata oszczędzania.
- Dochodziło do tego, że kupowałam sobie coś, co już po przyjściu do domu przestawało mi się podobać – wyznaje. - Wstydziłam się zwracać towar, więc odkładałam te rzeczy na tył szafy. Gdy zaczęłam terapię, wyjęłam to wszystko i okazało się, że mam w domu asortyment wystarczający do zatowarowania małego butiku!
Od księżniczki do królowej slumsów
Marlena miała szczęście – męża, który się nie wściekał za zbędne wydatki, a potem wspierał w trakcie terapii, pieniądze, by spełniać zachcianki i zdrowy rozsądek, by w porę zorientować się, że dzieje się coś złego. Nie wszystkim jednak wyjście z nałogu przychodzi tak gładko.
- Od kilkunastu miesięcy przynajmniej 4 razy w tygodniu muszę mieć jakąś nową rzecz, nieważne, czy to pasek od spodni, czy spódnica lub nowa bielizna (tak czy inaczej tego nie noszę) – pisze truskawkowa malina na forum dla kobiet. - Sprawia mi to ogromną radość. Gdy nie mogę jechać na zakupy, staję się rozdrażniona (tak, jak palacz po kilku godzinach bez papierosa). Cholernie mi tego brakuje. (…) Mogę nie jeść przez cały dzień, ale muszę "zaopatrzyć" się w nową bluzeczkę bądź mini...To straszne.
Jak każdy nałóg, także i zakupoholizm może zdecydowanie pogorszyć relacje uzależnionych z otoczeniem, spowodować problemy osobiste, a przede wszystkim finansowe. Kupowanie z użyciem kart kredytowych może skończyć się długiem nie do spłacenia. Są ludzie, którzy na zakupach zmarnotrawili całe majątki. MC Hammer, Mike Tyson i Toni Braxton coś o tym wiedzą.
- Mnie się udało, ale przestrzegam innych, by byli wobec siebie i swoich zakupów bardziej krytyczni – mówi Marlena. – Bo granica między poprawianiem sobie humoru zakupami a zakupoholizmem jest bardzo cienka.
Paulina Lipka/(gabi)/WP Kobieta