Blisko ludziZofia Pilecka-Optułowicz: Mama nazywała mnie fanatyczką ojca

Zofia Pilecka-Optułowicz: Mama nazywała mnie fanatyczką ojca

Zofia Pilecka-Optułowicz: Mama nazywała mnie fanatyczką ojca
Źródło zdjęć: © PAP
02.03.2016 19:18, aktualizacja: 02.03.2016 20:12

„Ja istnieję tylko po to, by pamięć o moim ojcu pozostała” – powtarza Zofia Pilecka-Optułowicz, córka rotmistrza Pileckiego. Unika mówienia o sobie. Pytana o własne życie, podaje tylko najważniejsze fakty, z których większa część i tak dotyczy jej taty.

„Ja istnieję tylko po to, by pamięć o moim ojcu pozostała” – powtarza Zofia Pilecka-Optułowicz, córka rotmistrza Pileckiego. Unika mówienia o sobie. Pytana o własne życie, podaje tylko najważniejsze fakty, z których większa część i tak dotyczy jej taty.

Witold Pilecki (pseud. Witold, Druh, Roman Jezierski, Tomasz Serafiński) urodził się w 1901 r. w Ołońcu w Karelii w północnej Rosji, dokąd jego rodzina została przesiedlona w ramach represji za udział w powstaniu styczniowym. Pochodził ze szlachty pieczętującej się herbem Leliwa.
19 września 1940 r. podczas niemieckiej łapanki rotmistrz Witold Pilecki pozwolił się aresztować, by przedostać się do niemieckiego obozu Auschwitz i zdobyć informacje o panujących tam warunkach. Do obozu trafił wraz z tzw. drugim transportem warszawskim jako Tomasz Serafiński. Był głównym inicjatorem konspiracji w obozie. W Auschwitz spędził 947 dni. Uciekł, gdy zrozumiał, że na odbicie obozu nie ma szans.
Po wojnie został stracony przez PRL-owskie władze. 8 maja 1947 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa; był torturowany i oskarżony o działalność wywiadowczą na rzecz rządu RP na emigracji. 15 marca 1948 r. rotmistrz został skazany na karę śmierci. Prezydent Bolesław Bierut nie zgodził się na ułaskawienie. Wyrok wykonano 25 maja w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej, poprzez strzał w tył głowy.

Pilecki pozostawił żonę, córkę Zofię i syna Andrzeja.
Do roku 1989 wszelkie informacje o działalności i losie Witolda Pileckiego podlegały w PRL cenzurze. Jego dzieci były szykanowane. Córka Zofia nie ukończyła studiów na Politechnice Warszawskiej. Od władz uczelni miała usłyszeć, iż „postępowa kadra techniczna nie może tolerować studiów córki zdrajcy narodu polskiego”.

„Panna z dworu, urodzona na początku lat 30. w majątku, który przez wieki był ostoją polskości na wschodniej rubieży, nie była wychowywana na „dziedziczkę”. W „bajce” – jak mówi o Sukurczach pani Zofia – gdzie aleja lipowa chronić miała od wiatrów ze wschodu, biedronek nie wolno było tknąć, bo „każde stworzenie pełni ważną rolę w wielkim łańcuchu życia”, „woda lecznicza” biła z krynicy nieopodal dworu, a największą przyjemnością były konne przejażdżki” – opisuje wspomnienia córki Pileckiego, Anna Zechenter z Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.

- Ojciec mówił, że muszę być „generałką” – dzielną osobą, która radzi sobie w każdej sytuacji wspomina córka rotmistrza na łamach miesięcznika „Pamięć.pl". - Ogromną wagę przywiązywał do wychowania fizycznego. Kiedy uciekł z obozu w 1943 roku, miałam 10 lat. Przebywał w Warszawie, a my mieszkaliśmy u babci, w Ostrowi Mazowieckiej. Przyjeżdżałam do niego i meldowałam o wszystkim, co osiągnęłam w sporcie: już umiem robić szpagat, już biegam na setkę, jestem w drużynie siatkówki, pływam… „O, to świetnie, że pływasz, to bardzo ważne! – pochwalił mnie za to. – Gdybym nie potrafił pływać, nie uciekłbym z obozu, bo musiałem przepłynąć Sołę. Nigdy nie wiesz, kiedy ci się przyda taka umiejętność”.

W 1948 roku przyszedł czas, do którego Pilecki przygotowywał swoją córkę – została prawie sama. Podczas procesu całe gimnazjum słuchało przez głośniki na korytarzach relacji z rozprawy jej ojca. – Tam nawet w najstraszniejszych chwilach, po aresztowaniu ojca, mogłam liczyć na wsparcie rówieśników i nauczycieli. Do dziś pamiętam, jak z głośnika na szkolnym korytarzu podczas dużej przerwy słychać było audycję propagandową Wandy Odolskiej. Spikerka mówiła o procesie Witolda Pileckiego, nazywając go zdrajcą ojczyzny i szpiegiem. Nauczycielka zapytała, czy to mój ojciec. Potwierdziłam i dodałam, że jestem z niego dumna. Profesorka nie skomentowała tego, co w tamtych warunkach wymagało sporej odwagi – wspomina Zofia Pilecka na portalu edukacyjnym IPN.

Rodzina Pileckiego musiała wyprowadzić się z Ostrowi. Matki Zofii nikt nie chciał zatrudnić jako nauczycielki, chwytała się więc każdej pracy. Żeby jej ulżyć, córka przeniosła się w klasie maturalnej do Warszawy. Gdy Maria Pilecka wreszcie znalazła na krótko pracę, przyznano im pokoik w drewnianym domku letniskowym.
Zofia chciała studiować, ale przed córką „zdrajcy narodu” wyższe uczelnie były zamknięte. - Po maturze dostałam się na Politechnikę Warszawską, na budownictwo wodne. Wszyscy asystenci byli „czerwoni”. Jeśli ktoś miał niesłuszne z ich punktu widzenia poglądy, nie zaliczali mu ćwiczeń i tym samym nie można było dostać się na egzamin do profesora. Pewnego razu jeden z profesorów poprosił mnie do siebie i powiedział: „Moje dziecko, zrezygnuj ze studiów. Bo tylko zszarpiesz sobie nerwy. Może jeszcze będą kiedyś inne czasy...”. I tak zrobiłam. Byłam już wtedy narzeczoną, wkrótce zostałam też żoną i matką – opowiada Zofia Pilecka. - Później długo nie mogłam znaleźć pracy, ostatecznie jednak zatrudniono mnie w przedsiębiorstwie INCO, związanym ze Stowarzyszeniem PAX. Formalnie miałam etat pracownika fizycznego, a wykonywałam pracę biurową. Pensja była niezbyt wysoka, ale pozwalała przeżyć.

Zofia ma dwie córki i pięcioro wnucząt. Latami opiekowała się chorą matką. Trzecią córkę Krysię pochowała w 1958 roku. – Ania Krysia urodziła się całkiem zdrowa, ale niespodziewanie zmarła drugiego dnia po urodzeniu. Lekarka uchyliła drzwi do sali i oschle rzuciła: „Dziecko pani zmarło”. Takie to były czasy. Pochowaliśmy ją w powstającej wówczas kwaterze dziecięcej, na cmentarzu komunalnym (Powązkach Wojskowych). Jak się później okazało, było to w bezpośrednim sąsiedztwie „Łączki” – opowiada Pilecka w rozmowie z miesięcznikiem „Pamięć.pl". - Jestem przekonana, że to tata mnie tam zaprowadził.

Miejsce pochówku rotmistrza nie zostało ujawnione przez komunistyczne władze; prawdopodobnie zwłoki zakopano na tzw. Łączce, czyli w kwaterze "Ł" na Cmentarzu Wojskowym na stołecznych Powązkach.
- Gdy podczas PRL przez długie lata nic nie można było o nim pisać ani mówić, było mi ciężko, ale robiłam, co mogłam. Ojciec był dla mnie przez całe życie drogowskazem. Mama nazywała mnie nawet fanatyczką ojca. Kiedyś pełna goryczy spytała: "I za co zginął? Za tę rzeczywistość, która nas otacza?". Oburzona odpowiedziałam: "Mamo, żadna ofiara i żadna śmierć nie jest daremna" – mówiła Pilecka w rozmowie z radiem RMF. - Jestem jednak bardzo szczęśliwa ze swojego życia. Dzięki wychowaniu, które dał mi ojciec, widzę sens jego ofiary i naszych doświadczeń. Tato, którego nie widziałam od 14. roku życia, zawsze mi powtarzał, żeby pamiętać o wszystkich ofiarach wojny. Tak samo my powinniśmy pamiętać o wszystkich ofiarach, które pochłonął szalejący terror komunistyczny w pierwszych latach po wojnie. Przecież tu nie chodzi tylko o Witolda Pileckiego.

(gabi)/WP Kobieta

Źródło artykułu:WP Kobieta