"Kinkują" w sypialni. Seksuolożka mówi, jak wygląda takie zbliżenie
Czym jest kink, określany także kinky seksem? - Dla jednych to sposób na pobudzenie wyobraźni i ciała. Dla innych - forma głębokiego kontaktu z partnerem czy partnerką. Czasem to coś bardzo fizycznego, innym razem, emocjonalnego - tłumaczy seksuolożka Barbara Wesołowska-Budka.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czym jest kink czy też kinky seks?
Barbara Wesołowska-Budka, psycholożka i seksuolożka: Nie mamy jednej, sztywnej definicji kinku, bo ludzie robią z tym określeniem różne rzeczy. Ogólnie mówi się o wszystkim, co wykracza poza schemat łóżkowej "klasyki", czyli penis, wagina, pozycja misjonarska, światło zgaszone, cisza.
Na czym się więc opiera?
Przede wszystkim na pragnieniach, które wcześniej mogły być zamiatane pod dywan, albo których ktoś się wstydził. Może to być związane z dominacją i uległością, zmysłową kontrolą, bólem albo zabawą z ograniczeniami. Nie musi być od razu jak z filmów czy opowiadań erotycznych. Czasem to delikatna forma gry, czasem coś, co wymaga umowy, zasad, bezpieczników. To, co łączy te wszystkie formy, to świadoma decyzja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Joanna Drozda o panseksualizmie. Jak na jej słowa zareagowała rodzina i otoczenie? "Widzisz krzesło i cię podnieca?"
Dla kogo jest taka forma zbliżenia?
Tu odpowiedź jest prosta: dla ludzi. Tych, którzy czują, że w seksie chcieliby pójść dalej niż dotychczas, że mają potrzeby, których nie realizują w klasycznych ramach. To nie jest moda ani przymus. Kink nie robi z nikogo ani gorszego, ani bardziej oświeconego.
Dla jednych to sposób na pobudzenie wyobraźni i ciała. Dla innych - forma głębokiego kontaktu z partnerem czy partnerką. Czasem to coś bardzo fizycznego, innym razem, emocjonalnego. Niekiedy to erotyczna gra, a innym razem przeżycie, które niesie bardzo silny ładunek psychiczny. Nie ma znaku rozpoznawczego, który mówi: "to osoba kinky". Czasem najbardziej niepozorni ludzie mają najodważniejsze fantazje, a ci, którzy krzyczą o wolności seksualnej, nie potrafią powiedzieć partnerowi, że coś ich podnieca.
O kinky seksie mówi się jednak, że wykracza poza utarte szlaki. Jak daleko posuwają się osoby, które wprowadzają go do związku?
To zależy od danej osoby. Niektórzy potrzebują tylko drobnych bodźców, symbolicznych gestów, delikatnych gier. Inni tworzą scenariusze, piszą reguły, budują strukturę całej relacji wokół dynamiki dominacji i uległości. To "jak daleko" nie jest kwestią odwagi, ale porozumienia. Nie chodzi o to, żeby ciągle przesuwać granice. Ktoś może mieć bardzo intensywne potrzeby, ktoś inny - bardzo subtelne. Żaden wariant nie jest lepszy. W relacjach opartych na kinky seksie częściej niż w innych spotykam się z jasną komunikacją: co jest ok, co nie, co podnieca, co niepokoi.
Ludzie często myślą, że kink to bicze, lateks, kajdanki. A czasem to jest trzymanie kogoś za nadgarstki i pytanie: "czy mogę cię poprowadzić?". Tylko że trzeba o to zapytać, a nie od razu zakładać. I na to odpowiedzieć, a nie udawać.
Jakie formy spełniania fantazji seksualnych obejmuje taki seks?
Lista jest nieskończona, bo fantazje ludzi są bardzo różne. Są osoby, które ekscytuje rola: ktoś odgrywa nauczyciela, ktoś ucznia. Inni czują pociąg do dynamicznego rozdania sił - ktoś dominuje, ktoś się poddaje. Niektórzy lubią fizyczny kontakt, który obejmuje ból: klapsy, szczypanie, kneble. Dla innych najważniejsze jest napięcie i to, co dzieje się w głowie.
Są pary, które wprowadzają elementy związania - liny, opaski, pasy. Są też takie, które używają głosu, słów i poleceń. Jednych kręci kontrolowanie orgazmu, innych jego celowe opóźnianie. Dla wielu to także eksploracja fetyszy, czy to związanych z konkretnymi częściami ciała, czy materiałami, czy zachowaniami.
Nie wszystkiego trzeba próbować. Nie wszystko trzeba rozumieć. Ale warto umieć o tym rozmawiać. Bo najwięcej dzieje się nie wtedy, gdy robimy coś nowego, tylko gdy pierwszy raz mówimy: "mam na to ochotę".
BDSM i fetysze zaliczają się do kinku?
Tak. Zdecydowanie. To jedne z bardziej znanych form kinku, chociaż nie każda osoba, która lubi jeden klaps, od razu wchodzi w całą strukturę BDSM. I nie każdy fetyszysta identyfikuje się z kinky środowiskiem.
BDSM to skrót, pod którym mieści się sporo: dominacja, uległość, kontrola, związanie, gra na bólu albo jego udawanie. U niektórych działa jak scena - z rekwizytami, rolami, umówionymi sygnałami. U innych to coś bardziej płynnego, gdzie te napięcia i dynamiki pojawiają się naturalnie. Fetysze z kolei to takie pragnienia, które koncentrują się wokół konkretnego elementu, np. stóp, rajstop, zapachu, konkretnych dźwięków. I mogą być silniejsze niż sama chęć penetracji czy pieszczot. Dla niektórych to dodatek, dla innych centrum. Dla nikogo nie powinno być powodem do wstydu, o ile nie idzie za tym krzywda drugiej osoby.
Czyli kinky seks może mieć nieprzyjemne konsekwencje? Może być krzywdzący?
Może. Jak wszystko, co dotyka bliskości i granic. Krzywdząco robi się wtedy, gdy ktoś coś wymusza, nie słucha, przekracza granice, mimo że druga osoba mówi: "nie". Kiedy podniecenie staje się pretekstem do lekceważenia czyichś sygnałów. Albo, kiedy ktoś się zgadza na coś, bo się boi, że zostanie porzucony, wyśmiany albo oceniony.
Zdarza się też, że ludzie odgrywają scenariusze, które otwierają bardzo trudne emocje i nie są gotowi ich pomieścić. Albo, że wracają wspomnienia z przeszłości, które mają ciężar. Dlatego rozmowa przed, w trakcie i po - serio, robi świetną robotę. W tym świecie nie da się domyślać.
A jeżeli chodzi o kinky seks w związku - warto go spróbować? Czy lepiej nie, bo może np. zniszczyć relację?
Warto tylko wtedy, jeśli to coś, do czego naprawdę nas ciągnie. Nie z ciekawości partnera. Nie dlatego, że koleżanka mówiła. Nie dlatego, że przeczytałaś lub przeczytałeś w gazecie, że to "zbliża ludzi". Dla niektórych związków wprowadzenie kinku może być odświeżające. Dla innych, obnażające pęknięcia, które były tam od dawna. To nie kink je tworzy, tylko czasem wyciąga na światło to, co już i tak bolało.
Nie każda relacja jest gotowa na taką otwartość. Kinky seks wymaga rozmów, których wiele par nigdy nie odbyło. A jak się nagle okaże, że mamy bardzo różne fantazje albo potrzeby, to może być trudno to udźwignąć. Niektórzy próbują to na siłę sklejać, inni odpuszczają, zanim cokolwiek się zacznie. Nie chodzi o to, żeby "ratować związek" przez bondage (praktyki związane z wiązaniem lub ograniczaniem swobody ruchów ciała, np. za pomocą lin - przyp. red.). To nie jest magiczny plaster. Ale jeśli obie strony są zaciekawione i chcą spróbować, to czemu nie?
Jeśli już zdecydujemy się na kink, jak ważny jest tzw. aftercare?
Aftercare jest ważny. Czasem ciało po takich doświadczeniach potrzebuje ukojenia, czasem emocje jeszcze długo buzują. Bywa, że sceny dominacji, bólu czy kontroli uruchamiają coś więcej niż tylko fizyczne wrażenia. Potem może pojawić się roztrzęsienie, smutek, wzruszenie albo pustka. I nie dlatego, że coś poszło nie tak. Po prostu organizm odreagowuje.
Aftercare to forma zadbania o siebie i o partnera. To może być kocyk i herbata, to może być milczenie albo głaskanie. Albo zwykłe: "czy wszystko ok", "potrzebujesz czegoś?".
Bez tego kinky seks potrafi zostawić z uczuciem, że coś się wydarzyło, ale nie do końca wiadomo co. Z aftercare pojawia się spójność. I właśnie na niej warto się oprzeć.
Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Barbara Wesołowska-Budka - psycholożka, psychoseksuolożka, trenerka, certyfikowana psychoterapeutka CBT, superwizorka CBT. Właścicielka Psychokliniki Poradnie Zdrowia Psychicznego. V-ce prezeska Fundacji Psyche Pozytywnych Myśli. Prowadzi konsultacje psychologiczne, seksuologiczne, psychoterapię dla młodzieży i dorosłych oraz terapię par.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.