Konkret, który nie nadszedł. "Panie premierze, mamy dość" [OPINIA]
Czy można mówić o sukcesie po 2 latach rządu Tuska? Jeśli polityka wobec kobiet ma być poważna, to musi sięgać głębiej niż dodatki finansowe i korekty w ustawach. Musi uderzyć w sedno: autonomia, zdrowie, bezpieczeństwo, podmiotowość. A tego - na razie - wciąż nie dostałyśmy- pisze w swoim felietonie Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, szefowa redakcji WP Kobieta.
Kiedy Donald Tusk walczył o pozycję w polityce, wiele kobiet zobaczyło nadzieję na zmiany. Obecny premier szumnie mówił, jak ważne są dla niego sprawy kobiet i zrobi wszystko, by sytuacja w Polsce uległa zmianie. Gdy ogłaszał swoje "100 konkretów na 100 dni" wśród dziesiątek punktów, znalazło się coś, co w Polsce zawsze spychano na później, na "lepszy moment", na "to skomplikowane", czyli prawa kobiet.
Dzisiaj – po dwóch latach obecnego rządu – można ułożyć ranking tego, co się udało, a co nie. Polityczne przepychanki, sejmowe spektakle oraz wiele niezrealizowanych obietnic, na których Tusk opierał swoją kampanię. Sytuacja nie jest tragiczna, ponieważ niektóre postulaty faktycznie weszły w życie, inne z kolei utknęły gdzieś między marszałkiem a koalicją.
Babciowe - plasterek na systemowe dziury
W październiku 2024 r. rząd dumnie ogłosił "babciowe". Dzięki temu rodzice małych dzieci (w wieku od ukończenia 12 do 35 miesiąca życia) mogą składać wnioski o wypłatę świadczeń 1500 zł miesięcznie na opiekę nad dzieckiem przy aktywności zawodowej. To rozwiązanie ma ułatwić rodzicom powrót na rynek pracy. I tak - można to pochwalić, ponieważ każda realna pomoc wspierająca rodziców jest na wagę złota.
"Pasja jest kobietą". Kayah ze wzruszeniem w oczach wspomina mamę: "Doznałam wielkiej straty"
Niestety – to rozwiązanie przykrywa problem, który od dawna istnieje, a "babciowe" akurat nie poprawia sytuacji, a wręcz może ją pogorszyć. Państwo powinno skupić się tak naprawdę na reformowaniu żłobków i zwiększeniu liczby placówek tak, aby rodzice nie musieli martwić się tym, czy babcia na pewno ma czas lub jest w stanie zająć się wnukiem. W praktyce państwo daje pieniądze i mówi: "Załatwcie sobie opiekę sami". To delegowanie odpowiedzialności na kobiety i ich rodziny.
Abstrahując już od kwestii technicznych – "babciowe" niemal symbolicznie odwołuje się do kobiecej pracy opiekuńczej, traktując ją jako naturalny "zasób", z którego można korzystać. Tyle że teraz państwo dołoży 1500 zł.
W praktyce wzmacnia to przekaz, że praca babci jest oczywista, nieodpłatna (przynajmniej do tej pory) i dostępna. A przecież współcześni seniorzy żyją też inaczej niż kiedyś: mają swoje sprawy, rozwijają się, nie zawsze mają czas i ochotę, by zajmować się wnukami w takim wymiarze jak żłobki.
Podsumowując – lepsze to rozwiązanie niż żadne, ale państwo powinno zastanowić się nad szerszą reformą systemu opieki nad dziećmi.
Antykoncepcja awaryjna – połowiczna rewolucja
Niemal symboliczny projekt, bo przecież mówimy o leku dostępnym bez recepty w prawie całej Europie. W Polsce? Najpierw radość, potem weto, potem zapewnienia, że "i tak wprowadzimy". Ostatecznie kobieta nadal musi mieć więcej cierpliwości niż czasu. Mam również poczucie, że wszystko co dotyczy autonomii ciała jest postrzegane jako "światopoglądowe" i dyskusja zbacza na zupełnie niepotrzebne tory.
Ministerstwo Zdrowia wprowadziło jednak pilotażowy program z receptą farmaceutyczną. Co to oznacza? Apteki, które podpiszą umowy z NFZ, mogą oferować receptę farmaceutyczną wydawaną na miejscu przez farmaceutę po krótkiej konsultacji z pacjentką. Taka recepta uprawnia do zakupu pigułki "dzień po". Pilotaż ma potrwać do 30 czerwca 2026 r. Do kwietnia 2025 r. farmaceuci wystawili ponad 18 700 recept w ramach programu. Jednak tylko około 10–15 proc. aptek zdecydowało się przystąpić do programu, co oznacza, że w wielu miejscach takie konsultacje jeszcze nie są dostępne.
W efekcie Polska nadal pozostaje wśród nielicznych krajów UE, gdzie pigułki "dzień po" nie są dostępne bez recepty od lekarza czy farmaceuty w klasycznym znaczeniu.
Co z największymi obietnicami Tuska dla kobiet?
No cóż… W kwestii aborcji nie zadziało się praktycznie nic. To była obietnica sztandarowa. Ta, która mogła zdefiniować tę kadencję. Ta, którą kobiety pamiętały najlepiej. I właśnie ta obietnica została zatrzaśnięta w sejmowych szufladach. Dla mnie i myślę, że dla wielu kobiet jest to ogromne rozczarowanie, zwłaszcza, że to na tym postulacie została oparta niemal cała kampania Tuska i obecnego rządu. Ostatecznie okazało się, że nawet w rządzie złożonym z partii deklarujących liberalne wartości, prawa reprodukcyjne kobiet są towarem politycznie łatwopalnym.
Była ministra zdrowia Izabela Leszczyna mówiła o aborcji w kontekście liberalizacji prawa do aborcji lub co najmniej przywrócenia kompromisu aborcyjnego, podkreślając "dziurawe przepisy" po wyroku TK i potrzebę szerszej debaty. Niestety, w okresie jej kadencji nic się nie zmieniło.
30 sierpnia 2024 r. Ministerstwo Zdrowia opublikowało wytyczne dla szpitali, które stanowią, że jedno zaświadczenie od lekarza, np. psychiatry, jest wystarczającą podstawą do przerwania ciąży, jeśli zagraża zdrowiu psychicznemu kobiety. Wymaganie dodatkowych opinii lub zwoływania konsyliów w takich przypadkach jest uznawane za utrudnianie dostępu do legalnej procedury medycznej. Wytyczne mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa kobietom i lekarzom, podkreślając, że zdrowie psychiczne jest równie ważne co fizyczne.
Wytyczne są interpretacją obowiązującego prawa. Mają pomóc praktycznemu stosowaniu przepisów o aborcji. Warto więc pamiętać, że to nie automatyczna aborcja "na życzenie". Przerwanie ciąży jest nadal dopuszczalne tylko w ramach istniejących prawnych przesłanek.
Poza tym pamiętacie Marsz Miliona Serc? Była to duża, polityczna manifestacja, która odbyła się w Warszawie 1 października 2023 r. i stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych protestów opozycji w Polsce w ostatnich latach. Organizatorem była Koalicja Obywatelska, a sam marsz miał charakter polityczny i obywatelski, a jego uczestnicy manifestowali sprzeciw wobec rządu oraz poparcie dla demokracji, wolności, praworządności i zmian politycznych w Polsce.
Marsz był częścią kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi, które odbyły się w październiku 2023 r. – czyli miał na celu zmobilizowanie obywateli do udziału w wyborach oraz pokazanie siły opozycji. Wokół marszu pojawił się jednak jeden dość istotny skandal - nie została zaproszona, ani nie pojawiła się na nim pani Joanna z Krakowa, której sprawą żyła cała Polska. Sama zainteresowana później mówiła, że jej historia została wykorzystana politycznie.
Chodziło o sytuację, w której kobieta po zażyciu tabletki wczesnoporonnej trafiła na SOR w szpitalu w Krakowie, gdzie akcja służb została nagłośniona jako przykład opresyjnej reakcji państwa. Dlaczego jest to istotne w kontekście marszu? Gdy Donald Tusk zapowiadał Marsz Miliona Serc, wskazał sprawę Joanny jako jedną z symbolicznych historii, które miały pokazać rzekome konsekwencje polityki rządu i potrzebę mobilizacji społecznej przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. Jednak za czasów rządu obecnego premiera niewiele się zmieniło.
Polki więc znów usłyszały: "poczekajcie". Ale czekamy już wiele lat i naprawdę mamy dość obietnic i słów rzucanych na wiatr. Może i oczekiwałyśmy cudów, ale chcemy w końcu same decydować o swoim ciele. Obecnie mam poczucie, że zostałyśmy wykorzystane do budowania narracji, która nigdy nie dojdzie do skutku. Tymczasem od lat czekamy, by w końcu ktoś nas usłyszał i poważnie potraktował nasze problemy i wyzwania związane z brakiem legalnej aborcji. Mam wrażenie, że kobieta w polityce jest priorytetem w kampanii, ale problemem w legislacji. Czas to w końcu zmienić.
Bezpłatne badania prenatalne i znieczulenie przy porodzie
"Zapewnimy pełny dostęp do darmowych badań prenatalnych". Rząd uznaje tę obietnicę za zrealizowaną: "Od czerwca 2024 r. każda kobieta ciężarna, bez względu na wiek, może wykonać bezpłatnie badania prenatalne na NFZ". Co więc zmieniło się od czerwca 2024?
NFZ rozszerzył dostęp do badań przesiewowych. W praktyce oznacza to, że ciężarne uzyskują większy zakres badań prenatalnych refundowanych przez NFZ, bez ograniczeń wiekowych, gdy są pod opieką lekarza i mają skierowania. To jest krok w stronę łatwiejszego dostępu, ale nie pełna liberalizacja, czyli nie każdy test prenatalny jest darmowy bez żadnych kryteriów medycznych.
Gdy rząd mówi, że "każda ciężarna może wykonać badania prenatalne bezpłatnie" — to dotyczy refundowanych procedur dostępnych w systemie NFZ, ale w praktyce nadal obowiązują medyczne kryteria i standardy opieki okołoporodowej.
To nie oznacza automatycznego dostępu do każdego nowoczesnego testu genetycznego bez wskazań medycznych, np. testu wolnego DNA płodowego (NIPT) nie zawsze jest refundowany dla każdej kobiety bez względu na sytuację.
Czy można mówić o sukcesie po 2 latach rządu Tuska? Jeśli polityka wobec kobiet ma być poważna, to musi sięgać głębiej niż dodatki finansowe i korekty w ustawach.
Musi uderzyć w sedno: autonomia, zdrowie, bezpieczeństwo, podmiotowość. A tego - na razie - wciąż nie dostałyśmy.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, szefowa redakcji WP Kobieta