Umawia się z mężczyznami na ONS. "Tylko dwóch zostało do rana"
- Deklaracja w stylu: "chcę się tylko dobrze bawić, oddzielając emocje od seksu" nie zawsze się udaje - mówi psycholog Robert Milczarek, wskazując, jak różne podejścia do "jednorazowych przygód" mają kobiety i mężczyźni.
ONS (ang. one night stand) to skrót oznaczający dosłownie "przygodę na jedną noc". Swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi wchodzenia w taki układ podzieliła się z "Newsweekiem" Paulina. 37-latka ma za sobą pięć takich spotkań. Jak przyznała, im częściej się umawia na przygodny seks, "tym mniej potem boli emocjonalnie".
- Raz poszłam do łóżka po imprezie służbowej, pod koniec ubiegłego roku, z chłopakiem z innej kliniki, też stomatologiem. Byłam przekonana, że zostaniemy parą. Myślałam, że jest między nami chemia, ale on, mimo że singiel, nie chciał się już spotkać. Tęskniłam za nim przez tydzień, płakałam dwa wieczory. Potem wkurzyłam się, że płaczę po jakimś dupku. Wróciłam po dłuższej nieobecności na Tindera. I mam wrażenie, że przybyło mężczyzn, którzy w opisie, poza hobby typu motocykle czy body cross, wpisują "ONS" - tłumaczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Blanka o życiu prywatnym i randkach
Zobacz też: Była na pierwszej randce. "Nagle wrócił, nagi"
"Ten jeden raz"
Paulina umówiła się na ONS poprzez aplikację randkową cztery razy - po żadnym z tych spotkań nie pytała się mężczyzny, czy umówią się ponownie. - Ale też ani razu takiej propozycji nie dostałam. Reguły wydają się proste, najpierw ze sobą dużo piszemy, przechodzimy na inne aplikacje typu WhatsApp, wysyłamy sobie zdjęcia, a następnie umawiamy się na seks. Ten jeden raz - wyjawia w rozmowie z "Newsweekiem".
37-latka tłumaczy, że jeżeli w trakcie spotkania pomiędzy nią a mężczyzną "zaklika" umawiają się na spotkanie w bardziej prywatnych okolicznościach.
- Z tych czterech mężczyzn, z którymi spałam, tylko dwóch zostało do rana. Ale o świcie bywa niezręcznie: dwoje nieznajomych w jednym łóżku, na kacu, choć po całkiem udanym seksie - wspomina.
"Mogą pożądać bez miłości"
Dr Robert Kowalczyk w rozmowie z "Newsweekiem" przyznaje, że temat ONS często wypływa w gabinetach terapeutycznych. Swoje potrzeby mają zarówno mężczyźni, jak i kobiety, choć paniom jest czasem trudniej się do nich przyznać. Specjalista zaznacza, że "pokazywanie seksualności jako domeny wyłącznie mężczyzn, jest nie tylko patriarchalne, ale też krzywdzące dla kobiet".
- Mężczyznom łatwiej jest oddzielić przestrzeń seksu od więzi emocjonalnej i relacji, ponieważ kobiety były kulturowo uczone, że jeśli pożądają, to kochają. Mężczyźni zaś latami byli poddawani treningowi kulturowemu, że mogą pożądać bez miłości - mówi psycholog Robert Milczarek.
Terapeuta tłumaczy, że czasem ktoś "wciska siebie w tę kategorię" (ONS - przyp. red.), choć tak naprawdę ma zupełnie inne potrzeby, tęsknoty i oczekiwania wobec drugiej strony. - I wtedy właśnie robi się problem. ONS bywa wabikiem dla tych, którzy seks traktują lekko i nie zamierzają się na razie z nikim wiązać - ostrzega.
Co się tyczy kobiet - niestety problem przywiązania jest bardzo powszechny. Jak przyznaje Milczarek, terapeuci słyszą w gabinetach: "on nie zadzwonił", "nie chciał więcej się spotkać". Nawet w takich sytuacjach, gdzie założeniem była jednorazowa przygoda, pojawia się u nich rodzaj zaangażowania.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Znasz kobiety, które robią coś bezinteresownie dla innych? Zgłoś ją w plebiscycie #Wszechmocne