Po liceum wyjechała do USA. Dziś Polka jest jedną z najlepszych

Dariia Day, a właściwie Daria Ślusarczyk, to polska makijażystka, która mieszka na co dzień w Paryżu. Pochodząca z Bolesławca, jest jedną z najpopularniejszych makeupistek na świecie. - Kocham malować i wiem, że nigdy nie przestanę tego robić. Ale teraz bardziej selektywnie pracuję nad projektami, w które się angażuję - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Dariia DayDariia Day
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Aleksandra Lewandowska

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: W jednym z wywiadów powiedziałaś: "przepłakałam wiele nocy, ale nigdy się nie poddałam". To pokazuje, że droga na szczyt, także w branży beauty, jest naprawdę trudna.

Dariia Day, makijażystka, właścicielka marki by Dariia Day: Zdecydowanie. Im wyżej sięgamy, tym więcej przeszkód zazwyczaj musimy pokonać. Ja już od dziecka miałam wielkie marzenia i ambitne plany. Wyznaczyłam sobie ścieżkę, którą chciałam iść.

Patrząc na to, jaką pracę wykonujesz dziś, musiałaś być bardzo zdeterminowana.

Zdeterminowana i wytrwała. Ale kiedy mamy marzenia i cele, które płyną tak głęboko z serca - ważne jest to, aby się nie poddawać. Aby być odważnym - szczególnie wtedy, gdy pojawiają się jakieś trudności. Czasem odnosimy porażki, ale wyciągamy z nich lekcje. Dlatego powinniśmy słuchać naszej intuicji i wiedzieć, czego tak naprawdę chcemy. Mocno w siebie wierzyć. Myślę, że to jest ten prawdziwy klucz do sukcesu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"To jest hit". Idealna kreska przy pomocy wsuwki? Sprawdźcie!

Jak wspominasz swoje początki? Z sentymentem, może łzą w oku?

Zawsze z łzą w oku (śmiech). Jestem bardzo dumna z tego, że nie bałam się podejmować kolejnych kroków, żeby spełniać swoje marzenia. Z perspektywy czasu widzę, jak ogromne to było wyzwanie. Ale cieszę się, że nigdy nie zboczyłam z wyznaczonej drogi, że wierzyłam w siebie, a przede wszystkim - ufałam mojej intuicji.

A jak na twoje plany reagowało wtedy otoczenie?

Od początku miałam ogromne wsparcie w moich rodzicach i siostrze. Choć wiele osób w moim otoczeniu traktowało moje "szalone" pomysły trochę z przymrużeniem oka.

Dzięki rodzicom mogłam wylecieć do Stanów Zjednoczonych i tam realizować moje kreatywne pomysły. Zawsze czułam, że jestem przez nich rozumiana i to na pewno dodawało mi skrzydeł. Wiedziałam, że mimo wszystko, gdyby coś się nie powiodło, mogę wrócić do nich, do Polski. To była dla mnie taka "poduszka bezpieczeństwa".

Wspomniałaś o Stanach. Jak trafiłaś do USA z Bolesławca, w którym się wychowałaś?

Miałam 13 lat, kiedy zaczęłam interesować się makijażem. Pamiętam, jak oglądałam Fashion TV i marzyłam, że kiedyś będę pracowała na backstage'ach pokazów mody.

Pierwszy kurs makijażu zrobiłam w wieku 16 lat we Wrocławiu. Przed ukończeniem liceum zaczęłam przeglądać szkoły, do których mogłabym startować. Wtedy też natrafiłam na jedną, która znajduje się w Hollywood. Czytając ich program wiedziałam, że to jest to. Oferowali tzw. master program, prowadzony przez wizażystki z Los Angeles, które zajmują się wyglądem największych gwiazd.

Decyzja była więc prosta?

Ja byłam bardzo podekscytowana. Przed musiałam jednak dostać się do tej szkoły. To też nie było łatwe, bo nie przyjmują tam wielu studentów. Byłam jedną z najmłodszych osób, wtedy jedyną zza granicy. Pozostali byli Amerykanami.

Język obcy był trochę trudnością?

Uczyłam się języka angielskiego w szkole, ale to nie było to samo. W szkole uczyliśmy się brytyjskiego angielskiego, nie amerykańskiego. Przez długi czas każdą lekcję musiałam sobie tłumaczyć ze słownikiem w ręku - bo to były jeszcze czasy, kiedy korzystało się wyłącznie ze słowników papierowych. Przede mną było dużo wyzwań.

Ale udało ci się, ukończyłaś szkołę.

Tak, ukończyłam szkołę, która nastawiła mnie ambitnie do mojej kariery. Bardzo zainspirowało mnie ich podejście - "you can do it, everything is possible (ang. możesz to zrobić, wszystko jest możliwe)".

Bardzo amerykańskie, ale inspirujące.

Dyrektorka szkoły, z którą miałam bardzo dobre relacje, zainspirowała mnie, żeby zrobić vision board. Dostałam zadanie, żeby stworzyć projekt swoich marzeń, gdzie widzę siebie za dziewięć lat. Na zakończenie szkoły miałam to ze sobą przynieść.

Pewnie cię tym nie zaskoczę, ale napisałam wtedy, że chcę robić okładki "Vogue’a" i pracować przy tygodniach mody z Johnem Galliano oraz Pat McGrath. Wkleiłam też dużą wieżę Eiffla. I to wszystko mi się udało. Johna poznałam przy okazji pokazów mody. Był czas, kiedy spędzałam z nim całe dnie, bo malowałam go m.in. na rozdania różnych nagród. Jest wyjątkową osobowością w świecie mody.

Z Pat, najpopularniejszą wizażystką na świecie, pracowałam w jednym zespole przez 11 lat. To było dla mnie niesamowite doświadczenie.

Okładki "Vogue’a" też zrobiłaś - chociażby tą z Bellą Hadid dla greckiej edycji. Często współpracujesz z Tiną Kunakey, Anją Rubik. Zastanawiam się, czy po tylu latach to wciąż jest dla ciebie tak samo ekscytujące, gdy malujesz znane twarze?

Przede wszystkim bardzo doceniam to, że dzięki temu, co robię, mam szansę poznawać tak ciekawe osoby, rozmawiać z nimi. To jest bardzo inspirujące. To kobiety, które rzeczywiście zaszły daleko w swojej karierze i spełniają się zawodowo. Więc pod tym kątem jest to dla mnie cały czas fascynujące.

A co cię najbardziej inspiruje?

Zdecydowanie moje dalsze marzenia. Chciałabym bardziej skupić się na tym, żeby pomóc kobietom czuć się pięknie we własnej skórze.

Kocham malować i wiem, że nigdy nie przestanę tego robić. Ale teraz bardziej selektywnie pracuję nad projektami, w które się angażuję. To nie jest już ten moment w życiu, kiedy codziennie, od rana do wieczora, mogę spędzać czas na planie zdjęciowym - biorąc też pod uwagę fakt, że niedawno zostałam mamą.

I to, że oprócz bycia makijażystką, jesteś także właścicielką marki - by Dariia Day. Skąd pojawił się pomysł na stworzenie czegoś własnego?

Zawsze miałam potrzebę kreowania. Wiem, że muszę tworzyć, żeby czuć się spełniona. Przejęłam to trochę po moich rodzicach, którzy w roku, w którym się urodziłam, założyli firmę produkującą odzież dziecięcą.

Dzięki temu, że bardzo dużo pracowałam i podróżowałam, pomysł na biznes pojawił się sam. Zaczęłam mieć problemy z trądzikiem różowatym. Odwiedzałam wielu dermatologów, ale nic nie pomagało. Podróżowałam wtedy po Azji i tam pierwszy raz usłyszałam, że pomocny na moją podrażnioną i wrażliwą skórę może być jedwab, bo jest bardzo kojący. I tak uszyłam swoją pierwszą poszewkę, nie myśląc jeszcze, żeby je tworzyć. Używałam ją przez rok czasu, a problem podrażnionej cery o poranku zniknął. Po roku przypadkowo zostawiłam ją w hotelu w Argentynie i nie było szansy na jej odzyskanie. Próbowałam innych, z mieszkankami różnych materiałów, ale takie się nie sprawdzały. Wtedy zadzwoniłam do mojej mamy i powiedziałam, że powinniśmy stworzyć własną markę z jedwabnymi poszewkami. Moi rodzice, którzy mieli już doświadczenie w produkcji tekstyliów, szybko w to weszli.

Nasza marka rozwinęła się w kierunku dbania o siebie, czyli tzw. self-care, bo to jest dla mnie podstawą zewnętrznego piękna. Chciałam stworzyć produkty najwyższej jakości, by pomóc w lepszej jakości snu, który jest kluczem do lepszego zdrowia i dobrego samopoczucia. Teraz mamy w naszej ofercie także maski do spania, pościel i szlafroki.

Czyli można powiedzieć, że to marka rodzinna?

Jak najbardziej! Produkcja ma miejsce w Bolesławcu, czyli moim mieście rodzinnym. Rodzice pracują z osobami, z którymi pracowała w poprzedniej firmie. Jest to dla nas wszystkich bardzo uskrzydlające, że nasz wspólny projekt rozwija się tak międzynarodowo. Bardzo dużo produktów sprzedajemy we Francji, Włoszech, w Szwajcarii.

Poza tym, obecnie pracuję nad dalszym rozwojem marki, w tym własną linią kosmetyków do makijażu.

Naprawdę jestem pod wrażeniem ilości rzeczy, które robisz jednocześnie.

Na pewno się nie nudzę (śmiech). Ale od kiedy zostałam mamą, mam wrażenie, że to dopiero początek wszystkiego. Zawsze też powtarzam, że jedyne limity, to te, które sami sobie postawimy. Jeśli wierzymy, że możemy coś osiągnąć, to ma ogromną moc.

Mówiąc o limitach, czy one się gdzieś u ciebie pojawiły? Masz za sobą trudniejsze chwile w karierze, które czasem wspominasz? Czy jako wizażystka czy właścicielka marki?

Bardzo dużo, w szczególności na początku. Kiedy zaczęłam pracować jako makijażystka w Paryżu, miałam 19 lat. Już na "dzień dobry" usłyszałam, że Paryż nie lubi młodych talentów - że lepiej wyjechać do Londynu czy Nowego Jorku. Więc wiek był wtedy moim kompleksem, bo czułam, że przez to nie jestem traktowana poważnie.

To, co mnie wzmacniało, to chęć pokazania wszystkim, że dam sobie radę. Skupienie się na mojej pracy, tworzeniu portfolio. Mimo tego, że mówiono mi: "Daria, jesteś za młoda, odpuść". Poniekąd mnie zniechęcano, poniekąd może nie życzono najlepiej. Czasem też myślę, że niektóre osoby może chciały mnie ochronić - przed branżą, która uchodzi za okrutną. Wiele na pewno pomógł mi mój charakter, który - na szczęście, jest silny.

O makijażowych trikach Darii Day przeczytasz klikając tutaj.

Rozmowę przeprowadziła Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie

"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni