Polacy na all inclusive. Rezydentki mówią, jak się zachowują
- Zdarza się, że goście zostają wyrzuceni z hotelu lub otrzymują ostrzeżenia za niewłaściwe zachowanie, najczęściej po spożyciu alkoholu. Bywają też sytuacje, gdy ktoś biega nago po obiekcie - mówi Wirtualnej Polsce rezydentka turystyczna Martyna Grajcke.
Co naprawdę dzieje się za kulisami wakacyjnego raju? W sytuacjach kryzysowych turyści zazwyczaj mogą liczyć na rezydentów turystycznych, którzy biorą na swoje barki zarówno pomoc w razie wypadku, jak i ich wybryki po alkoholu. Niektóre wydarzenia mogą jednak zaskakiwać nawet najbardziej doświadczone osoby w tym zawodzie.
"Ratowanie sytuacji to nasz chleb powszedni"
Martyna Grajcke od kilku lat spełnia się w roli rezydentki turystycznej w Turcji. Nie ukrywa, że na co dzień ma ręce pełne roboty.
- Raz pracuje się dłużej, raz krócej. Wizyty w hotelach odbywają się o różnych porach. Każdego dnia odwiedzam średnio osiem obiektów, gdzie prowadzę spotkania powitalne dla gości. Podczas nich przekazuję najważniejsze informacje o hotelu, okolicy i regionie oraz podpowiadam, co warto zobaczyć. Zdarza się też, że pomagam w rozwiązywaniu drobnych problemów, na przykład przy zmianie pokoju - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Absolutny hit Polaków. Mekka all inclusive przyciąga cały rok
Grajcke zwraca uwagę, że w tej pracy często mogą pojawić się sytuacje kryzysowe.
- Ratowanie sytuacji to nasz chleb powszedni. Często pojawiają się nieprzewidziane zdarzenia, które wymagają szybkiej reakcji. Kiedyś bus z turystami czekał pod hotelem na osoby, które miały już wracać do Polski, jednak dwie rodziny pomyliły datę wylotu. Nie wymeldowały się z pokoi i nie odbierały telefonów. Ostatecznie znaleźliśmy ich wszystkich nad basenem, gdzie beztrosko się bawili. Gdy zorientowali się, co się stało, wpadli w panikę. Przez to, że ich rzeczy nie były spakowane, a autokar nie mógł już dłużej czekać, musieli dojechać na lotnisko taksówką - opowiada.
Lista przewinień turystów na wakacjach jest jednak znacznie dłuższa. - Zdarza się, że goście zostają wyrzuceni z hotelu lub otrzymują ostrzeżenia za niewłaściwe zachowanie, najczęściej po spożyciu alkoholu. Bywają też sytuacje, gdy ktoś biega nago po obiekcie.
Rezydentka podkreśla jednocześnie, że największym wyzwaniem są przypadki medyczne. - Pamiętam wypadek na quadach, po którym ubezpieczyciel nie chciał pokryć kosztów opieki medycznej turystów, ponieważ to sport ekstremalny. Sami musieli za wszystko zapłacić. Na szczęście skończyło się tylko na potłuczeniach, płytkich ranach i kilku wizytach w szpitalu. Goście dostali fit to fly (dokument potwierdzający zdolność do lotu - przyp. red.), więc mogli wylecieć w planowanym terminie. Zawsze dlatego też uczulam na kwestię porządnego ubezpieczenia - dodaje.
Praca rezydentki nie wiąże się jednak jedynie z "gaszeniem pożarów". Grajcke twierdzi bowiem, że dzięki niej udało jej się także poznać wielu wspaniałych ludzi. - Najbardziej poruszyło mnie, kiedy podczas strajku pracowników hotelu musieliśmy przenieść naszych turystów do innego obiektu. Byłam na nogach od samego rana bez śniadania i obiadu, bo sytuacja była dynamiczna i naprawdę trudna. W hotelu jeden z gości przyniósł mi talerz z jedzeniem i powiedział, że teraz mam usiąść na pięć minut, nie dyskutować i zjeść. Dosłownie stał i pilnował, żeby nikt nie przeszkadzał. To było bardzo miłe - wspomina.
Chociaż często powtarza się, że Polacy na wakacjach pozwalają sobie na znacznie więcej, Martyna Grajcke podkreśla, że w Turcji pracownicy hoteli nadal mają o nich bardzo dobrą opinię. - Czasami jednak ich niektóre pomysły lub pytania bywały absurdalne. Raz pewna pani o piątej nad ranem zapytała, czy mogę pojechać do apteki, by kupić i przywieźć jej leki. Turyści lubią na urlopie wyłączyć myślenie. Gdy pytałam ich, do jakiego hotelu jadą, zdarzało się, że odpowiadali, że nie wiedzą albo mówili: "Do najlepszego" (śmiech).
"Wielu turystów nie czyta dokładnie umów"
- Zdarzało się, że słyszałam od znajomych: "O ty masz tak fajnie, pracujesz i jesteś na wakacjach". Bzdura. Często byłam pod telefonem nawet przez całą noc. Rezydent tak naprawdę nie ma dnia wolnego, bo nawet wtedy jest zobowiązany do odbierania telefonów czy odpisywania na SMS-y - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską była rezydentka turystyczna Patrycja Łuczak.
Kobieta z powodu problemów ze zdrowiem musiała zrezygnować z tej jakże wymagającej pracy. Nie ukrywa jednak, że powoli zaczyna jej brakować wyjazdów zagranicznych i kontaktu z ludźmi. Właśnie dlatego nie wyklucza, że w przyszłości ponownie wróci do tego zawodu. Choć wcześniej wspierała turystów odwiedzających Bułgarię oraz Gambię, marzy jej się, by spróbować swoich sił także w innych krajach. Jak wspomina gości, których udało jej się spotkać?
- Nie da się ukryć, że Bułgaria nie należy do ekskluzywnych kierunków, a tamtejsze hotele często odbiegają od luksusowych standardów. Warto mieć na uwadze, że Bułgarzy mają inne podejście do życia i czasem trzeba przymknąć oko na pewne niedogodności. Niestety, wielu turystów nie czyta dokładnie umów ani warunków imprez turystycznych, które otrzymują przed wyjazdem, przez co nie zawsze wiedzą, czego mogą się spodziewać i za co faktycznie zapłacili - podkreśla.
Okazuje się, że polskim turystom najwięcej problemów stwarza zrozumienie, czym jest doba hotelowa. - Wielu z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie pokrywa się ona z dobą zegarową i zwykle zaczyna się około godziny 14 lub 15.
Bywało, że turyści nie do końca rozumieli, na czym polega praca rezydentki turystycznej. - Często otrzymywałam prośby, by podwieźć turystów samochodem do sklepu, bo nie mają ochoty iść pieszo, albo by kupić i dostarczyć im alkohol do hotelu.
- Zdarzało się też, że goście oczekiwali ode mnie załatwienia wszystkich spraw, jakby byłam ich osobistą asystentką – od organizacji transportu po natychmiastowe znalezienie nowego pokoju. Problemem jest również nieobecność na spotkaniach informacyjnych, które traktują wyłącznie jako okazję do sprzedaży wycieczek, choć przekazujemy tam wiele istotnych informacji. Niestety, takie roszczeniowe podejście i brak chęci dostosowania się sprawiają, że Polacy nie zawsze są lubiani przez obsługę hotelową - dodaje była rezydentka.
Patrycja Łuczak przyznaje, że nadużywanie alkoholu przez turystów często prowadzi do nieprzyjemnych incydentów. - Kiedyś jeden pijany mężczyzna robił problemy już przy wsiadaniu do autokaru. Na początku próbowałam rozładować sytuację żartem, ale szybko stał się agresywny i zaczął mnie obrażać. Krzyczał, choć inni pasażerowie próbowali go uspokoić. Jego rodzina nie reagowała i nie chciała się do niego przyznać. Mężczyzna usiadł obok dziewczynki i zaczął ją zaczepiać. Ostatecznie się uspokoił, ale później jego bliscy wystawili mi negatywną opinię, zarzucając, że nie potrafiłam zapanować nad sytuacją.
Patrycja Łuczak podkreśla jednak, że jej praca wiązała się również z wieloma pięknymi chwilami. - Szczególnie zapadło mi w pamięć starsze małżeństwo, które poznałam podczas pierwszego sezonu w Bułgarii. Często odwiedzali mnie na dyżurach, dzielili się swoimi podróżami, a rok później wrócili do tego samego hotelu, licząc, że znów będę ich rezydentką. Miło wspominam też dużą rodzinę, która po spotkaniu informacyjnym podziękowała mi za pomoc i zaangażowanie. Na pożegnanie ich córeczka wręczyła mi rysunek, który mam do dziś.
Rozmawiała Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.