Polki uwielbiają jej ubrania. Mówi, ile włożyła w markę na starcie

Anna Zając to influencerka i właścicielka marki modowej Roselle, którą prowadzi od 2021 roku. - Przed Roselle miałam za sobą dwie nieudane próby założenia marki. Dwie, które były praktycznie na finiszu tworzenia, ale cały czas to nie było to - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Anna Zając to influencerka i właścicielka marki RoselleAnna Zając to influencerka i właścicielka marki Roselle
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Aleksandra Lewandowska

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Twoje początki w branży modowej zaczęły się od tego, że studiowałaś dziennikarstwo i chciałaś pisać o modzie. Jak to się stało, że zamiast dziennikarki zostałaś influencerką?

Anna Zając, influencerka i właścicielka marki Roselle: Faktycznie, moim początkowym celem było to, by zostać dziennikarką i pisać o modzie oraz urodzie. Pomiędzy studiowaniem, ukończyłam też roczną Szkołę Wizerunku, Makijażu i Stylizacji, żeby mieć jeszcze bardziej ugruntowaną wiedzę na te tematy. Wtedy mieszkałam jednak w Trójmieście, a dostanie się do pracy w mediach nie było łatwe. Nie było też zbyt wielu portali kobiecych. Jeżeli były - to w Warszawie.

Tak powstał pomysł na stworzenie bloga o tematyce modowo-urodowej. O tym, że chciałabym mieć własnego bloga, powiedziałam mojemu mężowi, który od samego początku jest dla mnie ogromnym wsparciem. Mąż wymyślił nazwę, dopięliśmy wszelkie sprawy techniczne i zaczęłam pisać. W Polsce nie było wtedy wielu blogów, więc inspirowałam się tymi zagranicznymi. Z czasem powstał Instagram, wszystko przeniosło się na platformy społecznościowe. Tym sposobem zostałam influencerką.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Projektantka Pierwszej Damy - Agaty Dudy o stylu Marty Nawrockiej. Czy ma dla niej jakieś rady?

W twojej głowie przewijał się gdzieś pomysł na stworzenie marki modowej?

Tak, ale wtedy wydawał się dla mnie zbyt "wielki". Nie sądziłam, że któregoś dnia będę mogła założyć własną markę modową.

W pandemii stworzyłam projekt pt. "Moja szafa" na Instagramie, w którym pomagałam ogarniać szafy i garderoby moich obserwatorek i budować z nimi stylizacje. Gdy inni influencerzy mieli problem z tym, jaki mogą tworzyć kontent w tym czasie, ja miałam w głowie wiele gotowych pomysłów. Zawsze stawiałam na autentyczność i kontakt z obserwatorkami i czytelniczkami. To był dobry moment, aby działać w takim kierunku.

Z tego, co wiem, ten projekt sporo zmienił w twoim życiu.

Powstał już w momencie, w którym sama miałam bardzo dobrze skonstruowaną garderobę. Zaczęłam nosić praktycznie w 100 proc. polskie marki i naturalne tkaniny. Zauważyłam, że to się sprawdza. Przestałam mieć problem z tym, "co na siebie nałożę" danego dnia. Realizowałam też kampanie reklamowe z naszymi lokalnymi markami. Brakowało mi w nich jednak niektórych produktów, w szczególności tych bazowych. Stwierdziłam, że to może dobry moment na stworzenie czegoś własnego.

I wtedy powstało Roselle?

Roselle otworzyłam w 2021 roku. Przed Roselle miałam za sobą dwie nieudane próby założenia marki. Dwie, które były praktycznie na finiszu tworzenia, ale cały czas to nie było to.

Czyli miałaś już gotowe projekty do sprzedaży?

Tak, bardzo dużo rzeczy było już gotowych - łącznie z projektami, nazwą, pudełkami, w które miały być pakowane. Zainwestowałam wtedy też już sporo pieniędzy, ale za każdym razem coś sprawiało - jakby wszechświat mi podpowiadał - że to nie teraz, nie z tymi ludźmi. I tu nie chodzi nawet o jakiś strach przed otwarciem, bardziej o intuicję.

Jak się z tym pogodziłaś? Że tyle rzeczy było już gotowych, a nie wyszło?

Nie ukrywam, że było mi z tym ciężko. Straciłam wtedy sporo pieniędzy, kosztowało mnie to też bardzo dużo nerwów. Ale dzięki temu, przez te trzy lata prób, podczas których tak naprawdę przygotowywałam się do otwarcia Roselle, wiele się nauczyłam.

Zastanawiam się, czy nie czułaś jednak jakiegoś zniechęcenia? Przez to, że dwa razy się nie udało?

O dziwo nie. Miałam ogromną motywację, głównie dzięki moim obserwatorkom, które dopytywały mnie i bardzo wspierały. Wiedziały, że nie wypuszczę czegoś w świat, jeżeli nie będę w 100 proc. pewna. W trakcie tych nieudanych prób, dawałam sobie przestrzeń na oddech. Byłam też świadoma, że może nic z tego w ogóle nie wyjdzie.

Ale wyszło. W 2021 roku otworzyłaś Roselle. Muszę cię zapytać o kwestię, która ciekawi wiele osób, chcących założyć markę modową. Musiałaś być dobrze przygotowana finansowo na to, by nie tylko otworzyć, ale poprowadzić markę?

To nie był mój pierwszy biznes, bo jestem także właścicielką restauracji, więc wiedziałam, na co się piszę i na co muszę być przygotowana. Jeżeli decydujesz się założyć markę, w której chcesz zatrudniać ludzi - a ja chciałam, aby to wszystko było idealnie dopracowane - musisz mieć odpowiedzialne podejście do sprawy. I tu w grę wchodzi wiele kwestii - od tych, że to ty za nich odpowiadasz, po m.in. produkcję.

Czasem dochodzą mnie słuchy, że ktoś decyduje się założyć markę, inwestując w nią kilka tys. zł. Szczerze to podziwiam, bo ja bym nie była w stanie zrobić tego z takim budżetem. Na starcie włożyłam w Roselle ok. 200 tys. zł. Dla niektórych to dużo, dla niektórych mało. Każdy, kto prowadzi jednak taki biznes wie, jak wiele kosztuje wyprodukowanie ubrań. Kupno tkanin do przodu, uszycie produktów, zapłacenie za konstrukcję, sesja zdjęciowa. Wcześniej założenie strony i wstępny marketing. Dodatkowo podatki, które dla polskich przedsiębiorców są kosmicznie wysokie.

Na początku nie wypuściłaś też jednego czy dwóch produktów, a całą kolekcję. Jak na początek to nie tylko kosztowna, ale i odważna decyzja. Zdarzyły ci się wtedy jakieś "potknięcia"?

Oczywiście, że tak. Kiedy pierwszy raz pojechałam do Włoch po tkaniny, nie miałam zielonego pojęcia, która będzie odpowiednia do danego produktu, jaki chcę stworzyć. Zdarzyło się, że kupiłam tkaninę, która okazała się być uszkodzona, a ja nie zwróciłam na to uwagi. Więc ileś pieniędzy poszło w plecy. To błędy, na których się wiele nauczyłam, dlatego traktuję je jako bardzo cenną lekcję, życiową i zawodową.

Po tkaniny do Włoch wciąż jeździsz osobiście, prawda?

Tak - i to jedna z najprzyjemniejszych części mojej pracy. Uwielbiam ten proces, także ze względu na podejście Włochów. Ich firmy są najczęściej rodzinne. Zawsze są interesowani tym, co chcę kupić, jaki produkt chcę stworzyć. A cała rozmowa zaczyna się od wspólnego lunchu, potem kawy. Dopiero później przechodzimy do "interesów".

Ile trwa u ciebie taki proces twórczy? Jak długo tworzysz kolekcję?

W Roselle mamy dość specyficzny model prowadzenia firmy i wypuszczania kolekcji, bo nie patrzymy na to, co dzieje się akurat na rynku - jeżeli chodzi np. o trendy. Idziemy własnym torem i według tego, czego potrzebują w danym czasie nasze klientki. Zdarza się więc, że wypuszczamy kolekcję co miesiąc, czasem aż dziesięć w ciągu roku.

Dziesięć kolekcji w roku to bardzo dużo. Nie brakuje ci czasem kreatywności?

Kreatywność nie jest u mnie w ogóle problemem (śmiech). W głowie mam już pomysły na projekty na sezon jesienno-zimowy, chociaż aktualnie jesteśmy w wiosennym. Przed wypuszczeniem ostatniej kolekcji, do której sesja odbyła się w Saint-Tropez, jeszcze dzień przed wylotem zmieniałam kolekcję, bo stwierdziłam, że brakuje nam jasnych spodni. A bez jasnych spodni nie wyglądałoby to tak, jak ostatecznie wyglądało.

Kiedy o tym opowiadam, zdaję sobie sprawę, że to może brzmieć "szalenie". Sama kiedyś łapałam się za głowę, oglądając np. pokazy mody, gdy tuż przed wyjściem na wybieg projektant rozcinał modelce sukienkę, bo taką miał wizję. Dziś poniekąd sama tak robię. Może nie obcinam sukienek, ale tworzę coś w ostatnim momencie.

Kiedy wchodzi nowa kolekcja, czujesz cały czas taką samą ekscytację, jak na początku powstawania marki?

Zdecydowanie. I wciąż mam z tego ogromną radość - zarówno, kiedy tworzę kolekcję, jak i w momencie, gdy ją wypuszczam. Tuż przed premierami nowych produktów, cały czas czuję ten sam dreszczyk emocji. Mimo że czasem bywa ciężko, zdarza mi się nawet płakać. W trakcie wiele osób zawodzi. Nie każdy jest lojalny. Pod tym względem to naprawdę trudna branża. Ale wiem - i takie jest też moje podejście, że nie wolno się poddawać. A na pewno nie dla takich kobiet, jakie mam wokół siebie, klientek Roselle.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Odsłoniła plecy na premierze "Chopin, Chopin". Strzał w dziesiątkę
Odsłoniła plecy na premierze "Chopin, Chopin". Strzał w dziesiątkę
"Ludzie chcieli mnie zabić". Nazwała Emmę Watson ignorantką
"Ludzie chcieli mnie zabić". Nazwała Emmę Watson ignorantką
Żonę poznał w pracy. "Jesteśmy małżeństwem z wpadki"
Żonę poznał w pracy. "Jesteśmy małżeństwem z wpadki"
Nosi szpilki "slingback". Fashionistki nie uznają teraz innych
Nosi szpilki "slingback". Fashionistki nie uznają teraz innych
Gdy poznał żonę, miała dziecko. Tak mówi dziś o relacji z córką
Gdy poznał żonę, miała dziecko. Tak mówi dziś o relacji z córką
Wsyp 5 łyżek do odpływu i zalej wrzątkiem. "Wyżre" gnijące resztki
Wsyp 5 łyżek do odpływu i zalej wrzątkiem. "Wyżre" gnijące resztki
Ujawniła, jak schudła. "Byłam przykryta tym wszystkim"
Ujawniła, jak schudła. "Byłam przykryta tym wszystkim"
Zamiast wyrzucać, zakop w ogrodzie. Efekt na wagę złota
Zamiast wyrzucać, zakop w ogrodzie. Efekt na wagę złota
Pokazała stare zdjęcie. Zrobił je mąż
Pokazała stare zdjęcie. Zrobił je mąż
Zbudowała firmę wartą miliony. Na początku musiała zastawić dom
Zbudowała firmę wartą miliony. Na początku musiała zastawić dom
Nie ma modniejszej kurtki na jesień 2025. Lewandowska już się w niej pokazała
Nie ma modniejszej kurtki na jesień 2025. Lewandowska już się w niej pokazała
Usuń z ogrodu do 2027 roku. Kto się nie dostosuje, ten pożałuje
Usuń z ogrodu do 2027 roku. Kto się nie dostosuje, ten pożałuje