Miała dosyć krzyków za oknem. "Zdecydowałam się zadzwonić na policję"

- Byłam w pracy, kiedy zadzwoniła do mnie córka. Poinformowała mnie, że przez okno w salonie wleciała piłka. Właściwie to nie sama piłka, ale kawałek szkła, bo okno zostało wybite - mówi Hanna. Nie tylko ona jest sfrustrowana sytuacjami związanymi z zabawą dzieci na boiskach oraz placach zabaw.

Niektórzy nie tolerują hałasu na placach zabaw (zdj. ilustr.)
Niektórzy nie tolerują hałasu na placach zabaw (zdj. ilustr.)
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | marugod83

Paweł Maj, prezydent Puław, w poniedziałek (7 kwietnia br.) miał trafić do Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim na pięć dni, ponieważ nie chciał zapłacić grzywny w wysokości 5 tys. zł za nieprzestrzeganie sądowego zakazu korzystania z boiska szkolnego przez dzieci po zajęciach lekcyjnych czy w weekendy.

W 2018 roku mieszkające obok Orlika małżeństwo pozwało miasto z powodu hałasu. Choć sąd ograniczył ostatecznie dostęp do obiektu, a z racji nieprzestrzegania zakazu nałożył na miasto grzywnę, prezydent Puław odmówił zapłaty. Uznał, że wyrok jest absurdalny i "uderza wprost w dzieci". Paweł Maj chciał dobrowolnie odbyć karę aresztu, ale ostatecznie okazało się, że ktoś wpłacił za niego grzywnę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Likwidacja prac domowych. Rodzice zdecydowanie o pomyśle Nowackiej

"Okno zostało wybite"

Sytuacja z Puław nie jest jedyną związaną z hałasem w czasie zabawy dzieci, które przeszkadzają dorosłym mieszkańcom bloków. Niektóre historie kończą się jednak znacznie poważniejszymi konsekwencjami, np. wybitym oknem.

Hanna Grzelak mieszka na pierwszym piętrze w bloku. Z mieszkania ma widok na boisko szkolne, więc biegające i krzyczące dzieci to dla niej częsty obrazek. Jednak rok temu to, co dawniej jej w ogóle nie przeszkadzało, wzbudziło ogromną frustrację.

- Byłam w pracy, kiedy zadzwoniła do mnie córka. Poinformowała mnie, że przez okno w salonie wleciała piłka. Właściwie to nie sama piłka, ale kawałek szkła, bo okno zostało wybite. Zastanawiałam się, co się stało. Córka mówi, że piłka była kopnięta przez chłopca, który bawił się z innymi dziećmi na boisku - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską.

- Poczułam wielką złość. To, że dzieci biegają i krzyczą, to jedno, ale zniszczenie mienia to już coś innego. Nie mam do nich pretensji, tylko do ich rodziców. Gdybym tego dnia nie była w pracy, poszłabym tam i powiedziała im, że nie mogą się bawić w ten sposób, bo narażają innych na niebezpieczeństwo - mówi.

Hanna poczuła się jednak bezradna. Mimo że mieszka na osiedlu, na którym panuje życzliwość i sąsiedzka pomoc, jej próby rozmawiania z rodzicami dziecka o jego zachowaniu nie przyniosły efektów.

- Ciężko jest rozmawiać z rodzicami, którzy albo bronią, albo w ogóle nie reagują. Mam wrażenie, że nie rozumieją, jak to wpływa na innych. A to przecież nie tylko o wybite okno chodzi. Czasami te hałasy, zwłaszcza latem, są naprawdę nie do wytrzymania - dodaje.

"Czułam, że moja cierpliwość dobiega końca"

Jagoda mieszka w bloku na obrzeżach miasta, w okolicy, która w ostatnich latach stała się bardziej zatłoczona. Gdy zaczyna mówić o dzieciach bawiących się na podwórku, już sam ten temat powoduje u niej nerwy.

- Nie rozumiem, jak można nie reagować na hałas, który dzieci robią. Zwłaszcza w godzinach wieczornych. Latem, gdy upały są nie do zniesienia, otwieram okna, a dzieci po prostu nie dają spokoju. Często wracam do domu po godz. 22, a tu zaczyna się wrzask, krzyki, piłka odbija się od ścian. To dla mnie nie do wytrzymania - podkreśla.

Pewnego razu, po długim dniu w pracy, postanowiła działać.

- Zdecydowałam się zadzwonić na policję. Czułam, że moja cierpliwość dobiega końca. W tym dniu dzieci były wyjątkowo głośne, a to było już po godzinie 22:00. Gdy zadzwoniłam na 112, powiedziałam: Przepraszam, ale to jest już nie do zniesienia, ja nie będę siedzieć w nocy w hałasie - cytuje.

Po chwili rozmowy policjant miał zapewnić ją, że przyjadą na miejsce i sprawdzą sytuację. Po kilku minutach dzieci jednak uspokoiły się, a policja nie musiała interweniować osobiście.

- Czasami mam wrażenie, że dzieciaki nie rozumieją, jak potrafią być głośne. Byłoby inaczej, gdyby same dorosłe osoby tak krzyczały na podwórku. Muszę przyznać, że pomimo tej interwencji nie czuję się dobrze z sytuacją, w której trzeba wzywać służby porządkowe do dzieci. To jednak pokazuje, jak trudne bywa współżycie z hałasem w takim miejscu - podsumowuje Jagoda.

"Dzieci muszą się wyszaleć"

Katarzyna, która jest mamą dwójki dzieci, mieszka w bloku, gdzie ma mały ogródek oraz widok na podwórko. Jest jedną z tych osób, które nie tylko nie mają nic przeciwko dzieciom bawiącym się na świeżym powietrzu, ale wręcz wspiera tę aktywność.

- Wiem, że w niektórych momentach może być głośno, zwłaszcza gdy moje dzieci i ich przyjaciele wracają z podwórka, ale nie wyobrażam sobie, aby miały siedzieć w domu przez całe dnie. Dzieci muszą się wyszaleć. Ja sama mam piękne wspomnienia z czasów, kiedy bawiłam się na podwórku. Pamiętam, jak rozmawialiśmy, graliśmy w piłkę, budowaliśmy bazy - to była część mojego dzieciństwa - wspomina.

Rozumie, że nie wszyscy lubią hałas, le dla niej najważniejsze jest, żęby dzieci miały możliwość swobodnego rozwoju.

- Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że niektórzy dorośli mogą mieć problem z hałasem, szczególnie jeśli wracają do domu zmęczeni z pracy. Ale dla mnie najważniejsze jest to, by moje dzieci mogły się bawić. Ważne jest, by miały przestrzeń do wyrażania siebie, bez ograniczeń. Dzięki zabawie rozwijają umiejętności społeczne i fizyczne - zauważa.

- Pamiętam, jak kilka dni temu jedna z sąsiadek, starsza pani, podeszła do mnie i powiedziała, że słychać, jak dzieci się bawią, ale żeby nie przejmować się tym, bo to normalne. Zrozumiała, że nie jesteśmy w wiosce, gdzie wszystko jest spokojne. W mieście trzeba zaakceptować trochę hałasu - mówi Katarzyna.

Psycholożka: Warto porozmawiać z dziećmi

- Hałas i krzyk dzieci na podwórku mogą stanowić dla dorosłych pewne wyzwanie. Dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym mają naturalną potrzebę wyrażania siebie przez ruch, krzyk i zabawę. Dla nich to formy relaksu i rozwoju. Niestety, z perspektywy dorosłych, którzy poszukują spokoju, ten dźwięk może być bardzo irytujący. Szczególnie gdy ktoś wraca do domu po ciężkim dniu pracy, a do tego mieszka w mieście, gdzie hałas jest codziennością - mówi psycholożka Dorota Minta.

W rozmowie z Wirtualną Polską dodaje jednak, że warto pamiętać, że dzieci, które się bawią, rozwijają swoje umiejętności społeczne, uczą się rozwiązywania konfliktów, negocjowania czy współpracy.

- To jest absolutnie naturalne, że w tym procesie towarzyszy im hałas, który dla dorosłych bywa niekomfortowy - stwierdza.

Choć jako osoba dorosła rozumie frustrację części osób, którzy pragną ciszy, podkreśla, że dzieci nie powinny być karane za swoją naturalną ekspresję.

- Warto stworzyć równowagę, gdzie dorośli mogą znaleźć chwilę spokoju, a dzieci mają przestrzeń do zabawy. To może być kwestia chociażby umiejętności komunikacji - wyrozumiałość z obu stron jest kluczem. Warto porozmawiać z dziećmi, by zrozumiały, kiedy ich hałas może przeszkadzać, ale nie powinniśmy zabraniać im zabawy tylko dlatego, że hałas może być dla nas nieprzyjemny - podsumowuje Dorota Minta.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
premiumdziecidorośli

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (322)