Psycholożka obejrzała "Dojrzewanie". Teraz ostrzega rodziców

Serial Netfliksa "Dojrzewanie" ostatnio wzbudza duże emocje nie tylko jako sprawny kryminał, ale przede wszystkim studium problemów współczesnych nastolatków. - Jest bolesnym odbiciem rzeczywistości, którą obserwuję na co dzień - komentuje psycholożka dziecięca Agnieszka Przybysz.

Serial "Dojrzewanie" wywołuje duże emocje wśród widzów
Serial "Dojrzewanie" wywołuje duże emocje wśród widzów
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Olkusnik

Aleksandra Lewandowska, Wirtualna Polska: "Wstrząsający", "wbijający w fotel". Takie komentarze pojawiają się wokół serialu "Dojrzewanie". Czy pani ocenia go podobnie?

Agnieszka Przybysz, psycholożka dziecięca: Dla mnie "Dojrzewanie" jest bolesnym odbiciem rzeczywistości, którą obserwuję na co dzień. Niektóre mechanizmy, jak presja rówieśnicza, wykluczenie, samotność czy wpływ internetowych treści to codzienność wielu nastolatków.

Dorastanie to proces pełen wewnętrznych konfliktów, burzliwych emocji i szukania tożsamości. W pracy spotykam dzieci i młodzież, którzy przeżywają ogromne trudności emocjonalne, czują się nierozumiani, samotni. Czasami nie potrafią poradzić sobie z uczuciami, które będą narastać i znajdą ujście w zachowaniach destrukcyjnych. Nie oznacza to, że każde dziecko stanie się sprawcą przestępstwa, ale ignorowanie pierwszych sygnałów może prowadzić do pogłębiania problemów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

WIDEO

Edukacja seksualna dla 7-, 8-latków? Piontkowski stanowczo odpowiada

Mam wrażenie, że serial jest lustrem, w którym możemy się przejrzeć jako społeczeństwo. Nie jest tylko o zabójstwie 13-latki, ale o tym, jak funkcjonuje młodzież, i jaki wpływ na to mają - lub nie - rodzice.

Zdecydowanie się z tym zgadzam. "Dojrzewanie" to opowieść o systemie, w którym dorastają dzieci. Serial pokazuje, jak funkcjonuje współczesna młodzież. Mam tu na myśli przede wszystkim presję rówieśniczą i wykluczanie. Nastolatki często czują potrzebę przynależności do grupy, a lęk przed odrzuceniem może prowadzić do podejmowania ryzykownych lub destrukcyjnych działań. Z kolei mechanizm wykluczania, czyli odrzucania kogoś z grupy, poniżania, może mieć długotrwałe skutki psychiczne.

Komunikacja młodzieży bywa dla dorosłych niezrozumiała. Przykład - kolory emotikonów. Czerwone serduszko oznacza miłość, fioletowe - podniecenie.

Język młodzieży ewoluuje szybko, szczególnie w sieci. Myślę, że problemem nie jest sama komunikacja młodzieży, ale to, że dorośli często nie podejmują wysiłku, by ją zrozumieć. Ich język nie służy temu, by ukrywać coś przed dorosłymi, ale by budować własną tożsamość i poczucie przynależności do grupy. W każdej generacji młodzież miała swój unikalny sposób porozumiewania się. Dziś po prostu przeniósł się on do internetu.

Oczywiście nie można ignorować ryzyka. Media społecznościowe stwarzają nowe wyzwania, m.in. ekspozycję na nieodpowiednie treści, możliwość manipulacji. Dlatego kluczowa jest nie tyle "kontrola" młodzieży, ile budowanie otwartej komunikacji.

W serialu pojawia się także słowo incel, jakim nastolatka miała określić swojego kolegę. Tak nazywają siebie mężczyźni, którzy nie mogą znaleźć partnerki seksualnej, a swoją frustrację wyrażają w sieci. Katie i Jamie mają jednak tylko 13 lat.

Warto spojrzeć na to szerzej. Dzieci dorastają w świecie, w którym treści dotyczące seksualności są wszechobecne. Często nie idzie za tym edukacja seksualna, przez co młodzi ludzie poznają pojęcia, takie jak incel bez pełnego zrozumienia ich kontekstu i konsekwencji.

Po drugie, warto zwrócić uwagę na rolę języka w relacjach rówieśniczych. Słowo incel mogło zostać użyte przez Katie niekoniecznie w pełnym jego znaczeniu, ale jako obraźliwa etykieta - tak jak młodzież często używa określeń "przegryw". Może to świadczyć o tym, że presja związana ze związkami zaczyna się już bardzo wcześnie.

Mamy tu też do czynienia z wpływem internetowych grup i narracji, które promują skrajne spojrzenie na męskość i kobiecość. W społecznościach inceli dominuje przekaz pełen frustracji i gniewu. Fakt, że takie pojęcia przenikają do języka 13-latków, może oznaczać, że uczą się postrzegać relacje jako grę o władzę i dominację.

Andrew Tate i manosfera to kolejny wątek w "Dojrzewaniu". Tate, który ma zarzuty handlu ludźmi i gwałtu, stał się "ikoną" wśród części młodych mężczyzn. Manosfera to internetowa przestrzeń, której jest liderem, a w której mężczyźni wymieniają się mizoginistycznymi poglądami. Kobiety są dziś dla części mężczyzn "niczym"?

Takie przekonanie jest niestety wciąż silnie zakorzenione w społeczeństwie. Od najmłodszych lat chłopcom wpaja się, że muszą być "twardzi", nie mogą płakać ani okazywać słabości, bo to rzekomo odbiera im męskość. To toksyczna wizja, która nie tylko im szkodzi, ale też uprzedmiotawia kobiety.

Andrew Tate i manosfera oferują uproszczone, pełne gniewu odpowiedzi na trudności, z jakimi mierzą się chłopcy - lęk przed odrzuceniem, brak jasnych wzorców męskości. Problem polega na tym, że narracja promowana w tych środowiskach nie uczy budowania zdrowych relacji, lecz wzmacnia postawę dominacji i pogardy wobec kobiet. Młodzi chłopcy mogą znaleźć w manosferze poczucie wspólnoty. Jednak zamiast wsparcia dostają przekaz, że winne są kobiety.

W serialu jest również mowa o regule 80/20, według której 80 proc. kobiet odczuwa pociąg do 20 proc. mężczyzn. M.in. to miało wpłynąć na działanie głównego bohatera, który został odrzucony przez rówieśniczkę. "Nie zrobiłem nic złego" - mówi. W momencie konfrontacji "nie dotknął jej, chociaż inni chłopcy by to zrobili". To miało sprawić, że był od nich lepszy.

To, co widzimy w tej scenie, ilustruje problem toksycznych wzorców męskości, które silnie oddziałują na chłopców. Bohater nie postrzega relacji jako przestrzeni wzajemnego wyboru i szacunku, ale jako coś, co mu się "należy". Czuje się pokrzywdzony, bo "nie zrobił nic złego", ale jego słowa sugerują, że uważa siebie za lepszego - tylko dlatego, że "powstrzymał się" od naruszenia czyjejś granicy.

Sama reguła 80/20 jest przykładem narracji, która wzmacnia u mężczyzn poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Według tej teorii większość kobiet wybiera niewielką grupę mężczyzn, co rzekomo skazuje tych "przeciętnych" na odrzucenie. Takie myślenie nie tylko odbiera im sprawczość, ale dehumanizuje kobiety, sprowadzając je do pasywnych obiektów selekcji.

Wśród komentarzy widzów, głównie mężczyzn, pojawiają się opinie broniące chłopca. "Zrobił to, bo Katie go nękała", "to ona jest winna, a on jest ofiarą".

Narracja, w której to kobieta jest winna, bo "sprowokowała", bo była "okrutna", wpisuje się w szerszy społeczny schemat, w którym ofiary są obarczane odpowiedzialnością za to, co je spotkało. To niebezpieczne, bo uczy chłopców, że ich agresja może być usprawiedliwiona, jeśli wcześniej doświadczyli trudnych emocji.

Nie oznacza to, że należy ignorować fakt, że Katie mogła być dla Jamie'go okrutna. Cyberprzemoc to realny problem, który może mieć dramatyczne skutki, niezależnie od płci. Ale zamiast szukać prostych podziałów na "katów" i "ofiary", powinniśmy skupić się na tym, jak młodzi ludzie radzą sobie z odrzuceniem, frustracją i emocjami.

Rodzice Jamie'go czują się winni temu, co zrobił syn. W serialu dowiadujemy się, jak wyglądało ich życie - że byli nieobecni, a on spędzał wiele godzin przy komputerze.

Współcześni rodzice często są przepracowani, zestresowani i przytłoczeni codziennymi obowiązkami. Czasami wydaje im się, że jeśli ich dziecko spędza czas w domu, przed ekranem, to jest bezpieczne. Jednak fizyczna obecność nie oznacza emocjonalnej bliskości, a to właśnie jej często brakuje w relacjach rodziców z nastolatkami.

To, co wydarzyło się w serialu, nie jest fikcją - to rzeczywistość w wielu domach. Dlatego tak ważne jest, aby rodzice nie tylko monitorowali, co ich dzieci oglądają w sieci, ale też budowali z nimi relacje oparte na otwartości i zaufaniu. Nastolatki muszą wiedzieć, że mogą rozmawiać o emocjach i nie muszą szukać odpowiedzi w internetowych bańkach pełnych nienawiści.

Zna pani takie sytuacje z gabinetu?

Niestety coraz częściej się z tym spotykam. Rodzice przychodzą z nastolatkami, którzy są wycofani, przebodźcowani, zamknięci w świecie online. Często słyszę od nich: "Nie poznajemy naszego dziecka", "Był taki miły, a teraz traktuje nas z pogardą", "Ciągle siedzi w internecie, nie chce z nami rozmawiać".

Za tym zawsze kryje się jednak coś więcej. Ucieczka w media społecznościowe i skrajne treści często jest objawem głębszych problemów - poczucia osamotnienia, niezrozumienia. Internet daje złudzenie przynależności i prostych odpowiedzi na skomplikowane pytania, a jednocześnie może wzmacniać podziały. Dlatego w pracy z takimi rodzinami kluczowe jest nie tylko ograniczanie dostępu do toksycznych treści, ale odbudowanie więzi i pokazanie dziecku, że nie jest samo.

Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
dojrzewanienastolatkizabójstwo

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (29)