Irena Szczurowska i Leszek Teleszyński. Ich wrogiem była proza życia
Był koniec 1970 r., gdy Warszawę obiegła lotem błyskawicy wieść, że najprzystojniejszy aktor z Krakowa – tak mówiono wtedy o Leszku Teleszyńskim – dostał od Adama Hanuszkiewicza propozycję dołączenia do zespołu Teatru Narodowego. O niezwykle zdolnym i urodziwym chłopaku było już głośno, choćby za sprawą ról, jakie wykreował w nowohuckim Teatrze Ludowym i jego związku z Alicją Jachiewicz.
Kiedy Leszek i Alicja szli przez krakowski Rynek, wszyscy się za nimi oglądali. Nie było w mieście piękniejszej pary. Ich znajomi zakładali, że młodzi już niedługo staną na ślubnym kobiercu. Ale do stolicy Teleszyński wyruszył sam, narzeczona została w Krakowie. Miała dokończyć studia i dołączyć do pana Leszka. Stało się jednak inaczej i inna krakowianka zawładnęła jego sercem.
O tym, by poznać Irenę, marzył już od chwili, gdy w szkole teatralnej zobaczył jej fotografię w gablocie poświęconej absolwentom. Żałował, że się minęli. Kiedy on zaczynał studia, ona była już po dyplomie i wyjechała z Krakowa, by być z mężczyzną, którego kochała.
Narzeczony, pisarz Jarosław Abramow-Newerly, ściągnął ją do stolicy i pomógł w debiucie na scenie Studenckiego Teatru Satyryków. Był jednym z jego współzałożycieli i pisał dla niego skecze oraz piosenki. Kiedy w 1971 r. w stolicy pojawił się Leszek Teleszyński, Irena i Jarosław świętowali już czwartą rocznicę ślubu, a całym ich światem były dwie małe córeczki – Basia i Magda. Nic nie wskazywało na to, że aktorka zapała nagłym uczuciem do młodszego kolegi. A jednak...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Weronika Książkiewicz o swoim mężu i różnicach kulturowych. Czy aktorka planuje wyprowadzić się do Izraela?
Irena i Leszek poznali się na przyjęciu u wspólnych znajomych i już podczas pierwszej rozmowy zorientowali się, że wiele ich łączy. Podobały się im te same książki, te same filmy, te same piosenki. Umówili się na kawę, potem na spacer, aż w końcu – pewnego letniego wieczoru 1973 r. – wyznali sobie miłość. Leszek gotów był natychmiast prosić męża ukochanej, by zwolnił ją z małżeńskiej przysięgi, ale Irena powstrzymała go przed tym krokiem. Wcale nie była pewna, czy chce rezygnować z wygodnego życia u boku cenionego pisarza. Bała się, że mąż odbierze jej córki. Zapewniła Leszka, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, sama powie Jarosławowi, że kocha innego.
Leszek Teleszyński, chcąc być jak najbliżej Ireny, zrezygnował z etatu w Narodowym i przeniósł się do Teatru Polskiego, gdzie Szczurowska pracowała już od kilku lat. Traf chciał, że na afisz miała właśnie po rocznej przerwie wrócić "Księżniczka na opak wywrócona", a aktor grający u boku Ireny musiał zrezygnować z roli. Leszek wyznaczony został przez dyrektora do zajęcia jego miejsca. W rolach kochanków Szczurowska i Teleszyński okazali się tak przekonujący, że o ich wspólnych, pełnych namiętności scenach zrobiło się w stolicy głośno. Bilety na "Księżniczkę" sprzedawały się jak świeże bułeczki.
Plotki o tym, że aktorzy nie tylko grają kochanków, ale są nimi także w życiu prywatnym, w końcu dotarły do Jarosława Abramowa-Newerly. Pisarz zjawił się pewnego dnia w teatrze, by... spoliczkować zatrudnionego tam znajomego, który "życzliwie" doniósł mu, ze żona przyprawia mu rogi. Nie dopuszczał do siebie myśli, że matka jego córek ma romans z "jakimś amantem". Plotki jednak nie ustawały i zaniepokojony pisarz postanowił przyjrzeć się uważnie owemu amantowi. Przez kilka tygodni co wieczór zasiadał na widowni w gmachu przy ulicy Karasia i oglądał Irenę w ramionach Leszka. Gdy w końcu uwierzył, że oni wcale nie grają zakochanych, był zdruzgotany. Uprzedził jednak żonę, że za żadne skarby świata nie da jej rozwodu.
Tymczasem Leszek Teleszyński zdążył już zdobyć popularność, o jakiej wcześniej nie śmiał nawet marzyć. "Czasem musiałem rezygnować z jakiejś ciekawej propozycji filmowej, ponieważ teatr był u mnie zdecydowanie na pierwszym miejscu" – wspomina. Tak naprawdę nie chciał rozstawać się z Ireną. Kiedy jednak na początku 1976 r. Jerzy Hoffman zaoferował mu rolę ordynata Michorowskiego w "Trędowatej", przyjął ją bez wahania. Pierwsze zdjęcia z planu, które ukazały się w magazynie "Film", nie pozostawiały wątpliwości, że jest wręcz stworzony do roli Waldemara. Być może to dlatego Jarosław Abramow-Newerly uznał, że nie jest w stanie konkurować z aktorem o serce pani Ireny i w końcu zgodził się na rozwód.
W dniu, w którym "Trędowata" weszła na ekrany kin, Irena Szczurowska i Leszek Teleszyński byli już po ślubie. "Byli w sobie bardzo zakochani, sprawiali wrażenie, jakby nikogo poza nimi nie było na świecie" – opowiadał w wywiadzie August Kowalczyk, ówczesny dyrektor Teatru Polskiego. Dwa i pół roku po tym, jak zostali mężem i żoną, państwo Teleszyńscy z radością dowiedzieli się, że ich rodzina się powiększy. Z narodzin siostrzyczki ucieszyły się też córki aktorki z jej poprzedniego związku. Dziewczynki bardzo pokochały małą i, gdy ich mama i ojczym musieli pracować, opiekowały się Karolinką.
Niestety, nad aktorską parą zaczęły coraz częściej zbierać się czarne chmury. Pani Irena była bardzo zazdrosna o swego męża. Trudno jej się dziwić, kobiety wręcz pożerały go wzrokiem, gdziekolwiek się pojawił.
"Wielokroć czułem na sobie spojrzenia pań, ich sympatię, uśmiechy. Dostawałem listy, w których nieznajome kobiety pisały, że mnie kochają" – wspomina Leszek Teleszyński.
Nie jest łatwo być "niewidzialną" żoną przy takim mężu, a dla aktorki to trudne podwójnie. Pani Irena postanowiła na pewien czas przenieść się z córkami do Krakowa, a jej mąż wyjechał do Lublina na zaproszenie Ignacego Gogolewskiego, który powierzył mu rolę w reżyserowanym przez siebie w Teatrze im. Juliusza Osterwy "Cydzie". Jeszcze niedawno świata poza sobą niewidzący małżonkowie zaczęli oddalać się od siebie. Pytani, co się stało z ich miłością, mówili podobno, że zabiła je proza życia.
Gdy na początku 1983 r. znów spotkali się na scenie Teatru Polskiego, łączyły ich już tylko córka i piękne wspomnienia oraz wciąż obowiązująca oboje małżeńska przysięga. Ich znajomi z teatru byli przekonani, że uda się im jeszcze odbudować swój związek. Oni sami też wierzyli, że znów się w sobie zakochają, ale nie potrafili zburzyć muru, jaki wyrósł między nimi. Nie umieli jednak, a może nie chcieli, definitywnie zakończyć swojego małżeństwa.
Na rozwód zdecydowali się dopiero 14 lat po rozstaniu, gdy Leszek Teleszyński postanowił ułożyć sobie życie na nowo u boku pani Jolanty, która w 1997 r. została jego drugą żoną. Irena Szczurowska po rozwodzie nie związała się już z żadnym mężczyzną. Opuściła stolicę i wróciła do rodzinnego Krakowa, gdzie świętowała 80. urodziny. Tego dnia były przy niej córki, co potwierdził w wywiadzie... Jarosław Abramow-Newerly. "Irena z naszymi córkami jest bardzo zżyta, choć wnukami obdarowała ją tylko córka, którą urodziła Leszkowi – powiedział niedawno. – Wobec mnie jest przyjazna".
Obie córki Ireny i Jarosława zostały zakonnicami w Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. "To było dla nas wielkie zaskoczenie. Obie chyba są szczęśliwe – mówi ich ojciec. – Młodsza, Basia, po szkole sztuk plastycznych – rzeźbi. Starsza, Magda, jest przełożoną i dyrektorką Muzeum św. arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, założyciela ich Zgromadzenia". Karolina, córka Ireny i Leszka, doczekała się trójki dzieci, ale nie chce, by rodzice opowiadali o niej i jej rodzinie w wywiadach.