Fitness"75 kilogramów obywatela mniej". Marta Barszczewska o swojej metamorfozie

"75 kilogramów obywatela mniej". Marta Barszczewska o swojej metamorfozie

"75 kilogramów obywatela mniej". Marta Barszczewska o swojej metamorfozie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Pomorska
11.11.2017 10:01, aktualizacja: 11.11.2017 10:49

Kilkadziesiąt nadprogramowych kilogramów, problemy ze stawami i bariery w codziennym funkcjonowaniu. Martę z letargu otyłości obudziły słowa, że zbyt duża tusza uniemożliwia jej spełnianie drobnych marzeń. Zaczęło się od płaczu nad morzem, skończyło spektakularną metamorfozą. Dziś nie waży już tyle, co dwóch dorosłych mężczyzn. Szczerze radzi, jak odżyć i pokonać największego wroga, czyli siebie i swoje słabości.

Magda Pomorska, Wirtualna Polska: Masz za sobą spektakularną metamorfozę. W którym momencie postanowiłaś, że czas na radykalne zmiany?
Marta Barszczewska: To była decyzja podjęta pod wpływem chwili, ale jednocześnie – patrząc z perspektywy czasu – poprzedzona dość traumatyczną informacją. Na koniec swojego urlopu w 2014 roku wróciłam z Chorwacji i pojechałam do Chałup. Tam siedziałam na pomoście, był wietrzny dzień, więc przyglądałam się horyzontowi z mnóstwem żagli i latawców. Patrzyłam na surferów i doszłam do wniosku, że aktywność na wodzie sprawia, że czują się szczęśliwi. Obok była wypożyczalnia sprzętu i postanowiłam spróbować. Zapytałam, czy jest szansa, aby nauczyć się pływać. Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu usłyszałam, że nie ma deski o takiej wyporności. Wróciłam na pomost i płakałam jak dziecko. Czułam niemoc i uświadomiłam sobie, że moja waga ogranicza mnie w realizacji marzeń. Windsurfing i słowa tego człowieka tak mocno weszły mi w głowę. Wcześniej oczywiście w gronie rodziny słyszałam, że może pomyślę o odchudzaniu, ale to przechodziło bez echa. Trzy dni później podjęłam decyzję. Poszłam na spotkanie wprowadzające w Gaca System. Zdecydowałam się na pomoc fachowców, bo miałam świadomość, że liczba kilogramów, które muszę zrzucić jest ogromna i sama sobie nie poradzę.

Trudniej było zacząć czy wytrwać w trakcie redukcji wagi?
Na to trzeba spojrzeć dwutorowo. Każdy był inny. Ten pierwszy był trudny, bo musiałam się przestawić, zmienić swój styl życia – kupić wagę, zastosować się do wielu zaleceń. Jako osoba, która była czynna zawodowo, pierwszy posiłek często jadłam dopiero po pracy, a przy biurku tylko kawa lub coś słodkiego, gdy przyszła ochota. Zgodnie z nowymi zaleceniami musiałam jeść co 4 godziny, co było trudne, ale wykonalne. Myślę, że przyszło mi to dość łatwo, bo miałam duże wsparcie w pracy. Koledzy i koleżanki widząc, że chcę schudnąć, wspierali mnie w mojej decyzji, a co równie ważne, pomagali jak mogli. Z kolei wytrwanie nie było trudne, bo miałam automotywację po pierwszych efektach. Ujemne kilogramy sprawiły, że nie chciałam spocząć na laurach. Pierwsze sukcesy nakręcały do działania. Myślałam: "Mam już 20 kg mniej – dałam radę, to kolejne 55 też dam". Myślę, że bardzo dużo zależy od naszego nastawienia do odchudzania.

Jakie metody stosowałaś, aby zrzucić nadmiar kilogramów? Jak łączyłaś dietę z ćwiczeniami i czy zmieniało się to wraz ze spadkiem wagi?
Na początku drogi z odchudzaniem, ważyłam 140 kg, mając jakąś teoretyczną wiedzę na temat aktywności fizycznej, wiedziałam, że obciążanie stawów w moim przypadku byłoby nieodpowiedzialne. Moje treningi zaczynały się od ćwiczeń aerobowych, typowego cardio na rowerze poziomym. W odciążeniu stawów pedałowałam, w ustalonym tętnie i czasie. Później doszła także elipsa, bieżnia i wraz ze spadającymi kilogramami w kolejnym etapie zostały włączone treningi kształtujące sylwetkę. To były podstawowe ćwiczenia na siłowni, które wraz z postępami były sukcesywnie rozwijane. Oczywiście to wszystko było w ścisłej korelacji z dietą, która została mi dobrana. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że aby schudnąć, trzeba jeść, ale oczywiście określone produkty i najważniejsze - regularnie. Kluczowym elementem każdej diety powinno być poznanie własnego organizmu i zrozumienie, jak poszczególne elementy na nas działają. Jeśli, tak jak w moim przypadku, doprowadziliśmy się do ogromnej otyłości, to znaczy, że nie jedliśmy prawidłowo. Zdarza się, że ktoś pyta mnie, czy już normalnie jem. Ale to właśnie nowy jadłospis pokazał mi, że wcześniej nie jadłam odpowiednio. Odchudzanie ma na celu nie tylko redukcję wagi, ale też naukę. W trakcie odchudzania zdobyłam wiedzę z zakresu racjonalnego, mądrego sposobu odżywiania się i myślenia o jedzeniu. Do tego stopnia, że o ile przed odchudzaniem nienawidziłam gotować, to teraz uwielbiam to robić i eksperymentować w kuchni. Założyłam nawet bloga kulinarnego. Naprawdę myślę, że odchudzanie – niezależnie od liczby nadprogramowych kilogramów – musi być powiązane z podstawową, ale cenną edukacją o żywieniu i ćwiczeniami. Bez aktywności fizycznej w mojej ocenie nie mamy możliwości zapewnienia skórze jędrności i zachowania sylwetki, którą uda nam się wypracować.

Obraz
© Archiwum prywatne

Co sądzisz o modnych dietach, typu "dieta Kwaśniewskiego", "Kopenhaska", "dieta Dukana"?
Rzeczywiście może te diety przynoszą efekt wizualny – ale niestety jest on chwilowy. Jeśli nie nastąpi zmiana w naszym sposobie myślenia i stylu odżywiania, nie możemy mówić o długotrwałym sukcesie. To są diety bardzo sztampowe i często monoskładnikowe. Z wiedzy, którą posiadam i cały czas pogłębiam, obawiam się, że mogą wyjaławiać organizm w pewnych aspektach i w dłuższej perspektywie mogą działać na nas niekorzystnie . Nigdy takich diet nie stosowałam i na szczęście teraz już nie muszę. Nie pozwoliłabym też moim bliskim na zastosowanie tego typu diety.

Czy twoim zdaniem otyłość i skrajna otyłość to problem wśród Polaków?
Tak, zdecydowanie tak. Z przerażeniem patrzę na nastolatków i jednocześnie na ich rodziców. Z reguły matka jest żywicielem, który przygotowuje posiłki i sama się tak odżywia. Niestety problem nadwagi i otyłości w naszym społeczeństwie rośnie. Jednocześnie jestem w stanie zrozumieć barierę, jaką mają osoby z nadprogramowymi kilogramami, które chcą się ruszyć, ale się wstydzą. Gdy idę na siłownię, zależy mi na ćwiczeniach. Bez makijażu, w dresie, bez zwracania uwagi na pot. Nie wyglądam jak milion dolarów. A są siłownie, w których można poczuć się jak na pokazie mody. Gdzie zamiast wylewać siódme poty, każdy skupia się na wyglądzie. Dlatego też sporo osób chcąc schudnąć, decyduje się na bieganie. To oczywiście aktywność mająca wiele plusów, ale niestety nie dla osób z dużą nadwagą. Pamiętajmy o naszych stawach, bo nie ukrywajmy, że obciążenia są naprawdę spore i prędzej czy później problemy zdrowotne się pojawią. Innym częstym błędem początkujących biegaczy jest niedostosowanie obuwia czy bieganie po twardej powierzchni. Bieganie jest zdrowe i polecane, ale dla osób, które mają do tego predyspozycje. Dodam, że problem odchudzania jest niewygodny. Na świecie, ale też w naszym kraju, lobby żywieniowe jest na tyle silne, że mówienie o odchudzaniu jest poniekąd tematem tabu. Dlatego czytajmy etykiety produktów, miejmy świadomość, co znajduje się w naszym jadłospisie. Może być tak, że pudełko, które zachęca sloganem "jestem zdrowy" może skrywać samą chemię i niekorzystne dla naszego zdrowia składniki.

Obraz
© Archiwum prywatne

Muszę zapytać o te ciemne strony odchudzania – co z nadmiarem skóry?
Schudłam 75 kilogramów i wierz mi lub nie, nic mi nie wisi i nie miałam żadnej operacji. Myślę, że mówiąc o jędrności skóry, trzeba pamiętać, że kluczowe znaczenie ma mądre odchudzanie poprzez redukcję tkanki tłuszczowej oraz pielęgnacja mięśni właściwie dobranym profilem treningowym. Oczywiście należy też wziąć pod uwagę, ile prób odchudzania mamy za sobą. Włókienka kolagenowe umierają przy każdej diecie. Ja doprowadziłam się do wagi 140 kilogramów i nie podejmowałam wcześniej prób redukcji wagi. Jak sądzę, dużą rolę w kwestii jędrności pełni genetyka. Obserwując swoją rodzinę, różne pokolenia, porównując z resztą społeczeństwa, to widzę, że np. moja babcia nie ma tyle zmarszczek, co mają kobiety w jej wieku. Niewątpliwie istotne jest też dbanie o skórę w trakcie procesu. Balsam ujędrniający codziennie od stóp do głów to dla mnie podstawa. Polecam automasaż każdego dnia, bo rozumiem, że nie każdego stać, żeby iść na profesjonalne zabiegi. Kupujesz rolkę w drogerii za 5 złotych i jedziesz (uśmiech).

Poruszyłaś też kwestie finansowe. Czy każdego stać na odchudzanie?
Zdecydowanie! Muszę przyznać, że mnie odchudzanie kosztowało mniej niż dotychczasowe życie. Rezygnujemy z głupiego wydawania pieniędzy. Kupujemy to, co jest nam potrzebne na diecie. Jedyny koszt, jaki ponosimy na początku to zakup pojemników na wynos. Jedzenie i tak kupowaliśmy, i tak kupować będziemy. Realizując proces, wszędzie jeździłam z pojemnikami – z plastikowymi sztućcami. Potrafiłam np. polecieć do Kopenhagi z własnym jedzeniem. Jeśli nam zależy i mamy silną motywację, to jesteśmy w stanie poradzić sobie w sytuacji, kiedy ktoś inny powiedziałby "nie da się".

Jak na zmianę zareagowali bliscy i znajomi? Czy były opinie, że niepotrzebnie się odchudzałaś? A może ktoś zasugerował, że schudłaś za bardzo?
Były takie reakcje. Bardzo dużo osób z mojego otoczenia się wykruszyło. Myślę, że właśnie w takim momencie zdajemy sobie sprawę, że to ludzie, którzy swoją pozycję budowali na nas, naszym kosztem. To osoby, które nie potrafią poradzić sobie w sytuacji, gdy nam się coś udaje. I może lepiej, żeby odsunęły się teraz niż później w bardziej kryzysowych momentach. Co więcej, robiłam badania przed rozpoczęciem odchudzania, powtarzając je co 4 miesiące. Klasyczna morfologia dająca informację o organizmie. To mój dowód na papierze, który potwierdza, że jestem zdrowa. Oczywiście i tak pojawiają się komentarze "skończ już się odchudzać" albo standardowe "zjedz coś, chodź na kebaba".

Obraz
© Archiwum prywatne

Ubyło ponad połowę dawnej ciebie, a jak zmieniło się twoje myślenie?
Niczym w "Misiu" mogę powiedzieć, że jest mnie 75 kg obywatela mniej. To waga dorosłego człowieka. Jak zmieniło się moje życie? Ja żyję – od tego zacznijmy. Przez 27 lat, obawiam się, że była to swego rodzaju wegetacja. Życie z dnia na dzień "dużej szarej myszki", "trzydrzwiowej szafy" czy "słonia w składzie porcelany". Dzięki redukcji kilogramów zyskałam przysłowiowego "powera", a moja energia się nie kończy. Nie ma teraz takiej rzeczy, której teraz bym się bała. Pokonałam największego przeciwnika, samą siebie, swoje słabości i ograniczenia. Zwieńczeniem odchudzania był powrót do Chałup i stanięcie na desce. Nauczyłam się pływać, zaczęłam biegać, jeździć na snowboardzie, rolkach i nartach . Zmieniłam pracę, bo odważyłam się ją zmienić. Stałam się otwarta na świat, na ludzi, na wyzwania. Mój proces trwał rok i 10 miesięcy. Poznałam swój organizm i poznałam siebie. Nie mam teraz wewnętrznych ograniczeń. Jeżeli coś sobie postanowię, rozłożę to na czynniki pierwsze, to metodą małych kroków dojdę do każdego celu. Myślę, że metoda kamieni milowych bardzo mi pomogła i wierzę, że jest skuteczna w 99 proc. przypadków. Teraz potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Radzę sobie ze stresem, co potwierdzają moi bliscy. Zaskoczyłam samą siebie, jak po zmianie myślenia, inaczej podchodzę do sytuacji stresowych. Mogę o sobie śmiało powiedzieć, że jestem optymistyczną realistką. Realizacja marzeń jest najpiękniejszym uczuciem, którego chciałabym, żeby każdy mógł doświadczyć. I wszystkim życzę spełnienia marzenia, które rozpoczyna nowe życie.