Abażur z ludzkiej skóry - opowieść o Ilse Koch
Mieszkanie miała udekorowane lampami wykonanymi z ludzkich kości i skór, a jadalnię zdobiły spreparowane czaszki więźniów obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Ilse Koch przez blisko 10 lat sprawowała tam niepodzielną władzę, stając się panią życia i śmierci tysięcy osób.
Mieszkanie miała udekorowane lampami wykonanymi z ludzkich kości i skór, a jadalnię zdobiły spreparowane czaszki więźniów obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Ilse Koch przez blisko 10 lat sprawowała tam niepodzielną władzę, stając się panią życia i śmierci tysięcy osób. Większość z nich nazywała ją „wilczycą” lub „wiedźmą”. Do dziś uchodzi za największą zbrodniarkę w dziejach świata.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że Margarete Ilse Kohler ma zadatki na potwora w ludzkiej skórze. Urodziła się w 1906 roku w Dreźnie, w porządnej robotniczej rodzinie. Była oczkiem w głowie rodziców. Osoby, które poznały ją w dzieciństwie, wspominały słodką, grzeczną blondynkę.
Z powodu trudnej sytuacji finansowej Kohlerów, Ilse musiała dość wcześnie zakończyć naukę i już wieku 15 lat zatrudniła się w fabryce papierosów. W 1923 roku zmieniła pracę, zostając sprzedawczynią w małej drezdeńskiej księgarni. Urodziwa i młoda kobieta wzbudzała zainteresowanie klientów, wśród których nie brakowało zwolenników narodowosocjalistycznych idei, zdobywających coraz większą popularność w ówczesnych Niemczech. Ilse też zaczęły się podobać hasła głoszone przez Adolfa Hitlera.
Wkrótce została sekretarką w siedzibie NSDAP, a w 1932 roku wstąpiła w szeregi partii nazistowskiej. Kilka miesięcy później fuhrer zdobył władzę. Ilse zaczęła bywać na spotkaniach najwyższych urzędników III Rzeszy, aż w końcu zwróciła uwagę samego Heinricha Himmlera, który zarekomendował „idealną aryjską kobietę” swojemu bliskiemu współpracownikowi Karlowi Kochowi, słynącemu z okrucieństwa oficerowi SS i komendantowi obozu w Sachsenhausen.
Mężczyzna szybko zauroczył się Ilse. Już po kilku tygodniach znajomości poprosił ją o rękę, a 25 maja 1936 roku odbył się ich ślub. Rok później Koch został mianowany komendantem nowopowstałego obozu w Buchenwaldzie. Oczywiście zabrał ze sobą żonę, która miała zgotować więźniom piekło na ziemi.
Miłośniczka galanterii
Partnerki komendantów obozów koncentracyjnych zazwyczaj prowadziły spokojne życie w luksusowych willach, często nawet nie zdając sobie sprawy ze skali zbrodniczej działalności prowadzonej za drutami „kacetów”. Ilse Koch nie zamierzała jednak zajmować się tylko domem i dziećmi. Zarówno wśród więźniów, jak i personelu szybko zyskała nowe przydomki: wiedźma, suka, wilczyca.
- Spotkanie z nią oznaczało nieszczęście dla każdego więźnia. Czasami wpadała w szał, bo nie przywitał się albo odważył się ja przywitać. Czasami, bo zdecydował się nią spojrzeć, a czasami po prostu była w złym humorze. Podawała jego numer do administracji obozu i nagiego więźnia publicznie bito na oczach tysięcy innych skazańców - wspominał dr Petr Zenkl, który przeżył piekło Buchenwaldu.
Ilse Koch uwielbiała galanterię skórzaną, jednak szybko przestały zadowalać ją rękawiczki czy torebki wykonane ze skór zwierzęcych. Pasją żony komendanta stało się wykonywanie przedmiotów z materiałów pozyskiwanych z więźniów. Sama wybierała ofiary, przechadzając się między rzędami rozebranych do naga ludzi. Szczególnie lubiła mężczyzn z ciekawymi tatuażami na ciele. Następnie obozowy lekarz, a jednocześnie kochanek Ilse - Waldemar Hoven, robił im zastrzyki z fenolu. Więźniowie musieli być zabijani tak, by nie została uszkodzona skóra, którą później obdzierano ze zwłok i odpowiednio preparowano. Tak przygotowany materiał służył do produkcji abażurów, rękawiczek, a nawet okładki albumu, w którym Ilse kolekcjonowała rodzinne zdjęcia.
Więźniowie Buchenwaldu wspominali, że Koch często spacerowała po obozie z torebką ozdobioną charakterystycznym tatuażem, jaki posiadał jeden z więźniów, który pewnego dnia po prostu zniknął. Sporo tego typu przedmiotów rozdawała oficerom SS oraz ich rodzinom, ale większość zostawiała sobie. Jej dom w Buchenwaldzie zdobiło mnóstwo lamp wykonanych z ludzkich kości i skóry. W jadalni Kochów stały zmumifikowane i zmniejszone do rozmiarów grejpfruta głowy więźniów.
Perwersyjne przyjemności
Ilse kochała zwierzęta. Specjalnie dla niej mąż zbudował w Buchenwaldzie olbrzymią halę do jazdy konnej, ale często galopowała również po obozie, tratując i biczując przypadkowe ofiary. Jej oczkiem w głowie był również niewielki ogród zoologiczny, w którym szczególnym względem cieszył się niedźwiedź. Podobno codziennie do jego klatki wrzucano więźnia, a małżeństwo Kochów z lubością obserwowało, jak rozwścieczone stworzenie rozszarpuje nieszczęśnika.
Jednak ich związek nie należał do sielankowych. Oboje regularnie się zdradzali, choć Ilse była bardziej perwersyjna. Zmuszała więźniów i więźniarki do uprawiania brutalnego seksu, romansowała z oficerami SS i chętnie uczestniczyła w lesbijskich orgiach z ich żonami.
Kiedy do Buchenwaldu przyjeżdżał kolejny transport więźniów, podobno lubiła stać w bramie rozebrana do naga, onanizując się publicznie i wykrzykując uwagi w stronę przybyłych. Osoby, które na nią spojrzały, były zazwyczaj od razu zabijane. Zachowanie Koch wzbudzało niesmak nawet wśród Niemców, dlatego kilkakrotnie była przywoływana do porządku przez przełożonych męża. Jednak większym problem okazała się skłonność małżonków do wystawnego życia. Dzięki defraudacji pieniędzy i kosztowności odbieranych więźniom, Kochowie mogli wypoczywać w Alpach, a Ilse ponoć uwielbiała się kąpać w hiszpańskim winie. Posiadała ogromne ilości garderoby oraz piękne zastawy stołowe.
Krzyk ofiar
W sierpniu 1943 roku Kochowie zostali aresztowani przez SS pod zarzutem malwersacji finansowych. Z braku dowodów oczyszczono ich z winy, ale rok później Karl znów trafił do więzienia. Zarzucono mu korupcję, nadużycia władzy, fałszerstwa i okrucieństwo, które szokowało nawet esesmanów. Stanął przed plutonem egzekucyjnym 5 kwietnia 1945 roku. Kilka dni później obóz w Buchenwaldzie wyzwolili żołnierze amerykańscy.
Ilse zniknęła. Ukryła się w małym miasteczku Ludwigsburg, ale już w czerwcu tego samego roku wpadła w ręce wojsk alianckich. Dwa lata później stanęła przed amerykańskim trybunałem wojskowym w czasie tzw. procesu buchenwaldzkiego. Według prokuratorów Koch przyczyniła się do śmierci ok. 50 tysięcy więźniów obozu. „Jeśli był kiedyś krzyk, słyszany na całym świecie, był to krzyk torturowanych niewinnych ofiar, które zginęły z jej ręki” - stwierdził jeden z oskarżycieli.
Skazano ją na dożywocie. W trakcie pobytu w więzieniu zaszła w ciążę (nigdy nie ujawniła nazwiska ojca swego dziecka), dlatego wyrok zamieniono na cztery lata pozbawienia wolności. 29 października 1947 roku urodziła syna Uwe Kohlera, któremu nigdy nie pozwolono na zobaczenie się z matką.
W 1951 roku wyszła na wolność, ale niedługo później znów trafiła do więzienia. Tym razem sądził ją niemiecki sąd. Obciążona zeznaniami 240 świadków, ponownie usłyszała wyrok dożywocia. 1 września 1967 roku powiesiła się w celi na pętli wykonanej z prześcieradła. „Nie mogę postąpić inaczej. Śmierć jest dla mnie wybawieniem” - napisała w pożegnalnym liście do syna.
Rafał Natorski/(rn)/(kg), WP Kobieta
_ Korzystałem z książek: Mirandy Twiss „Najwięksi zbrodniarze w historii” i Flinta Whitlocka „Bestie z Buchenwaldu. Karl i Ilse Kochowie - najgłośniejszy proces o zbrodnie wojenne XX wieku”_