Alkohol na stanowisku
Czy biznesmeni należą do grupy wysokiego ryzyka? Gdy mówimy alkoholik myślimy o marginesie społecznym, o lumpenproletariacie. Ale alkoholikiem, zdegradowanym tak samo jak tamci, może być człowiek na stanowisku, ten z pierwszych stron gazet. Obowiązuje tu przerażająca demokracja. Blok na Pradze czy willa w Konstancinie - w środku człowiek z takim samym dramatem.
12.12.2006 | aktual.: 28.05.2010 18:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czy biznesmeni należą do grupy wysokiego ryzyka? Ludzi, którym wszyscy zazdroszczą, bo mają nazwisko i prestiż, trudno skojarzyć z problemami alkoholowymi. Gdy mówimy alkoholik myślimy o marginesie społecznym, o lumpenproletariacie. Ale alkoholikiem, zdegradowanym tak samo jak tamci, może być człowiek na stanowisku, ten z pierwszych stron gazet. Obowiązuje tu przerażająca demokracja. Blok na Pradze czy willa w Konstancinie - w środku człowiek z takim samym dramatem.
Tylko jedna lampka
Dlaczego problem uzależnienia w ogóle dotyka ludzi sukcesu? Mogą być dwie przyczyny. Pierwsza, w pewnym momencie używanie alkoholu staje się trochę profesjonalne, przypisane stanowisku. Czasem kilka razy dziennie trzeba wziąć udział w spotkaniach w interesach, bankietach, w związku z tym kilka lampek alkoholu wypada w ciągu dnia wypić. Pojawiają się kolejne lampki, na przykład te pite w domu, które mają być przyjemnością, a nie piciem zawodowym. I w tym wszystkim nie ma pozornie nic złego. Bo przecież ilość alkoholu jest niewielka, w dobrym gatunku, pije się go wolno, bez żadnych ekscesów. Tylko, że gdy sytuacja taka trwa długo, picie staje się koniecznością.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Druga przyczyna uzależnienia, zwłaszcza wśród kobiet sukcesu, jest dużo bardziej zdradliwa. Bardzo często swoją pozycję okupiły one niewyobrażalną pracą, ryzykiem. Ale jako żywe istoty muszą za to czymś zapłacić. Cierpią więc na zaburzenia natury nerwicowej, depresyjnej. I wtedy pojawia się alkohol. To, że ktoś jest bogaty nie oznacza jednocześnie - zdrowy i szczęśliwy. Często bywa odwrotnie. Im więcej nagromadzi się różnego rodzaju dóbr tym większa obawa o ich utratę. Alkohol jest kuszącym, ale zdradliwym pomocnikiem rozładowującym napięcie. Jeśli ktoś ma nawet jakieś psychiczne dolegliwości, myśli, że jest po prostu wyczerpany i zupełnie przypadkiem wpada na trop alkoholu. Pije nie dlatego, że jest głupi, że nie wie czym to grozi. Pije, bo wpadł w psychiczne tarapaty i alkohol jest najprostszym lekarstwem. To właśnie podstawowe źródło alkoholizmu u kobiet na stanowisku.
Łagodzi stres?
Kobiety rzadko w takim przypadku szukają pomocy u lekarza. Boją się, że ktoś się o tym dowie. Problemy psychogenne są wstydliwe, traktowane jak klęska. Gdy ktoś się z nimi ujawni, mówi się, że był słaby, że pękł. Łatwiej załatwić problem alkoholem. Choć on niczego nie leczy, najwyżej łagodzi objawy. Dramat narasta, bo trzeba pić coraz więcej.
Naprawdę lepiej brać przykład z Amerykanów, którzy nie wstydzą się, że mają swoich psychologów, pomagających przetrwać złe czasy. Zachodni biznesmeni też mają problemy z alkoholem, ale nie w takiej skali, jak u nas. W Polsce większość ludzi sukcesu to pierwsze pokolenie. Oddają się swojej pracy całym sobą, są ogromnie zmobilizowani. Nie potrafią, jak aktor grać Hamleta tak, żeby za każdym razem nie umierać. Nie mają zaplecza genetycznego, z atmosfery domu nie wynieśli pewnych schematów zachowań, dystansu do tego co robią. Wielkich biznesmenów na Zachodzie poznaje się właśnie po dystansie. Oni są szachistami, my ciągle jeszcze figurami.
Przegrywamy nie mecze, tylko samych siebie.
Kiedy przekracza się granicę, po której można mówić o uzależnieniu? Trudno ją zauważyć. Gdy mówi się kobiecie sukcesu, że ma problem z alkoholem, ta najczęściej oburza się, bo przecież nie leży w rynsztoku, nie chodzi do knajpy. To żadne argumenty. Uzależniony jest każdy, kto wypija małe ilości alkoholu, ale w taki sposób, że je wypić musi. Nie wyjdzie na scenę bez kieliszka alkoholu, nie poprowadzi konferencji. Alkohol staje się podpórką, niezbędnikiem, bez której nie jest się wstanie wykonywać swoich funkcji. To najgorszy, psychiczny rodzaj uzależnienia. I nie chodzi tu o ilość wypitego alkoholu. Lampka kontrolna powinna zapalić się wtedy, gdy łapiemy się na tym, że musimy wypić.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Koniak uzależnia tak samo jak wino Arizona
Gdy robi się niebezpiecznie najlepiej iść do psychiatry. Nie powinno się ryzykować własnym zdrowiem. Gdy zepsuje się samochód, prowadzimy go do mechanika. Gdy chodzi o własny organizm zbyt często zawierzamy własnej intuicji. Trzeba zasięgnąć opinii lekarza, potem można ją wyrzucić do kosza. Albo skonsultować się z drugim. I zacząć leczenie. Koniak uzależnia tak samo jak wino Arizona. Tylko wątroba może być trochę bardziej zadowolona z koniaku, ale alkohol to alkohol. Prawda jest taka, że każdy pozbawia człowieka kilkudziesięciu szarych komórek. Mamy ich miliardy i sporadyczne niszczenie nie szkodzi. Ale częste – tak, i to bardzo. Alkohol jest trucizną centralnego układu nerwowego. Z powodu spalin, konserwantów w pożywieniu, też tracimy szare komórki. Ale przed tym nie uciekniemy, przed alkoholem możemy. A jeśli już mamy parę tych szarych komórek zlikwidować, to niech da nam to coś w zamian, np. dobrą zabawę, miłą rozmowę. Nie pijmy głupio. Spójrzmy na anglosasów, picie alkoholu z lodem, z wodą, z colą, jedną
szklaneczkę przez cały wieczór, to właśnie mądre picie. Trzeba się też nauczyć odmawiać. Mówmy: „Wypiję, ale po swojemu, będę się delektował jednym drinkiem przez cały wieczór”.
W problemach z alkoholem samo zachowanie abstynencji choć tak ważne, niczego nie załatwia. Dopóki człowiek nie przepracuje swoich problemów we własnej głowie, nic mu nie pomoże.