Zatrzymało ją CBA. Po latach wyznała, kto zebrał 600 tys. zł kaucji

Weronika Marczuk od lat pozostaje rozpoznawalną postacią polskiego show-biznesu. Jest prawniczką i producentką filmową, ale widzowie kojarzą ją przede wszystkim z programu "You Can Dance", w którym oceniała uczestników jako jurorka. Od lat jest związana z Polską nie tylko zawodowo, ale i formalnie. Choć urodziła się w Ukrainie, dziś ma wyłącznie polskie obywatelstwo.

Jak sama podkreśla, od ponad dwóch dekad czuje się Polką – także dlatego, że z powodu przepisów obowiązujących w Ukrainie musiała zrzec się tamtejszego obywatelstwa. - Ja się czuję Polką, ponieważ od 26 lat mam obywatelstwo polskie. Nie mam ukraińskiego. Ja nawet nie mam prawa zagłosować czy pracować w Ukrainie bez pozwolenia - mówiła w podcaście "Departament Kobiet".

Największą próbą w jej życiu okazała się jednak głośna akcja CBA z 2009 roku. Marczuk, będąca wtedy u szczytu popularności jako osobowość telewizyjna, została zatrzymana przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Według ówczesnych zarzutów miała przyjąć wysoką łapówkę w związku z prywatyzacją Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Operację prowadził agent znany jako "agent Tomek" czyli Tomasz Kaczmarek, który przez wiele miesięcy "rozpracowywał" celebrytkę. Marczuk trafiła do aresztu na trzy dni, a jej wyjście na wolność uzależniono od wpłacenia gigantycznej – jak na osobę prywatną – kaucji w wysokości 600 tys. zł.

Weronika Marczuk o ciąży: "Pierwsze pięć miesięcy nie było łatwe"

Dopiero po czasie dowiedziała się, że znajomi i przyjaciele w ekspresowym tempie zorganizowali tę kwotę. - Wyobraźcie sobie, że wyznaczono wtedy kaucję, o czym też nie wiedziałam (...). Za moimi plecami zbierano ogromną kwotę na kaucję i ją zebrano w ciągu dwóch dni - wspominała w rozmowie z party.pl. Wsparcie bliskich miało nie tylko wymiar finansowy, ale i symboliczny. Publicznie stanęli za nią murem, a Michał Piróg deklarował, że "dałby sobie rękę uciąć", że Weronika nigdy nie przyjęłaby łapówki. Ostatecznie śledztwo zakończyło się umorzeniem, a Marczuk została oczyszczona z zarzutów. W 2020 r. Tomasz Kaczmarek przeprosił ją publicznie na łamach Onetu.

Po latach opowiadała, że pierwsze godziny całej akcji bardziej ją dezorientowały, niż przerażały. Przyznawała, że śmiała się z absurdalności sytuacji, przekonana, że to tylko fatalne nieporozumienie. - Jak się dzieje coś z tobą, czego nie oczekujesz i nie rozumiesz, co się dzieje, to nie było dla mnie jakieś straszne. Ja w ogóle nie rozumiałam. Śmiałam się przez dwa dni, ponieważ byłam przekonana, że to jest pomyłka. I tak się stało ostatecznie. To była pomyłka - mówiła w wywiadzie dla party.pl

Przyznała, że była to dla niej trudna sytuacja. - Ciężka historia dla mnie. Nauczka nieprawdopodobna, zwłaszcza że jestem prawnikiem. Ale tak nasz system działa. Jest parszywy pod tym względem. Jeśli nie zlikwidują tych wszystkich służb, które służą politykom, to całe życie tak będzie. Tak samo jest w każdym kraju - wyznała w rozmowie z Małgorzatą Ohme.

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.