Ania Szubert. Niesamowita pacjentka onkologii
Ania Szubert świetnie czuła się z obu stron obiektywu: jako modelka i jako fotograf. Ale prawdziwej siebie musiała poszukać gdzie indziej - w warszawskim Centrum Onkologii.
Ania Szubert świetnie czuła się z obu stron obiektywu: jako modelka i jako fotograf. Ale prawdziwej siebie musiała poszukać gdzie indziej - w warszawskim Centrum Onkologii. W samym środku leczenia chłoniaka wielkości główki niemowlaka, który wyrósł jej w klatce piersiowej, cytuje Konfucjusza: "Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, kiedy zdajesz sobie sprawę, że życie jest tylko jedno".
WP: : Nie wyglądasz na chorą.
Ania Szubert: Daj spokój, dzisiaj skończyłam cykl chemii, mam bloki po pięć dni, później dwa tygodnie przerwy i znowu, łącznie 18 tygodni. Podmaluję się, założę perukę, wysmaruję samoopalaczem, to się zdrowsza czuję. Dzisiaj nie miałam siły się specjalnie szykować, wzięłam ostatnią chemię, miałam punkcję, więc słabo wyglądam. Choć bywa gorzej. Na oddziale się śmieją, że jak wychodzę w chustce i bez makijażu, to znaczy, że się już naprawdę źle czuję.
Rozmawiała Aneta Wawrzyńczak/(gabi)/WP Kobieta
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Czyli zdarza ci się paradować tu bez makijażu, ułożonych włosów, pomalowanych paznokci?
No pewnie! Mam takie dni, że wpadam w dołek psychiczny, nawet znajomych proszę, żeby mnie nie odwiedzali. Ale to trwa jeden dzień, góra dwa, zazwyczaj w weekendy. Dłużej się nie da, bo ludzie wzajemnie się tak ładują energią, że wstyd byłoby się załamać.
Mamy tutaj paczkę, spotykamy się wieczorami na tarasie, rozmawiamy, opowiadamy dowcipy, zamawiamy pizzę. Dzięki temu nie daję się wciągnąć w wir myśli, że coś złego się ze mną dzieje.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Jak wcześniej chorowałaś, miałaś grypę czy anginę, podwyższoną temperaturę, zasmarkany nos - to też trzymałaś fason: makijaż, fryzura, paznokcie?
Ja w ogóle mało chorowałam w życiu, można powiedzieć, że byłam okazem zdrowia. Jedyna moja choroba to był pracoholizm (śmiech). A jak mi coś dolegało, to się do łóżka kładłam dopiero wtedy, gdy się słaniałam na nogach. Ale wtedy nie dbałam o swój wygląd. Jak masz grypę czy przeziębienie, to wiesz, że za kilka dni, może tydzień z tego wyjdziesz, nic się nie dzieje złego. Ale jak się dowiedziałam, że dopadł mnie nowotwór, chroniczna choroba, to dbaniem o siebie próbuję zniwelować tę świadomość, że się mogą złe rzeczy stać. Bo mogą. To wciąż jest dla mnie nowina, jeszcze nie zaakceptowałam tego do końca.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : A chociaż to do ciebie dotarło? Na Facebooku pisałaś, że nie.
Teraz już dotarło, ale staram się o tym nie myśleć. Sporo jest tu osób, które w dosłownym tego słowa znaczeniu chorują: położyły się do łóżka, wszystko rzuciły, wmawiają sobie, że z tego nie wyjdą.
Dziwisz się? Pierwsze skojarzenie do słowa rak to wyrok.
No tak, jak się słyszy taką diagnozę, to człowiek od razu w myślach widzi swój pogrzeb. A nowotwór to nie jest przecież wyrok!
Teraz tak mówisz. Jak dostałaś diagnozę 20 kwietnia, to sama tak o tym pisałaś na Facebooku.
Bo na początku tak właśnie myślałam, że to jest mój koniec.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : To co się zmieniło?
Nabrałam dystansu, do siebie samej przede wszystkim. Wiesz, ja byłam bardzo próżna, miałam fajne życie, kolorowe, dużo imprezowałam, ale w ogóle tego życia nie doceniałam. Tutaj zmieniły mi się priorytety. Kiedyś tragedią dla mnie było, jak poszłam do sklepu i nie było mojego rozmiaru butów, które sobie upatrzyłam. Albo jak szykowaliśmy jakiś wyjazd i ktoś nawalił, trzeba było wszystko odwołać. Teraz? Chciałabym, żeby każda osoba, która na swoje życie narzeka, mogła tu z nami na oddziale pomieszkać tydzień. Nawet nie, trzy dni wystarczą. Nie żeby zachorowała, ale żeby mogła dotknąć tego, z czym my tu walczymy na co dzień. Dla mnie, po trzech miesiącach leczenia tutaj, świat stał się prostszy, bezproblemowy.
I mówisz to na tarasie szóstego piętra Centrum Onkologii, parę godzin po chemii i tuż po punkcji...
Jak wylądowałam w szpitalu, odwiedzało mnie mnóstwo ludzi, każdy chciał zobaczyć, jak się trzymam, w jakim jestem stanie. Ja się uśmiechałam przez cały czas, ale to był taki śmiech przez łzy. A teraz mogę ci powiedzieć tak: strach ma wielkie oczy. Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Im dalej w las, tym jaśniej?
Wygląda na to, że tak. Słowo wyrok przestało w moim słowniku funkcjonować, odepchnęłam złe myśli, skupiłam się tylko na jednej: musi być dobrze.
Jest?
Jest. Nawet taka prozaiczna sprawa: wreszcie się wysypiam. Od kilku lat miałam problemy ze snem, od dwóch mnie swędziało ciało - to były objawy chłoniaka. Zresztą, zawsze wszystkim mówiłam: "ja czuję, że mam raka".
Ale nie poszłaś się zbadać.
Wtedy nie. Dopiero jak zaczęłam puchnąć na twarzy i strasznie się męczyć, ale to tak, że nie mogłam utrzymać aparatu na sesji, przeszłam dwa, trzy metry i łapałam zadyszkę. Raz jak jechałam samochodem zrobiło mi się ciemno przed oczami, a za chwilę zaczęły mi jakby światła stroboskopowe migać. Podjechałam do jakiegoś centrum medycznego, zmierzyli mi ciśnienie - było idealne. Miała mnie tylko jeszcze lekarka osłuchać, ale tego nie zrobiła, uznała, że to tarczyca, choroba Hashimoto. Gdyby wtedy mnie osłuchała, udałoby się zdiagnozować mnie wcześniej, bo nowotwór uciskał serce. A jak trafiłam w końcu na SOR, miałam puls 167 na minutę. W epikryzie mi napisali, że byłam w bardzo ciężkim stanie.
A jakbyś jeszcze parę tygodni czy dni ignorowała te objawy, to...?
Lekarka powiedziała mi, że miałam tak silne duszności, że bym nie przeżyła nocy. Po prostu bym się udusiła.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Ponoć nieszczęścia chodzą parami, a u ciebie.
U mnie chodzą całymi grupami. Najpierw dziadek zaginął, znaleźliśmy jego ciało. Później rozstałam się z facetem. W końcu ten chłoniak.
Pytałaś: dlaczego ja?
Oczywiście! Pierwsze co zadałam sobie takie pytanie i zadaję je sobie codziennie. Ale nie ma na nie odpowiedzi. Choroby są demokratyczne, nie patrzą na to, czy jesteś Anią Szubert, czy Bradem Pittem, czy jesteś bogata czy biedna, ładna czy brzydka. Wszystko się rozbija o to: przetrwasz czy nie.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Przetrwasz?
Pewnie! Jak się dowiedziałam po trzecim bloku, miesiąc temu, że guz zmniejszył się o połowę, to był najszczęśliwszy moment w moim życiu. Poczułam, że nie walczę na darmo. O ile w międzyczasie się zmniejszył, tego dopiero się dowiem po zakończeniu chemii.
Wiem, że nie zniknie nigdy, jest tak duży, że zawsze gdzieś tam będzie we mnie, tak samo jak blizna na piersi będzie przypominał o tym, co tu przeszłam. Ale to cena, jaką warto zapłacić za to, co dostałam w zamian. Tak samo jak warto było ogolić głowę. Pamiętam, jak pani doktor pogładziła mnie po włosach i powiedziała: "szkoda będzie".
Bo ja od dziecka miałam długie, gęste kłaki (śmiech). I przekonanie, że kobieta takie właśnie włosy musi mieć. Jak mi zaczęły wypadać, to był dramat. Goliła mnie przyjaciółka, tutaj, w łazience. Obie płakałyśmy. Bo wiesz, jak chorujesz na nowotwór, to jesteś stopniowo obdzierana z kobiecości. Dlatego staram się temu oprzeć, miedzy innymi dbając o siebie.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Ej, mówisz teraz, że golenie głowy to był dramat, a na Facebooku wyglądało to jak fraszka: zdjęcie maszynki, nożyczek, optymistyczne "let’s go!" i już, po sprawie.
Golenie głowy było straszne. Dzisiaj mam do tego dystans, śmiejemy się z dziewczynami, że najfajniejszą stroną nowotworu jest to, że masz brazylijskie bikini za darmo i bezboleśnie. A wtedy na Facebooku napisałam tak, żeby samej sobie dodać otuchy i odwagi.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Ciągle wracamy do tego Facebooka, więc muszę w końcu zadać to pytanie: dlaczego poinformowałaś wszystkich, że jesteś chora, właśnie na portalu społecznościowym? Po co wciąż wrzucasz zdjęcia z onkologii?
Taką jestem osobą, że zawsze pokazywałam swoje życie, dużo publikowałam na Facebooku, otaczałam się ludźmi, bo boję się samotności. Gdy dostałam diagnozę, pytałam przyjaciółek, co powinnam teraz zrobić: czy mam ucichnąć? I one mi doradziły, żebym się nie zmieniała. A ja zrozumiałam, że jakbym się wyłączyła, zaczęła po cichu chorować, to byłby mój gwóźdź do trumny.
To mnie trochę uratowało. Nie tylko mnie - moi znajomi poszli się przebadać, zmienili odżywianie, zaczęli doceniać relacje z ludźmi, kilka moich koleżanek znalazło u siebie guzy w początkowej fazie.
Nawet obcy ludzie do mnie piszą, opowiadają, jak sami byli 15 lat temu na onkologii, proszą o rady czy wsparcie albo po prostu pozdrawiają. Dzięki temu Facebookowi udało nam się też akcję dla chorej Moniki rozpropagować. Wiadomo, wszystkim się nie pomoże, ale chociaż tyle dobrego.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : W Talmudzie jest zapisane: kto ratuje jedno życie, to tak jakby ratował cały świat.
Ładnie powiedziane. Myślę, że znalazłam swoją misję życiową, na krótką chwilę, ale zrobiłam coś sensowniejszego w życiu niż setki zdjęć. Choć negatywne głosy też są.
Że się lansujesz na chorobie?
To jest totalna bzdura. Co tu lansować, sińce pod oczami, łysą głowę? Wolałabym siedzieć teraz nad jeziorem i moczyć nogi w brudnej wodzie, niż żebym ci popłakiwała na tarasie szóstego piętra Centrum Onkologii.
Umówmy się: to nie jest, delikatnie mówiąc, najprzyjemniejszy okres w życiu. Ważny, prowadzący do czegoś, ale trudny. Jeżeli ktoś mówi, że się na tym można lansować, to sam jest chory, ale na głowę.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Masz też prześladowczynię.
No tak. Kobieta zakłada sobie kolejne profile i pisze, żebym umarła.
Na policję to zgłaszałaś?
Nie, to bez sensu. Kiedyś pracowałam z celebrytami i jak pojawiały się pod artykułami zdjęcia sygnowane moimi inicjałami, to po niektórych komentarzach pod moim adresem wiedziałam, że tak się wyładowuje ktoś z moich znajomych. Poradziłam się prawnika, ale powiedział, żebym sobie totalnie tym nie zawracała głowy, bo jest niska szkodliwość społeczna i jedyne, co zyskam, to że spojrzę tej osobie w twarz. Zastanowiłam się, czy tego chcę i uznałam, że nie. Takie złe emocje niszczą tylko tę osobę, która je w sobie nosi, z siebie wyrzuca. Nikogo więcej. Jak mi pisze ta stalkerka, żebym się położyła do grobu, to trudno, niech sobie pisze. Ale jak złorzeczy mojemu dziecku... To jest cios poniżej pasa.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : A propos - Natan, twój pięcioletni synek, wie, że mama jest chora? Rozumie, dlaczego widuje cię tylko w szpitalu?
Wie, od samego początku, ale chyba nie do końca jeszcze rozumie, co to znaczy. Jak tu przyjeżdża, to siada mi na kolanach i mówi: "mama, może ty już przestaniesz świrować i wrócisz do chaty, bo to już jest przesada, widzę, że dobrze wyglądasz".
Rozczula mnie niesamowicie. Wcześniej chciał być strażakiem, teraz mu się zmieniło, chce być lekarzem. Dostaje na przykład strzykawki od pielęgniarek, a wieczorem dzwoni do mnie i mówi: "mama, wpadłem na genialny pomysł - wyleczę cię!". Słodziak, nie? Dla niego też walczę.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Mówisz, że walczysz. Ale patrząc na twój profil na Facebooku, na zdjęcia z Onko Conchitą, na pizzę w szlafrokach i chustkach na głowach, odnoszę wrażenie, że ty tego chłoniaka nie traktujesz jak adwersarza na polu bitwy, tylko niezbyt lubianego kumpla, z którego sobie po prostu robisz jaja.
Uważam, że żart to lek na całe zło, odskocznia. W moim przypadku - pozwala też przekrzyczeć żal. Bo nie da się ukryć, że żal jest. Z jednej strony doceniam, że to się stało, widocznie tak musiało być, żebym otworzyła oczy.
A z drugiej - ciągle myślę o tym, czemu ta choroba nie może trwać góra miesiąc. Jak mnie dopadają smutne myśli, to robimy sobie terapię śmiechem. I to naprawdę pomaga.
Dzielnie walczy z rakiem
WP: : Cytujesz też Konfucjusza: "Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, kiedy zdajesz sobie sprawę, że życie jest tylko jedno".
Taka prawda.
To twoje drugie życie już się zaczęło?
Myślę, że tak.
To co będziesz w nim robić?
Nasza ekipa z niebieskiego dżipa wychodzi mniej więcej w tym samym czasie, już się umówiliśmy, że Sylwestra spędzimy razem. A wcześniej? Chcę iść do kina, na basen, do centrum handlowego, na kawę. Zjeść śniadanie rano, zrobić mojemu bąblowi małemu jajecznicę, obejrzeć z nim kreskówkę. Kiedyś mnie ciągnęło do wielkiego świata, chciałam lecieć do Cannes, zobaczyć Meksyk. A teraz mi wystarczy, żebym mogła pojechać nad Zalew Zegrzyński. Takich pierdół mi się chce. A najbardziej: żeby już nie mieć w życiu ograniczeń. Tutaj, w szpitalu, wykreśliłam ze swojego słownika słowo "muszę". Ja teraz już tylko "mogę". Mam 31 lat, pół życia przed sobą, co najmniej. I to najfajniejszy okres, bo życie kobiety się zaczyna ponoć po 30.
Rozmawiała Aneta Wawrzyńczak/(gabi)/WP Kobieta