Dlaczego Polacy boją się podrywać?
W jednej z warszawskich knajp siedzi Gosia i Julita. Nie widziały się kilka tygodni. Okres wakacji porozrzucał je po świcie, przyszła pora na to, by przy drinku nadrobić zaległości. Raptem do jednej z nich dzwoni kolega: Włoch na stałe mieszkający w Londynie. „Jestem na weekend w Warszawie, spotkamy się?”
29.08.2011 | aktual.: 05.09.2011 15:37
W jednej z warszawskich knajp siedzi Gosia i Julita. Nie widziały się kilka tygodni. Okres wakacji porozrzucał je po świcie, przyszła pora na to, by przy drinku nadrobić zaległości. Raptem do jednej z nich dzwoni kolega: Włoch na stałe mieszkający w Londynie. „Jestem na weekend w Warszawie, spotkamy się?” Godzinę później pojawia się w drzwiach. „Nie wierzę! Dwie takie piękne kobiety i jeszcze nikt się do was nie dosiadł?”.
Dziewczyny witają się z nim i zgodnie odpowiadają: „Tutaj nigdy nas nikt nie zaczepia. Chyba że faceci w klubach, którzy są już po kilku głębszych”. Luca twierdzi, że zarówno w Rzymie jak i w Londynie nie mogłyby porozmawiać w spokoju, bo zaraz ktoś by się do nich przysiadł. Czy rzeczywiście Polscy faceci boją się zacząć rozmowę?
- Niestety musze się z tym zgodzić – przyznaje 28-letni Grzesiek, który kilka lat spędził za granicami kraju. Jest muzykiem, dokształcał się w Danii, w Anglii, udało mu się nawet dostać kilkumiesięczne stypendium w Nowym Jorku. - Nie wiem do końca z czego to wynika, ale mam wrażenie, że jest to gdzieś zakodowane w naszym wychowaniu. Ciągle mam gdzieś w głowie taki frazes jak porządna dziewczyna. Wydaje mi się, że w naszym kraju kiedyś utarło się takie powiedzenie i choć dziś każda kobieta chce być samodzielna, wyzwolona i przebojowa, to wciąż ten mit wisi w powietrzu – analizuje Grzesiek.
Przyznaje, że sam wciąż ma z tym problem, ale kilka doświadczeń życiowych pokazało mu, że nie taki diabeł straszny jak go malują. - Parę razy przełamałem się i podszedłem do dziewczyny. I wiesz co? Okazało się, że one bardzo pozytywnie zareagowały na moją inicjatywę. Byłem zaskoczony. Myślałem, że zaraz usłyszę taki tekst, który podetnie moje skrzydła raz na zawsze. Tym czasem okazało się coś zupełnie innego: one wręcz czekają na kontakt – dodaje.
Grzesiek przekonał się, że nawet w sytuacji, kiedy trafi na dziewczynę, która nie jest nim zainteresowana, może być bardzo miło. - Kiedyś zobaczyłem w metrze piękną blondynkę. Przez całą drogę nie mogłem oderwać od niej oczu. Kiedy wysiadła, pobiegłem za nią i szczerze opowiedziałem o co chodzi. Uśmiechnęła się i wyjaśniła mi, że właśnie jedzie na randkę ze swoim facetem, w którym jest bardzo zakochana. Najbardziej jednak podobało mi się to, co powiedziała: „To był najmilszy akcent tego dnia, kobiety zawsze lubią usłyszeć komplement. Nie przestawaj tego robić, bo zawsze warto spróbować.” - Grzesiek posłuchał rady, nie przestał próbować, tak poznał swoją ukochaną.
(asz/sg)
POLECAMY:
Drink na odwagę
Coś jednak sprawia, że facetów takich jak Grzesiek jest naprawdę mało. - Powiem tak, mężczyźni w ogóle mnie nie zaczepiają. Mogę policzyć na palcach jednej ręki, kiedy w Warszawie ktoś do mnie podszedł i próbował mnie poznać – mówi 27-letnia Lucyna, bardzo atrakcyjna specjalistka od PR. - Jeśli słyszę jakieś zaczepki, to są to zazwyczaj panowie naprawiający drogę, którzy chcą przyciągnąć moją uwagę okrzykiem typu: „Hej, laleczko!” Albo faceci w klubie, którzy pozwolili sobie na parę głębszych dla dodania odwagi i już naprawdę ledwo stoją na nogach – wyjaśnia Lucyna.
Piotr ma dzisiaj 25 lat. Sam przyznaje, że jest w tym sporo prawdy. -Nie wiem czym to jest spowodowane, ale faktycznie sam przez wiele lat miałem tak, że przed każdą randką – powiedzmy, że chodziło o jakieś trzy pierwsze spotkania – szedłem na drinka czy piwo. Nie wyobrażałem sobie tego, że mogę się spotkać z dziewczyną, która mi się bardzo podoba, tak zupełnie na trzeźwo – przyznaje. Mówi też, że wszyscy jego koledzy robili podobnie. - To nam po prostu dodawało odwagi do tego, że poprowadzić jakąś rozmowę albo pocałować dziewczynę.
Swoją obecną ukochaną poznał na urodzinach kolegi. Twierdzi, że gdyby nie alkohol nigdy w życiu nie odważyłby się do niej podejść. -Pamiętam, że kiedy spotkaliśmy się następnego dnia w kinie, miałem ochotę skakać z radości i dziękować losowi, za to, że przyszedłem na imprezę tak późno. Ania jest piękną kobietą, nie odważyłbym się do niej podejść, z góry założyłbym, że nie będzie mną zainteresowana – opowiada. A jednak była taka okazja mogłaby mu przejść koło nosa. Skąd ten brak pewności siebie?
Reakcja nie zachęca
Niektórzy mówią wprost: tyle razy spotkaliśmy się z naprawdę niemiła reakcją ze strony kobiety, że już nie chce nam się próbować. - Wydaje mi się, że za granicą kobiety są jednak trochę bardziej otwarte. Nie mówię, że wszystkie dziewczyny w Polsce źle reagują na flirt. Bo tak jak wspominałem na początku naszej rozmowy, mam sporo dobrych doświadczeń. Poza tym, negatywną reakcję usprawiedliwiam faktem, że mają nieprzyjemne doświadczenia. Widzę, co się dzieje np. w weekend na ulicy i wcale się nie dziwie naszym dziewczynom, że nie mają ochoty na rozmowy z nieznajomymi. Ja też bym nie miał – mówi Grzesiek.
POLECAMY:
- Kiedy byłem w Danii, kilka dziewczyn nie odzywało się do mnie i mojego kolegi. Myślałem, że coś musi być z nami nie tak. Któregoś wieczora podszedłem i zapytałem wprost o co chodzi. Wyjaśniły, że dziwacznie się zachowujemy i one nie są do tego przyzwyczajone. Okazało się, że gesty takie jak otwieranie drzwi, ustępowanie miejsca czy oferowanie pomocy w przenoszeniu bagażu odbierały jako coś poniżającego. Opowiadam o tym dlatego, że chcę pokazać różnicę w postrzeganiu wielu spraw. Wszyscy zostaliśmy wychowani w innej kulturze, środowisku i te same gesty mogą być odbierane na wiele sposobów – wyjaśnia Grzesiek.
Co kraj, to obyczaj, jednak to samo tyczy się indywidualnych przypadków: co facet, to metoda. 30-letni Maciek twierdzi, że próbował od zawsze i nigdy się nie bał. - Myślę, że nie lubimy podrywać pro forma. Powiedziałbym, że jesteśmy bardziej konstruktywnymi podrywaczami. Nie zgodzę się z tym, że jeśli dziewczyna nam się bardzo podoba i rzeczywiście od niej czegoś chcemy, to gnieciemy spodnie pod stołem zamiast podejść. Ale wiem też, że nie zachowuje się jak reszta moich kolegów – śmieje się. - Jednak prawdą jest, że w takich czysto towarzyskich sytuacjach czy lekkim flircie jesteśmy dużo bardziej zablokowani niż Włosi, Grecy czy Hiszpanie. Może to kwestia klimatu?.
„Jak się masz?”
W naszym społeczeństwie króluje obraz osoby towarzyskiej, wygadanej i kontaktowej jako w pewnym sensie lepszej niż inni. Taka osoba jest bardziej lubiana, łatwiej odnosi sukcesy, i tak dalej. Wspominam o tym, ponieważ nieśmiałość może wynikać z różnych rzeczy. W psychologii mówi się o ekstrawersji i introwersji, które mówiąc bardzo z grubsza, określają czy człowiek raczej skupia się na swoim wnętrzu czy jego energia skierowana jest na zewnątrz, na innych ludzi. Introwertyk nie jest w żadnym stopniu gorszy od ekstrawertyka, oni po prostu inaczej funkcjonują. Co ważne, jest to cecha w dużej mierze wrodzona i ulegająca niezbyt wielkim zmianom w ciągu życia. Warto o tym pamiętać, podejmując "walkę" ze swoją nieśmiałością – tłumaczy psycholog, Joanna Boj.
POLECAMY:
- Warto pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko może nam wyjść. Z jedną osobą będzie łatwiej się porozumieć, a z inną będzie o wiele gorzej. Na tym polega piękno różnorodności ludzi, z którymi się stykamy. Z drugiej strony, warto zastanowić się czego tak naprawdę się obawiamy. Dlaczego uważamy, że inni uznają nas za osobę nachalną? Skąd takie wyobrażenie, czym dla nas jest nachalność? A co innego mogą sobie jeszcze pomyśleć? Wyobraźmy sobie, że podchodzimy i zagadujemy kogoś na imprezie - ile różnych rzeczy może on/ona sobie pomyśleć? Nie mamy wpływu na reakcję i interpretację świata innych ludzi, ale możemy zobaczyć, że możliwości jest bardzo wiele. A najlepszy sposób na zmianę przekonania (które kryje w sobie obawę) jest je zweryfikować - najlepiej w praktyce. Nie ma sposobu, żebyśmy nagle przestali się obawiać i zaczęli brylować w towarzystwie. Ale możemy podjąć wyzwanie i zacząć stawiać małe kroczki, mimo tego że masz obawy – sugeruje Joanna Boj.
W Wielkiej Brytanii czy w Stanach zawsze można rzucić w windzie czy na basenie „How are you?” i wyczuć czy dokądś to nas zaprowadzi. W Polsce pani w sklepie może się poczuć nieswojo, jeśli zapytamy ją, jak jej mija dzień. Na szczęście coraz częściej ludzie reagują pozytywnie na tego typu słowa.
- Kiedy mieszkałam w Londynie, poznawałam mnóstwo ludzi na ulicy. Czasem ktoś zagadywał mnie w saunie, innym razem na siłowni, w bibliotece czy kawiarni. Rozmawiałam z ludźmi w metrze i w autobusie. W Polsce rzadko się zdarza, żeby ktoś zagadywał mnie w windzie czy we wspomnianej saunie. Mam wrażenie, że takie zachowanie z góry traktowane jest jako bezpośredni flirt – opowiada Lucyna.
- W Nowym Jorku z kolei, kiedy wychodziłam na ulicę, poznawałam jakieś 5 osób w ciągu godziny. Na zakupach, na kawie, w parku podczas czytania książki. W Warszawie nikt się do mnie nie dosiada i nie pyta o treść powieści, którą akurat czytam. -
Czy to źle czy dobrze? Trudno powiedzieć, amerykańska otwartość też może być męcząca. Chyba najlepiej będzie znaleźć złoty środek i nie bać się zaczepić dziewczyny, która naprawdę może być tą jedyną...
(asz/sg)