Blisko ludziGolddiggers – jak zdobyć bogatego faceta?

Golddiggers – jak zdobyć bogatego faceta?

Golddiggers – jak zdobyć bogatego faceta?
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
28.06.2011 13:36, aktualizacja: 28.06.2011 13:58

Jeśli wycieczka na zakupy, to tylko w towarzystwie Personal Shoppera. W porze lunchu lampka szampana Cristal. Takie są Golddiggers, którym się udało. Inne wciąż walczą o względy księcia z bajki. Zamiast białego rumaka może mieć Porshe lub Astona Martina. W Londynie jest o to łatwiej niż w polskich miastach. Jak działają?

Buty z najnowszej kolekcji Louboutin, Gucci lub Cezare Paccioti. Torebka najlepiej od Hermesa. Chanel jeszcze da się przeżyć. Piękne długie włosy, o które dba jeden z najlepszych londyńskich fryzjerów. Jeśli wycieczka na zakupy, to tylko w towarzystwie Personal Shoppera. W porze lunchu lampka szampana Cristal. Takie są Golddiggers, którym się udało. Inne wciąż walczą o względy księcia z bajki. Zamiast białego rumaka może mieć Porshe lub Astona Martina. W Londynie jest o to łatwiej niż w polskich miastach. Jak działają?

Plan numer 1: domówka
- Jakieś trzy tygodnie temu zrobiliśmy z moim narzeczonym imprezę, żeby świętować nasze zaręczyny. Zaprosiliśmy dużo znajomych, w tym kilka moich koleżanek – opowiada 32-letnia Magda, która do Londynu przeprowadziła się 6 lat temu. Przyleciała z małej miejscowości pod Poznaniem, nie znała języka, w Anglii miała tylko jedną koleżankę. Jest wysoką, atrakcyjną blondynką. Kiedyś nawet została Vice Miss swojej okolicy. W Londynie zaczęła standardowo – od pracy w knajpie.

Po dwóch latach nauczyła się języka na tyle, że przyszła kolej na pracę w sklepie. Zaczęło się od Zary, skończyło na Dolce & Gabbana. W tym czasie poznała dużo dziewczyn z podoną historią - Zawsze je zapraszam, kiedy tylko coś organizujemy. Mój narzeczony jest ode mnie o 10 lat starszy. Od 12 lat pracuje w jednym z największych banków na świecie, gdzie zdążył się wspiąć niemalże na sam szczyt. Przez pięć lat mieszkał w Nowym Jorku, gdzie jest główna siedziba firmy – dodaje Magda. Nie jest tajemnicą, że kiedy mówimy o jego pensji, to mamy na myśli coś w granicach 1 miliona funtów rocznie.

Od razu wiadomo, kim są jego koledzy. – Nie wiem dlaczego, ale większość moich koleżanek to singielki. Czasem miewają romanse, ale zazwyczaj to się kończy po kilku miesiącach. Po prostu tutaj jest dużo trudniej o faceta, który chce się związać na dobre. Polska jest jednak bardziej religijna i wierna tradycjom – Magda filozofuje podając mi kawę z wymyślnego ekspresu. – To dostaliśmy właśnie jako prezent na tamtej imprezie od jednego z kolegów Dave’a – tłumaczy.

Pijemy kawę, rozmawiamy i wracamy do tematu koleżanek. – Czasem jest mi niezręcznie. Jedna wpadła wystrojona w sukienkę z ostatniego pokazu Gucci, wcisnęła mi do ręki butelkę szampana i zaczęła się rozglądać. „No dobra. To teraz pokaż mi, który jest sam i ma najwięcej kasy”. Oni to wyczuwają, nie są tacy głupi – dodaje. Nic dziwnego, za nimi lata praktyki.

Michał ma 25 lat, od dwóch lat pracuje w jednym z banków w City. Okazuje się, że nawet jego koleżanki z pracy, które same nie zarabiają mało, stosują podobną technikę. – Kilka miesięcy temu mieliśmy śmieszną sytuacje. Jedna dziewczyna z mojego teamu spotykała się w tym samym czasie z dwoma facetami. Na jednej z imprez domowych okazało się, że panowie się znają – śmieje się. – Londyn jest duży, ale trzeba pamiętać, że to dość hermetyczne środowisko i tego typu sytuację mogą się zdarzyć.

Plan numer 2: kluby i restauracje

Whisky Mist, LuxLux, Mahiki, Cuckoo - to tylko niektóre nazwy klubów, do których warto zajrzeć, jeśli nie pracuje się w banku, a chciałoby się „wyrwać” mężczyznę z tej branży. – Kiedy chodzę z kolegami do klubów, to jedno z pierwszych pytań dotyczy miejsca pracy – opowiada 27-letni Michael. – Jak dziewczyny już ustalą, czy mówimy o Morgan and Stanley, JP Morgan, Golman Sachs czy Nomurze, pada pytanie o stanowisko – wyjaśnia kolejność. Dziewczyny bywają różne. Jedne można pocałować po trzech minutach rozmowy, inne dopiero na randce, na którą trzeba się umówić. Tak czy siak wszyscy wiedzą o co chodzi i znają zasady gry.

Ale nocne kluby to jedno, a restauracje to coś zupełnie innego. Jeśli nie masz ochoty na nocne podboje, można odłożyć trochę pieniędzy i wybrać się z koleżanką na drinka lub kolację. Scotts, Ivy, Paramounth, Nobu – tutaj warto bywać. – Ogólnie często chodzi po prostu o konkretne dzielnice – mówi Magda. – South Kensington, Chelsea jest dobre wieczorem na drinka, bo bogaci mężczyźni tam mieszkają. Na lunch dobrze skoczyć gdzieś w okolice stacji metra Bank czy Canary Wharf, bo tam pracują. Późniejsze popołudnie też jest dobre, bo ci na wyższych stanowiskach dość wcześnie kończą pracę, o normalnych godzinach i potem wychodzą na drinka. Wtedy są bardziej wyluzowani, sami zaczepiają, zapraszają, by do nich dołączyć – dodaje. I faktycznie, każdy, kto wybrał się choć raz w te okolice, wie, że trudno o lepsze miejsce na tłumy mężczyzn w garniturach od Gucci, Dolce & Gabbana i butach z Prady.

Warto wspomnieć tutaj o zjawisku „private members club”. Jak sama nazwa wskazuje, są to miejsca, do których należy wykupić specjalny abonament, zazwyczaj roczny. Pochowane są w bramach, małych uliczkach. Tam rekiny biznesu odpoczywają przy filiżance cappuccino czy wieczorem popijają szampana omawiając kolejne pomysły na nowe interesy. Jedną przeszkodą może być dostęp, ale dziewczyny zrobią wszystko, by się tam znaleźć – Wystarczy mieć jedną koleżankę, która spotyka się z kimś takim. Znam też takie dziewczyny, które postanowiły walczyć o pracę na recepcji w takim miejscu – mówi Magda.

Plan numer 3: hobby i rekreacja
Praca, jedzenie i zabawa to nie wszystko. Bankierzy i finansiści, którzy mają za sobą najgorsze lata (100 godzin w tygodniu spędzone w biurze), potrzebują czegoś więcej. Dla niektórych to będzie golf, dla innych żagle. W przypadku pierwszego znowu warto się pokręcić wokół miejsc, gdzie wstęp mają wyłącznie członkowie klubu. Ale jest jeszcze prostsze rozwiązanie: siłownia!

- Jakieś dwa miesiące temu przychodzą do mnie dwie dziewczyny. Przyglądam się i widzę, że jedną kojarzę. Okazało się, że to koleżanka koleżanki. Nie pamiętam nawet jej imienia, ale też jest z Polski i kiedyś wpadłyśmy na siebie na jednym z przyjęć – opowiada Ania, która prowadzi klasy na kilku siłowniach przy stacji Bank. – Namawiam je, żeby przyszły do mnie na zajęcia i słyszę: „Wiesz co Aniu? Dzięki, ale my nie będziemy tutaj ćwiczyć. Zapisałyśmy się na tę siłownię, bo wczoraj ktoś nam powiedział, że tutaj jest dużo bogatych facetów. Powiedz, w jakich godzinach najlepiej przychodzić: rano, w porze lunchu czy wieczorem?” – Ania śmieje się i mówi, że dała im kilka rad.

– Dziewczyny w pełnym makijażu wybierają się na spacer po bieżni. Nie biegają, bo nie chcą się spocić. Pochodzą sobie pół godziny, porozmawiają, porozglądają się, a potem idą na drinka w okolicy – opowiada dalej. – Wiesz, czasem nawet myślę sobie, że może ja też powinnam zmienić swój system wartości? Patrzę na te ich torebki, piękne szale, buty i trochę im zazdroszczę. Ale jak tylko wracam do domu i przytulam się do mojego faceta, to wiem, że nie wymienię go nawet za naszyjnik od Tiffaniego – mówi Ania. Czyli jest jeszcze nadzieja...

(asz/sr)