Grażyna Torbicka o swoich pasjach i Antonio Banderasie
Grażyna Torbicka - dziennikarka, osobowość telewizyjna opowiada o swoich pasjach i zdradza kulisy spotkań z... Antonio Banderasem.
25.07.2007 | aktual.: 25.07.2007 16:44
Grażyna Torbicka - dziennikarka, osobowość telewizyjna, szef artystyczny Festiwalu Filmu i Sztuki "Dwa Brzegi" nie zabiega o popularność, a jednak uchodzi za jedną z największych gwiazd Telewizji Polskiej. Autorka programu "Kocham kino" opowiada o swoich pasjach i zdradza kulisy spotkań z... Antonio Banderasem.
Czy może Pani zdradzić sekret swojej młodzieńczej figury?
Dziękuję. Po pierwsze, jak mówi mój tato, to wszystko w „gemach”. To żart, ale rzeczywiście moi rodzice są szczupli, więc ja też nie mam trudności z utrzymaniem figury. Aczkolwiek muszę się przyznać, że w pewnym momencie życia trzeba uważać na to, ile się zje kulek lodów czekoladowych. Do czterdziestki nie miałam absolutnie żadnego problemu z utrzymaniem figury i dopiero po czterdziestce zaczęłam uważać na słodycze. Mimo że nie jest amatorką słodkości, to i tak muszę uważać. Tym bardziej, że nie jestem systematyczna jeśli chodzi o ćwiczenia. A powinno się je uprawiać. To nawet nie chodzi o ciało i o lepszy wygląd, ale o psychikę. Ćwicząc, człowiek lepiej się czuje psychicznie, a zwłaszcza kiedy jest bardzo czynny zawodowo. Dziesięć, luksusowo piętnaście minut rano czy wieczorem poświęconych na ćwiczenia, nieprawdopodobnie odpręża. Od niedawna to praktykuję...
I poleca to Pani?
Polecam, choć ćwiczę od niedawna. Po prostu w pewnym momencie zauważyłam, że ciało przestaje być moim ciałem i gdzieś prawdopodobnie sam mój organizm powiedział- „słuchaj potrzebuję tego i tego...” . Tym czymś były właśnie ćwiczenia...
Te ćwiczenia to była bardziej konieczność czy hobby?
To też jest hobby. Kiedyś czynnie uprawiałam sport, teraz tempo życia, tempo zawodowe spowodowało, że sport zaniedbałam. A jest mi on bardzo potrzebny, bo działa na mnie relaksująco.
A inne formy relaksu?
Generalnie relaksuje mnie moja praca (śmiech). Może to zabrzmi dziwnie, ale ja wykonuję ją z prawdziwej pasji. Czasami mam tzw. „zapętlenie”, tzn. jeśli mam już za dużo obowiązków i nie mam perspektywy, żeby spokojnie popracować nad jakimś projektem to wtedy mam problem i muszę zwolnić tempo. Ale generalnie normalna, nazwijmy ją zdrowa praca mnie relaksuje...
Niektórzy uznaliby, że ociera się Pani o pracoholizm...
Oczywiście relaksuje mnie nie tylko to, bo faktycznie można byłoby mnie uznać za osobę chorą, gdybym stwierdziła że odpoczywam głównie w pracy (śmiech)
Kojąco wpływa na mnie morze, lubię odpoczywać „z nogami do góry” – siadam w fotelu z nogami do góry, biorę książkę lub myślę po prostu o niczym.
Kino to Pani największa pasja?
Kino, tak... ale nie tylko. Ogólnie interesują mnie wydarzenia, artyści, sztuka, proces tworzenia i rozmowy na ten temat. Bo tak naprawdę, to są rozmowy o życiu, sztuka to życie i to jest dla mnie najbardziej pasjonujące.
Myślała Pani kiedyś o zawodzie aktorki?
Raczej nie. Kiedyś chciałam być architektem. Byłam umysłem ścisłym i myślałam o politechnice. Później tak się poukładało, że studiowałam na wydziale wiedzy o teatrze i to były bardzo ciekawe studia. Natomiast aktorstwo nigdy mnie nie pociągało.
A została Pani dziennikarką... Czy ta decyzja też była zapisana w „gemach”?
Chodzi o moją mamę? ( Krystyna Loska, popularna prezenterka telewizyjna – przyp.red.) Pewnie coś w tym jest ale z drugiej strony mama występowała w innej roli i w innej telewizji. To były czasy jednej telewizji, a zresztą mama miała i ma inne podejście do tej pracy. Ja, mimo że jestem postrzegana jako osoba od gal, tak naprawdę pasjonuję się tworzeniem programów. Ponieważ często prowadzę różne uroczystości i jestem widoczna na scenie, tak też jestem odbierana. W rzeczywistości przygotowuję też dużo programów, ale wtedy pracuję w grupie i dla szerszej publiczności najczęściej pozostajemy zespołem anonimowym...
Słyszałam od osób, które z Panią współpracowały, że jest Pani perfekcjonistką, która ma wszystko zapięte na ostatni guzik...
Nie do końca jest to prawda. Ja tylko sprawiam takie wrażenie. Raczej jestem sprytna w organizowaniu sobie pracy i mam dużo szczęścia.
Szczęście lub perfekcjonizm sprawiły, że prowadziła Pani ważne zagraniczne imprezy filmowe. Czy Festiwal Filmowy w Wenecji był dużym wyzwaniem i ważnym wydarzeniem w Pani karierze?
Tak, to prawda. Współpraca z Festiwalem Weneckim była dla mnie ogromnie ważnym wydarzeniem. Ten festiwal pozwolił mi uwierzyć w siebie, mimo że przeszłam wtedy trudne chwile związane ze stresem, tremą i nieprzespanymi nocami. W Wenecji byłam moderatorem konferencji prasowych i prowadziłam wieczór galowy rozdania weneckich Złotych Lwów. To naprawdę było trudne, ale jak mówią co cię nie zabije to cię wzmocni.
A inne zagraniczne imprezy...
Drugi festiwal, z którym byłam związana przez sześć lat, to był Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Taorminie na Sycylii. Tam też były ważne i stresujące zarazem mnie chwile. Przez wszystkie wieczory tego festiwalu byłam odpowiedzialna za tzw. wprowadzenie. Przed pokazami filmów prowadziłam rozmowy z gośćmi festiwalu, przeprowadzałam z nimi dwudziesto- minutowe wywiady, a byli to Jane Campion, Tom Cruise , Melanie Griffith, Michael Douglas, Antonio Banderas. To są postacie dużego formatu i dlatego miałam drżące nogi, towarzyszył mi strach, trema i mobilizacja zarazem. A na koniec była satysfakcja, jeśli coś się udało i rozpacz, jeśli gdzieś była wpadka.
Którą z tych wielkich gwiazd wspomina Pani najmilej?
Na pewno najmilsze spotkanie było w Taorminie z Antonio Banderasem. Jest cudownym człowiekiem, bardzo otwartym, naturalnym i serdecznym. Ciągle robił żarty za kulisami, bo widział, że jestem spięta i zdenerwowana. Dokonywał cudów, żeby mnie do siebie przekonać i dać do zrozumienia, że on jest po prostu normalnym aktorem z którym wspólnie wyjdziemy na scenę i będziemy zabawiać publiczność...
To spotkanie na pewno będę długo pamiętać...
Banderas był sam, bez słynącej z zazdrości żony, Melanie Griffith?
(śmiech) Nie było jego żony, a zresztą o to, co robiliśmy za kulisami, jego żona nie musiała być absolutnie zazdrosna... To wszystko było po prostu bardzo miłe i serdeczne.
Raz była taka sytuacja, że umówiliśmy się na wcześniejsze spotkanie za kulisami festiwalu. Kulisy mieściły się w bardzo niskich katakumbach z łukami i sklepieniami z czerwonej cegły. Chcąc przejść pod nimi trzeba było się schylić.
Najpierw widzę obstawę Banderasa - dwóch potężnych facetów, a za nimi pojawia się Antonio. Nagle wyprzedza ich, macha ręką i krzyczy, że już do mnie biegnie. I w tym momencie widzę, że on uderza głową w to niskie sklepienie. Wali głową z pełną siłą. Ja w krzyk, ponieważ odrzuca go od tego sklepienia. Goryle go łapią, ja krzyczę, bo już wyobrażam sobie jego zakrwawioną twarz, a on... wstaje i śmieje się, bo udawał. Na koniec mówi, „w końcu jestem dobrym aktorem, prawda?”... Zrobił to, żebym się rozluźniła i mniej tremowała...
Trudno było pokonać tremę? Jak sobie Pani z nią radziła?
Nadal sobie radzę, bo trema jest zawsze - nie ma cudów. Gdyby jej nie było to naprawdę nie warto tego robić. Teraz trema działa na mnie mobilizująco, wiem już jak ją opanować. Kiedy czuję, że mam gorszy dzień, bo jestem bardziej zmęczona i ta trema jest większa, potrzebuję dziesięciu minut bycia sama ze sobą. Nie chcę wtedy z nikim rozmawiać. Chcę spokojnie „przejść w głowie” czekającą mnie uroczystość, wydarzenie i to jest dla mnie najlepszy sposób na opanowanie tremy.
A najlepszy sposób na pogodzenie kariery i obowiązków rodzinnych?
Oczywiście zacznę od tego, że praca nie koliduje z moim życiem rodzinnym (śmiech)... Niestety koliduje. Ja już pewnie nie zdaję sobie sprawy z tego, ile jest ustępstw ze strony rodziny, żeby wszystko dobrze funkcjonowało. Ale odwdzięczam się staraniami, aby dom funkcjonował normalnie. Żeby była chwila na wspólne zjedzenie kolacji, wspólny wyjazd i wspólne rozmowy. Staramy się dużo ze sobą rozmawiać. Nawet jeśli są jakieś sprawy trudne, to staramy się nie kryć ich w sobie. Póki co, odpukać, jakoś się nam udaje.
W polskim show-biznesie, jesteście Państwo parą unikatową - żadnego rozwodu, żadnego skandalu.
No tak. Jesteśmy jakąś mniejszością... seksualną (śmiech)