Blisko ludziJacek Żalek o niepełnosprawnych: "nie potrzebują gotówki". Panie Pośle, to nie tak działa świat

Jacek Żalek o niepełnosprawnych: "nie potrzebują gotówki". Panie Pośle, to nie tak działa świat

Jacek Żalek o niepełnosprawnych: "nie potrzebują gotówki". Panie Pośle, to nie tak działa świat
Źródło zdjęć: © East News | Stanislaw Kowalczuk/East News
Przemysław Bociąga
07.05.2019 12:53, aktualizacja: 07.05.2019 18:59

Poseł Jacek Żalek w telewizyjnym wywiadzie wytłumaczył, na czym polega ciężki los niepełnosprawnych dzieci (który zna najwyraźniej z opowiadań). Zasugerował, że "nie potrzebują one gotówki". Te słowa pokazują poziom odklejenia polskiego posła od rzeczywistości ludzi.

To było dziwaczne i trudne w odbiorze wydanie polsatowskiej "Polityki na Ostro". Jacek Żalek, poseł Porozumienia Jarosława Gowina, ukradł show prowadzącej Agnieszce Gozdyrze i drugiej zaproszonej – Joannie Scheuring-Wielgus. Tytuł show brzmiał zaś: tłumaczenie się ze swoich słów, wypowiedzianych wcześniej w TokFM. I chociaż zadanie nie było łatwe – w gruncie rzeczy chciał udowodnić, że nie powiedział tego, co w istocie powiedział – zdołał wyjść z tego spektakularnie. Wypowiadając kolejne słowa, których ludzie prędko mu nie zapomną: "niepełnosprawni nie potrzebują gotówki".

Przy forsie, czyli odklejony

Gdybym sam był na miejscu redaktor Gozdyry, musiałbym się teraz tłumaczyć, tak jak musiała się tłumaczyć ona, z rzekomej manipulacji. Kiedy zarzuciła mu, że "powiedział, że wśród rodziców osób niepełnosprawnych są zwyrodnialcy", prostował, że "użył hipotezy" – że mogliby być, i dlatego nie należy dawać im pieniędzy.

Znacznie ciekawszy był jednak sposób, w jaki prostował swoje słowa: z pewnym siebie, ironicznym uśmieszkiem człowieka, który właśnie przyłapał kogoś na kłamstwie, za chwilę wygra dyskusję na punkty i dostanie nagrodę. Nagroda jednak nie następuje. Kiedy wreszcie do głosu dochodzi Scheuring-Wielgus, nawet wtedy Żalek czuje się w obowiązku tłumaczyć jej, na czym polega niepełnosprawność. "To jest przykre, że pani nie jest w stanie zrozumieć stanu, tego tragicznego położenia dzieci, które są sparaliżowane, które czasami nie są w stanie porozumiewać się poza gestami". "Nie potrzebują gotówki" – mówi w końcu. A czego potrzebuje takie dziecko? "Pielęgnacji. Zabiegów, które przywrócą mu możliwość funkcjonowania".

Takie słowa mogły paść wyłącznie z ust konserwatywnego samca w dojrzałym wieku, który nie musi martwić się o swoje utrzymanie. Ten stan to unikatowa kombinacja kompletnego braku empatii oraz stuprocentowego odklejenia od rzeczywistości, które jest wynikiem tylko tego, że jesteś w tej rzeczywistości najbardziej uprzywilejowanym aktorem. Jacek Żalek jest zdrowy, biały, heteroseksualny.

Jako polityk ma na siebie skierowane obiektywy kamer oraz środki do życia (już od 12 lat jest posłem, a jest to zawód, w którym głodem się nie przymiera). Słowem: nigdy nie był w żadnej mniejszości i albo nie miał okazji zrozumieć – albo zbyt wiele okazji, by zapomnieć – jak to jest martwić się o byt. Tylko to może tłumaczyć kuriozalne stwierdzenie, że niepełnosprawne dzieci nie potrzebują gotówki, ale pielęgnacji.

Trudno w tej sytuacji nie przypomnieć sobie historyjek, które opowiadano o najbogatszym Polaku Janie Kulczyku, bo one dobrze ilustrują to podejście do "niepotrzebujących pieniędzy". Na skutek swojego niezwykłego bogactwa Kulczyk – jak czasem opowiadały osoby z jego otoczenia – wyrobił w sobie specyficzny stosunek do pieniędzy. Rozumiał je z pewnością w wielkiej skali: wiedział, co to znaczy mieć pakiet akcji za 10 mld złotych albo ile milionów opłaca się zainwestować w autostradę, żeby zarobić na tym miliardy. Nie miał natomiast pojęcia, co pieniądze znaczą dla ludzi, którzy muszą kupować sobie jedzenie.

Opowiadano o nim, że kiedyś zapłacił w restauracji plikiem banknotów w euro i nie rozumiał, czemu pracownicy na zapleczu zaczęli nagle krzyczeć. "Dałeś właśnie trzy tysiące napiwku" – powiedział mu ktoś z obecnych. Kulczyk miał się zdziwić, a następnie wzruszyć ramionami. "Niech mają, zasiedzieliśmy się".

Innym razem dziennikarz zapytał biznesmena, kiedy ten ostatnio płacił gotówką. "Na stadionie, kupiłem hot doga" – odpowiedział Kulczyk, nie potrafił jednak wskazać, ile ten hot dog kosztował. Coś takiego jak reszta z pięćdziesięciozłotówki miała nie istnieć w jego systemie pojęciowym.

Niech jedzą ciastka

W podobny sposób Jacek Żalek z całej idei pieniędzy zdaje się rozumieć tylko to, że szczęścia nie dają. Rozumie zapewne – w swoim własnym rozumieniu – że są większe wartości niż dodatkowe dwa tysiące zarobku, jeśli zarabia się miesięcznie dziesięć. Wtedy z powodzeniem można "skupić się na ważniejszych rzeczach". Nie ma jednak tak wiele ważniejszych rzeczy, kiedy – jak niepełnosprawni, którzy rok temu strajkowali w sejmie – na życie jest 900 złotych.

W tej sytuacji mówienie, że ktoś nie potrzebuje gotówki, tylko opieki, jest wyrazem skrajnego niezrozumienia właśnie tego, czym środki finansowe są dla ludzi, którzy na co dzień muszą je liczyć. Pieniądze nie zastąpią opieki – ale pomogą ją sfinansować. Nie da się kupić godności – da się jednak kupić środki higieniczne, które pozwolą poczuć się godnie w swoim ciele. Nie da się kupić mobilności – ale da się kupić wózek inwalidzki. Mówimy o realnych potrzebach, których niezrozumienie jest właśnie odklejeniem od rzeczywistości.

Oczywiście to zjawisko nie jest niczym nowym. To tylko nowe szaty bardzo starej opowieści, która w najbardziej znanym wydaniu dotyczy rewolucji francuskiej. Kiedy Maria Antonina, ostatnia królowa Francji przed tym wydarzeniem, zobaczyła zrewoltowany lud (na obrazach zawsze potrząsa on widłami i pochodniami), zapytała, o co chodzi z tym buntem. "Ludzie są głodni, bo nie mają chleba" – usłyszała w odpowiedzi. Jej rozwiązanie było proste: "Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka".

I na tym właściwie można by skończyć tę historię, gdyby nie to, że właśnie wtedy właściwa historia dopiero się zaczęła. Jeśli komuś trzeba ją przypominać, przypomnijmy ją jednym symbolem: gilotyny przeciw tym, którzy nie rozumieli, co to znaczy "nie mieć chleba".

Z pewnością nie gilotynę miała na myśli Joanna Scheuring-Wielgus, kiedy zapraszała "w imieniu Iwony Hartwich i Jakuba Hartwicha" na protest 23 maja przed Kancelarię Premiera. Ale protest w roku wyborczym to coś, czego rządzący powinni sie bać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl