Blisko ludziJak żony marynarzy. Partnerki kierowców tirów o swoich związkach

Jak żony marynarzy. Partnerki kierowców tirów o swoich związkach

Jak żony marynarzy. Partnerki kierowców tirów o swoich związkach
Źródło zdjęć: © East News
Marianna Fijewska
06.07.2019 13:08, aktualizacja: 07.07.2019 13:38

– Kiedyś dałabym się pokroić za wspólne sprzątanie czy robienie zakupów. Moim największym marzeniem było to, żebyśmy mogli dzielić ze sobą małe domowe czynności i cieszyć się codziennością – mówi Ania, była żona kierowcy tira.

W domu spędzają czasem tylko dwa dni w miesiącu. Większość ich życia toczy się za kierownicą tira, skąd mogą najwyżej telefonicznie połączyć się z najbliższymi. Partnerki kierowców nie zawsze wytrzymują układ, w którym skazane są na wieczne czekanie.

Błagałam, żeby został

Alicja i Bartek mają czteroletnią córeczkę, kredyt i poważne kłopoty małżeńskie. Mężczyzna "zjeżdża" do domu zaledwie na dwa weekendy w miesiącu.

– Mieszkamy w Katowicach i mąż spokojnie mógłby znaleźć pracę na miejscu. Ale jego ciągnie do tirów – mówi Alicja i dodaje, że wcześniej akceptowała pracę partnera. Od niedawna jednak zaczęła zauważać, że w ich związku nie ma już bliskości, uczucia wygasają, a radość wiązana z każdym kolejnym powrotem Bartka drastycznie słabnie.

– Dwa miesiące temu, gdy mąż wrócił do domu, wydarzyło się coś, co otworzyło mi oczy. Siedzieliśmy we troje w pokoju – ja, Bartek i córeczka. W pewnym momencie zostawiłam ich samych i poszłam do kuchni. Minęło dobre pół godziny, a gdy wróciłam, oni dalej siedzieli dokładnie w takich samych pozycjach, nie patrząc na siebie i nie rozmawiając. Poczułam, jakby to było dwóch obcych sobie ludzi. Wtedy coś we mnie pękło – opowiada Alicja. Zaczęła błagać męża, by rzucił pracę. Choć prosiła i płakała, był nieugięty.

Kobieta od dwóch miesięcy z każdym dniem traci nadzieję na reanimację swojego związku. Mąż nie zgodził się na zmianę pracy, a dziecko wychowuje się z jednym rodzicem.

Wypadek, który okazał się największym szczęściem

Mąż Malwiny w wyniku poważnego wypadku musiał zrezygnować z jeżdżenia ciężarówką na dwa lata. Choć miało być na zawsze.

– Rafał po wypadku trafił do szpitala w fatalnym stanie. Najpierw śpiączka i strach o to, czy będzie żył. Później strach o to, czy będzie chodził – opowiada kobieta, której partner po rocznym okresie rehabilitacji stanął na nogi. Początkowo zarzekał się, że nigdy do tira nie wsiądzie.

– To był najszczęśliwszy czas w naszej rodzinie. Wycieczki, wspólne wieczory, seks, spacery, rozmowy, zabawy z dzieciakami. Przez rok Rafał pracował przy samochodach, ale większość czasu spędzał z nami. Finansowo było trochę gorzej, ale dawaliśmy radę. Jednak męża stopniowo coraz bardziej ciągnęło do tirów. Dostał propozycję wyjazdów krajowych. Zgodził się i poszło. Dziś znów wyjeżdża w dwutygodniowe trasy – mówi Malwina, której złość i rozczarowanie nie miały granic.

Kobieta miesiąc później złożyła papiery rozwodowe i rozstała się z Rafałem. Teraz widują się tylko raz w miesiącu, gdy Rafał zabiera dzieci na weekendy. – Moje życie się właściwie nie zmieniło, bo i tak żyłam sama. Teraz przynajmniej nie udaję przed ludźmi, że jesteśmy dobrą rodziną – kwituje.

Najgorsze jest uczucie, że nie jesteś najważniejsza

Malwina ma poczucie, że przegrała walkę z pasją męża. Podobnie myśli Ania, która przez dziewięć lat była w związku z kierowcą. Początkowo nie widziała nic złego w jego wyjazdach. Zapewniali się, że to tymczasowe, póki nie podreperują domowego budżetu. Po pięciu latach Ania wiedziała już, że tiry to coś więcej niż praca.

– Początkowo miał jeździć do czasu, aż się pobierzemy. Później do czasu, aż urodzę dziecko, potem, aż urodzę drugie dziecko... – wylicza kobieta. Jednak żadne z tych wydarzeń nie zatrzymało Przemka w domu. Malwina przyglądała się znajomym parom i zazdrościła, że razem mogą dzielić trudy każdego dnia.

– Kiedyś dałabym się pokroić za wspólne sprzątanie czy robienie zakupów. Moim największym marzeniem było to, żebyśmy mogli dzielić ze sobą małe domowe czynności i cieszyć się codziennością – mówi i dodaje, że cztery dni w miesiącu, w których Przemek był w domu, zawsze wyglądały tak samo.

– Gotowałam, sprzątałam dom na tip top i czekałam zniecierpliwiona na męża. Drugiego dnia jego pobytu zazwyczaj spotykaliśmy się ze znajomymi i rodziną, trzeci dzień był na załatwienie formalności i szykowanie się do wyjazdu, a czwarty upływał pod znakiem pożegnania – mówi. Związek Ani i Przemka rozpadł się po dziewięciu latach. Oboje zgodzili się, że łączące ich uczucia po prostu wygasły.

Pytanie o priorytety

– Nieustanne wyjazdy jednego z partnerów odzierają związek z codzienności – mówi psycholog Izabela Kobierecka. – Gdy mężczyzna wraca z trasy, jest święto. Zjeżdża się rodzina, która wita go jak bohatera. Kobieta może mieć wówczas poczucie niedocenienia i myśleć: "to przecież ja zajmowałam się domem, to przecież ja pilnowałam dzieci" – wyjaśnia.

Zdaniem psycholog warto na samym początku relacji zadać sobie pytanie o priorytety. Jeśli dla jednej strony poczucie bliskości i stałości jest najważniejsze, prawdopodobnie nie będzie decydować się na związek z kimś, kto preferuje relacje na odległość. Jeśli z kolei obie strony nie wyobrażają sobie życie w rozjazdach, a praca kierowcy jest tylko tymczasowa, warto konkretnie ustalić, do kiedy będzie ona trwała i jaki jest dalszy plan działania.

– Nie mam wątpliwości, że stała relacja z osobą, której na co dzień nie ma w domu, jest bardzo trudna. Gdy jedno z partnerów zacznie zauważać, że tego rodzaju związek nie spełnia jego potrzeb, najważniejsze, aby podjęło szczerą rozmowę. Całkowicie otwarta komunikacja, uwzględniająca priorytety i plany na przyszłość, może rozwiać wiele wątpliwości – podsumowuje Kobierecka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta