GwiazdyZdradzane kochanki

Zdradzane kochanki

Zdrada wpisywała się w życie małżeńskie od wieków. W ostatnich latach mówi się o niej publicznie i otwarcie. Najczęściej jednak dotyczy to związków małżeńskich. Lecz co, kiedy zdradzane są nie żony, lecz kochanki? Brzmi paradoksalnie, ale się zdarza.

Zdradzane kochanki
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

09.01.2012 | aktual.: 09.01.2012 15:08

Zdrada wpisywała się w życie małżeńskie od wieków. W ostatnich latach mówi się o niej publicznie i otwarcie. Najczęściej jednak dotyczy to związków małżeńskich. Lecz co, kiedy zdradzane są nie żony, lecz kochanki? Brzmi paradoksalnie, ale się zdarza.

Zdradzał ją z własną żoną
Iwona, 30 lat, po roku związku odkryła, że jej facet zdradza ją ze swoją żoną. Owszem, kiedy się poznali, wiedziała, że nie jest wolny – formalnie. Zapewniał ją jednak, że tamto uczucie już nie istnieje, że jego żona ma kogoś, on też chce zacząć nowe życie. Mieszkali co prawda nadal razem, bo jak tłumaczył, tak było wygodniej ze względów „technicznych”. Stali się sobie prawie obcy, planowali rozwód, tylko jakoś nie było czasu zabrać się za papierki.

Iwona długo zastanawiała się, czy wejść w ten związek. „Do tej pory zajętych facetów omijałam szerokim łukiem – mówi. - Bałam się takich niejasnych, niedokończonych sytuacji. Na początku postawiłam mu ultimatum, że zaczniemy się spotykać dopiero, kiedy wyprowadzi się od żony i złoży pozew o rozwód. Ale niestety, w pewnym momencie zabrakło konsekwencji.” Tłumaczyła sobie, że nie rozbija niczyjego związku, bo na własne oczy widziała żonę Artura idącą za rękę z innym. Nie mieli dzieci, więc sprawy rozgrywały się w zasadzie tylko między nimi dwojgiem (co było dużym plusem).

Iwona przy każdej okazji poruszała jednak temat rozwodu, pytała, kiedy złoży papiery, kiedy się wyprowadzi. To drugie zrobił bardzo chętnie. Zamieszkał z nią. Z rozwodem natomiast sprawy nie posuwały się do przodu ani trochę. Twierdził, że jego żona nie chce na ten temat w ogóle rozmawiać, a on nie może nic zrobić na siłę. Poza tą jedną kwestią Iwonie było z Arturem bardzo dobrze. „Uwielbiałam z nim spędzać czas, mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów, czułam się bardzo spełniona jako kobieta” – wyznaje.

Ta sielanka trwała przez niecały rok. Po dziesięciu miesiącach ich związku (rozwodu nadal nie było) pojawiły się sygnały, które zaczęły niepokoić Iwonę. Artur dłużej zostawał w pracy, na weekend często wyjeżdżał. Twierdził, że chce odwiedzić mamę w Bydgoszczy. Nie zostawiał na wierzchu telefonu. „Wydawało mi się absurdalne podejrzewać go, że ma kochankę. W końcu to ja w jakimś stopniu nią byłam” – mówi Iwona.

POLECAMY:

Złudzenia minęły, kiedy o trzeciej nad ranem w nocy z soboty na niedzielę zadzwoniła jego komórka. To była jego żona. Wyszedł z pokoju i rozmawiał zza ściany półgłosem. Trwało to prawie kwadrans. Tłumaczył potem, że była pijana, zadzwoniła pogadać jak do przyjaciela, bo pokłóciła się ze swoim nowym chłopakiem i chciała się wyżalić. „Wściekłam się o to. Jak można być tak bezczelnym, żeby zadzwonić do własnego męża, którego zdradza się z innym i jeszcze mu płakać w słuchawkę?” – dziwi się Iwona. Była zła na Artura, że wisiał na telefonie przez 15 minut, że nie uciął rozmowy, że w ogóle odebrał.

Wtedy po raz pierwszy zaświeciła jej się czerwona lampka. To wydarzenie pociągnęło za sobą kolejne, bo przez tę sytuację stała się nieufna, miała potrzebę sprawdzać, czy jej nie oszukuje. Niestety, podejrzenia się potwierdziły. Któregoś wieczoru zostawił na ławie odpalonego laptopa, a w nim otwarty kalendarz. Przy dacie 8 października była notka „M/zakupy”. Nagle ją oświeciło. Przypomniała sobie, jak kiedyś w torbie z zakupami znalazła paragon nie na towary, które przyniósł. Myślała wtedy, że to zbieg okoliczności, że coś się pomyliło, pewnie wziął nie ten przy kasie. Ale dotarło do niej, że M to inicjał imienia jego żony – Marty.

„Zapytałam go wprost, czemu jej robi zakupy. A on na to, że to zwykła przysługa. Poprosiła go, to zrobił” – mówi. Po pewnym czasie odkryła też, że w weekend, kiedy powiedział jej, że jedzie odwiedzić mamę, został na noc u swojej byłej żony. Iwona wpadła w furię, zrobiła mu dziką awanturę i wyrzuciła z mieszkania. On nie miał nic na wytłumaczenie poza tym, że z żoną zerwał jej nowy partner i zadzwoniła do niego z płaczem prosząc, żeby przyjechał. Zapewniał, że z nią nie spał, że tylko rozmawiali. Ale dla Iwony to nie miało większego znaczenia. Bolesny był sam fakt, że tam pojechał.

Dała mu jednak szansę, szkoda było jej zaprzepaścić to, co ich łączyło. Ale nie umiała mu już zaufać. Kiedy miała możliwość, przeglądała jego telefon, przeszukiwała kieszenie. Przyznaje, że zaczynało się to robić paranoiczne. Jednak, jak pokazało życie – potrzebne. Szybko okazało się bowiem, że tamta noc nie była jedyną, jaką spędził z żoną. Był u niej, przebywając rzekomo na delegacji w Anglii, jadąc na weekend z kumplami, mamusi też nie odwiedzał tak często, jak myślała Iwona. Nie umiała zrozumieć, co popchnęło go z powrotem w ramiona tej Marty. Na pewno nie nuda, bo byli przecież razem od niespełna roku, dogadywali się świetnie, mieli wspólne zainteresowania, seks też ich satysfakcjonował.

„Ciągle gdzieś jeszcze funkcjonuje taki stereotyp, że mężczyzna zdradza dla seksu, a kobieta z potrzeb emocjonalnych. Nie do końca tak jest – przekonuje Agnieszka Waszak, psycholog. – Zazwyczaj u źródła niewierności leżą sprawy natury emocjonalnej. Mężczyźni, którym zabrakło czegoś w związku, bądź, co gorsza, zostali zranieni, chcą znaleźć inną partnerkę, szukają nowego uczucia. Po pewnym czasie zaczynają jednak tęsknić za tym, co mieli wcześniej, za stabilizacją, za domem, który przez ileś lat budowali z poprzednią partnerką. Jakby na nowo w sobie odkrywają uczucie do niej.”

POLECAMY:

Łatwo spotkać tak zwaną „wielką miłość”

Chłopak Ewy (28 lat) najpierw dla niej zostawił żonę, ba, ostatecznie się nawet rozwiódł, ale po półtora roku oznajmił jej, że spotkał wielką miłość i od niej też odszedł. „Byłam w szoku. Kiedy żyliśmy w takim niestabilnym związku i nie wiadomo było, jak się to wszystko rozstrzygnie z rozwodem, czy i kiedy go dostanie, to układało się idealnie – wspomina Ewa. – Czułam, że naprawdę chcę z nim spędzić całe życie i byłam przekonana, że on chce tego samego.”

Marzyła o dniu, w którym oznajmi jej, że dostał rozwód. Wyobrażała sobie, jak świętują. Przyjdzie do domu z różą i szampanem, będą się kochać, wieczorem wyjdą na kolację do swojej ulubionej knajpki na rynku. Tymczasem w dniu, w którym Tomasz dostał rozwód, nie było ani róży, ani seksu, ani nawet kolacji. Starał się sprawiać wrażenie zadowolonego, że sprawa się skończyła, ale unikał kontaktu wzrokowego i nie był w nastroju na świętowanie.

Kolejne dni mijały zwyczajnie, nadal było im razem dobrze i w zasadzie nic się nie zmieniło w ich życiu, poza świadomością, że są wolni. Wolni od jego żony, od strachu, że nigdy nie stworzą normalnego związku. Ewa nie lubiła myśleć o sobie jako o kochance Tomasza, która ostatecznie rozbiła jego małżeństwo. Tłumaczyła to sobie tak, że niektórzy ludzie na początku nie trafiają na ten właściwy związek. Ona sama też dla Tomasza zostawiła swojego wcześniejszego partnera, z którym była 3 lata. Ale dla niej chyba wszystko było bardziej klarowne i uduchowione niż dla niego. „Po pięciu miesiącach od otrzymania rozwodu mnie zostawił. Chyba chciał odejść bez słowa, bo pakował się, kiedy któregoś dnia wróciłam wcześniej z pracy. Gdybym przyszła o zwykłej porze, być może już bym go nie zastała – mówi ze smutkiem Ewa. – Przepraszał mnie, że nam nie wyszło, a ja go przekonywałam, że przecież jest dobrze, że jesteśmy szczęśliwi. Wtedy powiedział, że się zakochał.”

Ewa nie wie, czy nadal jest z tą dziewczyną, dla której ją zostawił. Nie utrzymują kontaktu, bo on zapadł się pod ziemię. Zmienił numer telefonu, na maile nie odpisuje. Nie dziwi jej to jednak, bo mówi, że kiedy dla niej odszedł od żony, zachowywał się podobnie. Kontaktował się z nią tylko i wyłącznie formalnie, w sprawie rozwodu. „To jedno trzeba mu przyznać – kiwa głową Ewa. – Był lojalny. Kiedy wyprowadził się od żony, to tylko nasz związek się liczył. Nie miałam żadnych obaw, że do niej wróci. I co by nie powiedzieć, miałam rację.”

„Niektórym mężczyznom strach przed zaangażowaniem się w związek towarzyszy przez całe życie – tłumaczy psycholog Agnieszka Waszak. – Próbują stworzyć udane relacje z kobietą, ale po pewnym czasie okazuje się, że nie potrafią. Odczuwają strach przed zobowiązaniem, chcą mieć świadomość, że mogą w każdej chwili odejść. Zdrada jest w ich przypadku czymś w rodzaju ucieczki, furtki.” Ale, jak mówi psycholog, ten typ osobowości nie cechuje jedynie mężczyzn. Są też kobiety, które boją się stabilizacji.

POLECAMY:

Satysfakcja, że wybrał mnie

38-letnia Aneta jest przykładem kochanki, która wybaczyła. Nie wie, czy zrobiła to z wdzięczności (rozwiódł się z żoną, a to przecież musi świadczyć o tym, że chce z nią być, że to nie był zwykły skok w bok), ze strachu przed byciem samą czy z obawy przed poniżeniem.

„Paweł zaczął coraz później wracać z pracy – mówi Aneta. - A to zebranie, a to spotkanie z klientem. A ja się cieszyłam, że mu tak dobrze idzie i że jest taki spełniony w życiu zawodowym.” Długo nie niepokoiły jej te powroty o nietypowych porach, bo na noc wracał zawsze. Podupadło trochę ich życie erotyczne, ale była pewna, że to z powodu jego godzin pracy.

Zdrada wyszła na jaw, kiedy musiała gdzieś zadzwonić z komórki Pawła. W jego telefonie zauważyła wtedy siedem połączeń wykonanych w ciągu jednego dnia do niejakiego Adama Raźnego. Nie kojarzyła tego nazwiska, a przecież opowiadał jej o ważniejszych klientach. Współpracowników też praktycznie wszystkich znała. Nagle skojarzyła, że kiedy poznał ją, a był jeszcze ze swoją byłą już żoną, też miał ją zapisaną w telefonie pod męskim imieniem.

Żeby się upewnić co do swoich podejrzeń, pojechała któregoś wieczoru do jego biura. Drzwi zamknięte były na klucz, w oknach ciemno. Zadzwoniła. Myślała, że nie odbierze. Odebrał. „Zapytałam, gdzie jest i o której wróci do domu. Bez zająknięcia odpowiedział, że w pracy i że jeszcze mu to zajmie jakieś półtorej godzinki, ale na kolację będzie.” Kiedy wrócił, powiedziała mu, że wie o wszystkim. On na początku próbował zaprzeczać, potem przyznał, że spotyka się z jedną ze swoich klientek.

Postawiła mu ultimatum – zerwie z nią kontakt i przekaże jako klientkę pod opiekę innemu koledze albo ona odchodzi. Przyznaje, że odetchnęła z ulgą, kiedy wybrał ją. Aneta czasami się zastanawia, czy z racji tego, że kiedyś sama była kochanką, powinna od Pawła oczekiwać mniej, zgodzić się na luźniejsze więzy, dawać mu więcej swobody. Chciałaby stworzyć poważny, trwały związek, ale coraz częściej ma wątpliwości, czy to możliwe z kimś takim jak Paweł.

(ios/sr)

POLECAMY:

kochankapartnerrozwód
Komentarze (6)