Blisko ludzi"Lewacka paranoja" kontra żelazna logika prawicy. Molestowanie seksualne to problem obu stron politycznego konfliktu

"Lewacka paranoja" kontra żelazna logika prawicy. Molestowanie seksualne to problem obu stron politycznego konfliktu

"Lewacka paranoja" kontra żelazna logika prawicy. Molestowanie seksualne to problem obu stron politycznego konfliktu
Źródło zdjęć: © Fotolia
Magdalena Drozdek
13.11.2017 16:28, aktualizacja: 13.11.2017 17:41

O #metoo słyszał już chyba każdy. W tym przypadku słowo "każdy" jest jak najbardziej stosowne. Bo o historiach kobiet, które zdecydowały się opowiedzieć o tym, że były molestowane, głośno było nie tylko w sieci – gdzie wszystko się zaczęło – ale i w prasie, i w telewizji. Od celebrytek, po "zwykłe Kowalskie". Problem dostrzegły w końcu także media związane z prawicą. I komentują to w swoim niepowtarzalnym stylu.

"Lewacy znów wpadli w amok" – głosi tytuł z okładki najnowszego wydania "Do Rzeczy". Łukasz Warzecha postanowił skomentować "szaleństwo", jakie rozpętało się wokół akcji #metoo. Przypomnijmy, że zaczęło się od jednego wpisu aktorki Alyssy Milano, po którym kobiety zaczęły masowo wrzucać do sieci swoje historie z tym hashtagiem. W kilku zdaniach opisywały, czego doświadczyły. Historie gwałtów, wieloletniego molestowania seksualnego przez członka rodziny, szefa w pracy, kolegi z uczelni… Setki tysięcy wpisów.

"Akcja #metoo miała położyć kres niecnym praktykom wobec kobiet. Tymczasem skończyć się może tym, że przed zaproszeniem koleżanki na kawę trzeba będzie podpisać szczegółową umowę. Jesteśmy właśnie świadkami kolejnej fali lewackiej paranoi" – pisze Warzecha. Za przykład ten paranoi podaje ostatnie doniesienia o pośle Danielu Kawczynskim, którego brytyjska Izba Gmin oskarża o niewłaściwe zachowanie wobec jednej z kobiet pracujących w parlamencie. Dziennikarze Channel 4 podają, że poseł miał wielokrotnie namawiać współpracowniczkę innej posłanki, aby poszła na randkę z bogatym zagranicznym biznesmenem. Zgodnie z relacją kobiety, cytowaną przez telewizję, polityk sugerował, że może to mu pomóc w uzyskaniu korzyści biznesowych. Znajoma asystentki stwierdziła, że zachowanie Kawczyńskiego było "skrajnie obślizgłe".

No i tu zdaniem Warzechy pojawia się problem. Bo jak żyć, kiedy nie można się z kobietą umówić na randkę? Przecież w niemal każdej sytuacji można zostać posądzonym o molestowanie i niewłaściwie zachowanie…

To nie fobia i nie amok

"Dla jednej z kobiet stwierdzenie 'niezła z ciebie laska' będzie komplementem, inna uzna, że ją to obraża. Jedna kobieta nie zwróci uwagi na to, że kolega położy jej dłoń na ramieniu, inna stwierdzi, że to 'próba wymuszenia kontaktu fizycznego'. Stąd prosta droga do paranoi" – dalej dziennikarz stwierdza, że niedługo będziemy musieli wszystkie spotkania odbywać w przeszklonej sali wyposażonej w kamery, a i obecność świadków będzie niezbędna. Warzecha zakłada też (pewnie żartobliwie), że przed randką trzeba będzie spisać umowę, w której dokładnie określi się warunki spotkania.

Warzecha mówi o paranoi? To właśnie jest paranoja. Nie potrzeba kamer, świadków, spisanych wcześniej kontraktów, by wiedzieć, kiedy zachowujemy się przyzwoicie. Akcję, która miała uświadomić społeczeństwo, jak wiele przypadków molestowania seksualnego mamy we własnym środowisku, sprowadzamy do "feministycznego bełkotu", "lewackiego szaleństwa". To nie fobia ani amok. Tak jest na świecie i można to zmienić. W jaki sposób? Banalny. Uświadamiając sobie, że nie każde zachowanie przystoi, że nie każda kobieta potraktuje słowa "Chodź, kur… już są" (cytując Janusza Rudnickiego, o którym było ostatnio głośno w mediach) jako żart. Położenie dłoni na ramieniu to nie molestowanie. Położenie dłoni na ramieniu pracownicy, za zamkniętymi drzwiami biura i proponowanie wspólnego wyjścia w zamian za lepszą pensję – to jest molestowanie. Nakłanianie asystentki do spotkania z biznesmenem wbrew jej woli, to molestowanie, a nie szaleństwo osób, które nie podzielają poglądów prawicy.

Sprowadzanie molestowania do widzimisię "lewaków" to słaby żart. To przecież jeden z niewielu tematów, który powinniśmy traktować apolitycznie, bez podziałów na lewą i prawą stronę. Biją i molestują ci o lewicowych poglądach, i chrześcijanie, i buddyści, i muzułmanie, cykliści i weganie, dewoci i konserwatywni wielbiciele prawicowej prasy. Tu nie ma wyjątków.

Przemoc jest powszechna

Jeśli #metoo jest akcją, która uderza w ofiary i tylko pogarsza ich sytuację, to czym jest sprowadzenie problemu do "lewaków" i szaleństwa?

Co z kobietami, które pierwszy raz w życiu postanowiły opowiedzieć o swoim koszmarze? A dlaczego zrobiły to dopiero teraz? Bo w końcu otworzyła się na to przestrzeń. Nigdy wcześniej nikt tak otwarcie i publicznie nie opowiadał o molestowaniu na tak ogromną skalę. Jak podaje CNN w swoim ostatnim raporcie, #metoo pojawił się w mediach społecznościowych ponad pół miliona razy. A teraz mówimy, że to lewackie szaleństwo. Tym samym nie odejmujemy traumy tym, którzy się zdecydowali opowiedzieć, co ich spotkało, a tylko dokładamy.

Biją i molestują także ci o prawicowych poglądach. Przykłady? Monika Zbonikowska, była żona posła Łukasza Zbonikowskiego opowiedziała o tym, jak przez lata musiała znosić poniżające komentarze męża i jego regularne zdrady. – Mam nagrania jego napaści z 11 września 2015 r. i lipca tego roku. Mogłam dużo wcześniej doprowadzić do jego oskarżenia, ale łudziłam się, że uda nam się pokojowo porozumieć i nie wywlekać na światło dzienne prywatnych spraw. Byłam naiwna. W najgorszych koszmarach nie sądziłam, że będzie zdolny do takich podłości. Nie ma odwagi stanąć ze mną twarzą w twarz w sądzie, a dowody przeciwko niemu są miażdżące. Zależy mi tylko na tym, żeby nie był bezkarny – mówiła kobieta w rozmowie z "Faktem". Głośno było przecież także o byłym radnym PiS Rafale Piaseckim. Jego żona, Karolina, opublikowała w sieci poruszające nagranie, o którym głośno było we wszystkich mediach.

Wyliczać można by tak długo i podawać kolejne historie z obu stron politycznej barykady. Może wreszcie zamiast doszukiwać się paranoi i obawiać się, jak daleko posuną się feministki w punktowaniu nadużyć, zaczniemy się zwyczajnie dwa razy zastanawiać, czy po prostu nie mamy problemu jako społeczeństwo. Molestowanie to nie nowa obsesja. To dramat tysięcy kobiet, które wcześniej bały się o tym opowiedzieć i cierpiały w milczeniu. A jeśli ktoś uważa, że to wymysł lewaków, to warto powiedzieć to w twarz ofiarom przemocy.