"Między nami". Marta ŻmudaTrzebiatowska: Moje kompleksy są moją siłą

"Między nami". Marta ŻmudaTrzebiatowska: Moje kompleksy są moją siłą

Marta Żmuda Trzebiatowska napisała książkę
Marta Żmuda Trzebiatowska napisała książkę
Źródło zdjęć: © AKPA
Katarzyna Pawlicka
17.05.2023 06:00, aktualizacja: 17.05.2023 09:52

Marta Żmuda Trzebiatowska jest jedną z najpopularniejszych aktorek swojego pokolenia. Dziś także matką dwójki dzieci i autorką książki "Bliżej siebie. Imiona kobiecości", w której opisała osobistą przemianę. - Macierzyństwo dało mi odwagę, żeby zawodowo ryzykować - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: W książce pisze pani wprost: "miałam kompleksy". Mam wrażenie, że zmagały się z nimi niemal wszystkie dziewczyny dojrzewające na przełomie lat 90. i 2000. Wystarczy spojrzeć na prasę kobiecą tamtego okresu pełną porad, jak schudnąć, pozbyć się cellulitu czy trądziku. Wiecznej walki z ciałem. Ma pani wspomnienia związane z próbą zbliżenia się do ówczesnych kanonów?

Marta Żmuda Trzebiatowska: Znamienne jest już to, że jako dwudziestokilkuletnia dziewczyna grałam trzydziestolatki, a moi ekranowi partnerzy nierzadko byli kilkanaście lat starsi. Świat mówił nam wtedy, że powinnyśmy wyglądać dużo młodziej, "nie na swój wiek".

Lansowane wówczas nieustanne bycie na diecie też oczywiście mi towarzyszyło. Podobnie jak kompleksy, z którymi się borykałam - gdy byłam nastolatką, wydawały się niemal katastrofalne, rujnujące życie. Na przykład wszelkie "niedoskonałości" cery towarzyszące dojrzewaniu, które zakrywałam grubą warstwą makijażu. Bez niego nie wychodziłam nawet po przysłowiowe bułki do sklepu, a poziom samoakceptacji był - dziś wiem, że zupełnie niepotrzebnie i bezpodstawnie - mocno zaniżony.

Na szczęście przepracowałam to wszystko, chociaż zrozumienie, że moje kompleksy czy słabości tak naprawdę są moją siłą, zajęło mi prawie 40 lat życia. Nie walczę już z nimi. Wręcz przeciwnie - spoglądam na nie z czułością.

W szkole teatralnej wygląd był ważnym tematem? Podlegał ocenie?

W szkole obowiązywał podział na amantki i aktorki charakterystyczne. Z mojej perspektywy - nastolatki pełnej kompleksów - byłam przekonana, że jestem w tej drugiej grupie, ale usłyszałam, że jest inaczej. Długo nie rozumiałam, co to tak naprawdę dla mnie oznacza, a potem długo nie mogłam sama w to uwierzyć. Mentalnie żyłam wciąż w ciele tamtej dziewczynki z kompleksami.

O ile szkoła dawała taki bezpieczny klosz, parasol ochronny, bo w gruncie rzeczy to ocenianie było po to, by nas uświadomić, by pomóc nam w zawodzie, to już sam start w pracy wiązał się z pierwszymi ocenami ludzi z zewnątrz, nie zawsze mającymi dobre intencje. Ich komentarze nie zawsze były przychylne i nierzadko dotyczyły najmniejszych szczegółów aparycji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Moja droga do spełnienia była pełna łez, wyrzeczeń, czasem bólu i cierpienia" - pisze pani w książce.

Proces dochodzenia do miejsca, w którym dziś jestem jako kobieta, był bolesny i nie zamierzam tego ukrywać. Myślę jednak, że warto go przejść, bo życie z poczuciem wewnętrznej wolności, w równowadze z samą sobą, jest wspaniałe. Przekonałam się na własnej skórze, że zmiana myślenia determinuje wszystko inne: wybory życiowe, zawodowe, priorytety. Ustawia życie w zupełnie innym kierunku. Dla mnie właściwym.

Okładka książki "Bliżej siebie" Marty Żmudy-Trzebiatowskiej
Okładka książki "Bliżej siebie" Marty Żmudy-Trzebiatowskiej© Materiały prasowe

W domu rodzinnym mogła liczyć pani na wsparcie. A wątpliwości, kompleksy, czarne myśli i tak się pojawiały. Jest pani w stanie odpowiedzieć na pytanie, skąd się brały?

Żeby znaleźć odpowiednie lekarstwo, trzeba najpierw doprecyzować, co i gdzie nas boli, gdzie krwawi. Mnie się udało, ale to sprawy bardzo osobiste - nie chciałabym mówić o nich publicznie, ani wystawiać na zranienie siebie czy kogokolwiek z bliskich mi osób. Dlatego tu stawiam kropkę.

Podobnie jak w książce, w której starałam się pewne doświadczenia zamknąć w metaforze.

W ostatniej dekadzie dokonała się w pani wielopłaszczyznowa zmiana, o niej jest książka. W którym obszarze widać ją najbardziej?

Myślę, że widać ją w każdym aspekcie. Poukładało się moje życie osobiste, które - trudno w takim kontekście używać słów ostatecznych - ale wydaje się bardzo stabilne, zbudowane na silnym fundamencie. Z kolei to, że czuję ogromny spokój w związku i rodzinie, jest motorem napędowym w życiu zawodowym, w którym udało mi się ustawić na nowo wektory. Jestem totalnie usatysfakcjonowana kierunkiem, w jakim teraz zmierza, ale też tym, że znalazłam dobry, zdrowy balans między życiem zawodowym i prywatnym.

Siłę - oprócz rodziny - dają pani także inne kobiety. Relacje z nimi zawsze były tak bliskie i satysfakcjonujące?

Zdecydowanie dojrzałam do kobiecych przyjaźni i nauczyłam się z nich czerpać tak wiele wraz z wiekiem. Wcześniej nie potrafiłam zaufać w pełni sobie, spojrzeć na siebie łagodnym okiem tak, by móc dostrzec inną kobietę.

Kiedy rozpoczęłam pracę nad sobą, zaczęłam dawać też od siebie więcej innym, zwracać się ku nim, dostrzegać ich w pełni. I wiele z tych zredefiniowanych w okresie mojej transformacji relacji rozkwitło na nowo i przetrwało do dziś.

Mam też na koncie dużo trudnych spotkań z kobietami, które nie były dla mnie przychylne, wyrozumiałe czy dobre. Dzisiaj potrafię jednak spojrzeć na nie inaczej - bez żalu czy zadry, za to przytulając każdą z nich, bo widzę za takim zachowaniem coś więcej.

"Dzielę moje życie na dwa etapy: przed dziećmi i od momentu, kiedy one przyszły na świat" - powiedziała pani w jednym z wywiadów. Macierzyństwo panią wzmocniło?

Jest dla mnie błogosławieństwem. Remedium na wszystkie moje bolączki. Kiedy zostałam po raz pierwszy mamą, byłam na nie absolutnie gotowa. Dobrze, że moja transformacja zaczęła się jednak przed pojawieniem się na świecie dzieci.

Przez 33 lata mojego życia wszystko było o mnie i dla mnie, ja i moje potrzeby byłyśmy na pierwszym miejscu, w centrum. Gdy urodziłam syna, środek ciężkości się przesunął zdecydowanie na jego korzyść, a ja odetchnęłam z ulgą, bo było mi to bardzo potrzebne. Zawsze będę twierdzić, że to moje dzieci uczyniły mnie dobrą kobietą. Czy matką? To już one kiedyś ocenią. Natomiast po ich narodzinach wszystko nabrało dla mnie większego sensu, mam konkretny cel, właściwie ustawione priorytety, ale też więcej dystansu i luzu.

Ciekawe, że w pani przypadku macierzyństwo nie wpłynęło ograniczająco na życie zawodowe. Wręcz przeciwnie.

Macierzyństwo dało mi odwagę, żeby zawodowo ryzykować. Iść na całość w aktorstwie. Stabilizacja w życiu osobistym pozwala mi na więcej szaleństwa w pracy. Mam wrażenie, że widać to w moich wyborach zawodowych i rolach, które gram.

"Na bycie szalonym nigdy nie jest za późno" - to pani słowa.

I bardzo w nie wierzę. Wspaniałe, że możemy definiować sobie to szaleństwo na wiele różnych sposobów.

Przemyśleniami dotyczącymi typowo kobiecych doświadczeń, w tym macierzyństwa, zaczęła się pani dzielić w mediach społecznościowych. Wiem, że początkowo podchodziła do nich pani sceptycznie. Dlaczego?

Kiedy na świecie pojawił się mój syn, czułam, że nie mam jeszcze zbyt wiele do powiedzenia, bo dopiero debiutuję w roli mamy i muszę się w niej odnaleźć. Zbierałam doświadczenia. Gdy urodziłam drugie dziecko, córkę, poczułam się już osadzona jako matka. To zbiegło się z rolą Ady, którą zagrałam w filmie "Bejbis" Andrzeja Saramonowicza. Moja bohaterka rodzi drugie dziecko w dość późnym wieku, to rujnuje jej w miarę stabilne, poukładane życie. Ada wydała mi się bliska. Rozumiałam jej potrzeby, pragnienia, małe tęsknoty i to sprowokowało mnie, żeby zacząć pisać publicznie o własnych doświadczeniach.

Pani transformacyjna podróż nadal trwa?

Jestem w takim punkcie mojego życia, w którym dobrze się rozsiadłam i jest mi bardzo wygodnie. Czuję się zaspokojona na wszystkich polach. Żyję sobie powolutku, po cichutku, nieczęsto goszcząc na pierwszych stronach gazet czy portali, po swojemu i cenię to sobie bardzo.

Natomiast nie zrezygnowałam z rozwoju osobistego. On jest zresztą bardzo potrzebny w mojej pracy zawodowej. Każda nowa rola to dla mnie poszukiwanie w sobie jakiegoś ułamka, pierwiastka, fragmentu innej kobiety. To bardzo interesujący proces. Nieustannie się w nim zanurzam.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl