"Między nami". Anna Cieślak: Nie boję się pomagać
- Nie zbawimy całego świata. Natomiast ważne jest, by każdego dnia dążyć do poznania prawdy o sobie, odkrycia własnych pragnień, zwiększania świadomości, zdobywania wiedzy. Bo tym dla mnie jest właśnie wolność - mówi Anna Cieślak - aktorka, którą obecnie można oglądać m.in. w serialu "Mój Agent" i na deskach Teatru Polskiego w Warszawie.
02.04.2023 06:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Aktywizm jest pani bliski od zawsze?
Anna Cieślak: Nie wiem, czy określiłabym się mianem aktywistki. Na pewno nie boję się pomagać. Myślę, że to wpływ domu rodzinnego, gdzie wszystko zaczynało się od herbaty na stole i rozmowy. Tata wykształcony w Krakowie, mieście kultury, mama - skończyła rybołówstwo - wywodząca się z rodziny silnych kobiet. Nigdy nie bali się wyrażać własnego zdania.
Jednocześnie do mamy do dziś przychodzą ludzie, którzy po prostu chcą się poradzić, wygadać. Zawsze ma dla nich czas. Od rodziców nauczyłam się, żeby rozmawiać z ludźmi, poznawać ich racje i nie bać się stanąć po stronie osoby, która potrzebuje w danym momencie wsparcia.
Od lat współpracuje pani z Fundacją La Strada działającą przeciwko handlowi ludźmi i niewolnictwu. To temat trudny, złożony, emocjonalnie wymagający.
Zaczęło się od roli w filmie "Masz na imię Justine" o dziewczynie, która została uprowadzona i sprzedana, pokazywanym w wielu krajach jako materiał szkoleniowy. Zobaczyły go także założycielki La Strady - Irena Dawid-Olczyk i Joanna Garnier. Zapytały, czy chciałabym zostać ambasadorką fundacji. Zaproponowałam rolę wolontariuszki, która wydała mi się bardziej znacząca i od tamtego czasu współpracujemy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie ukrywam, że to jest bardzo trudna droga, ale nauczyła mnie cierpliwości, wnikliwego zgłębiania tematów. Przekonałam się również, że kobiety potrafią się pięknie jednoczyć w słusznej sprawie, nawet jeśli w innych niekoniecznie się ze sobą zgadzają.
Współpraca z La Stradą to także szereg działań artystycznych, m.in. wystawa plakatów Anty Modern Slavery Art Day, czytanie performatywne sztuki pt. "Blizny" w Teatrze Polskim, słuchowisko radiowe o takim samym tytule. To historia oparta na faktach - o kobiecie, która sprowadzała za granicę młode dziewczyny, obiecując im pracę, a następnie znęcała się nad nimi psychicznie.
W internecie powstała też Trafikoteka, gdzie znane osoby, jak np. Andrzej Seweryn, czytają historie ludzi dotkniętych wyzyskiem. Wypożyczając im nasze głosy, liczymy na trochę więcej empatii, refleksji, dostrzeżenia drugiego człowieka.
Wierzy pani, że sztuka ma moc zmieniania rzeczywistości?
Po spektaklu "Dom lalki", w którym grałam przyjaciółkę głównej bohaterki, dość toksyczną osobę, przyszła do mnie jedna z widzek i powiedziała: "Już rozumiem, co robię nie tak. W pani postaci zobaczyłam siebie i pojęłam, na czym polega toksyczność mojego zachowania".
Kiedyś w szkole teatralnej uczono, że aktorki powinny prowadzić rolę tak, żeby były lubiane. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że ten zawód jest po to, by obnażać charakter ludzki, by widz mógł przejrzeć się w tym, co dzieje się na scenie jak w lustrze.
Dopełnieniem sztuki jest wiedza. Dzisiaj bardzo często nadużywamy mocnych słów, próbując zmieniać ich znaczenie. Przykładem jest chociażby słowo "mobbing". Oczywiście jestem całym sercem za tym, by zgłaszać nieprawidłowości, mówić o emocjach, ale nie rzucać tak mocnych oskarżeń bez uprzedniego sprawdzenia definicji, skonsultowania się z prawnikiem, dogłębnego rozpoznania sytuacji itd.
Innym przykładem takiego słowa jest "depresja" - choroba, o której na szczęście dziś mówi się dużo więcej - a kiedyś używanego bez zastanowienia do określenia każdej zniżki nastroju. Ze szkodą dla tych, którzy mierzyli się z nią naprawdę.
Depresja była tabu jeszcze do niedawna. Pięć, dziesięć lat temu powiedzenie "mam depresję" było wykluczające. Pamiętam rozmowę z jednym z moich dyrektorów. Miałam wtedy gorszy czas, trudny okres w życiu osobistym. Zapytał mnie, czy biorę jakieś leki, bo jeśli tak, powinnam zrezygnować z pracy.
Dzisiaj wiemy, że to absurdalne. Medycyna poszła tak daleko, że jest mnóstwo leków - a widzę to po pacjentach, z którymi na co dzień mam kontakt - otwierających głowę, ale nie zaburzających tożsamości. Nie musimy bać się leczenia.
Trzy tygodnie temu prowadziłam koncert z okazji Dnia Depresji i rozmawiałam z lekarzami-psychiatrami. Dowiedziałam się, że najwięcej udanych prób samobójczych to młodzi dorośli w wieku 21-35 lat. Ludzie, którzy wchodzą w życie i kompletnie nie potrafią poradzić sobie z decyzyjnością.
Należy się zastanowić, dlaczego tak jest. Dlaczego młodzi się boją? Mam wrażenie, że są bardzo samotni, brakuje im kontaktu z innymi, bo ten wirtualny świat nie zaspokaja wszystkich potrzeb. W ludziach jest coraz więcej agresji, niecierpliwości, a z drugiej strony wrażliwości.
Eksperci zwracają uwagę negatywną rolę social mediów: z jednej strony anonimowość umożliwiająca pisanie drugiej osobie najokropniejszych rzeczy, z drugiej - niedoścignione, wyidealizowane wzorce, a do tego nieustanne porównywanie się.
Glamour popkultury. Wszystko jest piękne, wyprasowane, wymalowane, bez ani jednej zmarszczki, cellulitu czy sińców pod oczami. Chociaż mam wrażenie, że to powoli się zmienia.
Pani nigdy tej presji nie uległa, a 10 czy 15 lat temu wymagało to na pewno większej odwagi niż dziś.
Po prostu nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Studia aktorskie kończyłam w Krakowie. Nie uczono nas funkcjonowania na bankietach. Większość życia spędziłam w teatrze lub na planie. Na ściance stawałam wyłącznie, gdy promowałam efekt finalny własnej pracy. Z domu wyniosłam, że należy się elegancko ubrać, ale nie współpracuję z żadnymi firmami. Nie wkładam ometkowanych ciuchów ani torebek, ponieważ nie jest mi to bliskie.
Wielokrotnie zostałam oceniona jako najgorzej ubrana aktorka. Kiedyś się irytowałam, dziś się z tego śmieję - kiedy opisujący nie mogą znaleźć, skąd pochodzą moje ubrania, wymyślają przedziwne rzeczy. Na przykład piszą o świecącym poliestrze, kiedy mam na sobie jedwab. Czy w takim razie możemy nazwać ich specjalistami?
Był taki moment, że w portalach plotkarskich niemal każdego dnia pojawiały się zdjęcia pani i pani męża, np. zrobione z ukrycia, gdy spacerowali państwo po Krakowie. To musiało być trudne dla osoby ceniącej sobie prywatność.
Musiałam przez to przejść i nauczyć się stanowczo reagować. Staliśmy się "atrakcyjnym" tematem, ponieważ ludzi niezdrowo zaczął interesować nasz związek przez wzgląd na dużą różnicę wieku. Dla mnie do dziś to niewiarygodne i absurdalne - takich par jest mnóstwo na świecie, zwłaszcza w show-biznesie. Nie rozumiem, skąd bierze się to zdziwienie.
Myślę jednak, że od zdjęć gorsze jest przyzwalanie na pisanie na nasz temat historii wyssanych z palca. I tutaj strategia ignorowania i siedzenia cicho się nie sprawdza. Te słowa kieruję zwłaszcza do młodych ludzi, którzy wkraczają w świat szeroko pojętego show-biznesu, żeby nie pozostawali obojętni. Milczenie oznacza zgodę. Dlatego jeżeli ktoś drukuje na wasz temat bzdury, reagujcie. Nie wkroczeniem na wojenną ścieżkę, bo takie serwisy doskonale wiedzą, jak formułować zdania, by obronić się w ewentualnym procesie, ale mądrą dyskusją, mądrym wypowiedzeniem własnego zdania. Bo kiedy damy się sprowokować, zareagujemy emocjonalnie, przegramy - taki właśnie jest cel tych publikacji.
Skutecznych sposobów reakcji powinniśmy uczyć się zresztą w szkole - aktorka czy aktor staje się osobą publiczną, przed czym przestrzegała mnie już moja babcia. To na nas skierowane są kamery i musimy wiedzieć, jak zadbać o ochronę własnych granic.
Zobacz także
Pomocna może okazać się kobieca solidarność, także ta środowiskowa. Mam wrażenie, że obecnie obserwujemy więcej jej przejawów.
Wydaje mi się, że kobiety z natury łączą się szybciej niż mężczyźni. W Polsce matki są dużo bardziej wymagające dla córek niż dla synów. Osobiście jestem za to wdzięczna mojej mamie, która właśnie taka dla nas była i jest. Czasem oczywiście mnie to irytuje, szczególnie, gdy wiem, że ma rację, ale udało mi się odciąć pępowinę i jestem samodzielną, niezależną istotą.
Żyjemy świecie, w którym trzeba uważać na każde słowo, więc nie jesteśmy przyzwyczajeni do sporów na argumenty. A mądre kobiety doskonale potrafią to robić - wyłączyć emocje i sięgnąć do zdobytej wiedzy, doświadczenia. Zapamiętałam świetny tekst z jednego z amerykańskich seriali: "żeby zmanipulować wroga, trzeba rozbudzić jego emocje". Chociaż umówmy się - to wariaci zmieniają świat, ponieważ mają odwagę, jakiej brakuje pozostałym.
Każdą z nas próbuje się wtłaczać w przypisane kobietom społeczne role. Skuteczna obrona przed takim zaszufladkowaniem także wymaga wypracowania sobie dobrych argumentów. Samo "bo tak" czy "ja chce" może nie wystarczyć.
Pytanie "czego chcesz i dokąd zmierzasz?" jest pytaniem kluczowym i podstawowym. Bardzo często łapię się na tym, że w głowie pojawia mi się jakiś pomysł i zaczynam kombinować, jak go zrealizować. W międzyczasie, w konfrontacji z innymi ludźmi, rodzi się tysiąc innych problemów, a ja, jako osoba empatyczna, porzucam swój plan i biegnę pomagać. Szczęśliwie coraz częściej potrafię się zatrzymać i powiedzieć sobie: "po co? przecież byłaś skupiona na czymś innym, nie daj się rozproszyć". Oczywiście nie mówię o sytuacji kryzysowej, kiedy naprawdę trzeba zainterweniować.
Nie zbawimy całego świata. Natomiast ważne jest, by każdego dnia dążyć do poznania prawdy o sobie, odkrycia własnych pragnień, zwiększania świadomości, zdobywania wiedzy. Bo tym dla mnie jest właśnie wolność. Gdybym miała podać swoją dewizę życiową, brzmiałaby chyba: "Nie daj się zassać przez tłum, bo ten i tak pójdzie dalej".
W zawodzie aktorki łatwo o prawdziwe autorytety?
Mój zawód uczy mnie pokoleniowości. Uczę się przez doświadczenia starszych koleżanek. Staram się nimi opiekować, a one w zamian dają mi dużo mądrości. I zaskakujących wskazówek, na które kobieta w moim wieku nie mogłaby wpaść. One były już tam, gdzie ja jestem dzisiaj i mogą podzielić się wiedzą. Mamy obowiązek zadbania o ich ważność w teatrze.
Moje mistrzynie, mentorki, wielokrotnie wspierające mnie w trudnych chwilach to Anna Dymna, Grażyna Barszczewska. Wymieniamy racje i bardzo dużo od nich dostaję.
Dzisiaj nie ma jeszcze mody na wiedzę seniorów wynikającą z ich doświadczenia. Życzę nam wszystkim, żeby się ona pojawiła. Popularna jest kobieta, która ma dwa miliony lajków na Instagramie, a ja chciałabym, żeby była nią ta, która dwa miliony chwil spędziła na scenie.
Dlatego tak ucieszyły mnie tegoroczne Oscary, które trafiły w ręce aktorki 60-letniej i 64-letniej.
Zapraszam do Teatru Polskiego na spektakl "Deprawator" w reżyserii Macieja Wojtyszki. Jest to historia spotkania Gombrowicza, Miłosza i Herberta, do którego prawdopodobnie doszło. Tym wyjątkowym twórcom kobiety towarzyszyły przez całe życie i opiekowały się ich spuścizną. W ich role wcielają się Grażyna Barszczewska i gościnnie Magda Zawadzka. Poza ogromnym doświadczeniem i talentem mają w sobie świetlistość, ciekawość świata i gigantyczne, wynikające z dystansu poczucie humoru, które powodują, że uwielbiam z nimi przebywać.
Tak samo pani Krystyna Janda, którą spotkałam na planie serialu "Mój Agent". Dla mnie to osoba, która może być autorytetem, bo walczy, nie poddaje się, mimo wielokrotnych ataków wynikających z zazdrości i zawiści. Jest kobietą odważną, niezależną i piękną.
A nie sztuką jest wyglądać pięknie, mając 20 lat. Mam ogromny szacunek do kobiet, które mają 60 lat i nadal emanują pięknem. W Polsce jest ich naprawdę dużo i warto się nimi zainteresować. Pomimo wieku nie stały się sfrustrowanymi, zgorzkniałymi babami, bo kochają świat, kochają ludzi. Poszukują własnej prawdy. Ja także tam zmierzam.
Anna Cieślak – Aktorka Teatru Polskiego w Warszawie (gra m.in. w "Tangu", "Deprawatorze", "Wiśniowym sadzie"), związana także warszawskim scenami: Teatrem Kwadrat, Teatrem 6. piętro. Obecnie można oglądać ją w serialach: "Szadź", "Mój Agent", "Dziewczyna i kosmonauta", a jej głosu posłuchać również w Teatrze Polskiego Radia czy w dubbingu. Od kilku lat jest ambasadorką, trenerką i wolontariuszką Fundacji La Strada.
Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski