"Między nami": Tatiana Okupnik zniknęła na siedem lat. Otwarcie mówi o depresji i komplikacjach poporodowych
- Czułam się bardzo samotna, przygnębiona. Nie mogłam znaleźć żadnej radości w ciągu dnia. Było mi bardzo przykro, że tak ważna część w tej układance, czyli mama, jest w rozsypce - powiedziała Tatiana Okupnik w rozmowie w ramach cyklu "Między nami" redakcji WP Kobieta. Artystka przełamała społeczne tabu i opowiedziała o depresji i komplikacjach poporodowych.
01.09.2022 | aktual.: 26.09.2022 11:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Chciałoby się zapytać: Gdzie byłaś, jak cię nie było?
Tatiana Okupnik: Ja ciągle byłam, ale w innym miejscu. Ostatni koncert zagrałam 19 grudnia 2015 r. Już wtedy wiedziałam, że jestem na początku ciąży, ale wiadomość przekazałam tylko najbliższym. Nawet muzycy, z którymi wtedy grałam, byli kompletnie nieświadomi zmian w moim życiu. Chciałam przejść ten proces w spokoju, dlatego usunęłam się w cień.
Jaka była Tatiana, zanim została mamą?
Byłam bardziej zasznurowana gorsetem, dosłownie i w przenośni. Lubiłam zakładać go na scenę, jednocześnie obawiałam się show-biznesu. Nie chciałam, żeby ktoś zaglądał w moje życie, zagarnął cząstkę mnie. Czułam, że muszę się obudować, a to spowodowało, że większość osób postrzegało mnie jako osobę zawsze uśmiechniętą, taką, która nie przeżywa trudnych chwil. A to przecież tak nie wygląda! Na szczęście po urodzeniu dzieci zrzuciłam z siebie ten gorset.
I jaka jest Tatiana dziś?
Mam więcej luzu i dystansu do tego, co ktoś może powiedzieć i myśleć na mój temat.
Tak po prostu?
Podam przykład. Kiedyś nie wyobrażałam sobie Tatiany występującej bez szpilek. Czasami potrzebowałam ich nawet do studia. Tak sobie wbiłam do głowy. Niedawno zapytałam siebie: "Tatiana, czy tobie jest wygodnie w tych szpilkach? Czy ciebie to boli?". Wtedy zrozumiałam, że nie muszę się męczyć, pokochałam buty sportowe… Mam większy szacunek do swojego ciała, bo wiele przeszło. Dawniej, kiedy miewałam incydenty zdrowotne, nie przejmowałam się swoim komfortem. Po prostu, mimo wszystko, musiałam stanąć na scenie, wyglądać perfekcyjnie, dać show. Nieważne, że kilka dni wcześniej miałam operację. Teraz daję ciału żyć spokojnie, nie spinam się. Nauczyłam się, żeby robić tak, jak czuję.
Co jeszcze dało ci macierzyństwo?
Jeszcze jedną rzecz, którą bardzo doceniam. Wcześniej nigdy nie walczyłam o siebie. Dziś umiem zabrać głos, jeśli coś mi nie pasuje. Przykład z życia wzięty: kiedy stoję w kolejce do kasy i ktoś się wpycha przede mnie, powiem, że to nie jest fajne zachowanie. I mam gdzieś, co ta osoba sobie pomyśli, czy mnie rozpozna i w mig uzna, że gwiazdorzę. To dzieci dodały mi tej lwiej mocy.
Jak wiele kosztowało cię, aby opowiedzieć o ciemnej stronie ciąży i macierzyństwa?
Nie planowałam się tak otwierać. Zrobiłam to w momencie, gdy byłam już po terapii i operacji. Dziś łatwiej mi mówić o depresji i komplikacjach poporodowych, ale gdybyśmy spotkały się trzy lata temu, miałabym z tym problem.
Miałam szereg fizycznych problemów po porodzie, ale kiedy zostałam zoperowana, poczułam, że na nowo się składam. Długo byłam w rozsypce, ale w końcu zaczęłam widzieć światełko w tunelu. Męczyły mnie wstyd, frustracja, wyrzuty sumienia… Cały czas myślałam o tym, że mam dzieci, że powinnam się cieszyć, a nie zastanawiać się nad tym, kim ja właściwie jestem i jak bardzo mi źle. Dopadło mnie też poczucie żalu.
Ale pewnego dnia założyłam buty i skierowałam się do drzwi. Mój mąż zapytał tylko: "A gdzie ty idziesz?". Odpowiedziałam, jakby to było oczywiste: "Idę biegać". Nigdy tego nie robiłam i nie lubiłam, ale pobiegłam. Teraz wiem, że to była ucieczka przed wszystkimi rzeczami, które mnie przytłaczały. To był bieg po siebie. Jednego dnia zatrzymałam się na polance, aby odpocząć, sięgnęłam po komórkę i pozdrowiłam wszystkie dziewczyny, które nie do końca sobie radzą, nie są perfekcyjne. Już wtedy wydawało mi się, że zrobiłam dla siebie coś wielkiego, przełomowego, czułam się tak, jakbym stanęła kompletnie naga. Wrzuciłam to do sieci.
I świat się nie zawalił…
Zaczęły przychodzić wiadomości. Mój mąż dostał SMS-y od znajomych, którzy pytali, co ja robię, pisali, że są w szoku. Sugerowali, że niepotrzebnie pokazuję, że jestem słaba. Pojawiły się też głosy bliskich znajomych, które miały podobnie jak ja, ale obawiały się krytyki, oceny.
Może przez syndrom matki Polki?
Tak, macierzyństwo jest konotowane tylko ze szczęściem. Wiele kobiet ma w głowie tzw. kaprala, czyli wyobrażenia, jakie macierzyństwo powinno być. A często prawdziwe życie od nich odbiega. Pomimo tego, że przeczytałam parę książek i myślałam, że jestem świadomą osobą, nie mogłam zrozumieć, dlaczego mam depresję w ciąży. W ciąży, której chciałam, z partnerem, którego kochałam i który chciał mieć ze mną dzieci. Moja sytuacja finansowa była stabilna, byłam spełniona zawodowo, więc teoretycznie nie było czynników, które mogłyby taki stan spowodować. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Myślałam, że nic mnie już w życiu nie czeka.
Kiedy w 2016 r. wpisywałam w wyszukiwarkę "depresja w ciąży", nie było na ten temat żadnych informacji. Czułam się bardzo samotna, przygnębiona. Nie mogłam znaleźć żadnej radości w ciągu dnia. Było mi bardzo przykro, że tak ważna część w tej układance, czyli mama, jest w rozsypce. Kiedy nagrałam te filmiki, poczułam się lżej…
Okazało się, że nie jesteś sama…
Gdy wrzuciłam filmik o komplikacjach poporodowych do sieci, wyłączyłam telefon. Bałam się reakcji, bo nigdy się tak nie uzewnętrzniałam. Nigdy nie mówiłam o tak intymnych sprawach. Okazało się, że nie tylko ja poczułam ulgę. Najpierw bliskie mi dziewczyny zaczęły pisać rzeczy, o których nie wiedziałam wcześniej. Otworzyły się, mówiły o tym, co je spotkało. Ja też należałam do kobiet, które były same ze swoimi myślami, przed innymi milczałam jak zaklęta. Nie umiałam prosić o pomoc. Ciągle powtarzałam: "Dam radę sama". Po czasie zrozumiałam, że nie tędy droga. Później zaczęły pisać do mnie też obce kobiety. Nagle zrozumiałam, że masa kobiet boryka się z podobnymi problemami. Moją intencją nie było straszenie przyszłych mam, chciałam przełamać tabu, pokazać, że takie ciemne stany są normalne i mogą się wydarzyć.
Dlatego gdy widzimy, że dzieje się coś złego, zapytajmy, zaoferujmy pomoc, zaprowadźmy do specjalisty. Często zdarzają się sytuacje, że nawet część rodziny nie wierzy w to, co mówisz, pojawiają się komentarze: "histeryczka", "chce być w centrum uwagi", "żeby ludzie tylko takie problemy mieli". A niektóre z nas wychodzą z tymi wózkami na spacery, zmęczone z przyklejonym uśmiechem. Wracamy do domu i ryk.
Dlaczego zdecydowałaś się na drugą ciążę, skoro pierwszą znosiłaś źle?
Na początku myśleliśmy z mężem, że chcielibyśmy mieć dwójkę dzieci. Sama jestem jedynaczką, więc marzyłam o tym, aby dzieci miały siebie nawzajem. W pierwszej ciąży cierpiałam na depresję, potem pojawiły się komplikacje poporodowe. Po urodzeniu Matyśki chodziłam do lekarzy, byłam odsyłana z kwitkiem. To był bardzo trudny czas. Lekarka, która prowadziła moją pierwszą ciążę, powiedziała: "Wiesz co, jeżeli ciągle czujesz, że fajnie by było mieć więcej dzieci, to może spróbujcie". W duchu pomyślałam: "A niech ten walec przejedzie po mnie jeszcze raz, a potem powoli będę wracała do siebie i do pracy". Gdy oczekiwaliśmy Tymka, czułam się lepiej psychicznie, ale fizycznie było ciężko, bo pękła mi kość krzyżowa. Miałam wrażenie, że macierzyństwo nieustannie wystawiało mnie na próbę. Miałam momenty, w których mówiłam: "Okej, już mi wystarczy". Ale po urodzeniu synka przeszłam operację na komplikacje poporodowe, która odmieniła moje życie po ciążach.
Niezwykle istotne jest to, kogo mamy obok siebie w takim czasie.
Bardzo ważne. Największe wsparcie dostałam od kobiet. To było dzikie, pierwotne, siostrzane. Wcześniej wydawało mi się, że mam złe relacje z kobietami, że nie mogę się z nimi dogadać. Pracowałam z mężczyznami i wydawało mi się, że to jest mój świat. Dzisiaj wiem, że kobiety, nawet jak nie są mamami, lepiej potrafią zrozumieć. Moja przyjaciółka, która świadomie podjęła decyzję o nieposiadaniu dzieci, była dla mnie ostoją. Przyjaciółki, które mają dzieci, mama, babcia, teściowa…
Partner?
Nie chcę opowiadać różowych historii, bo partnerowi też było trudno. Zdaję sobie sprawę, że mój mąż też nie potrafił tego ogarnąć. On zakochał się w dziewczynie uśmiechniętej, wiecznej optymistce. W naszym związku zmysłowość i seksualność miała ogromne znaczenie. I nagle musiał zmierzyć się z nową sytuacją rodzinną, z moją depresją, kiedy osiągałam najciemniejsze stany, kiedy nie lubiłam swojego ciała i wszystko mnie bolało.
Kochasz swoje dzieci?
Tak. Niestety jak mówi się o ciemnych stronach macierzyństwa, wiele osób utożsamia to z brakiem miłości do swoich dzieci. To jest bzdura! Kocham swoje dzieci, dbam o nie, ale miałam niepoukładane puzzle, z którymi sama nie potrafiłam sobie poradzić.
Kochasz swoje dzieci, ale czy gdybyś mogła cofnąć czas, zdecydowałabyś się na macierzyństwo?
Nie żałuję macierzyństwa. Miałam taką myśl, że nie nadaję się na matkę, ale jak zobaczyłam swoje dzieci, pomimo depresji w ciąży i depresji poporodowej, poczułam od razu, że to cudowne istoty. Przyglądałam im się, byłam w zachwycie. Nigdy nie cofnęłabym macierzyństwa. Jak patrzę na nich, wiem, że to są moje skarby. Wiem też, że nie muszę obwiniać się za to, że tęsknię za Tatianą sprzed lat.
Powrót do pracy sprawił, że odnalazłaś w sobie cząstkę dawnej Tatiany?
To jest aż śmieszne! Przez siedem lat nie czułam się jak kobieta. Myślałam o sobie tylko jako o mamie w trybie czuwania. Do tego doszły wyrzuty sumienia, bo np. pozwoliłam dzieciom za długo oglądać bajki. Albo gdy urodził się Tymek, obwiniałam się, że za rzadko chodzę z Matyldą na spacery. Teraz staram się ignorować takie myśli. To, co poczułam przy pierwszym koncercie po przerwie, było niesamowite. Jakbym wskoczyła na swoje miejsce po wciśnięciu jednego guzika. Z powrotem dowiedziałam się też, co to jest libido.
Wystarczyło wrócić do pracy?
Tak! Naprawdę to był potrzebny proces. Może dłuższy niż myślałam, ale gdy zeszłam ze sceny, miałam uśmiech od ucha do ucha, dało mi to ogromną siłę. Jestem też dumna ze swojego nowego materiału, bo wiem, jakie emocje się zadziały, aby on powstał. Utwór "Toast" napisałam w podzięce dla kobiet, podkreślając, że nie mamy łatwo. O wiele rzeczy musimy jeszcze zawalczyć, fajnie by było, gdybyśmy wspierały się siostrzaną mocą, żebyśmy wiedziały, że każda z nas ma swoją historię.
Lubisz dzisiaj swoje ciało?
W moim przypadku bardzo dużo zmieniły komplikacje poporodowe. Coś tak oczywistego jak wizyta w toalecie urosło do niesamowitego problemu. Przez trzy lata chodziłam do lekarzy i w USA, i w Polsce. Wszyscy mówili, że miałam ciężki poród, więc muszę dać sobie czas. Problem okazał się znacznie poważniejszy. Cały czas się źle czułam, byłam zła, czułam się upokorzona, bo proste czynności stały się dla mnie utrapieniem w codzienności. To mocno wpłynęło na postrzeganie przeze mnie mojego ciała, fizyczności. Nawet gdyby Brad Pitt zaczął ze mną flirtować, powiedziałabym: "Brad, idę spać, popilnuj mi dzieci".
Kiedy dzieci się urodziły, byłam główną osobą, która zajmowała się nimi, bo mąż podróżował w związku z pracą. Byliśmy w USA, gdzie nie było babć, niani… Czułam, że ciężar bycia rodzicem spoczywał po mojej stronie. Rosła frustracja, wkurzenie na partnera, bo jemu przecież "nic się nie zmieniło". Zaczęły się nerwy, niedogadywanie się… Macierzyństwo powoduje, że puzzle rozpadają się na kilku płaszczyznach. Mąż wracał do domu, miał ochotę się przytulać, już nawet nie wspomnę o zbliżeniu. Po całym dniu z dzieciakami, ogarnianiu domu i innych spraw, nie byłam w stanie nic mu dać od siebie. Partner zszedł na drugi plan.
O żadnej intymności nie było mowy, wstydziłam się nawet przy nim przebierać. Czasami mąż wchodził do łazienki, kiedy zmieniałam ubranie, a ja wręcz wydzierałam się: "Co ty robisz?! Wyjdź!". Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, nie czułam skrępowania. Prawda jest taka, że setki ludzi mogą ci mówić, że wyglądasz super, że jesteś piękna, ale to nic nie da, kiedy czujesz się okropnie, nie możesz zaakceptować zmian i swojego ciała. Oczywiście każda z nas ma swoje kompleksy, ale dzisiaj staram się nie skupiać na pierdołach. Do dziś zastanawiam się, czy w takim albo innym miejscu widać, że wyglądam inaczej niż przed ciążą. To są też pozostałości po tym, że funkcjonowałam długo na scenie, byłam oceniana. Ale np. wychodzenie z domu bez makijażu uważam za cudowny sukces.
Kiedyś nie potrafiłaś?
Nie! Jak byłam młodą dziewczyną, malowałam się, jak wychodziłam po bułki do sklepu. Teraz jadę odwieźć dzieciaki do przedszkola i wyglądam jak amerykańskie mamy z filmów: w dresach lub piżamie i potarganych włosach. Nie spinam się już w tym temacie, bo jest męczące.
"Mama idzie w długą" to twój nowy singiel, śpiewasz w nim o kobiecości. Odnalazłaś ją na nowo czy jeszcze jej poszukujesz?
Dla mnie to piosenka o powrocie do mojej największej pasji, do muzyki. W tym utworze jestem Tatianą, która nie musi być ani mamą, ani żoną. Jestem sama z moim hobby. Kiedy wracam po takich sesjach muzycznych, mam więcej radości i energii do spędzania czasu z dzieciakami, pomysły na to, co możemy razem robić. Chciałabym, żeby to było już taką stałą w moim życiu, bo widzę, że bardzo tego potrzebuję.
Wydaje mi się, że ten ciemny okres był potrzebny. W moim przypadku ewidentnie był naturalną koleją rzeczy. Widocznie więcej czasu potrzebowałam, żeby zrozumieć, jak się posklejać i być jednocześnie mamą, Tatianą kobietą, i Tatianą wokalistką/kompozytorką. Bardzo wyczekiwałam tego momentu, kiedy mogłabym spojrzeć na siebie i powiedzieć: "Okej, jestem mamą, ale jestem też kobietą, która chce się realizować zawodowo".
Najbliższy koncert Tatiany Okupnik odbędzie się 10 września w Monopolis w ramach festiwalu Spirit of Łódź.
Tatiana – Mama idzie w długą
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl