Blisko ludzi"Najtrudniejsze dla nauczycieli są kontakty z rodzicami". Dyrektorka ujawnia przykrą prawdę

"Najtrudniejsze dla nauczycieli są kontakty z rodzicami". Dyrektorka ujawnia przykrą prawdę

"Najtrudniejsze dla nauczycieli są kontakty z rodzicami". Dyrektorka ujawnia przykrą prawdę
Źródło zdjęć: © East News
Marianna Fijewska
08.04.2019 17:22, aktualizacja: 09.04.2019 13:09

- 14-latka upiła się ze znajomymi po lekcjach. Karetka zabrała ją do szpitala. Na drugi dzień przyszli do mnie jej rodzice i zaatakowali: "Przez szkołę córka chciała odebrać sobie życie!" - opowiada dyrektorka podstawówki.

Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Pani szkoła dołączyła do strajku. Czy obejmuje on wszystkich nauczycieli?
Dyrektorka szkoły podstawowej w woj. dolnośląskim: Nie strajkuję ja i pani wicedyrektor, bo jesteśmy pracodawcami, choć sercem będziemy z nauczycielami. Nie strajkuje również katecheta, bo zabronił ksiądz. Biskup pełni nadzór nad katechetami i wyznacza im misję kanoniczną. W związku z tym, że jesteśmy we troje, poprosiłam rodziców, by nie przyprowadzali dzieci. W takim składzie nie jesteśmy w stanie zapewnić im opieki. Oprócz nas pracuje jeszcze cała administracja i panie sprzątające oraz kucharki. Chociaż nie wiem, co będą sprzątać ani dla kogo gotować. Więc robi się absurd i groteska.

Chodzi przede wszystkim o podniesienie pensji?
Jak ktoś mało zarabia, to się go nie szanuje i on sam nie szanuje swojej pracy. Jakość kosztuje. Bez pasji i profesjonalizmu. Jesteśmy społeczeństwem transformacji. To zabrzmi paskudnie, ale jak trzyma się psa przez 10 lat na łańcuchu, a później się go spuści, to zabije się o własną budę. My też trochę zachłysnęliśmy się wolnością. Zapanowała "pedagogika bez granic" i to jest bardzo trudne do przełknięcia dla nauczycieli, którzy weszli do zawodu w czasach, kiedy to nauczyciel miał zawsze rację. Duża część rodziców uważa, że im i ich dzieciom wszystko się należy.

Który aspekt w pracy nauczyciela jest zatem najtrudniejszy?
Właśnie kontakty z rodzicami, którzy mają wizję wychowania swoich dzieci bezstresowo, często nie stawiając im żadnych granic. Konsekwencje są takie, że cała odpowiedzialność za porażki jest przerzucana na szkołę.

Najbardziej absurdalne oskarżenie rzucone przez rodziców?
Pamiętam 14-latkę, która upiła się ze znajomymi po lekcjach. Wypiła tyle alkoholu, że karetka zabrała ją do szpitala. Na drugi dzień przyszli do mnie jej rodzice i zaatakowali: "Przez szkołę córka chciała odebrać sobie życie!". Uznali, że to upicie było próbą samobójczą, bo jedna z nauczycielek postawiła dziewczynie złą ocenę, co oni nazywali dręczeniem. "Córka miała wskoczyć pod samochód, ale bała się. Zdecydowała, że upije się na śmierć".

Jak pani zareagowała?
Wiedziałam, że nauczycielka nie dręczyła tej uczennicy, ale czułam na karku oddech mediów, które bez weryfikacji przyczyn zdarzeń bardzo szybko rzucają oskarżenia. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: "Wasza córka po prostu się upiła, rozumiem, że wam wstyd, ale tak się zdarza. Dzieci w tym wieku eksperymentują i to nie jest wasza wina ani tym bardziej szkoły". Szczerą rozmową i zrozumieniem sytuacji udało się uzyskać porozumienie, również w sprawie dalszych, wspólnych działań wychowawczych wobec dziecka.

A takie konflikty się zdarzają.
Bardzo często. Inny uczeń, któremu w domu nie stawia się granic, wrzucił koledze do plecaka zawartość dużej donicy. Widziała to pani woźna, która podeszła do rodziców, gdy przyjechali odebrać syna i powiedziała, co się wydarzyło. Matka spojrzała na nią z oburzeniem i skomentowała: "A pani to jest od pilnowania mopa, a nie mojego syna!".

Dzieciaki nie mają szacunku do dorosłych?
Już w zerówce mamy przykład dziecka, które nieustannie kopie nauczycielkę, bo wie, że złość może wyrażać w taki sposób, w jaki mu się żywnie podoba. Niestety coraz częściej mamy problem z tym, by być autorytetem dla najmłodszych

To tylko wina rodziców?
Nie rozpatrujmy tego w kategorii winy. Chodzi o to, że nauczyciele wyszli ze starego systemu. Nie potrafią z takimi dziećmi nawiązać normalnej relacji. Bo obie strony używają innego języka. Trzeba ogromnej elastyczności, otwartości i wielkich umiejętności społecznych, by zbudować dobre relacje z uczniami, a nauczyciele nie mają żadnego przeszkolenia w zakresie komunikacji - ani z uczniami, ani z ich rodzicami.

Czym objawia się brak kompetencji komunikacyjnych?
Ostatnio jedna z nauczycielek zaproponowała uczniom pracę w grupach. Zaprosiła mnie na lekcję. Dzieci były źle usadzone. Część uczniów siedziała odwrócona do niej plecami. Nauczycielka nie zwróciła na to uwagi. Powiedziałam jej, że to był błąd, a ona się na mnie obraziła. Uznała, że wypominam jej błędy i traktuję jak jakąś studentkę.

Nauczyciele nie przyjmują konstruktywnej krytyki?
Nie można tak uogólnić. Część się obraża - na mnie, na uczniów, na rodziców. Część uśmiecha się i mówi: "Tak, tak pani dyrektor", a później popełnia dokładnie te same błędy. Są oczywiście też tacy, który cenią każdą uwagę, chcą się rozwijać i ci mają sukcesy w swojej pracy. Niestety dyrektor w państwówce ma ograniczony wpływ na to, kogo i jak wynagrodzi, kogo zwolni, bo wszystko jest regulowane przez państwowe regulaminy.

Czyli nauczyciel może popełniać błędy, a i tak dalej piastuje swoje stanowisko?
Nie myli się ten, kto nic nie robi. Nauczyciele są ludźmi. Pamiętam pewnego historyka, który był nauczycielem mianowanym i z samego faktu jego trudno było go zwolnić. Przychodził na lekcje i mówił. "Przeczytajcie rozdział piąty i zróbcie pierwsze, drugie i trzecie zadanie z podręcznika". Mimo moich interwencji nie zaczął angażować się w zajęcia. Ciężko zwolnić kogoś, komu należy się odprawa finansowa, bo to są koszta, które ponosi organ prowadzący.

Jaki jest najczęstszy błąd popełniany przez nauczycieli?
To powtarzany w każdej chyba szkole koszmarny komunikat: "Siadaj, bo pójdziemy do dyrektora". Przez to zdanie dziecko traci szacunek do nauczyciela. Bo co ono tak naprawdę znaczy? "Ja sobie z tobą nie radzę, ale też nie mam nawet ochoty inwestować w to, by się z tobą dogadać". To błąd, który później rzutuje również na kontakty z rodzicami - każdy ma swoje racje jeśli chodzi o wychowanie. Nauczyciele wolą kierować się żelaznymi zasadami, współcześni rodzice - wręcz przeciwnie. Oczywiście jest duże grono nauczycieli, którzy są otwarci na dialog. Oby tylko ich docenić.

To jest wojna.
W której ofiarą jest dziecko.

Może się coś zmienić? Coaching, warsztaty psychologiczne, zajęcia nauczyciele-rodzice, nauka prowadzenia ciekawych interaktywnych lekcji?
Obecnie panujący system jest moim zdaniem w bardzo kiepskiej formie. Żeby to się zmieniło, musiałaby nadejść rewolucja. I kto wie, może ona właśnie dziś się rozpoczęła.

Źródło artykułu:WP Kobieta