"To jest cholerny festyn". Tak wygląda Dzień Nauczyciela od kuchni
- Koleżanka dostała ogromnego, różowego słonia z porcelany. Skitrałyśmy go w łazience dla nauczycieli. Wtedy okazało się, że takie ozdoby to idealne popielniczki! - opowiada nauczycielka z 20-letnim stażem. W związku z Dniem Nauczyciela pytamy o prezenty od uczniów.
11.10.2018 | aktual.: 12.10.2018 11:37
Chodziłam do podmiejskiej podstawówki. To mogła być druga lub trzecia klasa. Pamiętam, jak stałam na korytarzu podczas Dnia Nauczyciela i płonęłam ze wstydu. Dzieciaki z klasy przechwalały się, co kupiły naszej wychowawczyni. "Rodzice wybrali dla pani porcelanowy czajnik", "A moi bransoletkę", "A moi wino!" - przekrzykiwały się. Ja miałam tylko kwiatki. Rodzice uznali, że nic więcej nie wypada dawać. Miałam do nich później pretensję. Z perspektywy czasu widzę, że prezenty na Dzień Nauczyciela stawiają w trudnej sytuacji nie tylko uczniów, ale przede wszystkim - pedagogów.
Najwięcej śmiechu jest w pokoju nauczycielskim
Basia, nauczycielka plastyki z 20-letnim stażem opowiada, że prócz szeregu niezręcznych sytuacji, Dzień Nauczyciela niesie za sobą dużo śmiechu.
- Każdy wchodzi do pokoju nauczycielskiego z prezentami. To jest cholerny festyn! – mówi. – Pamiętam, jak koleżanka dostała różowego słonia z porcelany wielkości trzech dużych talerzy. Skitrałyśmy go w łazience. Wtedy okazało się, że takie ozdoby to idealne popielniczki! Jak nie mamy gdzie gasić fajek, śmiejemy się, że czekamy tylko na Dzień Nauczyciela, będzie dostawa popielniczek.
Magda, nauczycielka języka polskiego także wspomina najbardziej kuriozalną sytuację w swojej 15-letniej karierze.
- Kilkanaście lat temu zaczęła się moda na to, by dawać nam kosmetyki. Jednego roku na Dzień Nauczyciela zalała mnie fala produktów do higieny – dezodoranty, płyny pod prysznic, płyny do kąpieli, mydła... Pamiętam, że się wtedy strasznie przejęłam. Myślałam: "Czy ja śmierdzę?! Czy to była jakaś sugestia ze strony uczniów?!" – wspomina Magda. – Pokazałam te prezenty koleżankom z pracy i okazało się, że one dostały takie same. Dziś już wiem, że to był początek pewnej mody, która trwała przez wiele lat. Dopiero niedawno uczniowie odeszli od dawania kosmetyków. Dziś królują bombonierki, ale i one potrafią być mocno kłopotliwe. Rodzice nie patrzą, jakie czekoladki wybierają i zazwyczaj mają one alkoholowe nadzienie – opowiada Magda i dodaje, że sama sytuacja, w której 8-latki przynoszą jej baryłki z rumem jest nieco krępująca. Jednak najgorsze zaczyna się podczas lekcji.
- To jest scena, która powtarza się od kilku lat. Dzwonek. Uczniowie wpadają do sali, a ja zaczynam gorączkowo liczyć czekoladki, żeby upewnić się, że dla każdego starczy. Później sprawdzam skład. Jeśli są z alkoholem albo jest ich za mało, mierzę się z rozczarowaniem całej klasy, bo przecież wypadałoby poczęstować uczniów.
Z kolei Przemek, nauczyciel matematyki z zaledwie 3-letnim stażem wspomina, że w ubiegłym roku dostał tyle kwiatów, że do domu musiał wracać taksówką.
- Dzieciaki z każdej klasy, którą uczę, obsypały mnie kwiatami. Niektóre niemal zwiędłe, inne przepiękne, jeszcze inne tak ogromne, że nie szło tego złapać - mówi. Jak mnie zobaczyli w pokoju nauczycielskim to się ze mnie naśmiewali, że będę miał w domu ogród botaniczny. I rzeczywiście - wspomina Przemek i dodaje, że długo w tej scenerii nie wytrzymał. - Wziąłem połowę tych kwiatów na cmentarz i położyłem na grobie mojego taty. Pomyślałam: Nie daj Bóg, żeby uczniowie z rodzicami przechodzili koło tego grobu, na pewno się zorientują, że to ich wiązanki! Ale, co ja miałam z tym wszystkim zrobić?
Najgorsi są wdzięczni rodzice
- W tamtym roku uczyłam 9-latkę z potworną dysleksją. Szło jej bardzo kiepsko, ale starała się - opowiada Justyna, 32-letnia nauczycielka angielskiego. - Mi bardzo zależało na tym, żeby zdała do następnej klasy. Nie chciałam żeby przez mój przedmiot w tak młodym wieku musiała powtarzać rok - opowiada. Justyna nie zamierzała obniżać kryteriów nauczania, więc spędzała z dziewczynką dużo czasu, tłumacząc i wyjaśniając wszystko, co było dla niej niejasne. Uczennica zaliczała kolejne testy, a wdzięczni rodzice postanowili zainwestować w bardzo drogi zestaw ekskluzywnych szklanek. - Na Dzień Nauczyciela dostałam od wszystkich uczniów bukiety kwiatów. A ta dziewczynka przyszła do mnie z wielkim prezentem i dała go zaraz po apelu, przy innych nauczycielach. Widziałam ich wzrok i dokładnie wiedziałam, co myślą. Później kolega powiedział, że kilka osób plotkowało, że to bardzo źle wyszło, jakbym dostała łapówkę - mówi Justyna i dodaje, że od tego czasu ma żelazną zasadę, że nie przyjmuje niczego prócz kwiatów.
Z wdzięcznością rodziców wojowała także Alicja, nauczycielka muzyki w szkole podstawowej z 25-letnim stażem.
- Pomagałam 11-latce w nauce gry na pianinie. Jej matka była mi tak wdzięczna, że na Dzień Nauczyciela przyszła ze srebrną bransoletką i ukradkiem próbowała mi ją wcisnąć – opowiada. – Kategorycznie odmówiłam, mówiąc, że to bardzo drogi prezent i nie mogę go przyjąć. Ta kobieta marudziła coś pod nosem i wycofała się. Wyobraź sobie, że czatowała na mnie, aż wejdę do łazienki i weszła tam za mną! Dorwała mnie jak wychodziłam z ubikacji i wcisnęła elegancki pakunek. Poczułam taką niemoc, że nic nie powiedziałam, tylko przyjęłam prezent – mówi Ala i dodaje, że została postawiona w bardzo niekomfortowej sytuacji. Bransoletki nigdy nie założyła.
- Najgorszy prezent, jaki pamiętam, to duży, czerwony naszyjnik. Wręczyła mi go dziewczynka z trzeciej klasy, która miała trudności w nauce i często jej pomagałam w odrabianiu lekcji. Nawet gdyby był w moim stylu, a nie był, nie mogłabym go nosić. To zostałoby odebrane jako faworyzowanie tej uczennicy - opowiada Beata, 39-letnia świetliczanka. - Podziękowałam jej serdecznie i zabrałam prezent do domu. Następnego dnia dziewczynka zobaczyła, że nie mam naszyjnika na sobie i rozpłakała się. Pamiętam, że powiedziałam jej, że to mój ulubiony naszyjnik i będę zakładać go tylko na specjalne okazje. Teraz wiem, że w ogóle nie powinnam go przyjmować - podsumowuje Beata.
"To nie jest żaden Dzień Nauczyciela to Dzień Edukacji Narodowej"
"Proszę państwa, ja dostaję wynagrodzenie za swoją pracę. Gdyby mi się to wynagrodzenie nie podobało, to bym nie pracowała. Proszę nie przynosić prezentów" – zaapelowała do rodziców w tym roku Alicja.
– Ale ja wiem, że oni i tak przyniosą te prezenty, bo robią to co roku. A ja powtarzam, że to nie jest żaden Dzień Nauczyciela, tylko Dzień Edukacji Narodowej czyli dzień każdego z nas: nauczycieli, uczniów, dyrektora, pań woźnych i pań kucharek. Ja nie mam pieniędzy, żeby każdemu uczniowi kupić prezenty, dlaczego oni mają kupować mi? – pyta nauczycielka muzyki.
– Jeśli kadra szkolna rzeczywiście chce zmiany w obchodach Dnia Nauczyciela, także powinna wziąć za to odpowiedzialność. Niech wezmą dzieciaki i razem z nimi zrobią coś konstruktywnego podczas godziny wychowawczej. Niech te pieniądze przeznaczą na stworzenie fajnej kroniki klasowej, albo na zorganizowanie wspólnej wycieczki, albo na cel charytatywny, np. na bezdomne psiaki i spędzą jeden dzień w schronisku. Niech to będzie prawdziwy dzień Edukacji Narodowej – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl