Blisko ludziNapisały "Dwanaście Życzeń". Ale ta książka nie jest tylko o świętach

Napisały "Dwanaście Życzeń". Ale ta książka nie jest tylko o świętach

Napisały "Dwanaście Życzeń". Ale ta książka nie jest tylko o świętach
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Karolina Błaszkiewicz
12.12.2018 08:42, aktualizacja: 19.12.2018 17:45

Karolina Głogowska i Katarzyna Troszczyńska to autorki teoretycznie świątecznych "Dwunastu Życzeń". W swojej powieści oddały głos kobietom, które w gorącym okresie muszą stawić czoła przede wszystkim sobie. Mnie mówią, dlaczego.

Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Co zazwyczaj robicie 23 grudnia? Pamiętacie co robiłyście tego dnia rok temu?
Karolina Głogowska: (śmiech) Ja na pewno byłam bezrobotna, ale byłam też w trakcie pisania naszej kolejnej wspólnej książki, która ukaże się już 30 stycznia pt. "Inna kobieta". A dzień przed wigilią? Pewnie kończyłam przygotowywać jakieś przysmaki na święta, ale nie za dużo, bo nie jestem fanką "urabiania się po łokcie" w tym czasie.

Katarzyna Troszczyńska: Byłam z mężem i synem już na Warmii, u mojej teściowej i szwagierki. Nasze dzieci szalały, a ja próbowałam dorwać się chociaż do zmywania naczyń, choć to nie jest łatwe, teściowa lubi robić wszystko sama. Ale było cudownie jak zawsze. Zapach ciasta i kończących się robić wigilijnych potraw, śmiech, rozmowy. Sama jestem jedynaczką, dlatego uwielbiam spędzać święta na Warmii, bo są wesołe i pełne ludzi.

Historie sześciu kobiet miały swój początek przed świętami?
KG: Pomysł na "Dwanaście życzeń" narodził się wiosną, a książkę pisałyśmy latem. To było trochę surrealistyczne, bo panowały straszne upały, a my musiałyśmy opiewać zimową aurę. W dodatku Kasia pisała część książki na urlopie w Tajlandii. Trochę bardziej klimatycznie zrobiło się pod koniec, bo spotkałyśmy się we dwie, żeby spiąć wszystkie wątki w domku na Kaszubach. Nocą było chłodno, więc dogrzewałyśmy się kominkiem.
KT: Moja rodzina nurkowała z rekinami na Koh Tao, w Tajlandii, a ja siedziałam w bungalowie z widokiem na ocean i przeglądałam przepisy świąteczne, żeby choć trochę poczuć magię świąt. Resztę książki napisałam na Kaszubach. Siedziałam tam sama i marzłam, bo jak to niedaleko Trójmiasta - za gorąco nie było. A potem przyjechała Karolina i właściwie żyłyśmy już na całego naszą świąteczną akcją w książce.

"Dwanaście życzeń" trudno uznać za typową książkę świąteczną.
KG: Tak, niektóre czytelniczki mają nam za złe, że za mało tu lukru i słodyczy, dosłownie i w przenośni. Ale nam nie chodziło o napisanie bajki, tylko opisanie prawdziwego życia, prawdziwych problemów, które często przed świętami się piętrzą, zwłaszcza jeśli mamy niepoukładane życie i relacje rodzinne. Są też opinie, że ta historia mogłaby się przydarzyć każdego innego dnia, ale o to właśnie nam chodziło. Święta są pretekstem do jej opowiedzenia, ale też w święta najczęściej spotykamy się z rodziną i właśnie wtedy najtrudniej zatuszować różnie nieporozumienia, a z drugiej strony właśnie wtedy najłatwiej je sobie wybaczyć.
KT: Wolę się trzymać recenzji, że to właśnie jest dobre, bo prawdziwe. Mam sama raczej szczęśliwe życie, poukładane relacje rodzinne, ale to właśnie dlatego, że stawiam zawsze na konfrontację a nie zamiatanie pod dywan. Zresztą byłam dziennikarką, nieraz pisałam o konfliktach świątecznych i wiem, że gdy jest kolorowo i bezboleśnie w końcu i tak gdzieś wybuchnie jakaś bomba.

Zaczyna się od gorzkiego wstępu dziennikarki Dagny, która rozpaczliwie szuka miłości i wstydzi się własnej rodziny. Myślicie, że to coś uniwersalnego?
KG: Myślę, że jest mnóstwo takich kobiet. A historię Dagny znam z rzeczywistości. Z pozoru mamy tu niewdzięczną dziewczynę, karierowiczkę, która nie chce wracać do domu na święta, chce odciąć się od rodziny. Współczujemy jej matce, której jedynym życzeniem jest spędzić wigilię z córką. O takich dzieciach mówimy "wyrodne". Ale czy zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje? Matka Dagny jest nadopiekuńcza i opresyjna, ma dla córki własną wizję szczęścia, nie interesuje jej, czego ona sama sobie życzy. Sądzę, że to bardzo częste.
KT: Dla mnie Dagna była ciekawym pomysłem Karoli. Dziewczyna, która wstydzi się miejsca z którego pochodzi. Sama znam inne historie, gdy ludzie pielęgnują i kochają miejsce, gdzie się urodzili. Czasem nawet myślałam: “Dagna, nie bądź taka wyrodna! Rodzice cię kochają”. Jednocześnie myślę, że sporo kobiet żyje jak Dagna. W lodówce mają pustkę, do domu przychodzą tylko spać, a na Tinderze szukają seksu lub miłości.

Generalnie bohaterki waszej książki przed świętami mają raczej pod górkę. Dopada ich dość smutna refleksja na temat własnego życia. To znak czasów? Kiedyś było inaczej?
KG: Byłyśmy bezlitosne dla naszych bohaterek i zafundowałyśmy im największe tarapaty tuż przed świętami. Ale chciałyśmy w ten sposób pokazać, że to trochę ich wina, bo zaniedbały problemy, które piętrzyły się latami. A problemu nie da się zamieść pod dywan. Jeśli się nim nie zajmiemy, uderzy w nas prędzej czy później. Tak było zawsze i zawsze tak będzie. A jeśli chodzi o czasy... kiedyś na pewno była większa presja na rodzinne spędzanie świąt.

Nawet jeśli, dajmy na to, teściowa z synową za sobą nie przepadały, to nie mówiło się o tym. Po prostu udawało się, że wszystko jest w porządku i dzieliło opłatkiem. Moja babcia zawsze mówiła, że przed świętami trzeba się ze wszystkimi pogodzić, nawet z najgorszym wrogiem i wybaczyć to, co złe. Jednak żeby takie wybaczenie spełniło swoją rolę, trzeba najpierw skonfrontować się z problemem, a nie udawać, że go nie ma. My tę konfrontację naszym bohaterkom z premedytacją zapewniłyśmy, ale właśnie dzięki temu przeszły oczyszczenie.
KT: Chyba nigdy nie było inaczej. Ludzie tylko mniej walczyli o własne szczęście, częściej udawali dla dobra innych.

O smutkach i bolączkach nie mówi się wprost. Zwłaszcza kobiet i to przed świętami. Jak myślicie, dlaczego?
KG: Właśnie przez to, o czym mówiłam wcześniej. Łatwiej udawać, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku. Zwłaszcza w święta, które przecież muszą być idealne jak w telewizyjnej reklamie. Bo inaczej jest się złą panią domu, żoną, matką. Niektóre z nas przed świętami wpadają w amok: prezenty, sprzątanie, gotowanie – strach wejść takiej gospodyni w paradę. W naszej książce jest taksówkarz, który woli jeździć w wigilię po mieście niż wrócić do domu i patrzeć jak jego matka i żona kłócą się o sałatkę. Myślę, że kobiety powinny same sobie trochę odpuścić.
KT: Wiele moich przyjaciółek to perfekcjonistki. Nawet jedna powiedziała mi ostatnio: “Kaśka, nie podziwiaj mnie, ja jestem sama sobą zmęczona”. Ale i tak wiem, że zrobi dwanaście potraw wigilijnych, zaprosi całą rodzinę, będzie się starała, żeby było idealnie. Ja ją podziwiam, podziwiają ją inne przyjaciółki, czyli gdzieś same to w sobie wzmacniamy. O rany, jesteś taka super, tak ogarniasz. Może z czasem takie kobiety stają się niewolnikami tego, co myślą inni. Co one myślą. Nie odpuszczę, bo zawiodę. Święta to takie nasze życie w pigułce. Angażujemy innych domowników, czy nie. Bierzemy wszystko na siebie, liczymy się my czy zadowolenie bliskich.

Czy wierzycie w to, że w trzy, świąteczne dni można zmienić swoje życie? Nie jest tak, że zawsze obiecujemy sobie poprawę tuż przed końcem roku?
KG: Swoje życie można zmienić w kilka minut albo przynajmniej spróbować. To kwestia zmiany myślenia, nastawienia, a nie czasu. Kwestią czasu jest za to konsekwencja i wytrwałość. U naszych bohaterek też nie następuje nagle jakieś magiczne "i potem żyły długo i szczęśliwie już na zawsze", ale przynajmniej postanowiły od czegoś zacząć.
KT: Wierzę, że można zmienić swoje życie każdego dnia. I to jeśli chodzi o poprawienie relacji z innymi i z samym sobą. Dużym autorytetem jest dla mnie psycholog Ewa Woydyłło, od lat robię z nią wywiady. Ona zawsze mówi: zadzwoń, poproś, działaj. Otwórz się. Czasem pewnie musimy czekać na skutki naszych działań, to też zależy od innych osób. Ale z doświadczenia wiem, że jeśli naprawdę pragniesz zmian, one po prostu się dzieją. Choć wiem, że to brzmi jak tania pop psychologia.

Co może zrobić dla siebie kobieta, która właściwie wszystko poświęciła rodzinie? Jedna z waszych bohaterek właśnie takie pytanie dręczy tuż przed Wigilią.
KG: Myślę, że taka kobieta, która wszystko poświęciła rodzinie, a ta rodzina nie do końca jej się odwdzięcza, przeżywa przede wszystkim bardzo wiele nieprzyjemnych uczuć. Pewnie jest to złość, rozczarowanie, może jakieś pretensje. Może pierwszą rzeczą, jaką powinna dla siebie zrobić, jest zajęcie się tymi uczuciami? Zastanowienie, czy na pewno robiła to wszystko bezinteresownie? Czy ktoś wymagał od niej tego pełnego poświęcenia? Czy robiła to z jakichś innych pobudek? Co innego obdarzać rodzinę bezinteresowną miłością i zaangażowaniem, a co innego robić z siebie męczennicę i szantażować swoim poświęceniem.
KT: Nie mam pojęcia, naprawdę. Bo nie jestem taką kobietą i nigdy nie byłam. Prawda jest taka, że tych granic nie stawiamy z jakiegoś powodu i zawsze w końcu możemy je postawić. To jednak wymaga pracy. Czasem po prostu terapii.

Świąteczne filmy i książki z założenia mają podnieść na duchu. Co wam pomaga wejść w świąteczny nastrój?
KG: Chyba jednak gotowanie świątecznych potraw. Zwłaszcza tych, które pamiętam z dzieciństwa, tych, które jadło się tylko i wyłącznie w tym czasie. Dla mnie nieodłącznym zapachem świąt jest zapach bigosu mojej mamy, mandarynek, smak kompotu z suszu. Niestety, niektóre smaki pozostaną już tylko we wspomnieniach, np. smak barszczu i farszu do uszek, które robiła moja nieżyjąca już babcia. Nikt nie potrafi go odtworzyć. Lubię też długie oczekiwanie na wigilijną kolację, to podkreśla jej wyjątkowość. Dlatego moja bohaterka w książce denerwuje się, kiedy rodzina chce zasiąść do wigilijnego stołu w porze obiadu. Nie wprawiam się w świąteczny nastrój długo przed świętami. Trochę nas przerażało, że "Dwanaście życzeń" wyjdzie w październiku, ale to już wymogi rynku.
KT: Moi bliscy. Mąż, syn, rodzice, wujostwo, teściowa, siostry męża. Ich świąteczny entuzjazm. “Kiedy robimy piernik, co z choinką?” pyta mój syn. I ja wtedy czuję, że to już ten czas. Gdyby nie bliscy pewnie oglądałabym brytyjskie seriale kryminalne w święta. Rozmawiałam niedawno z moją przyjaciółką z podstawówki. Nie ma rodziny, od kiedy umarł jej tata nie lubi świąt, ale zawsze w ten dzień ma naszykowane potrawy wigilijne i o 17.00 wkłada biała bluzkę i czarną spódnicę. Pomyślałam: “Szok”. Zawsze miałam dobre, szczęśliwe i rodzinne święta. Wszystko dzięki ludziom, których kocham. Gdyby ich zabrakło, Wigilię spędziłabym w piżamie i na pewno żadne bombki, choinki i reklamy świąteczne nie zmieniłyby mojego nastawienia.

Każdą osobę może dopaść myśl: Kolejne święta, a ja wciąż w tym samym miejscu. To coś, co wy też przerabiałyście?
KG: Jeśli to miejsce jest dobre i daje nam energię, to ja bym nie narzekała na to, że się nie zmienia (śmiech). Ale jeśli nie jesteśmy tam, gdzie chcemy, to oczywiście warto zastanowić się dlaczego. Jeśli chodzi o mnie, to owszem, przerabiałam to, ale niekoniecznie w odniesieniu do samych świąt. Mijały lata, a ja ciągle nie zabrałam się za to, o czym marzyłam od dziecka, czyli za pisanie książek! Kiedy dziś zastanawiam się nad tym, dlaczego tak długo zwlekałam, to oprócz jakichś pragmatycznych powodów na prowadzenie wysuwa się chyba jednak właśnie ten brak zdrowego egoizmu i niezdolność do myślenia przede wszystkim o własnych potrzebach i marzeniach. Chyba jednak jestem pod tym względem nieodrodną Polką (śmiech). Na szczęście udało się w końcu zrobić pierwszy krok - z nieocenioną pomocą Kasi - i teraz nie wyobrażam już sobie zawrócenia z tej drogi.
KT: Pewnie, że przerabiałam. Najbardziej to, że wciąż jestem niezorganizowaną, nieogarniętą Kaśką, która tylko sobie obiecuje, że zrobi pewne rzeczy. I los, właśnie w redakcji WP, zesłał mi Karolinę. Zorganizowaną, odpowiedzialną, zdyscyplinowaną. I szczerą. Po wielu osobistych doświadczeniach taka koleżanka okazała się moją drogą do zmiany. To nie chodzi o to, że w rok napisałam dwie książki. Dzięki Karolinie ustaliłam priorytety, zrozumiałam jakie mam słabości i uwierzyłam, że mogę żyć jak chcę. Mogę się zmieniać. Teraz już wiem, że w każde kolejne święta będę dalej. Myślę jednak, że są momenty, gdy sami niewiele możemy, dlatego tak ważni są ludzie obok nas: wspierający, uczciwi, prawdziwi. Którzy czasem też powiedzą: “Ogarnij się, tak się nie da”.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl