Blisko ludziNie miało imienia, bo nie poznała płci. Starsze córki nazywały je "Raczek". Potem poroniła kolejny raz

Nie miało imienia, bo nie poznała płci. Starsze córki nazywały je "Raczek". Potem poroniła kolejny raz

Nie miało imienia, bo nie poznała płci. Starsze córki nazywały je "Raczek". Potem poroniła kolejny raz
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
24.11.2017 10:58, aktualizacja: 18.12.2017 12:01

Z badań wynika, że jedna na cztery ciąże kończy się poronieniem. Ale o tej stracie nie mówi się głośno, a kobiety w samotności i poczuciu izolacji zmagają się ze swoim cierpieniem. Małgorzata przeżyła to trzykrotnie. – Żyjemy w kulturze, która boryka się z tym problemem od lat. Wolimy wypierać smutne rzeczy jak poronienie, czy śmierć. Zamiast rozmów, wybieramy milczenie – komentuje w rozmowie z WP Kobieta psycholog Jessica Zucker.

Małgorzata Bronka jest terapeutką w szkole specjalnej, jedną ze współtwórczyń strony poronienie.pl. Ma troje dzieci w wieku 22, 20 i 9 lat, ale wcześniej straciła ciążę trzykrotnie. Po drugim poronieniu, w 2006 r., trafiła na strony portalu tworzonego przez Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu. Dziś aktywnie działa w tym stowarzyszeniu, jak i w hospicjum prenatalnym (opiekuje się ciężko chorymi dziećmi oraz ich rodzicami. Przez lata swojej działalności miała kontakt z tysiącami rodziców po stracie, napisała setki tekstów, prowadzi szkolenia dla lekarzy, pielęgniarek i położnych do towarzyszenia pacjentkom i ich rodzinom w obliczu poronienia lub utraty okołoporodowej.

I wie, że w Polsce nie tylko matki, ale i ojcowie, a nawet całe rodziny cierpią na samotność i izolację po poronieniu.

– Są rodzice, którzy sobie radzą, ale i tacy, którzy wypierają to, co się wydarzyło – tłumaczy. – Ile ludzi tyle scenariuszy zmagania się z żałobą. Wszystkim jednak towarzyszy poczucie bezradności, brak poczucia kontroli nad sobą, bliskimi, otoczeniem, odczuwanie lęku.

W 1999 roku Małgorzata poroniła dziecko w 11. tygodniu ciąży. – Nie miało imienia, bo nie poznałam płci, a "Raczkiem" nazwały go moje dwie, małe wówczas córki. Bardzo to przeżywałam. Czasem racjonalizowałam sobie stratę, myśląc, że moje dziecko nie będzie nigdy cierpiało, ale zaraz przychodziły inne myśli: "Nie zobaczy też słońca". W przypadku drugiego poronienia nie byłam nawet w stanie tak myśleć, byłam pogrążona w rozpaczy. Dominik zmarł w 21. tygodniu ciąży. To trudne przeżycie spotęgowane zostało dodatkowo traumą szpitalną (okolicznościami mojego pobytu na oddziale ginekologicznym szpitala w Złotowie, w którym stwierdzono martwą ciążę). Urodziłam synka w warunkach urągających ludzkiemu traktowaniu, a takich przeżyć łatwo się nie zapomina – dodaje.

Po tej stracie Małgorzata szukała wiedzy, która pomogłaby jej poradzić sobie z traumą. Na temat poronienia nie było książek i prawie żadnych tekstów, ale trafiła na stronę stowarzyszenia założonego przez rodziców po poronieniu. W ten sposób poznała osoby, które przeszły to samo. Czytała ich historie na forum, z wieloma nawiązała kontakt, a z kilkoma zaprzyjaźniła się i zaczęła widywać. Pomogła jej wiedza, którą dzięki temu zdobywała.

– Po pierwszym poronieniu nie miałam pojęcia, że spadek odporności jest normalną częścią tego stanu – wspomina Małgorzata. – Przez wiele miesięcy wciąż chorowałam. Nie wiedziałam też, że nerwowość, złość, zaburzenia nastroju, brak koncentracji są naturalnie związane z żałobą. Dopiero, po drugim poronieniu, czytając posty na forum, zrozumiałam, w jaki sposób ona zaburza procesy poznawcze, pamięć, koncentrację. Dziś dobrze wiem, że złość, poczucie winy, czy wstydu, to całe spektrum uczuć, które mogą trwać bardzo długo. Niezależne od tego, w którym tygodniu ciąży zdarzyło się poronienie, bo żałoba dotyczy człowieka, którego w naszym życiu zabrakło. Można tak samo kochać i tęsknić za dzieckiem, którego się nigdy nie widziało, jak i za inną utraconą osobą

Małgorzata tłumaczy, że żałoba jest sprawą bardzo indywidualną, kompletnie niezależną od światopoglądu i tego, czy ktoś jest wierzący, czy nie. Sama przechodziła ją trzy razy i każda była inna, ale wiedza i kontakt z innymi rodzicami pozwoliło jej być bardziej świadomą, a to pomaga.

Pachnący biały jaśmin

Dwóch swoich zmarłych dzieci Małgorzacie nie udało się pochować, szpital ją oszukał. Pracownicy obiecywali, że taki pochówek się odbędzie. Dziś jednak mają grób, ale bez ciał. Są tam jedynie kostki parafinowe, które pozostały z badań histopatologicznych.

– Dywagowanie czy strzępy tkanek zasługują na imię i nazwisko, na pochówek i znicz na cmentarzu, to wciąż codzienność w polskich szpitalach – mówi Małgorzata. – Polska nazywa się wielką obrończynią ludzkiego życia od chwili poczęcia po naturalną śmierć. Gdy jednak dochodzi do zderzenia z konkretną sytuacją śmierci dziecka, nagle okazuje się, że to nie jest już godny obywatel kraju, tylko kawał galarety o nieokreślonej płci. Rodzicom zaś zarzuca się rozhisteryzowanie, gdy chcą odzyskać szczątki. Takie reakcje otoczenia przysparzają im tylko dodatkowego bólu.

Małgorzata czuła wielką potrzebę kontaktu i żegnania się z niepoznanymi dziećmi. Spędzała czas w internecie, szukając zdjęć dzieci w wieku, w którym byłyby w tym czasie te utracone. Znalazła nawet portal temu poświęcony.

– Świadomość, że inni mają takie same tęsknoty i emocje, pocieszała mnie. Czułam, że nie jestem jakimś dziwadłem. W szukaniu sposobów pożegnań pomogły nam pomysły innych rodziców. Zdarza się, że ktoś zamawia bransoletkę, ktoś sadzi drzewo. My posadziliśmy w ogrodzie biały, pachnący jaśmin i miłorząb, o liściach w kształcie serca. Moje zmarłe dzieci są obecne w moim życiu, tęsknię za nimi, brakuje mi ich. Nie za maluszkami, które miały po kilka milimetrów lub centymetrów, ale za dziećmi, które miałyby dziś 18 i 11 lat, a trzecie urodziłoby się kilka miesięcy temu. Są momenty bardziej bolesne, ale przez większą część czasu noszę spokojne myśli o nich. Cieszę się, że pojawiły się w moim życiu i miałam szansę zostać ich matką. Pomogła mi w tym rodzina, bliscy, praca w stowarzyszeniu.

Płacz i mów!

W sieci od jakiegoś czasu krąży hasztag #IHadAMiscarriage (poroniłam-ang.). Kobiety pokazują swoje zdjęcia i opisują, jak straciły dziecko. Szokujące? Nie powinno takie być, bo zarówno w Stanach Zjednoczonych, gdzie akcja została wymyślona, jak i w Polsce poronienia to problem powszechny. Twórczynią akcji jest Jessica Zucker.

Amerykanka specjalizuje się w zdrowiu reprodukcyjnym, problemach związanych z macierzyństwem i prowadzi własną klinikę terapeutyczną w Los Angeles. Od lat trafiają do niej też po poradę kobiet po poronieniach. Doskonale wie, przez co przechodzą, bo sama w 2012 r. straciła dziecko w 16. tygodniu ciąży. Doświadczenie straty bardziej przybliżyło ją do pacjentek. Zmagała się z poczuciem winy, żałobą, poznała co to unikanie przez znajomych tego tematu. Remedium odnalazła w pisaniu o tym felietonów do "New York Timesa". Wkrótce potem postanowiła podzielić się doświadczeniami na Instagramie. Zaprosiła też inne matki, aby one mogły opisać swoje historie na profilu #IHadAMiscarriage.

Trzy lata po rozpoczęciu kampanii Jessica Zucker ma ponad 20 000 obserwujących. Kiedy kontaktuję się z nią, psycholog cieszy się, że jej kampania dotarła i do Polski. Ona sama nadal jest bardzo zaangażowana w projekt budowania wspólnoty kobiet, które poroniły.

– Wciąż zaskakuje mnie, że jeśli tak wiele z nas tego doświadcza, to dlaczego mówimy o tym za zamkniętymi drzwiami? – pyta dr Zucker i dodaje: – Żyjemy w kulturze, która boryka się z problemem cierpienia. Wolimy wypierać smutne rzeczy jak poronienie, czy śmierć. Zamiast rozmów, wybieramy milczenie, dotyczy to zarówno tych, których to dotknęło, jak i ich znajomych. Ludzie często tłumaczą się: "Przestałem się kontaktować, bo po prostu nie wiedziałem, co powiedzieć". Moją kampanią chcę zmieniać dyskurs dotyczący straty.

Większość kobiet po takim przeżyciu, ma poczucie winy. Wiele z nich szuka w przeszłości swoich zaniedbań i upatruje poronienie, jako konsekwencję błędów młodości, trybu życia. Psycholog uważa, że nie można się za to obwiniać. Zachęca za to do rozmów z bliskimi kobietami – babciami, matkami, ciotkami, siostrami. – Jeśli o poronieniach milczy się współcześnie, wyobraźcie sobie, jak to musiało być i w poprzednich pokoleniach – dodaje. – Ale i teraz gdy kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży, zwykle czeka z oznajmieniem rodzinie tej nowiny do końca pierwszego trymestru. Boi się, że coś może się stać, bo taka jest nasza biologia. Jednak według mnie to milczenie od początku ciąży już ustawia nas w pewnej izolacji. "Nie dzielę się dobrą nowiną, na wypadek, gdyby stała się złą”. Z tego można wywnioskować, że lepiej milczeć o wszystkim. A to wcale nie jest dobre.

Na pomoc rodzicom

Z badań Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego wynika, że w latach 90., gdy urodziło się więcej dzieci, poronienia dotyczyły ok. 60 000 kobiet w ciągu roku. W ostatnich latach, gdy dzieci rodzi się mniej, to 40 000 przypadków. Liczy się, że dziennie w Polsce 100 kobiet roni swoje dziecko. Niestety, większość z nich spotka się z obojętnością otoczenia, uciekaniem od tematu, milczeniem, swoistą nieumiejętnością znalezienia się w tej sytuacji. Skala zjawiska nie oznacza, że skoro zdarza się często, to jest normalne zdarzenie w naszym życiu i można je przeżyć, jakby nic się nie stało. Często takie argumenty "liczbowe" można usłyszeć "na pocieszenie" od lekarzy.

Przez ponad trzynaście lat Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu pomaga rodzicom po takich przeżyciach, a problemów wciąż jest mnóstwo. Począwszy od tych natury psychologicznej, jak wspierać kobiety i rodziny zmagające się ze stratą dziecka, po czysto prawne regulacje.

Najczęstsza sprawa, która przytrafia się matkom, które ronią lub rodzą martwe dziecko, to położenie na sali porodowej z innymi kobietami, które czekają na poród. Często wynika to z problemów lokalowych, organizacyjnych szpitala, a czasem z braku elementarnej świadomości personelu. Choć dziś Małgorzata Bronka przyznaje, że jest coraz więcej lekarzy i położnych, którzy starają się minimalizować czynniki traumatyczne.

Kolejny problem to zagwarantowanie opieki psychologa. Najczęściej jest to krótka konsultacja psychologa szpitalnego, który np. przychodzi z oddziału onkologicznego. Może zapytać kobietę o myśli samobójcze, doradzić wzięcie leków, ale nie udzieli pełnej informacji o żałobie i o tym, co można przeżywać w tej pierwszej fazie szoku. Pacjentka może wtedy zaprzeczać temu, co się zdarzyło, być w rozpaczy, albo nic nie odczuwać. W takich wypadkach najlepiej szukać samemu specjalisty lub pomocy w telefonie zaufania stowarzyszeń i fundacji.

Dziś rodzice coraz częściej korzystają ze wsparcia w przeżywaniu żałoby. Najwięcej jednak jest telefonów z prośbą o pomoc w uzyskaniu ze szpitala dokumentów niezbędnych do zarejestrowania dziecka i pochowania go. Mimo że rozporządzenia ministerialne mówią, że bez względu na czas trwania ciąży ciało dziecka powinno być po śmierci traktowane z godnością, nadal nie zawsze tak jest.

Aby pochować dziecko i dostać zasiłek pogrzebowy trzeba zarejestrować je w Urzędzie Stanu Cywilnego, a do tego potrzebne jest określenie płci. To dość kuriozalna kwestia i choć prawie zawsze da się ją ustalić, wykonując badania genetyczne fragmentu kosmówki, nie oznacza, że przy każdym poronieniu szpital czuje się odpowiedzialny za pobranie materiału i wykonanie badania określającego płeć. To rodzice muszą walczyć o to, żeby ciało ich dziecka nie zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach i sami ponoszą koszty badań.

Zdarza się, że w jednym szpitalu można być potraktowanym z szacunkiem, pochować dziecko i uzyskać wszystkie potrzebne dokumenty, a w innym już nie. Coraz częściej w niektórych miastach praktykuje się pochówek dzieci w zbiorowym grobie. Rodzice nie zawsze mogą odebrać ciała. Czasem jest to zbyt duże wyzwanie, żeby organizować pogrzeb własnemu dziecku. Na szczęście w wielu miastach, szpitale, gminy, a także księża zaczęli dbać, by ciała zmarłych dzieci były traktowane z godnością. Raz na kilka miesięcy odbywa się zbiorowy pogrzeb dzieci. Wtedy rodzice dokładnie wiedzą, gdzie mogą potem przyjść zapalić znicz. To dla większości niesie ukojenie.

Zrozum i bądź obok

Radzi doktor Jessica Zucker, psycholog

– Pamiętaj, że empatia jest kluczem do zrozumienia kobiety, która przeżyła poronienie. W żałobie nie ma miejsca na jej osądzanie, nie ignoruj jej uczuć. Trzeba zrozumieć, że jej smutek jest dojmujący, a żal nie zna żadnej osi czasu.

– Banały bywają bolesne. Nie pocieszaj w ten sposób: "Przynajmniej wiesz, że możesz zajść w ciążę", "Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu", "Jesteś młoda, wszystko będzie w porządku". Te stwierdzenia nie odnoszą się do tego, przez co przechodzi człowiek w żałobie. Bądź obok, okaż współczucie, zaoferuj opiekę i pomoc.

– Unikaj porównywania i stopniowania cierpienia. Nie mów: "Cóż, przynajmniej masz inne dziecko", lub "Przynajmniej twoja strata wydarzyła się wcześnie. Możesz po prostu spróbować ponownie".

– Wypieranie i pomijanie straty w rozmowach nie oznacza, że ten problem zniknie. Nie unikaj niewygodnych rozmów. Jeśli ktoś nie chce rozmawiać, to sam da ci znać.

– Pisanie, psychoterapia i kontakty z innym, którzy przeżyli to samo, są ogromnie pomocne w procesie leczenia. Dużo daje też odpoczynek, medytacja, joga, ćwiczenia, spacery i spędzanie czasu z bliskimi.