Blisko ludziNie romantyzujmy przemocy. Zaborczość nie jest dowodem miłości, a gwałt - "tylko seksem"

Nie romantyzujmy przemocy. Zaborczość nie jest dowodem miłości, a gwałt - "tylko seksem"

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | fizkes
Aleksandra Lewandowska
24.05.2022 13:40, aktualizacja: 24.05.2022 19:42

- Miłość zaczyna być uczuciem toksycznym, czyli przestaje być miłością, gdy zaczyna dominować lęk przed utratą drugiej osoby, a nie szczęście z powodu bycia razem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psycholożka Joanna Godecka. Dlaczego kobiety nie odróżniają zaborczości bądź nękania od prawdziwego zaangażowania ze strony mężczyzn? Co wpływa na to, że przez lata tkwią w toksycznych i przemocowych związkach?

- Na początku zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślałam, że mój partner mnie kontroluje, bo po prostu się martwi - mówi Klaudia, ofiara przemocowego związku.

- Zaczął jednak wpływać nawet na to, co jem i mam na sobie. O spotkaniach ze znajomymi nie było mowy, chyba że to byli jego znajomi. Nie mogłam wychodzić sama z domu do koleżanek, przez co straciłam z nimi kontakt. Miałam przekonanie, że jestem jego własnością i właśnie tak byłam przez niego traktowana - jak przedmiot. Moje myśli i emocje były uzależnione od niego. Ciągle miałam w głowie to, co mam zrobić, jak coś powiedzieć, żeby tylko się nie zdenerwował. Musiałam uważać nawet na ton głosu, żeby nie było awantury. Potem doszła przemoc fizyczna - wylicza w rozmowie z WP Kobieta.

Klaudia zdecydowała się zakończyć toksyczny i przemocowy związek trzy lata temu. Jak wyznaje, wtedy zaczęła interesować się tematem związanym z przemocą w relacjach i zachowaniami, które są typowe dla osób przemocowych. Choć ona znalazła siłę na to, aby odejść od partnera, wiele kobiet tego nie robi. Powodem jest m.in. to, że często nie zdają sobie sprawy z tego, że ich związek ma podłoże toksyczne oraz przemocowe.

Zaborczość nie jest dowodem miłości

- Chęć posiadania partnerki na wyłączność i zarzucanie jej, że spędza czas z innymi osobami. To, że chce pracować i realizować swoje pasje poza domem, podczas gdy jej partner życzy sobie, aby poświęcała mu niemal cały swój czas. To pierwsze sygnały, które nie zawsze wywołują w kobietach niepokój, a powinny - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Patrycja Wieczorkiewicz, dziennikarka i Koordynatorka Obserwatorium ds. Kobietobójstwa Centrum Praw Kobiet.

To właśnie zaborczość, która jest bardzo często mylona z zazdrością, jest jedną z pierwszych oznak typowych zachowań u osoby przemocowej. Dlaczego więc kobiety tłumaczą ją sobie w zupełnie inny sposób? Mówią, że "partner po prostu tak bardzo angażuje się w związek" bądź, że "to właśnie tak pokazuje im, jak bardzo mu zależy"?

- Kobiety mylnie sobie tłumaczą, że to jest troska: "on mnie tak kocha, że potrzebuje wiedzieć, co robię". Nie zwracają natomiast uwagi na własny dyskomfort. A osobiście nie znam nikogo, kto byłby osaczany i nie czułby jednocześnie, że jest to dla niego za dużo - wyjaśnia psycholożka Joanna Godecka.

Jeżeli nie reagujemy na takie zachowania od razu, dajemy tym samym partnerowi zielone światło. - To pierwszy etap, podczas którego sprawdzamy poniekąd także same siebie - czy godzimy się na testowanie przez drugą stronę naszych granic. Jeśli okazuje się, że romantyzujemy takie wstępne formy przemocy, to jesteśmy na dobrej drodze do doświadczenia katastrofy - podkreśla Godecka.

Poczucie, że tak zachowuje się "prawdziwy mężczyzna"

Stereotyp związany z tym, jaki powinien być "prawdziwy mężczyzna", istnieje już od lat. On także zaślepia kobiety, sprawiając, że działania, które podejmuje druga strona, takie jak nękanie telefonami czy sprawdzanie partnerki, traktują one jako dowody zaangażowania oraz przejaw "prawdziwie męskiego zachowania". A nie ma w tym nic męskiego - to zachowania przemocowe.

- Zaczyna się od nadmiernej liczby SMS-ów czy telefonów. Na początku jesteśmy zauroczone tą miłością i jeżeli nie czujemy dyskomfortu, że druga osoba chce być z nami w ciągłym kontakcie, to też nie zauważymy momentu, w którym wysyłanie SMS-ów przeradza się w kontrolę - mówi Joanna Godecka.

- Zgoda na obecność drugiej osoby w naszym życiu powinna wyjść od nas. A tutaj ona często wychodzi z drugiej strony - ktoś nam narzuca zbyt dużą intensywność kontaktu. Niewinne "co robisz?", "co słychać?" mogą świadczyć już o kompulsywnej formie bycia w relacji, ponieważ "normalni" ludzie dają sobie przestrzeń - informuje psycholożka.

Akceptowanie tak nadmiernych i kontrolujących zachowań ze strony partnera, przeradza się natomiast najczęściej w późniejszy szantaż emocjonalny. "Kolejny raz wychodzisz z koleżankami, a to ja chcę się teraz z tobą spotkać" - to tylko jeden z przykładów, który już nam pokazuje, że kontrola może przeistoczyć się za chwilę w izolowanie od świata.

- W mojej gabinetowej praktyce spotykam się z kobietami, które przeszły przez toksyczny związek, w którym niekoniecznie dochodziło do rękoczynów czy gwałtów, ale osoby te były bardzo wystraszone, bo mężczyzna kontrolował je w taki sposób, że kiedy dzwonił to one już czuły, że muszą wracać do domu, bo będzie awantura - opowiada Godecka.

Patrycja Wieczorkiewicz również przytacza w naszej rozmowie historię jednej z kobiet.

- Związała się z chłopakiem, który nękał ją właściwie od samego początku. Ona mówiła "nie", a on nie ustępował. Była wtedy w liceum. Wystawał pod jej szkołą, choć tego nie chciała. Ciągle dzwonił, pytając, gdzie jest, a kiedy mówiła, że w domu, podjeżdżał samochodem, by sprawdzić, czy mówi prawdę. Trochę ją to niepokoiło, ale koleżanki mówiły: "Ale musi być zakochany, że tak się stara. Ty to masz szczęście". W końcu uległa, zaczęli się spotykać. Szybko zaszła w ciążę, pod naciskiem rodziców wzięli ślub. Był zazdrosny, zaborczy i kontrolujący, ale ona wierzyła, że to prawdziwa miłość, że to świadczy o zaangażowaniu. Miała wówczas bardzo niskie poczucie własnej wartości, a takie kobiety są szczególnie narażone na wejście w toksyczny, przemocowy związek i trwanie w nim. Skończyło się przemocą ekonomiczną, fizyczną i wielokrotnymi gwałtami. Niejednokrotnie drżała o swoje życie. Na szczęście zdecydowała się odejść.

Gwałt jest gwałtem, a nie "tylko seksem"

Gwałt, który najczęściej jest jednym z kolejnych kroków podejmowanych przez osobę przemocową, bardzo rzadko jest zgłaszany przez jedną ze stron związku. Istnieje bowiem przekonanie, że jeżeli dokonał tego nasz partner, to ten czyn nie był gwałtem.

- Gwałt jest wtedy, kiedy ktoś nie chce stosunku, a druga strona go wymusza. Myślimy jednak, że skoro dokonał go mężczyzna, którego jesteśmy partnerką bądź żoną, to ma do tego prawo. Tylko tu nie ma mowy o żadnym "prawie własności" do partnerki, a o relacji. W relacji nikt nie ma "prawa własności" do drugiego człowieka - ostrzega Joanna Godecka.

Dodaje, że dzieje się to, ponieważ "wciąż tkwimy w kulturze uprzedmiotowienia kobiety". Musi ona o wszystko pytać, uzyskać zgodę na wyjście, spotkanie z przyjaciółkami.

- Kobiety często obawiają się zerwania relacji, bo to się wiąże z wieloma sytuacjami, takimi jak przyznanie się do bycia ofiarą przemocy. Boją się tego, co powie rodzina. Względy ekonomiczne, społeczne, kulturowe także mają ogromne znaczenie. Kobiety nie wiedzą, jak mogą odseparować się od partnera. To jest zwykły strach o siebie - oznajmia.

- Zgłaszając pobicie czy gwałt na policję, kobiety muszą zmierzyć się z całą machiną, która jest opresyjna. Często wycofują oskarżenia, bo gdy mówimy o przemocy w związku, tu nie ma oczywistych rozwiązań. Jeżeli jesteśmy małżeństwem, mieszkamy z mężem, który jest naszym oprawcą. Nie możemy się wyprowadzić, bo nie mamy dokąd. Kolejny problem pojawia się w momencie, gdy są już dzieci - tłumaczy Godecka.

Toksyczne i przemocowe związki trwają latami

Psycholożka podkreśla, że wyjście z przemocowego związku jest trudne i wyczerpujące.

- Nie jest łatwo wyjść z toksycznego i przemocowego związku. Tym bardziej, że poczucie godności takiej osoby jest bardzo podkopane trwającą latami przemocą. Czujemy się wtedy ofiarą, osobą słabą - taką, która nie zasługuje na nic lepszego. Pojawia się poczucie, że jesteśmy nieatrakcyjne. Ogarnia nas niemoc, bezradność. To właśnie powody, dlaczego takie relacje trwają latami - wyjawia Joanna Godecka.

Jeżeli zdecydujemy się odejść, istnieje ryzyko, że usłyszymy wtedy od partnera, że "nie możemy mu tego zrobić, bo on nas kocha, bo jesteśmy dla niego całym życiem".

- Jeśli człowiek mówi, że "nie może bez kogoś żyć", to tak naprawdę nie mówi o miłości, a o lęku. To tak, jakby druga osoba była odpowiedzialna za jego życie i bez niej umrze. To jest szantaż. Miłość jest dobrowolnością, wyborem, pragnieniem szczęścia. Zaczyna być uczuciem toksycznym, czyli przestaje być miłością, wtedy, kiedy zaczyna dominować lęk przed utratą, a nie szczęście z powodu bycia razem - podsumowuje psycholożka.

- Więc jeżeli ktoś decyduje, że chce odejść od partnera, wszelkie formy szantażu z jego strony będą po prostu przemocą - kończy Joanna Godecka.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Jeśli potrzebujesz pomocy, możesz zgłosić się do Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" - 800 12-00-02, niebieskalinia@niebieskalinia.info.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta