Niech żyje bal, czyli wspomnienie o Agnieszce Osieckiej
„Małgośka”, „Niech żyje bal”, „Nie żałuję” – teksty tych nieśmiertelnych przebojów wciąż trafiają do serc kolejnych pokoleń. Ich autorka lubiła żartować: „czego się nie dotknę, zamienia się w piosenkę”. Napisała blisko dwa tysiące znakomitych utworów śpiewanych przez gwiazdy polskiej estrady. W życiu prywatnym Agnieszki Osieckiej najważniejsi byli jednak… mężczyźni.
„Do dupy” – tak brzmiały ponoć ostatnie przed śmiercią słowa wypowiedziane przez Agnieszkę Osiecką, która 9 października obchodziłaby 80. urodziny. Nie wiadomo, co miała wówczas na myśli, ale raczej nie było to podsumowanie swojej działalności artystycznej, bo ta nadal świetnie się broni.
I bynajmniej nie chodzi tylko o setki niezapomnianych tekstów piosenek. Kilka miesięcy temu ogromne emocje wzbudziło pojawienie się w księgarniach niepublikowanej wcześniej powieści „Neponset” napisanej przez Osiecką na przełomie lat 70. i 80. To poruszające studium samotności bohaterki, Marty, którą niespełnione uczucie zaprowadziło na skraj obłędu.
Zdaniem wielbicieli pisarki w książce pojawia się sporo wątków autobiograficznych, np. akcja rozgrywa się w amerykańskim miasteczku Cambridge, gdzie Osiecka mieszkała ze znanym publicystą Danielem Passentem, którego jednak rzuciła dla innego. Bo życie uczuciowe Osieckiej było równie barwne i szalone co teksty piosenek wychodzące spod jej pióra.
Agnieszka Osiecka zawsze mi powtarzała
Zdolna uczennica
Urodziła się 9 października 1936 r. w Warszawie w rodzinie pianisty i kompozytora Wiktora Osieckiego. Matka Agnieszki, Maria była z wykształcenia polonistką i to ona zaraziła córkę miłością do literatury. Pierwsze lata życia dziewczynka spędziła w Zakopanem – ojciec koncertował wówczas w znanej restauracji „Watra”.
Po wojnie Osieccy wrócili do stolicy i przeprowadzili się na Saską Kępę. Niewielkie mieszkanie na ul. Dąbrowieckiej niemal do końca życia pisarki było jej ulubionym miejscem pracy. Choć mieszkała w Paryżu i Nowym Jorku, najważniejsze utwory powstawały właśnie przy biurku pamiętającym młodzieńcze lata.
Osiecka już w szkole średniej, Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Curie-Skłodowskiej, wyróżniała się z tłumu. Nie tylko urodą, ale również zdolnościami – program dwóch lat zaliczyła w jeden rok. W latach 1952-56 studiowała na wydziale dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie w łódzkiej Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej, uzyskując dyplom reżysera.
Szybko jednak odkryła, że największą frajdę sprawia jej pisanie. Jeszcze podczas studiów rozpoczęła współpracę z prasą literacką i młodzieżową, publikując reportaże i eseje. W 1954 r. związała się ze Studenckim Teatrem Satyryków, tworząc dla niego dziesiątki świetnych tekstów piosenek. Jedną z nich była „Piosenka o okularnikach”, za którą Osiecka otrzymała nagrodę na pierwszym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 1963 r. Przyznano jej wówczas także sześć wyróżnień.
Szybko została uznana za czołową przedstawicielkę nowej generacji twórców i otrzymała propozycję prowadzenia Radiowego Studia Piosenki. W ciągu 7 lat audycja wypromowała blisko pół tysiąca utworów i wiele późniejszych gwiazd estrady: Ewę Demarczyk, Marylę Rodowicz, Wojciecha Młynarskiego, Marka Grechutę czy zespoły Skaldowie i Alibabki.
Krótkie małżeństwo
„Była kwintesencją poezji, artystką od stóp do głów” – mówi znana wokalistka Anna Szałapak. „Biedna ta moja pani, nic nie umie, tylko pisać” – wzdychała Helena, gosposia Agnieszki Osieckiej, która produkowała w ogromnych ilościach teksty piosenek, eseje, reportaże, powieści, sztuki te¬atral¬ne i wi¬dowiska te¬le¬wi¬zyj-ne. Zapiski robiła wszędzie, nawet na kawiarnianych serwetkach „Cafe Sax” przy ul. Francuskiej, gdzie siadywała przy swoim ulubionym stoliku.
Najlepiej szło jej wtedy, gdy była zakochana, co zresztą zdarzało się bardzo często. Miała 19 lat, gdy nawiązała romans z Markiem Hłasko, znanym już wówczas pisarzem, osławionym sukcesem zbioru opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”. Razem poszli na bal maskowy w warszawskim liceum im. Stefana Batorego. Niedługo potem Hłasko zaręczył się z Osiecką.
Do ślubu jednak nie doszło, ponieważ pisarz wyjechał z Polski. „W życiu Marka kobiety chyba nie odgrywały większej roli (...) Ale lubił mnie, czuliśmy czułość” – wspominała autorka „Małgośki”. Po raz ostatni spotkali się w kwietniu 1968 r. w Los Angeles, rok przed śmiercią Hłaski.
Osiecka potrafiła oszołomić mężczyzn. Głowę dla niej stracił nawet Jerzy Giedroyc. Szacowny wydawca paryskiej „Kultury” pisał do 22-letniej wówczas autorki: „Tego niepokoju nie umiem, nie chcę definiować. Gdybym miał 20 (co najmniej) lat mniej, ten niepokój przyjąłbym jako zapowiedź nie wiem czego, w każdym razie jakiegoś przełomu. Tak widzę w tym tylko klęskę”.
W 1963 r. Osiecka poślubiła poznanego w łódzkiej „Filmówce” Wojciecha Frykowskiego, największego bon vivanta PRL-u. „Był postacią tak malowniczą, że w wielu ludziach, nie tylko we mnie, wzbudzał fascynacje literackie. Posiadał swoisty dar uwodzenia ludzi, nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Każdy miał wrażenie, że w chwili poznania Wojtka otwierał się przed nim baśniowy świat kolorowych przygód” – wspominała po latach Osiecka
Małżeństwo przetrwało tylko kilka miesięcy. W sierpniu 1969 r. Frykowski został zamordowany w willi Romana Polańskiego w Los Angeles przez fanatyków z grupy psychopatycznego Charlesa Mansona.
Kącik w sercu
Niedługo po rozstaniu z Frykowskim Osiecka zaczęła romansować z Jeremim Przyborą. „On miał 49 lat, był już po raz drugi żonaty. Miał małego synka Konstantego (Kota) i dorastającą, piękną córkę z pierwszego małżeństwa – Martę. Był w rozkwicie swojego talentu. Sławny, uwielbiany, czczony nie tylko przez inteligencję. Telewizyjny Kabaret Starszych Panów stworzony przez niego i Jerzego Wasowskiego osiągnął właśnie apogeum popularności. Wszyscy śpiewali ich piosenki. Ona także. Ale i pisała własne. I to jak! Była piękną 28-letnią rozwódką po przejściach. Płakał po niej niejeden odtrącony adorator, ona po nich także, z tym że ona jedynie w piosenkach” – pisze Magda Umer we wstępie do książki „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze”, zawierającej korespondencję pary z lat 1964-1966.
Fragment jednego z listów poetki brzmi: „Przedtem w ogóle nie przypuszczałam, że mężczyzna może zająć ważne miejsce w moim życiu. Miałam kącik w sercu dla chłopców, ale mieściło się to gdzieś pomiędzy pisaniną a podróżami, przyjaźniami z ludźmi etc. Teraz wiem na pewno, że jesteś najważniejszy ze wszystkiego, co mam (chociaż w końcu tak bardzo Ciebie nie mam). Boję się, że Ty wcale tego mojego kochania nie czujesz, bo nie przejawia się ono w żadnej formie dbania o Ciebie”.
Osieckiej wydawało się nawet, że jest w ciąży z Przyborą. Zastanawiała się wówczas nad aborcją, co jednak napawało ją strachem. „Nie tyle boję się samego zabiegu, ale konsekwencji. Niektóre dziewczyny na przykład mówią, że można w ogóle nigdy nie mieć dzieci. Koszmar, bo ja w końcu nie mam ani jednego” – pisała do ukochanego.
„Z natury jestem cyganeryjna”
W ciążę zaszła jednak dopiero w 1973 r., gdy jej partnerem był znany publicysta Danel Passent. W lutym następnego roku na świat przyszła córka Agata. Osiecka niezbyt dobrze czuła się w roli matki. „Ja gotowałem, sprzątałem, prałem, prasowałem, robiłem wszystko co niańka, bo Agnieszka nie miała żadnych zdolności manualno-kulinarnych” – wspominał Passent.
Osiecka przyznawała, że partner był bardzo oddany jej i córce. „A ja z natury jestem cyganeryjna – nigdy nic poza sztuką nie chciałam robić. Jestem artystką od stóp do głów! Nie udawałam, że uwielbiam tłuc kotlety w żółtym fartuszku w niebieską kratę. Nigdy nie powiesiłam sobie sama firanek. Umiem tylko robić kisiel i przetwory na zimę” – pisała.
Niedługo później w jej życiu pojawił się Zbigniew Mentzel, młodszy o 15 lat krytyk literacki, redakcyjny kolega Daniela Passenta. Postanowiła zostawić dla niego dotychczasowe życie, mężczyznę, córkę i dom. Związek z Mentzlem trwał blisko dekadę, choć nigdy razem nie zamieszkali. W marcu 1988 r. Osiecka odnotowała w dzienniku, że Zbyszek ją rzucił.
Już kilka miesięcy później zakochała się w mieszkającym w USA Michale Kottcie. Planowała nawet ślub, a przyjaciółce pisała żartobliwie: „Zdaje się, że na stare lata będę się nazywała Kott, jak zwierzę domowe. Dobre na sklerozę, bo trudno zapomnieć”. Jednak do ceremonii nie doszło, ponieważ mężczyzna wybrał ostatecznie inną kobietę.
Przyspieszony kurs życia
Ostatnią miłością Osieckiej był André Hübner-Ochodlo, pochodzący z Niemiec aktor, reżyser teatralny, pieśniarz oraz dyrektor Teatru Atelier w Sopocie., młodszy od poetki o 27 lat. „I zupełnie tego nie odczuwaliśmy. Agnieszka Osiecka była jedynym człowiekiem w moim życiu, z którym z taką lekkością, na tak wysokim poziomie intelektualnym spędziłem czas. Wielki człowiek, wielka poetka, wielki umysł. Byliśmy razem 3 lata, aż do śmierci Agnieszki. Gdy zmarła, powoli docierało do mnie, jak wiele mi dała. Spotkanie z nią wyostrzyło moje spojrzenie na sprawy istotne. Inaczej mówiąc – miałem swój przyśpieszony kurs życia. Dzięki Agnieszce chociaż dotknąłem takich pojęć jak dobroć i tolerancja, strach, nieśmiałość, samotność” – wspomina Hübner-Ochodlo w rozmowie z magazynem „Prestiż”.
Agnieszka Osiecka miała duży problem z alkoholem. „Rok czy dwa mnie nienawidziła i mówiła, że nigdy w życiu do mnie nie przyjdzie. To był czas, kiedy próbowałam zrobić wszystko, by poszła do kliniki i spróbowała przestać pić. Nie mogła mi tego wybaczyć, bo nie chciała się leczyć. Rozstałyśmy się w gniewie” – relacjonuje Magda Umer. „Uwielbiała życie w kawiarni, picie wódeczki, snucie opowieści” – mówi Agata Passent.
W połowie lat 90. u pisarki zdiagnozowano raka jelita grubego. W ostatnich miesiącach opiekował się nią Daniel Passent z żoną, przy łóżku czuwał też André Hübner-Ochodlo. Agnieszka Osiecka zmarła w słoneczne przedpołudnie 7 marca 1997 r.