Piękne i bestia - one postanowiły walczyć z rakiem
„Nie chcę takiego życia, jestem kobietą”, mówi ze łzami w oczach jedna z bohaterek filmu dokumentalnego „Piękne i bestia”. Liliana Komorowska przedstawia w nim niezwykłe historie pięknych kobiet, które stanęły w szranki z bestią - rakiem piersi.
„Nie chcę takiego życia, jestem kobietą”, mówi ze łzami w oczach jedna z bohaterek filmu dokumentalnego „Piękne i bestia”. Liliana Komorowska przedstawia w nim niezwykłe historie pięknych kobiet, które stanęły w szranki z bestią - rakiem piersi.
Soraya była modelką, teraz wychowuje dwoje dzieci poczętych metodą in vitro. Valerie jest projektantką wnętrz, a Kathleen - przedszkolanką, która od trzeciego roku życia walczy z kolejnymi przerzutami nowotworowymi. Amba maluje obrazy, zdrowo się odżywia i ćwiczy jogę. Lucie pozuje jako fotomodelka, śpiewa i jeździ konno. Susan założyła fundację i propaguje zdrowy tryb życia. Pamela pracuje w biurze podróży. Danuta, mimo iż ma doktorat z językoznawstwa, nie pracuje. Wendy pisze teksty piosenek, gra na gitarze i śpiewa, pracuje też jako tłumaczka języka migowego.
Większość z nich nie skończyła jeszcze pięćdziesiątki. Żadna w najczarniejszych myślach nie spodziewała się, że przyjdzie jej się zmierzyć z bestią. Wszystkie musiały stanąć z nią twarzą w twarz.
Dziewięć kobiet, dziewięć historii, jedna diagnoza - rak piersi. Te wyjątkowe kobiety połączyła nie tylko choroba. Wszystkie opowiedziały swoje historie w filmie dokumentalnym Liliany Komorowskiej „Piękne i bestia”.
Misja: zmienić świat
Liliana Komorowska jest jedną z nielicznych Polek, które zrobiły karierę za oceanem. Z ojczyzny wyjechała w czasie stanu wojennego. Była młodą, obiecującą aktorką, z angażem w Teatrze Dramatycznym i niezapomnianymi rolami Jewdohy w „Austerii” Kawalerowicza i Abigail w spektaklu Teatru Telewizji „Czarownice z Salem” na koncie. Grała z takimi sławami jak Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz, Piotr Fronczewski, Marek Kondrat i Janusz Gajos. Postanowiła uciec od komunizmu i zawalczyć o międzynarodową karierę. Udało się - w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie wystąpiła m.in. u boku Donalda Sutherlanda, Aidana Quinna i Wesleya Snipesa. Ostatnio gra w języku francuskim w teatrze, telewizji i filmach fabularnych w Montrealu.
W 2004 roku założyła fundację Liliana Komorowska dla Sztuki. Promuje polską kulturę w Kanadzie, reżyseruje spektakl na podstawie opowiadania Gombrowicza „Biesiada u hrabiny Kotłubaj”, organizuje koncerty, spotkania Polonii, wystawy. Przebojowa i pełna energii, choć spełniała się w tym, co robiła, wciąż czuła niedosyt. Wiedziała, że chce robić rzeczy, które zmieniają świat. Nie wiedziała tylko, od czego zacząć, w którym kierunku podążyć.
I wtedy góra przyszła do Mahometa.
Rosyjska ruletka
Do Liliany zgłosiła się Soraya. Przyniosła ze sobą opowieść o cierpieniu, przez które przeszła, i materiał wideo, który nagrała. Zarejestrowała w nim historie przyjaciół, którzy tak jak ona przechodzili chemioterapię. Nagranie wywarło na Lilianie piorunujące wrażenie. - Niesamowicie mnie to poruszyło - zarówno temat, jak i historia tej kobiety, która jest 10 lat młodsza ode mnie i już przeszła jedną mastektomię, a zaraz czekała ją druga, profilaktyczna operacja. Nagle zobaczyłam, że moje problemy są błahostką w porównaniu z tym, co ona musiała przeżyć. Aż tak nie zdawałam sobie sprawy, że ta choroba może dotknąć każdą kobietę, w każdym momencie - wspomina Liliana.
Dla niej, jako aktorki, ciało zawsze było ważnym narzędziem pracy - zadbane, w jak najlepszej kondycji, piękne. Była zdrowa, w pełni sił, nawet nie myślała o mammografii. I nagle szok - bo co by było, gdyby to na nią padło, jak w rosyjskiej ruletce: ty nie, ty też nie, a ty tak? Co by było, gdyby straciła piersi? Jak miałaby zaakceptować okaleczone ciało? Czy umiałaby pogodzić się z utratą atrybutów kobiecości - biustu i włosów?
- Nie mogłam przejść nad tym do porządku dziennego. I nie mogłam spokojnie żyć, przechodząc obojętnie obok kobiety, której śmierć zajrzała w oczy i która poprosiła mnie o pomoc. To był dla mnie znak. Pomyślałam: Liliana, musisz to zrobić - wyznaje aktorka. I zrobiła. Najpierw Soraya przedstawiła ją Valerie i Lucie, później Lucie zaprowadziła ją do Wendy, a jej doktor zapoznał ją z Ambą. Dzięki temu łańcuchowi splotły się losy dziesięciu niezwykłych kobiet - dziewięciu chorych, zmęczonych leczeniem i walką z chorobą, ale gotowych wyzbyć się strachu i wstydu, i jednej zdrowej, gotowej opowiedzieć o nich światu. - Mówiły, że chcą podzielić się swoimi historiami, żeby dodać otuchy i nadziei innym, zdemaskować to potworne monstrum, jakim jest rak, pokazać, że można z nim żyć, przeżyć, a później funkcjonować ze wszystkimi konsekwencjami, jakie niesie ze sobą spotkanie z nim - wyjaśnia Liliana.
W 2008 roku zebrała ekipę profesjonalistów i zaczęła prace nad filmem. Swoim entuzjazmem zaraziła męża, Bernarda Poulina, który tak się zaangażował w projekt, że nie tylko wspomógł finansowo produkcję, ale był wsparciem na każdym etapie pracy przy filmie, także teraz, podczas jego promocji i dystrybucji. „To jest bardzo ważny temat, wierzę w twój talent i wiem, że masz coś ważnego do przekazania światu”, powiedział wtedy.
Zanim jednak ekipa filmowa stawiła się w gotowości i rozpoczęła realizację filmu, Liliana poddała się badaniu, którego latami unikała jak ognia. - W Polsce mammografię przeprowadza się dopiero po pięćdziesiątym roku życia, a przecież większość bohaterek filmu zachorowała wcześniej. Boimy się badań, nawet nie chcemy o nich myśleć. Ja też odsuwałam tę myśl od siebie, dopóki nie spotkałam Sorayi. Mam nadzieję, że ten film uświadomi wszystkim kobietom, że powinny uważać, wsłuchać się w swoją intuicję, badać się i dowiadywać. Bo wiedza jest naszą siłą - mówi Liliana.
To właśnie jej zabrakło bohaterkom filmu. Przed kamerą jedna po drugiej powtarzają niczym mantrę: gdybym posłuchała intuicji, gdybym zrobiła badania wcześniej, gdybym poszła do innego lekarza, gdybym wiedziała, gdybym…
Dlatego tę siłę musiały odnaleźć później.
Puzzle kolorowe, czasem ciemnoszare
Gdy Liliana zaczynała pracę nad dokumentem, musiała zdobyć zaufanie bohaterek, przekonać je, że nie chce ich skrzywdzić, oswoić z kamerą, która miała towarzyszyć im w najbardziej intymnych momentach drogi ku wyleczeniu. Bo na ekranie widzimy, że każda z nich znajduje się w innym jej punkcie.
Danuta, kurczowo ściskając rękę męża, przełyka łzy, słysząc diagnozę. Lucie przygotowuje się do mastektomii i wybiera, jaki rozmiar piersi będzie mieć po rekonstrukcji. Wendy zaczyna chemioterapię, wybiera perukę i uczęszcza na spotkania grupy wsparcia, gdzie rozśmiesza wszystkie kobiety do łez. Amba właśnie zdecydowała, że jednak nie będzie przyjmować „chemii” i zamiast niej będzie leczyć się metodami alternatywnymi. Valerie dodaje otuchy kobietom, które dopiero czeka mastektomia i gdy trzeba, rozpina bluzkę, pokazując swoje ciało po operacji.
- Chciałam przedstawić proces całej choroby i walki z nią na różnych etapach. Każda z tych kobiet w innym momencie otwierała się przede mną. Jedna diagnoza, dziewięć kobiet i życie od nowa - wyjaśnia reżyserka filmu.
Z puzzli ich historii Liliana układa obraz walki z chorobą - czasem kolorowy, pełen nadziei i optymizmu, czasem ciemnoszary, naznaczony smutkiem i strachem. Nigdy czarny.
Chciała, żeby film był hołdem dla ludzkiej woli przetrwania i tych kobiet, które nie poddały się, walczyły do końca. Bo nawet te, które nie doczekały premiery filmu, zwyciężyły - rak pokonał ich ciała, ale nie pokonał ich dusz. - Z wysoko uniesionymi głowami, przeżyły to jak najlepiej. Nie stały się ofiarami. Stały się osobami, które pokazują światu, że nadzieja umiera ostatnia - mówi Liliana.
Mimo to momentów załamania nie brakowało. - Tak bliskie obcowanie z tematem śmierci było bardzo przygnębiające i wyczerpujące. Czasem nachodziła mnie myśl, że nie udźwignę tego. Czułam, jakbym rzucała się w otchłań. Na szczęście to mijało, bo czułam, że jestem odpowiedzialna za te kobiety i film, który powstaje - mówi reżyserka.
Piersi czy życie?
Lilianę zainspirowały słowa kanadyjskiej dokumentalistki Alanis Obomsawin: „Prawdziwy dokument można stworzyć wtedy, kiedy jego twórca jest obiektywnym obserwatorem, zdolnym do słuchania historii ludzkich. To bohaterowie filmu, a nie reżyser dzielą się swoimi doświadczeniami z widzem”. Liliana wsłuchiwała się w opowieści swoich bohaterek przez cztery lata, bo tyle trwały prace nad filmem, i obserwowała, jak się zmieniają, każda na swój sposób. Ta, która wcześniej wciąż płakała, wreszcie się uśmiechnęła. Ta, która wcześniej tylko się śmiała, w którymś momencie pękła i uroniła kilka łez.
Wszystkie nabrały pewności, wyzbyły się strachu, nie pozwoliły się pokonać. Zrozumiały, że „życie jest zdecydowanie ważniejsze niż piersi”, jak stwierdza jedna z nich. - Te kobiety zmieniły się same, osiągnęły wyższy stopień świadomości i przekazały to mnie, a ja przekazuję to dalej - wyjaśnia Liliana.
Ona też jest dziś innym człowiekiem. - Zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na życie, zrozumiałam, że moje własne dolegliwości nie mogą równać się z tym, co przeżyły inne kobiety, stałam się bardziej empatyczna. Zmieniłam też tryb życia - zdrowo się odżywiam, dużo śpię, uprawiam sporty, ćwiczę jogę. Bardziej też wsłuchuję się w samą siebie. I przede wszystkim pamiętam o badaniach - wylicza Liliana.
Jej praca na rzecz kobiet z rakiem piersi nie skończyła się wraz z ostatnim klapsem. Do dziś przyjaźni się z bohaterkami filmu, udziela się w fundacji walczącej z rakiem, bierze udział w marszach na rzecz chorych, zbiera pieniądze na badania i wierzy, że już tylko krok dzieli ludzkość od pokonania bestii. - Myślę, że dożyjemy momentu, gdy będziemy świętować świat bez raka. Lekarze i naukowcy mówią, że jesteśmy w przededniu wielkiego odkrycia i że wynalezienie szczepionki na raka to kwestia kilku lat. A do tego momentu musimy się chronić, bronić i szukać pomocy, jak przeżyć, wyzwolić się ze strachu i zapobiec rozwojowi raka - przekonuje Liliana.
Triumf Pięknych
Na międzynarodowym festiwalu w Montrealu, gdzie film miał kanadyjską premierę, na scenie, obok Liliany, stanęło siedem Pięknych. Bestii nie było. Musiała się schować, bo tego dnia to Piękne triumfowały - film zebrał pięciominutowe owacje na stojąco i został uhonorowany nagrodą publiczności, a dziennik „The Gazette” pisał, że film jest „głęboko poruszający i dodający otuchy”. - To był nasz wspólny sukces. Zrobiłyśmy film o kobietach dla kobiet i dla wszystkich, którzy kochają kobiety i chcą im pomóc - mówi reżyserka.
Rak piersi jest zabójcą numer jeden wśród kobiet w krajach wysoko rozwiniętych - w Kanadzie zachoruje co 9., w Polsce co 16. Tylko w naszym kraju każdego dnia bestia pokonuje 13 kobiet. Statystycznie najczęściej atakuje między 50 a 69 rokiem życia. Jednak film Liliany Komorowskiej jest dowodem na to, że statystyki nie ocalą nam życia. Dlatego zarówno ona, jak i Stowarzyszenie Amazonki Warszawa-Centrum, które obchodzi właśnie 25-lecie działalności, oraz Fundacja Rak’n’Roll, zachęcają do regularnych badań. Bo wcześnie wykryty nowotwór w 85% jest całkowicie wyleczalny.
- Dla mnie najważniejszym jest, by ludzie na świecie wiedzieli, że chemia ani rak nie równa się śmierci. I że możemy zawalczyć, o swoje życie. I przetrwać - mówi Liliana.
_Film „Piękne i bestia” będzie można obejrzeć na ekranach wybranych kin w całej Polsce. W Warszawie i Poznaniu już od 5 października, a pod koniec miesiąca znajdzie się w repertuarze jesiennej trasy objazdowego Kina Orange, dzięki czemu będzie wyświetlany w miejscowościach, w których nie ma kin stacjonarnych. Częściowy zysk ze sprzedaży biletów zostanie przekazany na cele statutowe Stowarzyszenia Amazonki Warszawa-Centrum oraz Fundacji Rak'n'Roll - Wygraj życie! Aktualne informacje o pokazach filmu można znaleźć na stronie polskiego dystrybutora: www.strefa101.com_
(aw/sr)