Blisko ludziPłaczące dziecko na Instastory? Kręcimy dalej, czyli sharenting w praktyce

Płaczące dziecko na Instastory? Kręcimy dalej, czyli sharenting w praktyce

Czy powinniśmy pokazywać swoje dzieci w mediach społecznościowych?
Czy powinniśmy pokazywać swoje dzieci w mediach społecznościowych?
OLIVER ROSSI
21.10.2021 12:17

Natalia Siwiec opublikowała w sieci nagranie swojej płaczącej córki. W komentarzach zawrzało, a wielu obserwatorów modelki uznało, że nie powinna upubliczniać wideo. Celebrytka nie jest osamotniona w swoim działaniu. Dlaczego rodzice tak chętnie dzielą się szczegółami z życia swoich dzieci? Wyjaśniamy, czym jest sharenting.

Kilka dni temu internet obiegła relacja wrzucona na Instastory przez Natalię Siwiec, modelkę i influencerkę w jednym, która raczy swoich obserwatorów chwilami z życia rodzinnego na przemian ze sponsorowanymi postami. Chociaż celebrytka zdążyła przyzwyczaić fanów do publikowania poczynań swojej kilkuletniej córki, tym razem znalazła się w ogniu krytyki po tym, jak udostępniła nagranie płaczącej dziewczynki. W komentarzach w sieci zawrzało. Internauci uważali, że Siwiec nie powinna publikować tego typu nagrań.

"Muszę założyć rajstopy, bo będzie mi widać majteczki" - można było usłyszeć dziecko, które z płaczem negocjowało z matką nocny ubiór. Kobieta jednak nie tylko nie przerwała nagrywania, ale ciągnęła wyraźnie trudną dla córki rozmowę. Czy upublicznianie ponad 1,2 mln obserwatorom takiego wideo nie jest przekroczeniem zdrowej granicy?

Maria Wolna-Pasek, mama trójki dzieci, autorka bloga oczekując.pl, nie ukrywa, że chociaż sama publikuje treści związane z macierzyństwem, nigdy nie upubliczniłaby podobnego nagrania.

"Jestem szczerze zdruzgotana"

- Po tym, co zobaczyłam, jestem szczerze zdruzgotana. Nagrywanie płaczącego dziecka to dla mnie to nic innego jak wyśmiewanie się z danej osoby. A w relacji rodzic-dziecko to już wyższy poziom okropności, bo dziecko w stu procentach ufa dorosłym i nie ma wpływu na to, w jaki sposób rodzic przedstawia je w internecie - tłumaczy. Sama od 9 lat publikuje różne treści związane z ciążą i wychowywaniem dzieci, ale nigdy nie pokazała własnego dziecka na zdjęciu lub na relacji na Instagramie, gdzie mogłoby być zakłopotane, zawstydzone, zapłakane.

- Dlaczego? Bo to niemoralne! To pogwałcenie praw, norm i jakichkolwiek standardów. Zawsze traktuję moje dzieci w taki sposób, w jaki sama chcę być traktowana. Szczególnie jeśli chodzi o publikacje treści w internecie. Czy moje dzieci płaczą? Oczywiście! Czy się złoszczą? Tak! Czy to jest powód, aby grać emocjami z odbiorcą i pokazywać mu takie sytuacje? Dla mnie takie publikacje są bardzo kontrowersyjne - być może po to, aby zyskać nowe grono odbiorców, bo nic tak dobrze, jak kontrowersja nie "sprzedaje" - kwituje Wolna-Pasek.

Baby show

- Nie sposób nie dostrzec wszechogarniającej tendencji do udostępniania przez rodziców zdjęć i filmów z życia swoich pociech niemal przy każdej okazji. Do tego często można natknąć się na takie wykorzystanie wizerunku dziecka, które budzi wątpliwości prawne - zauważa prawniczka Hanna Paluszkiewicz. Dodaje też, że dziecko ma prawo do takiej ochrony. Z racji wieku decydują jednak o nim rodzice. Warunkiem jest ich obopólna zgoda.

Jacek z Sopotu, po rozwodzie z żoną, długo nie mógł dojść do porozumienia właśnie w kwestii prowadzenia przez nią profilu, na którym umieszczała treści z ich 3-letnim synem, nad którym sprawują naprzemienną opiekę.

- Instagram to jedno ze źródeł promocji zawodowej mojej byłej żony. O tym, że jest tam również mój syn, dowiedziałem się przypadkiem, kiedy zabrałem go na weekend i poszliśmy na plac zabaw. Wyciągnąłem telefon, by mu zrobić zdjęcie, a ten zaczął pozować - wiedziony przeczuciem mężczyzna odnalazł profil byłej żony, gdzie odkrył zatrzęsienie zdjęć i filmów z dzieckiem w roli głównej. - Natychmiast do niej zadzwoniłem i kazałem wszystko usunąć. Prowadzi profil otwarty, więc każdy miał możliwość zobaczyć dzień z życia mojego syna jak z filmu "The Truman Show". Nagrywała każdą chwilę, czas przed snem, a nawet intymne rozmowy. Ona tak w tym głęboko siedzi, że nawet nie widzi, że robi mu krzywdę i odbiera prywatność - mówi oburzony ojciec. Dopiero groźba skierowania sprawy do sądu spowodowała, że matka dziecka usunęła zdjęcia.

Jak zauważa psycholożka Dominika Wrońska, w internecie pojawia się coraz więcej treści z prywatnymi zdjęciami, dlatego ich twórcy udostępniają coraz bardziej intymne rzeczy, by się wyróżnić.

- Kwestia zaczyna komplikować się w przypadku dzieci, ponieważ zwłaszcza te młodsze nie są świadome, w czym biorą udział. Treści publikowane do milionowego grona odbiorców trafiają do całkiem przypadkowych osób i mogą być przez nie używane w dowolny sposób, bez jakiejkolwiek kontroli pierwotnego twórcy - wyjaśnia psycholożka, dodając, że dziecko, które przeżywa swoje naturalne wzloty i upadki na oczach ogromnej widowni, może później znaleźć się pod ogromną presją.

- Taka ekspozycja może mieć negatywny wpływ na relację rodzic-dziecko, stanowiąc podstawę do podważenia zaufania. Jeżeli pojawia się wątpliwość, czy jakaś treść nadaje się do publikacji, warto zawsze postawić swoje dziecko na pierwszym miejscu i pamiętać o tym, że w przyszłości może mieć inne podejście do kwestii intymności niż my, mając gdzie indziej umiejscowioną granicę wstydu - przestrzega.

Prawo nie nadąża

Co się dzieje gdy prywatność nieświadomego niczego dziecka, zostaje mu bezpowrotnie odebrana? Niestety, jeśli oboje nie widzą problemu w wykorzystywaniu osoby dziecka w mediach społecznościowych, a narusza ono jego dobro czy interes, co do zasady żaden zewnętrzny podmiot nie będzie ingerował. Jak zauważa Hanna Paluszkiewicz we wspomnianych i analogicznych sytuacjach, dochodzi jeszcze prawna kwestia nagrywania rozmów z dzieckiem i ich udostępniania, ponieważ wiąże się to z tajemnicą komunikowania się/korespondencji.

Takie i podobne sprawy wydają się o tyle bezprecedensowe, że nieletni bohaterowie internetu są dziś nieświadomi i nie dysponują narzędziami do skutecznego przeciwstawiania się działaniom nierozważnych opiekunów. Nadejdzie jednak czas, kiedy to się zmieni. Procesy wytoczone przez dorosłe dzieci miały już miejsce w krajach europejskich, a sharenting, czyli nadmierne udostępnianie w internecie zdjęć dzieci, jest dziś surowo karany we Francji. Czy Polska pójdzie tym śladem?

- W mojej ocenie jest wysoce prawdopodobne, że za kilka lat czekają nas procesy dorosłych dzieci przeciwko rodzicom, którzy bez opamiętania umieszczali ich wizerunki w sieci. Prawo stanowi, że w czasie gdy dziecko pozostaje pod władzą rodzicielską nie biegnie okres przedawnienia jego ewentualnych roszczeń przeciwko rodzicom - przestrzega Hanna Paluszkiewicz, podkreślając jednak, że zdecydowana większość rodziców nie działa z chęci wyrządzenia dziecku krzywdy. -Takie zachowanie jest najczęściej wynikiem braku świadomości rodziców co do konsekwencji. Wszelkie wysiłki powinny być zatem kierowane w uświadamianie rodziców, że portal społecznościowy to nie album rodzinny - kwituje prawniczka.

Źródło artykułu:WP Kobieta