Po każdej wygranej walce z rakiem rosną mi skrzydła - mówi Ida Karpińska
Ida Karpińska od ośmiu lat edukuje Polki na temat profilaktyki raka szyjki macicy i wspiera kobiety z nowotworami narządów rodnych.
03.02.2015 | aktual.: 03.02.2015 15:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ida Karpińska, która wygrała walkę z rakiem szyjki macicy, 8 lat temu założyła Ogólnopolską Organizację Kwiat Kobiecości. Rozpoczęła edukację na temat możliwości zapobiegania tej chorobie. Wspiera kobiety z nowotworami narządów rodnych. Została Kobietą roku WP 2011. Nam opowiada o najnowszych akcjach swojej organizacji.
WP: : Aneta Wawrzyńczak: Co się w Kwiecie Kobiecości zmieniło?
Ida Karpińska, prezes Ogólnopolskiej Organizacji Kwiat Kobiecości, która zajmuje się budowaniem świadomości na temat chorób ginekologicznych: Nowością są Gabinety pod Kwiatkiem, czyli gabinety ginekologiczne rekomendowane i certyfikowane przez Kwiat Kobiecości. Obecnie jest ich około 200 i ciągle przybywa.
Ich adresy można znaleźć na stronie internetowej * kwiatkobiecosci.pl*, a przed gabinetem powinno wisieć nasze 10 przykazań. Ginekolog powinien przeprowadzić dokładny wywiad, powinien użyć w trakcie badania szczoteczki ginekologicznej, jednorazowych wzierników.
Kobieta musi mieć zapewnioną intymność i otrzymać przepaskę na biodra.
Oddziały Kwiatu Kobiecości powstają w nowych miastach. Mamy coraz więcej wolontariuszek w całej Polsce, niebawem otworzy się na przykład oddział w Lublinie. Zwiększa się też nasz zasięg. Ze wszystkimi akcjami edukacyjnymi dotarłyśmy już do około 30 tysięcy kobiet, z okazji Mikołajek odwiedzamy pacjentki z ponad 30 szpitali onkologicznych, a kampania „Piękna bo Zdrowa” dociera do 20 milionów Polaków.
WP: : Kobiety, które chcą współpracować z Wami, zgłaszają się same?
To są panie, które się do nas odezwały, bo potrzebowały wsparcia i pomocy w momencie, kiedy walczyły o swoje życie i zdrowie. A gdy wygrywają z rakiem, chcą dać coś od siebie, zrobić coś dla innych. Zostają koordynatorkami działań Kwiatu Kobiecości na danym terenie, zakładają oddział lokalny, odwiedzają kobiety chorujące w szpitalach, odpowiadają na maile, biorą udział w konkretnych akcjach.
Poświęcają tyle czasu i energii, ile chcą i mogą, nikogo do niczego nie zmuszamy, ale chętnie korzystamy z każdej pomocy. Nie jesteśmy taką stricte organizacją, raczej siecią kobiet, które wzajemnie się wspierają.
WP: : To brzmi tak cukierkowo, a przecież mówimy o raku.
Nie wydaje mi się. To brzmi bardzo normalnie. W Kwiecie Kobiecości są bardzo trudne momenty, kiedy walczymy o życie kobiet. Wtedy jest mnóstwo emocji, pytań, często bardzo merytorycznych: jak wygląda chemioterapia, naświetlania, co się będzie działo z ciałem, z włosami, jak się będę czuła. Wyjaśniamy wszystko po kolei, jak wygląda operacja, na co zwrócić uwagę podczas chemioterapii, co jeść, jak rozmawiać z lekarzem.
Podpowiadamy często, żeby wszystkie pytania spisać na kartce, bo z ogromnego stresu zazwyczaj o wielu się zapomina. My to już wiemy, ponieważ przechodziłyśmy przez to, a teraz przekazując wiedzę innym kobietom, budujemy poczucie bezpieczeństwa.
WP: : Tylko że wtedy bierzecie jego część na siebie. Nie przeżywa Pani przez to jeszcze raz swojej historii, nie wraca do swojej czarnej dziury?
Zaakceptowałam całą moją sytuację, chorobę, zmiany fizyczne, które nastąpiły w moim organizmie. Poza tym jestem optymistką i choroba innych mobilizuje mnie do tego, żeby sprawić, by kobiety w Polsce nie chorowały na raka szyjki macicy.
Po każdej wygranej walce jeszcze bardziej rosną mi skrzydła, mam taki dopływ energii, że gonię dziewczyny w centrali, aż gubią buty. Po prostu rodzi mi się w głowie tyle nowych pomysłów, jak dotrzeć do kolejnej grupy kobiet, jak sprawić, by chodziły do ginekologa, badały się. Bo każda z nas jest inna, reaguje na inne bodźce.
WP: : To do której grupy kobiet w Polsce najtrudniej dotrzeć?
Myślę, że do pań dojrzałych, po sześćdziesiątce. Chociaż pamiętam, jak moja mama opowiadała, że w czasie komunizmu musiała chodzić na cytologię obowiązkowo. Ale to w tej grupie występuje jeszcze jakiś opór, chociaż powoli udaje się to przełamywać.
WP: : Obstawiałabym, że trudniejszą grupą są młode dziewczyny. One mogą myśleć: przecież mnie to jeszcze nie dotyczy.
To mit, najmłodsza dziewczyna, która dotarła do nas z zaawansowanym rakiem szyjki macicy, miała 16 lat. Ogólnie młode kobiety przez te 8 lat, czyli odkąd istnieje organizacja, zdążyły już oswoić się z myślą, że pójście do ginekologa czy badanie cytologiczne są czymś naturalnym, jak wizyta u fryzjera, kosmetyczki czy zakupy.
Musimy pamiętać o jednym: każda kobieta od chwili rozpoczęcia życia seksualnego, jest narażona na kontakt z wirusem HPV.
I może mieć tylko jednego partnera, który przed nią miał tylko jedną partnerkę, ale akurat ona była zarażona. Dlatego marzę o programie populacyjnym Ministerstwa Zdrowia, który refundowałby szczepienia przeciwko wirusowi HPV.
Dzięki nim można się ustrzec przed rakiem szyjki macicy, jeśli szczepienia są przeprowadzane przed inicjacją seksualną. Niektóre samorządy lokalne już podejmują taką inicjatywę.
WP: : I to wystarczy?
Mimo szczepienia trzeba pamiętać, żeby co roku robić cytologię, bo są też inne choroby, które to badanie wykrywa. I żeby pamiętać o wszystkich innych kobietach: mamach, babciach, ciotkach, kuzynkach. Chciałabym zaapelować do młodych dziewcząt, które najpłynniej poruszają się w przestrzeni informacyjnej: choć raz na rok zapytajcie swoje najbliższe, czy zrobiły już cytologię. Nie zdajecie sobie sprawy, jaką macie moc przekonywania, by namówić mamę albo babcię na badanie.
WP: : A co z kobietami mieszkającymi na wsi?
Kobiety ze wsi i mniejszych miejscowości są cudowne, ponieważ mają trudniejszy dostęp do ginekologa, ale jednocześnie jeżeli są do czegoś przekonane, to choćby się waliło i paliło, drogi zasypało śniegiem po szyję, to pojadą na badanie. Mimo iż będzie je to kosztowało znacznie więcej wysiłku, niż kobiety mieszkające w mieście.
WP: : Mówiła pani też o akcjach Kwiatu Kobiecości. To są m.in. kampanie „Młoda i Zdrowa”, „Jajko mądrzejsze od kury”, „Kobiety dla Kobiet”. W jaki sposób nawiązujecie kontakt z zakładami pracy, urzędami, szkołami? Góra przychodzi do Mahometa czy Mahomet do góry?
Najczęściej przez marketing szeptany. Jedziemy z akcją „Młoda i Zdrowa” do jakiejś szkoły. Później pani dyrektor przy okazji jakiejś konferencji mówi o tym pani urzędniczce, a ona do nas dzwoni i mówi, że znalazła na naszej stronie internetowej informację, że prowadzimy też akcje dla dorosłych kobiet. Pyta, czy chciałybyśmy przyjechać i zrobić coś dla nich. To jest najlepsza forma reklamy na świecie.
WP: : Komplement i dowód uznania.
Tak, to dowód na to, że nasze przesłanie emocjonalno-energetyczne dociera do kobiet. Zrobiłyśmy badanie, jaki procent kobiet po naszych spotkaniach idzie na cytologię. Rozdawałyśmy bezpłatne zaproszenia do zaprzyjaźnionego gabinetu ginekologicznego, a później pan doktor zliczył, ile kobiet z takimi zaproszeniami przyszło. I wyszło nam 80 proc., czyli tyle, ile wynosi odsetek zgłaszania się kobiet na cytologię w Skandynawii.
WP: : Rak szyjki macicy to jest jeszcze jakieś tabu?
Po 8 latach udało się go wyciągnąć spod grubej pierzyny. Jest coraz więcej rzetelnych informacji, kobiety zaczynają ze sobą o tym rozmawiać.
WP: : A rak jajnika? Bo pacjentki z tym nowotworem też wzięłyście pod swoje skrzydła.
To bardzo trudny temat, bo jest trudniej wykrywalny i niestety w Polsce to wciąż często jest wyrok. Dlatego konieczne jest regularne USG dopochwowe i wywiad rodzinny: jeśli babcia albo mama miały raka jajnika, to córka musi być pod kontrolą. Trzeba też zrobić marker nowotworowy Ca 125 lub test DNA BRCA 1 i BRCA 2, który powie nam, czy choroba nam grozi.
Bo rak jajnika, tak jak niektóre przypadki raka piersi, uwarunkowany jest genetycznie. W przeciwieństwie do raka szyjki macicy.
I jeszcze jedno: musimy być czujne. Znam bardzo wiele młodych kobiet, które zachorowały na raka jajnika, przeszły operacje i wszystko jest u nich w porządku.
WP: : A jednak na raka szyjki macicy w Polsce wciąż umiera około 2000 kobiet rocznie.
Stąd mój apel: co roku badanie cytologiczne to absolutne minimum. Bo wykryty we wczesnym stadium, rak szyjki macicy jest w 100 procentach wyleczalny. Dlatego w tym roku hasło kampanii „Piękna, bo zdrowa”, brzmi: