Polacy są uzależnieni od zrzędzenia?
Cudzoziemcy, którzy odwiedzają Polskę często mają wrażenie, że Polacy z natury lubią narzekać. Często spotykam się z opiniami, że my Polacy nie uśmiechamy się, mamy często smutne miny i przejawiamy tendencje do widzenia wszystkiego w ciemnych barwach. Nie cieszymy się z tego co mamy, bo zawsze myślmy o tym czego nie mamy, nie dostrzegamy pozytywnych aspektów naszego życia oraz zazdrośćmy innym sukcesów.
30.04.2008 | aktual.: 05.02.2019 15:11
Cudzoziemcy, którzy odwiedzają Polskę często mają wrażenie, że Polacy z natury lubią narzekać. Często spotykam się z opiniami, że my Polacy nie uśmiechamy się, mamy często smutne miny i przejawiamy tendencje do widzenia wszystkiego w ciemnych barwach. Nie cieszymy się z tego co mamy, bo zawsze myślmy o tym czego nie mamy, nie dostrzegamy pozytywnych aspektów naszego życia oraz zazdrośćmy innym sukcesów.
Jeśli naszemu sąsiadowi wiedzie się lepiej niż nam, to zamiast cieszyć się z jego szczęścia zazdrościmy mu oraz wmawiamy sobie i innym, że Kowalski nie zasłużył na to co ma i że zdobył te dobra nieuczciwie. Jeszcze gorzej zaczynamy osądzać ludzi, których znamy. Jeśli niespodziewanie nasz sąsiad z klatki lub, nie daj Boże, kolega z klasy staje się zamożnym człowiekiem lub dostaje nagły awans. Mówimy: „On?! Jak to możliwe? Nie należał mu się ten awans. Pewnie dostał go przez znajomości” lub „Wiadomo zarobił pieniądze na oszustwie”. Awans -z wyjątkiem własnego -mamy tendencje odbierać jako niezasłużony.
Bogactwo natomiast spostrzegamy poprzez pryzmat oszustwa, cwaniactwa, złodziejstwa lub krętactwa. W ten sposób tłumaczymy sobie niesprawiedliwość losu i usprawiedliwiamy się, że my mieszkamy w bloku, ale jesteśmy uczciwi, a Kowalki na super wille, ale jest nieuczciwy. W naszej mentalności bowiem jest głęboko zakorzeniony wzorzec pt” „Biedny oznacza uczciwy ” natomiast „Bogaty to oszust”. A powiedzenie „Pierwszy milion trzeba ukraść” dopełnia całości.
W ten sposób wykształcamy opinie i podtrzymujemy wrogie stereotypy wobec tych, którzy osiągnęli sukcesy, są zamożni i którym wiedzie się lepiej niż nam. Wolimy być więc być biedniejsi, ale uczciwi, ba okazuje się, że większość z nas nie chce nawet przyznawać się do tego, że wiedzie nam się lepiej niż sąsiadom, bo boimy się właśnie posądzenia o nieuczciwość i oszustwa.
Spotkałam się też z opinią, że jako naród wolimy narzekać niż coś robić. I tak wmawiamy sobie: „Moje działania nie mają sensu, bo w Polsce i tak się uda odnieść sukcesu”, „Jest kiepska sytuacja gospodarcza i słabe zarobki więc lepiej jest pracować za granicą” , „Pracodawcy nas wykorzystują więc nie warto pracować uczciwie” itd. Tak mówiąc, kształtujemy w nas samych negatywny obraz naszego kraju i wpadamy w pułapką „nic nierobienia” bo skoro z góry zakładamy, że i tak się nie uda to, po co próbować?
Jest w nas Polakach także skłonność do malkontenctwa i wiecznego narzekania. Narzekamy niemal na wszystko: na sytuację gospodarczą, na polityków, na sąsiada, na szefa, na teściową, na pogodę itd. Jak ktoś zapyta się nas co u nas słychać odpowiadamy: „Stara bida”, „Szkoda gadać”, „A co może być słychać?” lub przytaczamy całą litanię niepowodzeń i nieszczęść, które spotkały nas w ostatnim czasie.
Takie powszechne narzekanie, obniża ocenę nie tylko tego, na co narzekamy, ale także pogarsza nasz nastrój i sprawia, że widzimy przyszłość naszego kraju w znacznie ciemniejszych kolorach niż ma to miejsce w rzeczywistości. Ba! Narzekamy nawet wtedy, kiedy statystyki ekonomiczne pokazują twarde dane na to, że nam Polakom wiedzie się coraz lepiej.
Polskie badania psychologów prof. Bogdana Wojciszke i dr Wiesławy Baryły pokazały, jak głęboko zakorzeniona jest w polskim życiu społecznym „kultura narzekania”. Psychologowie zapytali ponad 600 osób w wieku powyżej 24 lat o tematy rozmów codziennych i tak okazało się że 61 proc. przyznało, że często lub bardzo często rozmawia o wysokich cenach, 56 proc. o szerzącym się chamstwie, a 38 proc. o nieuczciwości polityków. Okazuje się, że polska „kultura narzekania” ma głębokie korzenie i jest zjawiskiem trwałym. Dowodzą tego starsze badania z 1992 prof. Janusza Czapińskiego w których okazało się, że tylko 23 proc. Polaków zgadzał się ze zdaniem "W Polsce wypada głośno mówić o szczęściu", natomiast aż 51 proc. uważało, że "Polacy lubią narzekać bez powodu". Można więc zaryzykować stwierdzenie, że w Polsce wypada wręcz mówić i myśleć negatywnie o otaczającej nas rzeczywistości, innych ludziach czy sytuacjach życiowych.
Oprócz wiecznego narzekania Polacy są również spostrzegani jako naród ponury albowiem rzadko uśmiechamy się do innych i często mamy markotny wyraz twarzy. Popularne powiedzenie „Co się śmiejesz, jak głupi do sera” powoduje, że śmiejąc się odczuwamy zażenowanie i wstyd. Nic dziwnego, że się nie uśmiechamy albowiem powyższe powiedzonko daje nam jasno do zrozumienia, że tylko głupi się cieszy i śmieje bez powodu. Nie chcemy więc by odbierano nas za osoby niepoważne czy beztroskie i w związku z tym przybieramy posępny wyraz twarzy.
Dodatkowo uważamy, że skoro mamy problemy w pracy, z dziećmi lub z partnerem to jak mamy się uśmiechać? Po co? Z czego? A zresztą do kogo niby mielibyśmy uśmiechać? Wokół przecież wszyscy są jacyś drażliwi, smutni lub przygnębieni codziennym życiem. Uważamy więc, że lepiej nie ryzykować uśmiechem, kiedy inni dookoła są w takich nastrojach. Nie zdajemy sobie jednak sprawy, że jeśli będziemy wiecznie pochmurni i przekonani, że uśmiech oraz bycie pogodnym człowiekiem nie ma sensu, to inni zaczną reagować na nas podobnie. W ten sposób zaczynamy powielać obraz ponurych Polaków. Nie dziwmy się wtedy, że wszyscy na wszystkich zaczniemy patrzeć wilkiem. A może warto po prostu czasem powitać innych promiennym uśmiechem?
Jesteśmy też mistrzami w prześciganiu się w grze pt: „Kto ma gorzej”. Gdy ktoś nam żali się że ma np.: apodyktycznego męża, złego szefa lub dziwną sąsiadkę, często zdarza się nam zareagować: „Eee tam, to jeszcze nic. Ja to mam się dopiero ze swoim...". I tu zaczynamy opowiadać niestworzoną historię o mężu tyranie, szefie furiacie czy sąsiadce dziwaczce. Zaczynamy więc licytować się na nieszczęścia, problemy, porażki życiowe i zawsze uważamy, że mamy gorzej niż inni. Takie nastawienie powoduje, że powszechne narzekanie staje się dla nas atrakcyjne i spotykając się ze znajomymi prześcigamy się kto z nas mas ma gorzej.
Narzekanie tak weszło nam w krew, że nie wiem czy łatwo z niego zrezygnujemy? Zachęcam do zastanowienia się: Czy narzekanie jest naszą silną cechą narodową? Czy narzekamy, bo lubimy to robić? Czy po prostu narzekamy, bo w porównaniu z bogatymi krajami UE czujemy się gorsi? Czy nasze niezadowolenie i mania narzekania ma może jednak swoje racjonalne powody?