Blisko ludziPolacy zaczynają doceniać lokalne ryneczki. Uczą się od Kasi Tusk

Polacy zaczynają doceniać lokalne ryneczki. Uczą się od Kasi Tusk

Polacy zaczynają doceniać lokalne ryneczki. Uczą się od Kasi Tusk
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Anna Moczydłowska
04.08.2017 15:47, aktualizacja: 01.03.2022 13:13

Świeże kwiaty, dorodne warzywa i perełki w stylu vintage - lokalne bazary to raj dla amatorek zdrowego odżywiana, ekologii i nietypowych przedmiotów. Do ich grona zalicza się między innymi Kasia Tusk, która na blogu regularnie zachwala sopocki bazarek.

- Pani Kasia wraz z mamą zawsze kupują u mnie grzyby, a przed świętami wieńce z choinki. Ze świecą szukać tak skromnych osób. Zawsze zagają, pożartują, pochwalą produkty. Są tutaj znane, tak samo jak Marta Kaczyńska. Z tym, że ona raczej trzyma dystans, nie wdaje się w rozmowy ze sprzedawcami - mówi Dorota, która na sopockim rynku handluje od kilku lat.

Zarówno ona, jak i pozostali bazarkowi sprzedawcy, cały czas walczą z dyskontami. Trudniej jest od kiedy dyskonty rozbudowały u siebie działy warzywno-owocowe, nazywając je "ryneczkami". Sieciówki zaczęły też wypiekać chleb na miejscu i sprzedawać świeże kwiaty.

Obraz
© fot. WP/Anna Moczydłowska

To tutaj zakupy robi Kasia Tusk

- Promocja minus 50 proc. na cały nabiał, 3 w cenie 2, pomarańcze po cenie tak niskiej, że aż nie wypada. Załamuję ręce oglądając gazetki promocyjne. Ich ceny są niestety mocno konkurencyjne w stosunku do naszych. Przecież "olbrzymy" zamawiają tych pomarańczy tysiące kilogramów, my tylko kilkadziesiąt - dodaje handlarka.

- Może i mają taniej, ale kwiaty od nich po dwóch dniach padają. Nasze stoją minimum tydzień. Tak samo owoce. Kto wie, ile leżą w wielkich magazynach i czym są spryskiwane. U nas wszystko jest świeżutkie, pachnące i prosto z Kaszub. Nie będę schodził z ceny kosztem jakości - mówi stanowczo Kazimierz z sopockiego rynku.

Kiedy duszne hale zaczynają męczyć

Jak podaje SGGW, na rynkach i bazarach robione jest około 7 proc. zakupów. Trudno zbadać dokładnie, bo część osób handluje "na czarno". Choć w okresie od 1999 roku do 2014, powierzchnia polskich targowisk zmniejszyła się o około 9 procent, to bazarków wciąż przybywa. Według różnych statystyk Polska jest w czołówce państw, gdzie najwięcej jest rynków i bazarów. Wyprzedzają nas tylko Włosi.

Sytuacja się zmienia. Kiedyś bazary kojarzyły się z tandetą, dzisiaj sprzedawcy zaczynają specjalizować się w produktach ekologicznych. Co bardziej obrotni handlarze mają nawet swoje strony internetowe, na których można zapoznać się z asortymentem, a nawet zamówić zestaw produktów pod drzwi.

- Trzeba iść z duchem czasu i docierać do klientów różnymi kanałami, ale osobistego kontaktu jednak nic nie zastąpi. Raz czy dwa w tygodniu po prostu wypada bywać na bazarku: pokazać produkty, opowiedzieć o nich, doradzić. Przyznaję, były cieńsze lata, gdy ludzie zachwycali się hipermarketami na obrzeżach miasta. Teraz chyba przestaje bawić ich wielogodzinne łażenie po dusznej hali i powtarzające się produkty. Wracają do nas - przyznaje pani Marta, która pod Trójmiastem ma swoje gospodarstwo.

Bliżej ryneczkowej natury

Skąd trend na ryneczkowe zakupy? Zapewne z wyższych zarobków Polaków i chęci bycia bliżej natury.

- Coraz częściej stawiam na jakość produktów. Nasza sytuacja finansowa jest dobra, więc chętniej przeznaczamy część budżetu domowego na produkty ekologiczne, regionalne i po prostu smaczniejsze. Z drugiej strony życie pędzi, dużo pracujemy i myślę, że każdy kontakt z naturą zaczyna być na wagę złota. Nawet ten na bazarku - śmieje się Ewa, która jest stała klientką jednego z gdańskich rynków.

- Ku uciesze dietetyków, panuje obecnie moda na zdrowsze odżywianie się. W ślad za Kasią Tusk czy Anną Lewandowską, my też lubimy pokazać na zdjęciach piękne jedzenie. A co może być piękniejszego niż świeże zioła czy owoce? Nie każdy ma możliwość hodowania ich we własnym ogródku, stąd pewnie oblężenie ryneczków. To dobry trend, bo zdrowy - tłumaczy Anna Rybicka, dietetyk.

Obraz
© fot. WP/Anna Moczydłowska

Ryneczki oczywiście nie zagrożą gigantom branży spożywczej. Ci mają się świetnie. Zyski rosną, a jak pokazuje badanie przeprowadzone przez ARC Rynek i Opinia, aż 47 proc. ankietowanych podało je jako główne miejsce zakupu owoców i warzyw. Aż 29 proc. Polaków w supermarketach regularnie zaopatruje się także w mięso. To dużo, bo w Europie zaledwie 11 proc. osób robi podobnie.

Nie ma co się oszukiwać - wielkie sieci oferują produkty najtaniej i to tam wielu Polaków wciąż kieruje swoje pierwsze kroki, robiąc zakupy. Ważne jednak, by giganci zostawili na rynku choć "ciut" miejsca dla lokalnych sprzedawców. Tyle wystarczy, by cieszyć się produktami świeżymi i pachnącymi polską wsią.