Blisko ludziPolki w górnictwie. "Wielokrotnie słyszałam, że kobieta na dole przynosi pecha"

Polki w górnictwie. "Wielokrotnie słyszałam, że kobieta na dole przynosi pecha"

Kobiety w górnictwie coraz częściej zostają np. sztygarami
Kobiety w górnictwie coraz częściej zostają np. sztygarami
Źródło zdjęć: © Instagram
Katarzyna Pawlicka
27.04.2022 15:39, aktualizacja: 28.04.2022 18:41

Górnictwo to wciąż bardzo męska branża, co nie oznacza, że brakuje pań świetnie radzących sobie w tym trudnym zawodzie. – Bardzo bym chciała, żeby panowie na dole patrzyli nie na płeć, a na kompetencje. Mam wrażenie, że niektórym mężczyznom wciąż przychodzi to z trudem – mówi jedna z nich, Adrianna Żelichowska, posługującą się na Instagramie nickiem pani_sztygar.

W ostatnich dniach myśli i oczy wszystkich Polaków skierowane są w stronę kopalń Zofiówka i Pniówek, gdzie doszło do wybuchów metanu. Do środy włącznie potwierdzono śmierć 18 górników. W telewizyjnych i prasowych reportażach z miejsca zdarzenia wypowiadają się niemal wyłącznie mężczyźni, gdy oddaje się głos kobietom, są to zazwyczaj wdowy, których mężowie zginęli podczas wykonywania pracy. Czy to prawdziwy obraz górniczego świata pytam Karolinę Bacę-Pogorzelską, inżyniera górniczego II stopnia i autorkę książek poświęconych górnictwu (m.in. "Babska szychta", w której porozmawiała z kobietami pracującymi tej branży).

Kobiety w kopalni. Tak, ale nie na każdym stanowisku?

- To jest jak najbardziej prawdziwy obraz branży górniczej. W Polsce do 2008 roku obowiązywał zakaz regularnej pracy kobiet pod ziemią wprowadzony kilkadziesiąt lat wcześniej, ponieważ dochodziło do wielu wypadków z ich udziałem. Powodem były też przypadki molestowania seksualnego, o których wówczas głośno się nie mówiło – stwierdza Baca-Pogorzelska w rozmowie z Wirtualną Polską.

Sama wielokrotnie zjeżdżała pod ziemię i – jak mówi – z całym szacunkiem dla równouprawnienia – nie wszystkie stanowiska pracy na dole są odpowiednie dla kobiet.

- Nie chcę, żeby ktoś zarzucił mi dyskryminację, ale trzeba mierzyć siły na zamiary i po prostu obiektywnie oceniać rzeczywistość. W kopalni są takie stanowiska, np. przodowego przy wydobyciu węgla w ścianie wydobywczej, że trudno mi sobie wyobrazić na nich kobietę. Ta praca wymaga kilkugodzinnej, ciężkiej pracy fizycznej kilofem lub łopatą w nieprawdopodobnym upale. Przyznam szczerze, że po samym dwugodzinnym przyglądaniu się temu zajęciu, miałam dość, a jestem zaprawiona w bojach – przekonuje. – A nawet jeśli jestem w stanie sobie wyobrazić kobietę na takim stanowisku, jakoś nie widzę kolejek chętnych – dodaje.

Baca-Pogorzelska zauważa, że kobiety nie są również ratowniczkami górniczymi, a to właśnie przedstawiciele tej profesji wypowiadają się najczęściej, gdy w jakiejś kopalni dochodzi do tragedii. Podkreśla jednak, że wiele górniczek wykonuje bardzo ciężką pracę na powierzchni, np. w zakładach przeróbki mechanicznej węgla, gdzie wyjeżdża urobek i trzeba oddzielić węgiel od kamienia. Inne są zatrudnione w lampowniach, czyli miejscach, gdzie górnikom wydaje się lampy lub łaźniach.

- Mam kilka koleżanek górniczek, które jeżdżą pod ziemię, ponieważ są geolożkami, mierniczymi – jedne robią to raz w tygodniu, inne raz na dwa tygodnie. Ale kobiet, które codziennie zjeżdżają na dół na kilkugodzinną szychtę jest garstka. Panie pojawiły się natomiast w tak zwanym dozorze górniczym, są np. sztygarami, czyli nadzorują pracę górników – stwierdza.

Kopalnia - miłość od pierwszego słyszenia

Adrianna kopalnię pokochała od pierwszego słyszenia. Studiowała fizykę techniczną na AGH. Po pierwszym semestrze koledzy z Katowic zabrali ją do siebie na weekend. Poszli na hałdę posiedzieć, coś zjeść, napić się piwa. Wtedy przepadła. Wracając, wiedziała, że musi zmienić kierunek.

- Industrialny Śląsk wywarł na mnie ogromne wrażenie, ale na studia górnicze zaciągnął mnie tak naprawdę tylko dźwięk, który wydaje kopalnia. Dużo osób myślało, że to tylko taka chwilowa zajawka, też się tego obawiałam, ale z roku na rok podobało mi się coraz bardziej – opowiada Wirtualnej Polsce.

Gdy wybrała specjalizację "górnictwo podziemne", była jedyną dziewczyną na roku. Od początku wiedziała, że chce zjeżdżać na dół, ale nie wszyscy wykładowcy podzielali jej entuzjazm. – Kilku prowadzących nie mogło powstrzymać się od uwag, że chyba jestem w złym miejscu. Inni konsekwentnie zwracali się do nas wyłącznie w rodzaju męskim. Natomiast na szczęście nie doświadczyłam sytuacji, w których miałam poczucie, że ktoś chce świadomie mi zaszkodzić, albo że sprawa wymaga interwencji – wspomina.

Z kuluarowych rozmów na uczelni dowiedziała się także, że pierwsza kopalnia nie przyjęła jej na praktyki dołowe nie z powodu cięć budżetowych – ten powód podano jako oficjalny – a uprzedzeń. – Po prostu nie chcieli kobiety na dole – mówi Adrianna.

Przykrość spotkała ją także u lekarza, tuż przed praktykami w kopalni. – To była ostatnia wizyta, miałam już zgody wszystkich lekarzy-specjalistów. Pan doktor wygłosił 20-minutowy monolog, w którym padły stwierdzenia, że jak szukam adrenaliny, mogę poszukać jej gdzie indziej, że kobiety w moim wieku powinny zajmować się czym innym, w domyśle pewnie rodzeniem dzieci. Siedziałam na krześle jak na szpilkach. Na koniec zapytałam tylko, czy są jakieś medyczne przeciwskazania. Gdy zaprzeczył, poprosiłam o podpis – relacjonuje.

W samej kopalni została bardzo dobrze przyjęta przez zespół – zarówno ten na górze, jak i ten na dole. Zdarzało się jej jednak słyszeć, że widocznie łańcuch z kuchni się zerwał. Innym razem, gdy przechodziła obok grupki górników, usłyszała: "coś tutaj pachnie seksem". Jak deklaruje, do podobnych odzywek ma jednak duży dystans.

– Bardzo bym chciała, żeby panowie na dole patrzyli nie na płeć, a na kompetencję. Mam wrażenie, że niektórym mężczyznom wciąż przychodzi to z trudem – dodaje.

Uprzedzenia i stereotypy

- Kobiety w górnictwie cały czas muszą zmagać się z uprzedzeniami i stereotypami – wtóruje Adzie Karolina Baca-Pogorzelska. – Pamiętam reakcję związków zawodowych, gdy w 2008 roku zniesiono zakaz pracy kobiet pod ziemią. Były lamenty, skargi, "olaboga, baba pod ziemią, świat się kończy" – mówili górnicy. Sama wielokrotnie słyszałam, że kobieta na dole przynosi pecha. Bardzo często spotykam się też z protekcjonalnym podejściem na zasadzie: "co ty tam wiesz" – także na powierzchni. Wczoraj wrzuciłam coś na Twittera i dostałam wiadomość, że ze mnie taki inżynier górnictwa, jak z pana, który pisał tę wiadomość lekarz i lepiej żebym się dziećmi zajęła – mówi.

- Oczywiście po jakimś czasie zespół przyzwyczaja się do tego, ze jest wśród nich kobieta. Jej obecność staje się oczywista, bo już się znają, są kolegami z pracy – wtrąca.

Adrianna pokochała kopalnię "od pierwszego słyszenia"
Adrianna pokochała kopalnię "od pierwszego słyszenia"© Archiwum prywatne

Adrianna na początku czerwca rozpoczyna pracę na dziale tąpań. Dwie-trzy godziny dziennie będzie spędzać na dole, w konkretnym rejonie, robić tam pomiary, a następnie, już na powierzchni, nanosić je na mapy i do systemu, tworzyć protokoły. Nie wyobraża sobie pracy wyłącznie przy biurku.

– Wie pani, przez pięć lat uczyłam się o maszynach, środkach bezpieczeństwa, pracy pod ziemią. Gdybym nie miała szansy tego wszystkiego dotknąć, zobaczyć, posłuchać, miałabym poczucie, że zmarnowałam studia – przekonuje.

Gdy pytam, czy jej zdaniem kobiety są w stanie wykonywać wszystkie zawody górnicze, odpowiada po chwili namysłu.

- Nie wszystkie kobiety. I nie mówię tego w kontekście, że ja tak, a ktoś inny już nie. Miałam kiedyś ciekawą rozmowę z jednym z pracowników kopalni i doszliśmy wtedy do wniosku, że powinny być badania lekarskie, które pozwolą ocenić, czy dana kobieta jest w stanie pracować na dole na przykład przez dwie godziny czy przez 7,5. To bardzo trudny temat i indywidualna kwestia – dzisiaj przecież można mieć lepsze wyniki, a za miesiąc czuć się zdecydowanie gorzej. Jednak jestem całym sercem, by działać w tym kierunku i przede wszystkim nie szufladkować. Tak, jak na pewno nie wszystkie kobiety nadają się do pracy na dole, tak i nie wszyscy mężczyźni – ocenia.

Oswajanie lęku

W kontekście ostatnich, tragicznych wydarzeń w Zofiówce i Pniówku, nie sposób nie zapytać o strach czy lęk nierozerwanie łączące się z tym zawodem.

- Jestem na tym etapie, że nie towarzyszy mi strach, choć oczywiście może być tak, że któregoś dnia zobaczę czy przeżyję coś takiego, co trwale odbije się na mojej psychice. Na praktykach miałam dwie sytuacje, gdy doszło do tąpnięć. Dla mojego zespołu to już była rutyna, dla mnie adrenalina, ale raczej ta motywująca niż paraliżująca – odpowiada Ada.

- Myślę, że górnicy, którzy codziennie zjeżdżają na dół, nie mogą myśleć o strachu. Jednak z górnictwem jest jak z chodzeniem po górach – to jest żywioł, natura. Zawsze musimy mieć z tyłu głowy, że coś się może wydarzyć i widzimy, że czasem się wydarza, nawet w najbezpieczniejszej kopalni. Podstawą jest, by nie bagatelizować zagrożeń, nie wpadać w rutynę. Mam dużo koleżanek, których mężowie są górnikami. Lęk o drugą osobę pojawia się zawsze, ale, co ciekawe, kobiety, które same pracowały w kopalni, łatwiej go oswajają – zauważa Karolina Baca-Pogorzelska.

Adrianna także podziela swoją pasję do górnictwa z mężem. – Studiowaliśmy razem przez pięć lat, na ostatnim roku zaczęliśmy się spotykać. To akurat wykrakała babcia, która powiedziała, że jeszcze nie spotkała się z tym, żeby jakaś kobieta świadomie poszła w górnictwo i wzięła sobie chłopa, który z tą branżą nie ma nic wspólnego – śmieje się.

- Na szczęście od początku wzajemnie się nakręcaliśmy, było dla niego jasne, że nie będę "żonką, która się krząta, jak syneczek śpi" z "Górniczego walczyka". Wysyłamy sobie różne nowinki, artykuły, dyskutujemy o tym, co dzieje się w górniczym świecie – opowiada.

Adrianna nie chce pracować wyłącznie przy biurku
Adrianna nie chce pracować wyłącznie przy biurku© Archiwum Prywatne | Kate Strucka

Jednocześnie zapewnia, że nie martwi się o przyszłość górnictwa w Polsce. – Uważam, że powinniśmy jako kraj inwestować w energię atomową, ale węgiel będzie jeszcze przez jakiś czas jednym z filarów naszej gospodarki. Trzeba pamiętać też – a o tym mówi się bardzo rzadko – że są także inne surowce. Na pierwszym wykładzie usłyszeliśmy od profesora, że górnictwo tak naprawdę jest wszędzie, wystarczy się rozejrzeć po mieszkaniu – to, co nie jest wykonane z drewna, jest wykonane z surowców, które ktoś wyciągnął z ziemi. Nawet gdy górnictwo węglowe na Śląsku będzie się chylić ku końcowi, jest mnóstwo innych potrzebnych pierwiastków. Koniec wydobywania węgla nie musi oznaczać dla tych zakładów całkowitego zamknięcia – podsumowuje.

Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta