Blisko ludziPonad trzy miliony Polek padło ofiarą przemocy fizycznej. Rząd problemu nie widzi

Ponad trzy miliony Polek padło ofiarą przemocy fizycznej. Rząd problemu nie widzi

Ponad trzy miliony Polek padło ofiarą przemocy fizycznej. Rząd problemu nie widzi
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Magdalena Drozdek
07.12.2016 11:21, aktualizacja: 07.12.2016 11:56

Co piąta Polka przynajmniej raz w życiu doświadczyła przemocy fizycznej lub psychicznej. Tylko 28 proc. z nich zgłosiło się na policję. 800 tys. kobiet rocznie jest bitych. To więcej niż 2 tys. kobiet dziennie. Rząd problemu nie widzi i postanawia wypowiedzieć konwencję antyprzemocową.

Magda w dzieciństwie chorowała na białaczkę. Gdy po latach wygrała z nowotworem, to musiała zacząć kolejną walkę, tym razem z mężem, który się nad nią znęcał. - Przed ślubem nic na to nie wskazywało, dlatego radośnie złożyłam przysięgę małżeńską – opowiada.

Potem magiczna bańka prysła. Małżeństwem byli tylko, a może aż, dwa lata. – Wydaje mi się, że wcale nie tak długo – dodaje. Któregoś dnia Magda postanowiła odejść. Dla siebie i dla dziecka, które musiało mieć przecież normalny dom, normalne życie.

Jak przyznaje, udało się jej ułożyć wszystko od nowa tylko dzięki wsparciu rodziny. Bo mąż robił wszystko, by ją zastraszyć. Do MOPS-u wydzwaniał, by opowiadać o tym, jak Magda zaniedbuje dziecko. - Nie bałam się byłego męża, wiedziałam, że z obstawą, jaką mam, nic mi nie grozi. On nawet kiedyś powiedział, że moi rodzice i starsza siostra to moje osobiste pitbulle. Trochę racji w tym było, nie pozwolili mu się do mnie zbliżyć, gdy sobie tego nie życzyłam – opowiada.

- Kobietom w podobnej sytuacji powiedziałabym, żeby nie bały się zmienić swojego życia. Niech się nie wstydzą, mówią o tym głośno, szukają pomocy. To nie one, a ich kat powinien się wstydzić. Znęcanie się nad rodziną to powód do wstydu. Oni się nigdy nie wstydzą. Mój były mąż jest przekonany, że był bardzo dobrym partnerem, za to ja okropną żoną – mówi.

Anna po ślubie też uważała, że żyje jak w bajce. Bardzo krótko. W przeciwieństwie do męża Magdy jej był gotowy na wiele więcej, by ją kontrolować i odbierać resztki godności.

- Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale początkowo jego zazdrość odbierałam jako dowody miłości. To był początek piekła, z którego na szczęście udało mi się wyrwać - zwierza się Anna.

Za każdym razem próbowała męża jakoś wytłumaczyć – i przed samą sobą, i przed znajomymi. Bo przecież tak się zachowuje z miłości. Zrywała z nim wielokrotnie, za każdym razem wysyłał do jej biura kwiaty z przeprosinami. Wszystko wracało na chwilę do normy, by za chwilę zaczynała się kolejna paranoja. – Śledził mnie, podsłuchiwał, obserwował przez lornetkę, siedząc na drzewie, kontrolował mnie na każdym kroku, sprawdzał mnie nawet w pracy – mówi.

Tak opisuje jedno z kolejnych rozstań: naszedł mnie w mieszkaniu, które wynajmowałam. Jakimś cudem miał klucze, mimo że wcześniej mu je odebrałam. Pewnie dorobił. Akurat brałam kąpiel w wannie. Nagą, wywlókł mnie z niej za włosy. Krzyczał, wypytywał, gdzie byłam, co robiłam, wyzywał i zaczął mnie bić. Wpadł w szał. Zakneblował mi usta, myślałam, że mnie zabije. Stłukł mnie do nieprzytomności. Potem wyszedł. Wrócił, przepraszał, mył mnie z krwi i znowu bił. Nie pamiętam, ile to trwało. Na pewno kilka godzin. Gdy odzyskałam przytomność, znowu go nie było. Cudem udało mi się uciec. Chwyciłam kluczyki do samochodu, założyłam szlafrok i boso wyszłam z mieszkania. Dotarłam do domu rodziców. On przyjechał za mną. Już czekała na niego policja. Został zatrzymany.

Anna ma 40 lat i dziś, jako mediator pomaga innym. Specjalizuje się w sprawach rodzinnych.

- Gdy zaczynałam swoją "walkę" byłam zupełnie sama. Miałam duże zaufanie do policji i wymiaru sprawiedliwości. Naiwnie myślałam, że sprawa jest prosta. Przecież to ja jestem pokrzywdzona, wszyscy mnie od razu zrozumieją, pomogą - wspomina. - Byłam pobita, a nawet, o mało nie zostałam zabita, miałam obdukcję, dowody, same mocne argumenty. Prawda okazała się bolesna. Rozmowy na policji i w sądzie nie były łatwe. Czułam się jak natręt, który wymyśla i opowiada niestworzone rzeczy o niewinnym człowieku.

Były partner Anny został skazany za pobicie, kradzież i groźby karalne kierowane pod jej adresem, a ona odzyskała prawo do dziecka, które próbował jej odebrać. Udowodniła sobie i innym, że jest silna i potrafi walczyć.

Spór o konwencję antyprzemocową

Około 3,5 mln kobiet w Polsce, przynajmniej raz w swoim życiu, padło ofiarą przemocy fizycznej i/lub seksualnej. To co piąta kobieta. Tylko 28 proc. z nich zgłosiło się na policję. Ofiarami prześladowania padło 9 proc. Polek, z kolei 32 proc. kobiet doświadczyło molestowania seksualnego. 800 tys. kobiet rocznie jest bitych. To więcej niż 2 tys. kobiet dziennie. 8 mln zł rocznie – to koszt, jaki rocznie ponosi państwo z powodu przemocy wobec kobiet, jak ustaliło European Institute for Gender Equality.

Jak donosi OKO Press, rząd przymierza się do wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej, co potwierdzają trzy niezależne źródła. Informację tę potwierdziła też sama Elżbieta Rafalska. – Jestem za wypowiedzeniem przez Polskę konwencji antyprzemocowej – mówiła minister pracy w rozmowie z „Wyborczą” i przyznała, że resort sprawiedliwości rozpoczął już na ten temat dyskusję. – Byliśmy jej od początku przeciwni. Szereg wyrażonych w niej poglądów i rozwiązań kłóciło się z naszymi poglądami, np. zapisy związane z kulturowym widzeniem płci. Dla mnie płeć jest kategorią biologiczną, a nie kulturową – dodała Rafalska.

Dlaczego w ogóle wypowiadać konwencję, która w założeniu ma chronić obywateli? Jak wskazują eksperci, w dokumencie mowa jest o poddawaniu się kontroli przez sygnatariuszy, by sprawdzić, czy dany rząd rzeczywiście wywiązuje się z ustaleń, tj. czy w Polsce walka z przemocą wobec kobiet coś daje. Statystyki są jednak dla nas nieprzychylne.

Polki doniesieniami o wypowiedzeniu konwencji są przerażone. Bo jak będą wyglądały takie dane w następnym roku, jeśli nie będą obowiązywały już międzynarodowe normy prawne?

- To wyjaśnia nam, jaki stosunek do przemocy wobec kobiet ma obecny rząd w Polsce. I trudno nam zrozumieć skąd w obecnym rządzie tyle nienawiści do Polek. Konwencja Rady Europy zobowiązywała państwo polskie do wprowadzenia wielu rozwiązań w zakresie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet m.in. wprowadzenie rzetelnej edukacji antyprzemocowej i promocję równości kobiet i mężczyzn w życiu rodzinnym i społecznym. To głównie stało się solą w oku obecnej ekipy rządzącej. Wypowiedzenie Konwencji przez rząd Pani Szydło może za sobą pociągnąć dalsze trudności w realizowaniu właściwej pomocy dla kobiet oraz edukacje społeczeństwa w zakresie równouprawnienia kobiet w życiu społecznym – komentują pracownicy Centrum Praw Kobiet.

- Kiedyś napisałam, że konserwatyści na całym świecie sprzymierzyli się w obronie... przemocy domowej i przemocy wobec kobiet. Nasz rząd na pewno. Wstrząsające, że przykładają do tego rękę kobiety, minister Rafalska czy premier Szydło, ale cóż, syndrom sztokholmski istnieje. Nie wiem, jak Wy, ale ja #mamdość – pisze z kolei na Facebooku Agata Czarnecka.

Obraz
© Shutterstock.com

Jak było przed wprowadzeniem konwencji?

W przypadku gwałtów sądy mogły orzekać najmniejsze możliwe kary, czyli zwieszenie wykonania wyroku. Konwencja była rewolucją. Według badań, jakie przeprowadziła prof. Beata Gruszczyńska z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, każdego roku ofiarą przemocy fizycznej lub seksualnej padało 700 tys. do miliona Polek.

W 2013 roku policja zanotowała 87 tys. ofiar przemocy dokonanej przez członka rodziny oraz 61 tys. podejrzanych o jej stosowanie. Skazanych zostało ok. 12 tys. sprawców przemocy domowej. W 86 proc. takich przypadków skazani otrzymywali karę więzienia w zawieszeniu, a 4 proc. skazanych nakaz wyprowadzenia się z miejsca, w którym mieszka z ofiarą przemocy.

„Konwencja RE o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej” została podpisana przez polski rząd już w 2012 roku, ale Sejm zgodził się na jej przyjęcie dopiero w 2015 roku, niedługo później podpisał ją Bronisław Komorowski. Prawo zaczęło obowiązywać od 1 sierpnia 2015 roku.

Polska znalazła się w gronie krajów, gdzie wyznaczone zostały standardy postępowania wobec przemocy w rodzinie. Miało powstać więcej ośrodków pomocowych, miał zostać stworzony system pomocy finansowej, elektronicznego dozoru sprawcy, całodobowa linia pomocowa dla poszkodowanych kobiet. Według sondażu z grudnia 2014 zleconego przez Instytut Spraw Publicznych tylko 13 proc. Polaków było przeciwko ratyfikacji konwencji. Za było 53,5 proc. ankietowanych, a co trzecia nie miała zdania. 61 proc. badanych zgadzało się, że pomoc ofiarom przemocy domowej w Polsce jest niewystarczająca.

Według konwencji źródło przemocy tkwiło w nierówności płci, w stereotypach dotyczących gender, w tradycyjnym podejściu do roli mężczyzny i kobiety. I tu pojawił się największy problem.

Episkopat wydał oświadczenie, w którym zaznaczał, że konwencja jest niezgodna z naukami Kościoła i „w żaden sposób nie można jej zaakceptować”. O tym mówił też podczas kampanii prezydenckiej Andrzej Duda: - Apelowałem do pana prezydenta, żeby tej konwencji nie podpisywał. Obok treści pozytywnych są treści o charakterze ideologicznym, obcym nam kulturowo, naszej tradycji.

– Jestem dumna, że jestem Polką. Jestem dumna, że jestem chrześcijanką. Wy chcecie zniszczyć tradycję, która chroni przed przemocą. Niszczycie naród w ten sposób – komentowała posłanka Marzena Wróbel.

PiS nienawidzi kobiet?

Prawa kobiet odeszły na dalszy tor, bo politycy debatowali nad tym, czy aby na pewno konwencja nie niszczy tradycji, jaka by ona nie była. Dziś wszystko wskazuje na to, że PiS po roku dopnie swego i z konwencji się odmelduje.

O pogardzie i nienawiści do Polek mówią organizatorzy zbliżającego się ogólnopolskiego protestu i planują już kolejne, choć nowelizacja ustawy o zgromadzeniach może im w tym przeszkodzić.

- Dla PiS najtrudniejsze jest rozdrobnienie i rozsianie protestów w dużej liczbie po całej Polsce. Żeby nam je utrudnić, władza będzie musiała zorganizować dziesiątki niezależnych wydarzeń. A że główne działania w ramach sieci Międzynarodowego Strajku Kobiet planujemy na 8 marca, to może być gorzkich paradoks - władza nienawidząca kobiet i jednocześnie organizująca w dziesiątkach miast w Polsce uroczystości akurat 8 marca – mówi Marta Lempart, współorganizatorka protestu.

Wystosowano także apel do rządu, w którym czytamy:

- W związku z informacją o zamiarze wypowiedzenia przez polski rząd Konwencji RE o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej zapowiadamy, że takie działanie potraktujemy poważnie i nie pozostawimy go bez adekwatnej reakcji. Nie pozwolimy, aby w wyniku działań polskiego rządu wzrosła liczba kobiet będących ofiarami przemocy domowej i pozbawionych wsparcia! (…) Jesteśmy mocą i jesteśmy tego świadome. Od niedojrzałych rządzących, niepotrafiących stawić czoła kryzysowi świata zadamy zaprzestania robienia z nas kozła ofiarnego własnej nieudolności. Polki od stuleci walczą o wolność, a wspierający nas wspaniali, rozumni mężczyźni doskonale wiedzą o tym, jak wiele nam zawdzięczają. Nasze przodkinie walczyły z narzuconą obcą władzą pod zaborami, podczas II wojny światowej, walczyły w „Solidarności”. Przykre, że taką dostajemy za to zapłatę. Będąc przez lata w światowej awangardzie – przypominamy, że 28 listopada minęło 98 lat od uzyskania przez Polki praw wyborczych – teraz gnębione jesteśmy przez własny, demokratycznie wybrany rząd, tracimy swoje prawa i cofamy się do statusu krajów, które dotąd uważało się za trzeci świat – piszą organizatorzy protestu.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (227)
Zobacz także