Pracujące matki są wściekłe. Kochają Andrzeja Dudę za te słowa
"Kiedy słyszę lament w gazetach, że niektóre firmy mają problem, bo się pracownice zwalniają, bo jest program 500 plus i kobiety mówią, że im się nie opłaca pracować za 1200, to mówię: „to bardzo dobrze. To im zapłaćcie więcej” powiedział Duda na spotkaniu w Łęcznej. - I ja się z Dudą pierwszy raz zgadzam. Pracodawca płacił mało, niech się więc teraz martwi, że odeszłam. Podobnie myśli wiele innych kobiet. Bo nasze życie to kombinowanie - mówi Urszula, mama rocznej Poli, trzyletniego Antka i dziesięcioletniego Franka.
Urszula intensywnie udziela się na jednym z forum dla matek. Tam poznaje kobiety podobne do siebie. Które chciałyby nie korzystać z 500 plus, ale korzystają, bo dla nich to jest jedyna szansa na lepsze życie. - Głupio brzmi, prawda? – zastanawia się Urszula. – Ale taka jest prawda.
Moje życie rok temu - wspomina. - Mieszkam w miasteczku pod Poznaniem, 3 tysiące ludzi. Pracuję w salonie fryzjerskim. Zarabiam minimalną krajową. 1895 złotych. Czyli na rękę dostaję niecałe 1400 złotych. Pracuję teoretycznie osiem godzin, praktycznie znacznie więcej. Szefostwo, małżeństwo zresztą, premii nie uznaje. „Kryzys jest” mówią. Jednocześnie dla siebie kupują nowy samochód, dzieci mają rzeczy najlepszej jakości, jeżdżą na obóz konny i wycieczki zagranicę. Wiem, bo w miasteczku, w którym mieszka 3 tysiące ludzi wszyscy się znają. Mnie to złości. Bo jestem na każde zawołanie szefowej. Ja tyram, ona zbiera laury. O jej salonie mówi się, że jest wspaniały, panuje w nim świetna atmosfera. Ale kto tworzy tę atmosferę? My, pracownicy.
Pamiętam spotkanie z koleżankami w Warszawie. Znamy się z internetowego forum, one nieźle zarabiają. Najpierw idziemy do Coffee Heaven. Kawa i kanapka. 27 złotych. Jedna z nich przyznaje, że do Cofee Heaven wpada codziennie, czasem lubi tu popracować. Liczę w myślach. To 540 złotych miesięcznie. Nie chwalą sie, ale w trakcie rozmowy widzę, jak nasze życie się różni. Jednej syn uczy się jeździć konno, drugiej wyjeżdża na obozy tenisowe, trzecia całą rodziną jedzie w góry. A ja? Nawet chleba nie kupuję w piekarni tylko w Lidlu, żeby było taniej. Po spotkaniu siadam na ławce w parku, ryczę. Okej, moje koleżanki nie mają czasu dla siebie i dzieci, tyrają w ciągu tygodnia, są przemęczone. Ale coś z tego mają. Moja pensja idzie w kosmos. Wydaję na podstawowe potrzeby. A przecież też wracam do domu ledwo żywa. Dlatego kiedy zapada decyzja o tym, że będzie program 500 plus, nie mam wątpliwości. Mąż pracuje w firmie budowlanej, zarabia 2,5 tysiąca na rękę. Ciągle go nie ma. Więc ja, z trójką dzieci, kombinuję. A to proszę o pomoc mamę, a to teściową. Wynajmuję też na godziny nianię, bo teściowa czasem się dąsa, a mama ma problemy z sercem. Zdarza mi się też prosić o pomoc koleżankę. Może nie płacę jej w gotówce, ale zawsze po tym, jak mi pomoże, muszę kupić dobrą kawę, wino. To wszystko kosztuje. Jestem kłębkiem nerwów. To mąż w końcu proponuje: rzuć tę robotę. Liczymy. Jeśli zrezygnuję z pracy dostaniemy kolejne 500 złotych na dziecko. Do tego zgłoszę się po zasiłek. To na początku 831 złotych. Nie będę musiała kupować mamie, teściowej, koleżance prezentów w ramach podziękowania, Antek nie pójdzie do przedszkola, kolejne 300 złotych. Klientki mogę przyjmować w domu, na czarno, więc i tak zarobię co najmniej tysiąc złotych więcej. Więc sorry, skoro pracodawca robi mnie na szaro, to ja robię jego.
Justyna, filolog, mama dwójki dzieci: - Żyję w dużym mieście, jestem dziennikarką. Za moją pracę dostawałam dwa tysiące złotych. Pracowałam po kilkanaście godzin na dobę, bo wciąż słyszę, że dziennikarz to zawód, który wymaga poświęcenia. Okej, wymaga, ale za zero złotych? Mam gdzieś mojego pracodawcę. On zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych. Prawda jest taka, że większość szefów robi w bambuko ludzi. Słowo: „nie mam na podwyżkę” to zwykła ściema. Bo jednocześnie przyjmuje się ludzi za większe pieniądze. Czyli to jest taka kombinacja. A, ta to da się wyrolować, nie prosi o podwyżkę, więc co się będę starać. Tu mam za to pracownika, dla którego muszę pogłówkować, bo mnie kopnie w tyłek. Więc co tu się dziwić, że my też kombinujemy? Świat nie jest sprawiedliwy.
W listopadzie 2015 średnia krajowa wyniosła 4164 złotych brutto. Tylko, że jak się bliżej przyjrzymy, poniżej tej średniej krajowej zarabia 70 proc. pracowników. Tak przynajmniej wynika z danych GUS. Wysokość pensji, jaką najczęściej otrzymują pracownicy to 2469 złotych. Według wyliczeń Centrum Analiz Ekonomicznych ubocznym efektem programu „Rodzina 500 plus" będzie fala odejść z pracy. Szacuje się, że z posady zrezygnuje 240 tysięcy rodziców. Chodzi głównie o zamężne kobiety z małych miast, wsi, z wykształceniem podstawowym lub średnim. 25 tysięcy z nich to samotne matki.
- To teraz zastanówmy się, czy mi się opłaca pracować na etat - prowokuje Katarzyna, samotna matka dwóch córek, graficzka. I opowiada: - Miałam wygodne, dobre życie. Ale odszedł ode mnie mąż, z dwóch pensji zrobiła się jedna. Kiedyś byłam szlachetna, rozumiejąca i wspierająca innych. Kombinowanie? Nigdy. Ale mój były w kombinowaniu jest niezły. A może to nie jest kombinowanie tylko branie od życia, co daje? Wyobraź sobie, że pracuję na etacie za 3 tysiące netto. Ale mam dwoje dzieci. Mąż zostawił mnie z kredytem (tysiąc złotych mniej więcej), mam kartę kredytową (spłacam ją po 200 zł miesięcznie). Eks w sądzie regularnie udowadnia, że nie ma dochodów. Ale dochody muszę mieć ja. Mój dzień po rozwodzie. Wstaję rano o piątej, odwożę dziewczyny do placówek (przedszkole 300 zł plus wciąż jakieś dodatki, szkoła bezpłatna, ale i tak ciągle za coś płacę). Dojeżdżam do pracy w korkach ( paliwo 700 zł miesięcznie). W pracy non stop nerwy. Wkurzony szef, awantury, podgryzanie. Wieczorem wychodzę i nawet nie mam jak odreagować. Na wino mnie nie stać, na zakupy nie pojadę. Snuję się po Tesco i Biedronce. Uczę się: oszczędzić można na wszystkim. Nie kupuję kolorowych kosmetyków, używam tylko podkładu (9 zł w Rossmanie) i tuszu (cena podobna). Przestaje kupować szampony z odżywką, wszyscy korzystamy z jednego płynu do kąpieli. Wodę pijemy tylko z kranu (ta butelkowana to rocznie koszt około 1500 zł), przestaję jeździć samochodem. Moja sztandarowa potrawa to placki ziemniaczane i zapiekany makaron. W końcu mówię: "to absurd". Po co ja dojeżdżam do pracy? Po co pracuję? Wolę wziąć kasę od państwa, zasiłki. Robić coś na czarno. Wolę odpocząć. Zyski? Poza nieprzespanymi nocami same plusy. Więcej czasu z dziećmi, więcej spokoju. Moja pracująca koleżanka spytała, jak jak mogę tak oszukiwać państwo? Parsknęłam śmiechem. Dziękuj, dziewczyno, że ciebie nie zostawił mąż i nie oszukuje cię pracodawca. Ja od kilku lat zarabiam mało. A obowiązki tylko dochodzą, bo w agencjach tę samą pracę wykonuje trzy razy mniej ludzi.
Weronika (praca w administracji, pensja około 2,500 tysiąca netto): - Idę właśnie na zwolnienie, chcę starać się o dziecko. Będą mi płacić półtora roku, potem jeszcze dostanę 500 plus.
Justyna (pracuje w budżetówce, zarabia niecałe 2000 tysiące, ma czwórkę dzieci): - Nie opłaca mi się pracować, serio. Jak ja mam utrzymać dzieci za tę pensję. Porozmawiajmy jeszcze o służbie zdrowia. Teoretycznie bezpłatna. Praktycznie za diagnozę Zespołu Aspergera u starszej córki zapłaciłam 900 złotych, bo na badania z NFZ trzeba czekać ponad pół roku, a ja musiałam dostarczyć do szkoły odpowiednie papiery. To tylko jeden z przykładów. Zasady? Ale to żart? Zasady to ja muszę mieć wobec mojej rodziny. Zrezygnuję z pracy, będę działać w domu. Kasy zarobię dwa razy tyle.
Marta (pracownik naukowy), troje dzieci: - Pracuję, bo lubię wychodzić z domu, wierzę, że w końcu mój zespół zdobędzie pieniądze na projekt. Ale to się nie kalkuluje. Smutne. Ostatatnio przyjaciółka spytała: "ty naprawdę z doktoratem nie zarabiasz trzech tysięcy?". Patrzyła na mnie, jak na kosmitkę. Jest stylistką. Miesięcznie wyciąga około 10 tysięcy złotych. Ma trójkę dzieci, ale i tak wypełniła wniosek o 500 plus. Bo ma troje dzieci. Zażartowała: będę miała na botoks.
Tatiana Ostaszewska- Mossak, psycholog pracująca z parami, które starają się o dziecko: - Program 500 plus to dla niektórych kobiet pretekst, żeby odpocząć. Bo one już nie mają sił żyć w wiecznym pędzie, stresie. Pomyślmy w ogóle o naszym stylu życia.
Monika Gronkowska, dyrektor zarządzający, branża odpadowa. - 80 proc pracowników w naszej firmie zarabia 1850 brutto, czyli najniższą krajową. Oni na rękę dostają 1355 złotych, koszt pracodawcy to i tak 2231,29 złotych. Część moich pracowników to wykształcone kobiety. Rozumiem, że one rezygnują z pracy. Za te same pieniądze mogą pobyć z dzieckiem.
Sylwia Kosmicka, przez wiele lat prowadziła salon kosmetyczny: - Małych przedsiębiorców po prostu nie stać na wysokie stawki dla pracowników. Częściowo i tak płaci się pensję na czarno. A więksi przedsiębiorcy rzeczywiście wykorzystują pracowników. Wariacki świat. Tak, oczywiście, są pracownicy uprzywilejowani. Ale to 30 proc społeczeństwa. Cała reszta orze, jak może. I to naprawdę nie jest kwestia walki, jakie mięso kupisz, czy gdzie pojedziesz na wakacje. Miałam znajomą, wykształconą babkę. Tak ją wyrolował szef, że w ciąży siedziała bez pracy. Stać ją było tylko na kejzerki i kefir. W tym kraju to każdy każdego oszukuje.