Blisko ludziPoważne konsekwencje nierównego traktowania. "Przez babcię nie ma już naszej rodziny"

Poważne konsekwencje nierównego traktowania. "Przez babcię nie ma już naszej rodziny"

Nierówne traktowanie prowadzi do niskiego poczucia własnej wartości
Nierówne traktowanie prowadzi do niskiego poczucia własnej wartości
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Michałowski
Katarzyna Pawlicka
16.03.2021 15:47

Nierówne traktowanie przez rodziców lub dziadków może znacząco wpłynąć na jakość życia, a nawet doprowadzić do całkowitego rozpadu więzów. - Można powiedzieć, że "odziedziczyłam" bycie gorszą i nieistotną w rodzinie - przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Klaudia z Warszawy.

W tym kontekście interesujące są także wyniki badań gerontologa Karla Pillemera z Cornell University, w których brało udział 275 matek i 671 (dorosłych już) dzieci. Wynika z nich, że faworyzowanie jednego z dzieci wpływa negatywnie na zdrowie psychiczne rodzeństwa w życiu dorosłym. Co ważne, jak pisze badacz, "nie ma znaczenia czy jesteś tym faworyzowanym, czy odrzuconym. Percepcja nierównego traktowania ma szkodliwy wpływ na wszystkie dzieci".

Toksyczne relacje można dziedziczyć

- Można powiedzieć, że "odziedziczyłam" bycie gorszą i nieistotną w rodzinie - przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Klaudia z Warszawy. W jej przypadku osobą, która wyróżnia jedno z wnucząt jest babcia. Kobieta taki sam mechanizm stosuje także w relacjach z synami. - Babcia faworyzowała zawsze mojego wujka, a dziś faworyzuje jego syna, a mojego brata ciotecznego – Piotra, choć ma z nim znikomy kontakt – opowiada moja rozmówczyni.

Klaudia podkreśla, że Piotr zawsze może liczyć na pomoc babci, także tę finansową. Kiedy zaś ona poinformowała, że chce się ustatkować i poprosiła o pieniądze, spotkała się z odmową. Ale kwestie materialne to jedynie wierzchołek góry lodowej.

- Odkąd pamiętam, nigdy nie miałam wsparcia ze strony babci. Nawet w czasie, gdy byłam jej jedyną wnuczką i mieszkałam z nią w jednym domu. Podobnie traktowała moich rodziców: nie mogli liczyć, że zaopiekuje się mną pod ich nieobecność. I nie chodziło o przyjemności a obowiązki zawodowe. Zawsze odmawiała – zwierza się Klaudia.

Zachowanie babci wpłynęło na relacje całej rodziny. - Z Piotrem nie mam kontaktu, jego matka odizolowała go od nas. Tym bardziej przykre, że mimo wszystko babcia dalej wręcza mu prezenty, przelewa pieniądze. Choć mam z nią stały kontakt, nigdy mi w niczym nie pomogła. Relacja taty z bratem też jest znikoma, bardzo słabo się dogadują – przyznaje kobieta.

Klaudię wspiera ojciec, który już dawno przestał liczyć na matkę, by oszczędzić sobie przykrości. Z babcią próbowali rozmawiać na ten temat wielokrotnie. Niestety bez skutku.

- W jej świecie każdy musi mówić tylko to, co ona chce usłyszeć. Dodatkowo stosuje manipulację, by wywołać w nas poczucie winy. Nawet, gdy używamy spokojnego tonu, jesteśmy delikatni, wymusza płacz, twierdzi, że się czepiamy. Tak naprawdę nie zależy mi już na tym, żeby mieć z babcią kontakt. Za dużo razy się zawiodłam – relacjonuje moja rozmówczyni.

- Gdy jeszcze żył mój dziadek, często "walczył" z nią o to, jak mnie traktuje, ale jego starania nic nie dawały. Dziś śmiało mogę podsumować, że tak naprawdę przez babcię nie ma już naszej rodziny – dodaje.

"W oczach mamy jestem nieudacznikiem"

O uwagę matki od wielu lat zabiega także Joanna, która bez chwili wahania przyznaje, że jej siostra od zawsze była traktowana dużo lepiej.

- Gdy byłyśmy małe, mnie czegoś nie było wolno, ale już moja siostra dostawała pozwolenie. Nic nie zmieniło się w kolejnych latach - ona mogła pojechać na jakiś wyjazd, ja, jeśli chciałam gdzieś jechać, musiałam uzbierać sobie pieniądze. Jej mama kupowała oryginalne ubrania, bo po prostu tego od niej wymagała, ja chodziłam w ubraniach z ciucha - opowiada.

- Moja siostra jest śliczna, chudziutka. Ja jestem grubsza. Jeśli ona wystroiła się w sukienkę, było wielkie "wow". Gdy ubrałam ją ja, słyszałam tylko komentarze przez które było mi przykro - kontynuuje.

W rozmowie z WP Kobieta Joanna przyznaje, że dokładnie ten sam mechanizm działa, gdy obie z siostrą są już dorosłe. - W oczach mojej mamy jestem życiowym nieudacznikiem, dziwakiem. Mam nieślubne dziecko, które wychowuję sama. Za to moja siostra ma dobrą pracę, męża i mieszka w dużym mieście. Ona też zresztą patrzy na mnie z wyższością, mamy słaby kontakt - mówi.

Mama Joanny, podobnie jak babcia Klaudii, nie widzi problemu: twierdzi, że traktuje córki tak samo i obraża się, gdy ktoś próbuje to kwestionować. Tymczasem moja rozmówczyni przekonuje, że właśnie przez relacje w domu zmaga się dziś z brakiem pewności siebie.

- Według mamy nigdy nie byłam dość dobra, dlatego ciągle czuję, że powinnam coś komuś udowadniać. Nawet w związkach. Bardzo trudno przekonać mi samą siebie, że zasługuję na miłość i szczęście - wyznaje.

Nierówne traktowanie to jeden z przejawów dysfunkcyjnego domu, dysfunkcyjnych rodziców i dysfunkcyjnego, czasem toksycznego rodzicielstwa. Jeżeli mamy do czynienia z porównywaniem w dorosłym życiu, prawdopodobnie dochodziło do niego już dzieciństwie – mówi w rozmowie z WP Kobieta Zuzanna Kuhl - certyfikowany coach i mentorka.

Obsadzanie dzieci w rolach

Kuhl zwraca uwagę, że w dysfunkcyjnych rodzinach dzieci są bardzo często obsadzane przez rodziców w konkretnych rolach. Tzw. "złote dziecko" jest ułożone, zazwyczaj najstarsze, zajmuje się młodszym rodzeństwem i bywa rodzicem dla swojego rodzica, co nazywamy parentyfikacją.

Jego przeciwieństwem jest tzw. "kozioł ofiarny", czyli dziecko, które jawnie przeciwstawia się toksycznym zachowaniom rodziców, buntuje się przeciwko nim, by zwrócić na siebie uwagę jest niegrzeczne, nieposłuszne.

- Tutaj najczęściej pojawiają się porównania. "Zobacz jaki, twój brat jest odpowiedzialny, samodzielny, zobacz, jak nam pomaga. A z tobą są same kłopoty" - mówią rodzice. W rodzinach, w których dzieje się coś niedobrego, najczęściej lepiej traktowane są dzieci, które sprawiają jak najmniej kłopotów (tzw. "ciche" lub "niewidzialne") lub te, które pomagają zatrzeć na zewnątrz wszystko, co dzieje się w domu. Dbają, by prawda o panujących w nim relacjach nie wyszła na światło dzienne – przekonuje ekspertka.

Jednocześnie uczula, że porównywanie rodzeństwa między sobą lub z dziećmi z otoczenia właściwie zawsze prowadzi do zaniżenia poczucia własnej wartości. - Nierówno traktowane dzieci nie dostają od rodziców bezwarunkowej wartości, wzrastają w poczuciu, że muszą sobie na nią zasłużyć. Przez to w dorosłe życie wchodzą z niskim poczuciem własnej wartości, co z kolei jest przyczyną niepowodzeń w życiu uczuciowym i zawodowym - tłumaczy Zuzanna Kuhl.

Dodaje także, że praca nad relacjami z rodzicami i rodzeństwem wymaga odwagi i może prowadzić do rozczarowań.

- Gdy przychodzą do mnie osoby borykające się z problemem nierównego traktowania, chcą zazwyczaj, by dostrzegło go także ich rodzeństwo. Niestety, zdarza się, że brat czy siostra staje po stronie rodziców, ponieważ nie chce analizować, wracać do pewnych kwestii. Nie ma na to rady – każdy ma swoją drogę i swój proces. Dlatego powtarzam, że mamy wpływ tylko na siebie i na własne życie, ewentualnie życie własnych dzieci - stwierdza.

Jedyne wyjście - zerwanie kontaktu?

Kuhl zaznacza, że toksyczność rodzin może przechodzić z pokolenia na pokolenie, choć nie powinno to nikogo usprawiedliwiać - wręcz przeciwnie – zachęcać do postawienia granic i koncentracji na sobie i swoich potrzebach.

- Granice są etapem, który od razu weryfikuje relacje z rodzicami i z każdą inną osobą. Jeżeli postawimy je w jasny i łagodny sposób, do czego mamy pełne prawo, a spotkamy się z ośmieszeniem, agresją czy przysłowiowymi fochami, od razu widzimy, że mamy do czynienia z toksyczną relacją – objaśnia.

Coach przyznaje też, odnosząc się do historii Klaudii, że w niektórych sytuacjach jedynym wyjściem jest zerwanie kontaktu.

- Babci, która nie chce rozmawiać i w ten sam sposób traktuje zarówno swoje dzieci, jak i wnuki, prawdopodobnie już nie zmienimy. Jeśli nie znajdziemy u niej miłości i zrozumienia, a nasze granice nadal nie będą respektowane, być może powinniśmy się odciąć. To oczywiście przykre, ale czasem jest jedyną szansą na uratowanie siebie i swoich dzieci – podsumowuje ekspertka.