Blisko ludziPandemiczne matki. "Gdy ma się trójkę, czwórkę dzieci to na świat patrzy się inaczej"

Pandemiczne matki. "Gdy ma się trójkę, czwórkę dzieci to na świat patrzy się inaczej"

Pandemiczne matki. "Gdy ma się trójkę, czwórkę dzieci to na świat patrzy się inaczej"
Źródło zdjęć: © Getty Images
24.05.2020 10:45, aktualizacja: 25.05.2020 07:59

Jeżeli czytasz to w piżamie, z kubkiem zimnej (wczorajszej, chyba?!) kawy, to się nie przejmuj. Psychologowie przekonują, że to też jest w porządku. Każdy radzi sobie ze stresową sytuacją na swój sposób, a pandemię i izolację do takich można zaliczyć. Maria razem z mężem zorganizowała koncert na balkonie, Józefina uszyła kilkaset maseczek…

Dzieli je kilkaset kilometrów, nie znają się. Mają troje lub czworo dzieci, domową edukację, edukację muzyczną, pracę, psa i dużo pasji. Jaki jest zwyczajny dzień Marii i Józefiny – z pewnością wyczerpujący, wypełniony często krzykiem – nie ich, ale kłócącego się rodzeństwa, ale też pełen miłości. Józefina na pytanie, czy coś dobrego wynika z kwarantanny, zamknięcia w domu powiedziała: "Myślę, że właśnie to, że dzieci są na wyciągnięcie ręki, nie uciekają na dwór, można pogadać, poprzytulać".

Maria Jung to mama trójki. Pierwsze w zerówce, drugie w trzeciej klasie i gra na klarnecie, trzecie w piątej i gra na wiolonczeli. Na 130 metrach kwadratowych wynajętego mieszkania w kamienicy mieści się: home office Marii i jej męża, sale ćwiczeń gry na instrumentach, pokoje dzieci…

Niby miejsca sporo, ale dla międzynarodowej rodziny, która przywykła do podróżowania, to nie lada wyzwanie - przebywać w domu przez tak długi czas. W marcu w czasie największej izolacji Maria zorganizowała razem z rodziną balkonowy koncert – sąsiedzi byli zachwyceni. Ciężko odpocząć, mówi: "Pracujesz a w tle głowy masz różne rzeczy, które to dzieci mają zrealizować do szkoły; nagrania dla nauczycieli szkoły muzycznej…. Wiosna, dzieci mają skok wzrostu, masę energii życiowej i pęd do przygód - a tu #zostanwdomu…. Można powiedzieć, że po ścianach chodzą". Edukacja domowa i muzyczna to jedno, próba pracy zdalnej to drugie, a trzecie - to pomaganie. "Od połowy marca współtworzę grupę Widzialna Ręka- Bydgoszcz, będącą odłamem ogólnopolskiej Widzialnej Ręki. Momentalnie znalazło się na niej 4500 bydgoszczan, gotowych nieść sąsiedzką, nieodpłatną pomoc. Moje zaangażowanie oznacza, że prawie nie mam czasu na pracę zawodową. Nie narzekam bo, pozwoliło mi to pokazać własnym dzieciom, swoim przykładem, co jest w życiu ważne." – uśmiecha się Maria.

Zobacz także: Koronawirus izoluje społecznie. Psycholog Agata Rakfalska-Vallicelli radzi, co powinniśmy zrobić

Nie zawsze jest tak słodko

"Ponadto prasa określiła mnie bydgoszczanką i po raz pierwszy jak tu mieszkam, poczułam więź z miastem. To dla mnie ważne, bo doskwierał mi brak korzeni (jestem warszawianką, mój maż paryżaninem, mieszkamy w Bydgoszczy od 2013 z powodu pracy). To doświadczenie choć bardzo intensywne, wręcz wypalające, dało mi tą moc identyfikacji, co jest tożsamościowo wspaniałe."

Nie zawsze jest tak słodko, trójka dzieci w domu to też dużo kłótni i bijatyk. "Bijatyki z rodzeństwem to jest to, co daje możliwość pogodzenia się, wybaczenia, omówienia sytuacji, nazwania różnic między nami, tego co dla kogoś jest trudne, a dla innego łatwe".

Tym, czego Maria obawiała się najbardziej, była konieczność kontaktu ze służbą zdrowia. Dzieci są bardzo sprawne fizycznie, ale ciągle próbują więcej, wyżej, dłużej… "Podczas tych 2 miesięcy mieliśmy 1 skręcona stopę (to akurat mąż, kule mamy własne), gwóźdź w pięcie (córka), grabie na czole (starszy syn), upadek z drzewa (młodszy syn), nożyczki w powiece (starszy syn), i kilka innych, już nie pamiętam jakich".

Harmonogram dnia szkolnego jest codziennie inny, ale to co pewne to kawa do łóżka – tak Marii i jej mężowi – udało się im wychować dzieci, tak że codziennie przestrzegają tego cudownego rytuału. Potem śniadanie dla całej piątki. Mąż Marii pracuje zdalnie, a Maria zaczyna pomaganie dzieciom w edukacji i koordynowanie Widzialnej Ręki w Bydgoszczy.

Obraz
© Archiwum prywatne

Po e-edukacji jest drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i dopiero o 20 kolacja, zawsze gorąca, tak jak we Francji. Jak rodzina Marii wprowadzała się do kamienicy to podwórko przypominało z jednej strony dżunglę, z drugiej złomowisko, uprzątnęli je tak, że teraz jest jak ogród. Gdy dzieci bawią się na podwórku to Maria, tak jak w ukochanej przez wszystkich książce o Bullerbyn – spuszcza im obiad w koszyku. Dzieci idą spać najpóźniej o 22, po rodzinnym oglądaniu filmów.

Obraz
© Archiwum prywatne

Ona sama unika seriali, kablówki, woli rozmowę albo po prostu idzie spać. Pytana o to skąd bierze siłę i cierpliwość – uśmiecha się i mówi, że "to taki trudniejszy czas, gdzie można sobie okazać bliskość". Maria podsumowuje, że najważniejsze w pandemii to wyjść z niej w zdrowiu psychicznym.

"W domu o to walczymy każdego dnia. I to jest walka, naprawdę. Łatwo się wypalić, zamęczyć, za bardzo obwiniać. Życie to nie Instagram. Życie w covidzie, kiedy masz dzieci, rodzinę, pracę, a nie masz dziadków - to tryb przetrwania. Zdrowie psychiczne jest najważniejsze, obyśmy latami się nie musieli leczyć z traumy."

Życie toczy się na balkonie

Józefina mama czwórki dzieci – najmłodsza jest w przedszkolu, chłopcy w podstawówce – pierwszej, trzeciej i szóstej klasie. Na pokładzie jest jeszcze przygarnięta ze schroniska suczka – Lusia. 70 metrów kwadratowych wypełnione jest książkami, zabawkami i szytymi przez Józefinę poduchami.

W szkolnym tygodniu pobudka około 8.30, krótki spacer z psem, wyprawienie męża do pracy i można zacząć szkołę online. Dzieci uczą się do 14.15. Młodsze wymagają pomocy w uruchamianiu komputera, ładowaniu Teamsów, starszy syn jest zamknięty w innym pokoju, wpada tylko do kuchni w czasie przerw coś zjeść. Każde dziecko je o swojej porze, kanapki, płatki albo świeżo upieczone ciasteczka francuskie – kuchnia działa non stop.

"W godzinach "lekcyjnych" staram się ogarnąć kuchnię, pranie, prysznic, ale w każdej chwili mogę zostać "wezwana" przez dziecko do asystowania przy lekcji. Z tego powodu większość rzeczy, które zaczynam robić, przerywam po kilka razy."

Do 70-metrowego mieszkania należy też spory balkon. To na nim ucina sobie drzemki. Jeszcze zanim zrobiło się cieplej – ubrana w sweter pod śpiworem "wychodziła" na godzinę na balkon, pospać, odpocząć i się dotlenić. "Równocześnie dużo jest między nami konfliktów, które pochłaniają masę moich nerwów. Dzieci nie mają swoich własnych pokoi i większość dnia spędzamy razem w salono-kuchni. A w ciepłe dni na balkonie kładziemy materacyk i poduchy i tam się toczy życie towarzyskie."

Jak ważne jest pomaganie?

Dzieci używają komputerów w czasie dnia szkolnego, dlatego tylko wieczorem Józefina może pracować zdalnie. "Wieczorem robię plakaty na zoomowe wydarzenia, obsługuję stronę facebookową i dbam o komunikację mailową. To wszystko wieczorem, bo wtedy mam dostęp do komputera." Po pracy Józefina, jak mówi "odpala maszynę do szycia" – to ją odpręża, szyje dodatki do domu, zabawki, a ostatnio maseczki dla: rodziny, przyjaciół, nauczycieli ze szkoły. "Po 22-giej, gdy już dzieci zasną, wyjdę z psem, mamy z mężem czas dla siebie i zazwyczaj usypiamy przy filmie..."

Jak przetrwać pandemię z dziećmi w domu? Gdy ma się trójkę, czwórkę dzieci to na świat patrzy się inaczej, spokojniej, do tego dla takich mam nie ma rzeczy niemożliwych. Maria oprócz balkonowych koncertów, wysprzątała podwórko, Józefina ma balkonowe królestwo i olbrzymie pokłady cierpliwości. Brakuje im chwili dla siebie, ale o tym nie opowiadają zbyt wiele, bo przecież mają tyle rzeczy do zrobienia, zajęć, które same sobie jeszcze dodatkowo znajdują. Jak skromnie wspominają, trzeba pokazywać dzieciom, jak ważne jest pomaganie.

Zobacz także: Siłaczki odc. 6. Cykl Klaudii Stabach. Dajemy kobietom wsparcie, na jakie zasługują

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (97)
Zobacz także